poniedziałek, 6 stycznia 2020

Przeddzień Ligi Pokemon


To miał być najlepszy dzień w moim życiu…

Tak ciężko pracowałem, by się tu dostać…

Marzyłem o tym od dziecka…

Dlaczego więc…?

Otworzyłem z trudem oczy, a moje pole widzenia obejmowało gęsty dym, rozprzestrzeniający się ogień oraz wszechobecny gruz. Leżałem na ziemi w centrum tego chaosu, nie mogąc się ruszyć. Ból już na mnie nie oddziaływał, czułem zbliżający się koniec. Obraz zniszczonej okolicy zaczął się rozmazywać, próbując zmusić mnie do zapadnięcia w sen, z którego nie ma przebudzenia.
- Tam ktoś leży…!! Jest bardzo poważnie ranny! Jak tak dalej pójdzie, to się wykrwawi… Pomóż mi, musimy go ratować!!! Proszę, wytrzymaj jeszcze trochę… - mówiły nieznajome głosy, zanim ponownie straciłem przytomność.

To wszystko…

Moja wymarzona liga miała się zacząć z samego rana, więc byłem pewny, że tej nocy nie usnę, dlatego nawet nie próbowałem. Gdy wszyscy już dawno się rozeszli, ja wciąż trenowałem z moimi podopiecznymi w oczekiwaniu na wielki dzień.
Latarnie oświetlały boisko treningowe, na którym przebywaliśmy od dobrych kilku godzin, a wokół panowała ciemność. Nienaturalna cisza i spokój sprawiła, że poczułem lekki niepokój, ale zignorowałem ostrzeżenie. Czy gdybym posłuchał wtedy swojej intuicji, coś by to zmieniło?
Nagle dziwne światło przyciągnęło moją uwagę na niebie, a następnie pamiętam tylko wielki wybuch.

Czym zawiniłem?

- Graaargh!!!
Usłyszałem bardzo głośny ryk, który pomógł mi odzyskać przytomność. Przed moimi oczami ujrzałem zmartwionego Charizard’a.
- Jakoś żyję… - oznajmiłem, powoli podnosząc się z ziemi.
Przez pył unoszący się w powietrzu zacząłem kasłać, więc zasłoniłem usta dłonią i rozejrzałem się wokół siebie.
- Co się do cholery stało!? – zastanawiałem się w myślach.
Wcześniej wspomniany pył utrudniał także widoczność, ale pośród zniszczonej okolicy zdołałem dostrzec w pobliżu swoje pokemony, które reagując na mój głos, natychmiast do mnie dołączyły, na szczęście w jednym kawałku.
Prawie wszystko wokół boiska zostało zniszczone, szczęście miała na przykład jedna z lamp, która co prawda z przerwami, ale wciąż świeciła albo część budynku obok. Na środku boiska powstała niewielka jak na taką moc rażenia dziura, ale pył był tam zdecydowanie najgęściejszy, dlatego widoczność sięgała blisko zera.
Coś mi nie dawało spokoju, więc spojrzałem raz jeszcze na swoich podopiecznych.
- Dwóch brakuje… - powiedziałem w myślach, nerwowo rozglądając się po okolicy. – Charizard wzbij się w powietrze i skrzydłami pozbądź się tego pyłu! – rozkazałem w pośpiechu.
Pokemon natychmiast wykonał polecenie, a naszym oczom ukazał się przerażający widok. Moje źrenice gwałtownie się rozszerzyły, a świat jakby na chwilę się zatrzymał, gdy ujrzałem skupisko czarnej jak smoła energii, z której wychodziły mackowate kończyny miażdżące ciała moich brakujących podopiecznych – Kingler’a i Cloyster.
- AAAAAAAAAAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – wrzasnąłem przepełniony strachem, smutkiem i gniewem.
Złowroga forma życia czymkolwiek była, nawet nie zwróciła na mnie uwagi, kontynuowała zabawę martwymi zabawkami.
- CHARIZARD MIOTACZ PŁOMIENI!!!!!!!!!!!!!!!!! – rozkazałem kierowany przez głupotę i ignorancję.
Wściekły ogień pokemona, który także stracił kontrolę nad sobą, uderzył z wielką siłą w napastnika. Powstał kolejny wybuch, pochłonął zarówno cel, jak i ciała Kingler’a oraz Cloyster, o czym żaden z nas nie pomyślał.
Furia całkowicie pochłonęła Charizard’a, zaczął strzelać płomiennymi pociskami wszędzie, gdzie tylko się da. Chciałem podbiec i go uspokoić, ale widok potwora, którego powinien pochłonąć ogień, sparaliżował moje ciało.
Jedna z mackowatych kończyn zamieniła się w ostry miecz, a następnie głowa Charizard’a została odłączona od ciała.
- Nie… - wymamrotałem pod nosem, czując, jakby coś miało mnie rozsadzić od środka.
Reszta moich pokemonów przeżyła podobny szok i nie do końca wiedziała, co się dzieje. Poliwrath, czując więcej złości niż strachu, rzucił się na mordercę z pięściami, a ja nie mogłem nic zrobić, żeby go powstrzymać. Ostrze przebiło mojego podopiecznego na wylot, kończąc jego żywot. Martwe ciało zostało rzucone z pogardą na ziemię.
- Przestań… - wyszeptałem, gdy moją twarz zalały łzy.
Widząc, w jakim jestem stanie, pozostała trójka towarzyszących mi stworzeń uzgodniła coś szybko między sobą, a po chwili przystąpiła do działania. Nawet nie pomyślałem, żeby ukryć ich w poke ball’ach.
Ivysaur i Metapod wyraźnie przerażeni zaczęli atakować monstrum kulą energii i elektrosiecią, w czasie gdy Glalie próbował przywrócić mnie do normalnego stanu, atakując z całej siły w brzuch. Piekielnie mocny cios sprawił, że przynajmniej mogłem się już ruszać, pokemon zauważył to i próbował mnie stamtąd zabrać.
- To ja powinienem ich bronić, a nie oni mnie… jestem zwykłym śmieciem… czemu po prostu nie uciekliśmy!!!??? – mówiłem w myślach, nie mogąc oderwać wzroku od dwójki podopiecznych, która za wszelką cenę próbowała dać mi szansę na ucieczkę.
Glalie przesuwał mnie swoim ciałem, gdy dalej stałem jak słup, mówiąc coś w swoim języku, co znaczyło najpewniej, żebym zaczął w końcu uciekać.
Złowroga forma życia po raz kolejny wyrwała mi serce z piersi przecinając Ivysaur’a i Metapod’a na pół tuż przed moimi oczami.
Pogrążony w rozpaczy i niezdolny do ucieczki zdobyłem się tylko na dwa słowa, które skierowałem w stronę mojego ostatniego przyjaciela.
- Uciekaj… proszę…
Glalie nawet nie wziął pod uwagę moich słów i pchnął mnie, jak najdalej tylko mógł, a następnie ruszył wściekle w stronę monstrum.
- NIEEEEEEEEE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!! – wrzasnąłem, biegnąc w ich stronę, ale było już za późno.
Jedna z kończyn przypominająca ludzką dłoń zacisnęła się na moim podopiecznym, potwór jakby od niechcenia wzmocnił uścisk, krusząc twarde ciało Glalie i odrzucił je na bok jak jakiegoś śmiecia. Wtedy coś we mnie nieodwracalnie pękło, patrzyłem tylko przed siebie martwym wzrokiem, nie mogąc zrobić nic więcej.
Mordercza istota ustała tuż przede mną, wtedy po raz pierwszy ujrzałem kształt twarzy wewnątrz czarnej energii. Puste, a zarazem przepełnione żądzą mordu oczy, były tak dzikie i złowrogie, że niemal wypaliły mi moje własne. Po krótkim kontakcie wzrokowym stało się coś, czego nigdy bym się nie spodziewał. Kąciki ust potwora utworzyły przerażający szeroki uśmiech.
Zostałem uznany za niewartego zabijania, ponieważ zostawił mnie i zaczął gdzieś iść.
- Ty skurwielu… - wymamrotałem.
Czy istnieje emocja umiejąca przytłoczyć wszystkie inne? W tamtej chwili przekonałem się, że istnieje i jest nią gniew.
Poczułem przytłaczającą wściekłość, która cały czas rosła i wpadłem w niekontrolowaną furię. Choć byłem tylko głupim, żałosnym, nic nieznaczącym i bezsilnym człowiekiem nie mogłem tego tak zostawić. Z całych sił pobiegłem w jego stronę, a gdy był już w moim zasięgu, wziąłem potężny zamach prawą ręką, w którą przelałem cały swój gniew. Monstrum nawet się nie odwróciło, kiedy odcinało moją jedyną broń.
Upadłem na ziemię, bardzo szybko tworząc przy sobie kałużę krwi. Mój oprawca zniknął gdzieś w ciemnościach. Ból był nie do zniesienia, ale nie ten pochodzący z odciętej kończyny tylko ze straty wszystkich przyjaciół.
Łzy ponownie niczym tsunami zalały całą moją twarz.
- Przepraszam… że jestem taki… słaby… - powiedziałem z trudem. – Chciałbym… urodzić się… silniejszym…

Nigdy tego nie zapomnę…

Byłoby lepiej dla mnie, gdybym wtedy umarł, ale niestety obudziłem się w szpitalu, nie mam pojęcia po jak długim czasie. Wrzeszczałem i płakałem kilka godzin non stop, gdy wszystko sobie przypomniałem. Kiedy w końcu się uspokoiłem do pokoju, w którym leżałem, weszli policjant i policjantka razem z pielęgniarką.
- Chcielibyśmy z panem porozmawiać, nie będzie z tym przeszkód? – zapytał wprost policjant.
- Nie mogą państwo zaczekać trochę dłużej? Niedawno się obudził i wciąż jest zbyt słaby… - wtrąciła się z troską pielęgniarka.
- Rozumiemy to, ale mamy nakaz z góry… - wyjaśniła policjantka.
- Szybko… - wymamrotałem bez życia.
Pielęgniarka opuściła pokój, zostawiając naszą trójkę samą. Policjant od razu przeszedł do rzeczy.
- Pamięta pan, co się stało?
- Tak…
- Co spowodowało takie szkody?
- Nie wiem…
- Co zabiło pańskie pokemony?
- Nie wiem…
- …  Co się tam stało?
- Nie wiem…
Policjant lekko się podirytował.
- Pan je zabił?
Zamurowało mnie, po chwilowej ciszy spojrzałem w jego stronę z najgorszym wyrazem twarzy, jaki potrafiłem zrobić.
- Co?
Policjant uśmiechnął się.
- Proszę zastanowić się nad odpowiedzią, kto lub co jest mordercą?
- Pierdolony potwór, proszę pana… a teraz wyjdźcie.
- Dobrze, jak wyglądał ten potwór?
- Zostawcie mnie w spokoju… - wyszeptałem z twarzą schowaną w dłoniach.
- Co pan robił o tak późnej porze na zewnątrz?
- Precz stąd…
- Czemu tylko pan przeżył?
- ZOSTAWCIE MNIE W SPOKOJU!!!!!!!!! – wrzasnąłem na cały głos. – Moi jedyni przyjaciele zostali zabici… moje życie na zawsze już przestało istnieć… nie mam po co być na tym świecie… czuję tylko ból i gniew… zostałem sam i straciłem rękę, a wy jeszcze próbujecie mnie dobić!!??
Policjantka zabrała głos i niespodziewanie dała mi nadzieję.
- Jeden z pańskich podopiecznych jakimś cudem przeżył, choć jest w krytycznym stanie…
- ZABIERZCIE MNIE DO NIEGO!!!!!
Nie czekając ani chwili zaprowadzili mnie do drugiej części szpitala, w której zajmowano się także pokemonami. Gdy dotarliśmy do odpowiedniego pokoju, byłem świadkiem cudu. Glalie w specjalnym lodowym łóżku wciąż oddychał, choć jego ciało było tak zmasakrowane, że sprawiało wrażenie, jakby zaraz miało się rozsypać na drobne kawałeczki.
- Glalie… - wymamrotałem przepełniony szalejącymi emocjami.
Pokemon ledwo mógł otworzyć część oczu przez otrzymane obrażenia, więc nie wiedziałem, czy cokolwiek widzi, ale odpowiedział cichym dźwiękiem na moje zawołanie. Nie mógł się ruszać, dlatego czym prędzej do niego podbiegłem, choć mój stan prawie mi na to nie pozwolił.
Glalie, wyczuwając mnie, cicho jęknął, a w kącikach jego pokiereszowanych oczu pojawiły się małe łezki. Byłem taki szczęśliwy, bałem się go dotknąć, więc tylko patrzyłem na niego z bliska i zacząłem płakać aż do utraty sił.
- Dziękuję, że żyjesz…

Nigdy ci nie wybaczę…

4 komentarze:

  1. Zakończenie po latach czy powrót!
    Powodzenia ogólnie, czekam czy się rozwinie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To alternatywna historia w formie one-shot'u z otwartą furtką na ewentualne kontynuowanie.
      Póki co nie wracam, ale się zastanawiam od jakiegoś czasu i chęć rośnie.
      Dziękuję.

      Usuń
  2. O bosz, zrobiłeś wejście smoka tym rozdziałem. Nadal nie mogę się otrząsnąć po przeczytaniu. W głębi ducha mam nadzieję, że to był tylko koszmar Michała i wszyscy jego podopieczni żyją i mają się dobrze.
    No wbiłeś mnie w fotel, potrafisz czytelnika zaskoczyć i wzbudzić w nim emocji. Fajny powrót po tak długiej przerwie i lecę czytać dalej.

    OdpowiedzUsuń