Michał i trójka jego przyjaciół po ponownym przejściu przez Las Wertański miała już prostą drogę do miasta. Postanowili zrobić sobie przerwę zważywszy na intensywny chód, który towarzyszył im przez cały dzień. Był wczesny wieczór, słońce zaczęło powoli zachodzić jednak wcale mu się nie śpieszyło. Znajdowali się na polanie przy drodze. Amelia i Dave odpoczywali leżąc na wzniesieniu, a Michał i Droy trenowali walkę mieczem kawałek dalej.
-Glalie lie... - wymamrotał pokemon przyglądając się sparingowi.
Hannys z niezwykłą intensywnością napierał na Zoldrey'a wykonując zamaszyste ruchy swoim sztyletem zmuszając przeciwnika do obrony. Nie wymachiwał już bronią bezsensownie wokół siebie, jego ruchy były bardziej przemyślane i opanowane. Gdy wypatrzył lukę w obronie Michała postanowił zaatakować od dołu chwytając sztylet oburącz. Atak był skierowany w podbródek i wszystko wskazywało na to, że się powiedzie, ale Zoldrey w ostatniej odskoczył kawałek do tyłu by po chwili zrobić zamach z prawej strony, również oburącz. Wyglądało na to, że nastolatek włożył w wyprowadzenie tego ciosu dużo siły, lecz Droy z problemami zdołał to zablokować. Sparing na tym się zakończył.
-Dobra robota, naprawdę - pochwalił przyjaciela Michał.
-Dzięki - odparł Droy ścierając pot z czoła.
-Swoją droga nie przetrenowujesz się? Ostatnimi czasy kiedy tylko możesz ćwiczysz, nawet nie śpisz zbyt wiele...
-Jest dobrze, wysokie umiejętności w walce mieczem to mój cel - chcę żeby jak najszybciej stały się większe i większe... - wyjaśnił blondyn.
-Nie wiem czy taka intensywność ci nie zaszkodzi... - nasunął brunet.
-Czuję się dobrze, jestem może trochę zmęczony, ale nic mi nie będzie. Dzięki za troskę - powiedział Droy.
-Tylko nie przesadź - uśmiechnął się Michał, a wraz z nim także adresat tych słów.
-Glalie lie... - wymamrotał pokemon przyglądając się sparingowi.
Hannys z niezwykłą intensywnością napierał na Zoldrey'a wykonując zamaszyste ruchy swoim sztyletem zmuszając przeciwnika do obrony. Nie wymachiwał już bronią bezsensownie wokół siebie, jego ruchy były bardziej przemyślane i opanowane. Gdy wypatrzył lukę w obronie Michała postanowił zaatakować od dołu chwytając sztylet oburącz. Atak był skierowany w podbródek i wszystko wskazywało na to, że się powiedzie, ale Zoldrey w ostatniej odskoczył kawałek do tyłu by po chwili zrobić zamach z prawej strony, również oburącz. Wyglądało na to, że nastolatek włożył w wyprowadzenie tego ciosu dużo siły, lecz Droy z problemami zdołał to zablokować. Sparing na tym się zakończył.
-Dobra robota, naprawdę - pochwalił przyjaciela Michał.
-Dzięki - odparł Droy ścierając pot z czoła.
-Swoją droga nie przetrenowujesz się? Ostatnimi czasy kiedy tylko możesz ćwiczysz, nawet nie śpisz zbyt wiele...
-Jest dobrze, wysokie umiejętności w walce mieczem to mój cel - chcę żeby jak najszybciej stały się większe i większe... - wyjaśnił blondyn.
-Nie wiem czy taka intensywność ci nie zaszkodzi... - nasunął brunet.
-Czuję się dobrze, jestem może trochę zmęczony, ale nic mi nie będzie. Dzięki za troskę - powiedział Droy.
-Tylko nie przesadź - uśmiechnął się Michał, a wraz z nim także adresat tych słów.
Chwilę później dwójka nastolatków dołączyła do Amelii i Dave'a na wzniesieniu. Wspólnie zdecydowali, że pora coś zjeść i wypuścili z pokeballi swoich podopiecznych którzy podzielali ich zdanie. Następnie wszyscy przystąpili do konsumpcji, w przypadku pokemonów karmy, a ich trenerów różnego rodzaju "przenośnego" jedzenia. Czwórka przyjaciół siedząc po turecku rozpoczęła rozmowę.
-Wertania jest już tak blisko, świetnie się składa... - zaczął radośnie Michał.
-Nie wiesz za wiele o tamtejszym liderze prawda? - zapytał twierdząco Droy.
-Kompletnie nic.
-Tak myślałem. Swoją drogą w ogóle o nim nie słyszałem... - stwierdził blondyn.
-To dlatego, że nie tak dawno temu stał się liderem - wtrącił Dave.
-Z takimi jest zazwyczaj najgorzej. O innych liderach zawsze krąży naprawdę dużo informacji, ale gdy przychodzi ktoś nowy jak on to nie wiadomo czego się spodziewać, trzeba przekonać się na własnej skórze... - powiedział Hannys spoglądając w stronę Michała.
-Przypomniało mi się, że coś chyba jednak kiedyś o nim słyszałem, a dokładniej, że ma specyficzny styl walki itp, ale to nie problem - oznajmił z uśmiechem Zoldrey.
-A to czemu? - zapytał Ward.
-Bo jestem naprawdę w dobrej formie, nawet jeśli mnie zaskoczy to myślę, że sobie poradzę. Tak po prostu czuję i będę podtrzymywał tą pewność siebie - wytłumaczył sprawiając, że Dave i Droy także się uśmiechnęli.
-Tylko go nie zlekceważ - przestrzegł Hannys.
-Nie zrobię tego - odpowiadając spojrzał w stronę Amelii.
Dziewczyna wyglądała na zamyśloną i całkowicie pozbawioną apetytu.
-Halo, Amelia? - powiedział do niej.
Czerwonowłosa po dłuższej chwili odpowiedziała.
-T-tak...?
-Coś się stało? Jesteś jakaś bez energii i to nie tylko dzisiaj... - oznajmił zdradzając zauważone zmiany w jej zachowaniu.
-Nie, nie nic mi nie jest! - odparła z o wiele szybszą reakcją. - Nie wyspałam się, poza tym chyba bierze mnie jakieś choróbsko... - zaśmiała się przymrużając oczy.
Na widok nieprzekonanej co do jej słów twarzy Michała lekko westchnęła.
-No dobra... może jeszcze do tego mam trochę zły nastrój, wybaczcie.
-W porządku każdemu się zdarza - stwierdził Zoldrey z lekkim uśmiechem.
-Właśnie - potwierdził jego słowa Droy.
-Nawet mi... - dodał Dave wzruszając ramionami.
-... Dzięki za wyrozumiałość.
Gdy Sandslash kończył posiłek wyczuł coś w okolicy i podbiegł kawałek za obozowisko by to sprawdzić. Nie umknęło to uwadze Michała.
-Sandslash co jest? - zapytał idąc w jego stronę.
Po chwili gdy go dogonił ujrzał zbliżającego się w ich stronę opancerzonego nosorożca i jakiegoś mężczyznę, który na nim siedział. Nastolatek wyciągnął pokedex by uzupełnić dane.
Rhyhorn - opancerzony pokemon. Rhyhorn biegnie w prostej linii taranując wszystko na swojej drodze. To dla niego nie problem nawet jeśli zderzy się z blokiem stali, ewentualnie następnego dnia może odczuć trochę bólu.
Pokemon zatrzymał się tuż przed nimi, a wtedy Michał zlustrował ujeżdżającego go trenera. Mężczyzna miał krótkie blond włosy i ubrany był w czarny płaszcz i czarne spodnie. Jego sylwetka była zwyczajna. Na przepełnionej zarostem twarzy widniała surowa mina.
-Michał Zoldrey prawda? - powiedział schodząc z Rhyhorna.
Chłopak był zaskoczony, ale bardzo szybko się z tego otrząsnął, bo dobrze wiedział, że takie rzeczy nie powinny go już dziwić.
-Mogę w czymś pomóc? - odpowiedział.
-Gdzie jest mój syn Dave?
Tego zdziwienia nie mógł opanować.
-Dave to pana syn?
W tamtej chwili dołączyła do nich pozostała trójka.
-Tato? Co ty tu robisz? - zapytał na start zaskoczony Dave.
Mężczyzna rozejrzał się wokoło i powiedział.
-Nazywam się Robert Ward, wybaczcie moje maniery - zwrócił się w stronę przyjaciół swojego potomka, a następnie przeniósł wzrok w jego stronę. - Jestem tu by zabrać cię do domu synu - oznajmił z poważnym wyrazem twarzy.
-Jak to!? - warknął młody Ward.
Wraz z nastaniem ciszy dał o sobie znać przelotny wiatr.
-Ty chyba sobie żartujesz, to zbyt nagłe! - krzyknął podirytowany Dave.
-Nagłe? Oj nie. I tak z ledwością puściłem cię w podróż gdy wróciłem do domu po tym jak zaobserwowałem nagły wzrost niebezpieczeństwa w regionie Kanto. Jakoś mnie ubłagałeś, bo nie było jeszcze tak źle, ale teraz? To co się dzieje to gruba przesada - wytłumaczył Robert.
Michał i reszta postanowiła nie wtrącać się w ich rozmowę, w końcu i tak nie mieli za wiele do powiedzenia.
-Nie powiem, że to nie prawda, ale jakoś sobie radzimy, poza tym... - próbował powiedzieć Dave.
-DAVE!! - przerwał mu podwyższonym tonem ojciec. - Jaki rodzic pozwala by jego dziecko szło prosto w objęcia śmierci? Gdyby to były normalne warunki nie musiałbym tak interweniować, ale ty Dave jesteś najbliżej zagrożenia!!!
-Co...? - wymamrotał piętnastoletni blondyn.
-Twój przyjaciel jest niebezpieczny i ma jakiś związek z tym całym Viperem, to nie podlega wątpliwości.
Michał spuścił nieznacznie wzrok.
-Ej tato! - upomniał go syn.
-Nie wiadomo kim i czym jest, jestem pewien, że nawet ty tego nie wiesz!
-TATO PRZESTAŃ!!
-NIE MOGĘ CI POZWOLIĆ DALEJ KONTYNUOWAĆ TEJ PODRÓŻY!! - oznajmił surowo Robert.
-Wertania jest już tak blisko, świetnie się składa... - zaczął radośnie Michał.
-Nie wiesz za wiele o tamtejszym liderze prawda? - zapytał twierdząco Droy.
-Kompletnie nic.
-Tak myślałem. Swoją drogą w ogóle o nim nie słyszałem... - stwierdził blondyn.
-To dlatego, że nie tak dawno temu stał się liderem - wtrącił Dave.
-Z takimi jest zazwyczaj najgorzej. O innych liderach zawsze krąży naprawdę dużo informacji, ale gdy przychodzi ktoś nowy jak on to nie wiadomo czego się spodziewać, trzeba przekonać się na własnej skórze... - powiedział Hannys spoglądając w stronę Michała.
-Przypomniało mi się, że coś chyba jednak kiedyś o nim słyszałem, a dokładniej, że ma specyficzny styl walki itp, ale to nie problem - oznajmił z uśmiechem Zoldrey.
-A to czemu? - zapytał Ward.
-Bo jestem naprawdę w dobrej formie, nawet jeśli mnie zaskoczy to myślę, że sobie poradzę. Tak po prostu czuję i będę podtrzymywał tą pewność siebie - wytłumaczył sprawiając, że Dave i Droy także się uśmiechnęli.
-Tylko go nie zlekceważ - przestrzegł Hannys.
-Nie zrobię tego - odpowiadając spojrzał w stronę Amelii.
Dziewczyna wyglądała na zamyśloną i całkowicie pozbawioną apetytu.
-Halo, Amelia? - powiedział do niej.
Czerwonowłosa po dłuższej chwili odpowiedziała.
-T-tak...?
-Coś się stało? Jesteś jakaś bez energii i to nie tylko dzisiaj... - oznajmił zdradzając zauważone zmiany w jej zachowaniu.
-Nie, nie nic mi nie jest! - odparła z o wiele szybszą reakcją. - Nie wyspałam się, poza tym chyba bierze mnie jakieś choróbsko... - zaśmiała się przymrużając oczy.
Na widok nieprzekonanej co do jej słów twarzy Michała lekko westchnęła.
-No dobra... może jeszcze do tego mam trochę zły nastrój, wybaczcie.
-W porządku każdemu się zdarza - stwierdził Zoldrey z lekkim uśmiechem.
-Właśnie - potwierdził jego słowa Droy.
-Nawet mi... - dodał Dave wzruszając ramionami.
-... Dzięki za wyrozumiałość.
Gdy Sandslash kończył posiłek wyczuł coś w okolicy i podbiegł kawałek za obozowisko by to sprawdzić. Nie umknęło to uwadze Michała.
-Sandslash co jest? - zapytał idąc w jego stronę.
Po chwili gdy go dogonił ujrzał zbliżającego się w ich stronę opancerzonego nosorożca i jakiegoś mężczyznę, który na nim siedział. Nastolatek wyciągnął pokedex by uzupełnić dane.
Rhyhorn - opancerzony pokemon. Rhyhorn biegnie w prostej linii taranując wszystko na swojej drodze. To dla niego nie problem nawet jeśli zderzy się z blokiem stali, ewentualnie następnego dnia może odczuć trochę bólu.
Pokemon zatrzymał się tuż przed nimi, a wtedy Michał zlustrował ujeżdżającego go trenera. Mężczyzna miał krótkie blond włosy i ubrany był w czarny płaszcz i czarne spodnie. Jego sylwetka była zwyczajna. Na przepełnionej zarostem twarzy widniała surowa mina.
-Michał Zoldrey prawda? - powiedział schodząc z Rhyhorna.
Chłopak był zaskoczony, ale bardzo szybko się z tego otrząsnął, bo dobrze wiedział, że takie rzeczy nie powinny go już dziwić.
-Mogę w czymś pomóc? - odpowiedział.
-Gdzie jest mój syn Dave?
Tego zdziwienia nie mógł opanować.
-Dave to pana syn?
W tamtej chwili dołączyła do nich pozostała trójka.
-Tato? Co ty tu robisz? - zapytał na start zaskoczony Dave.
Mężczyzna rozejrzał się wokoło i powiedział.
-Nazywam się Robert Ward, wybaczcie moje maniery - zwrócił się w stronę przyjaciół swojego potomka, a następnie przeniósł wzrok w jego stronę. - Jestem tu by zabrać cię do domu synu - oznajmił z poważnym wyrazem twarzy.
-Jak to!? - warknął młody Ward.
Wraz z nastaniem ciszy dał o sobie znać przelotny wiatr.
-Ty chyba sobie żartujesz, to zbyt nagłe! - krzyknął podirytowany Dave.
-Nagłe? Oj nie. I tak z ledwością puściłem cię w podróż gdy wróciłem do domu po tym jak zaobserwowałem nagły wzrost niebezpieczeństwa w regionie Kanto. Jakoś mnie ubłagałeś, bo nie było jeszcze tak źle, ale teraz? To co się dzieje to gruba przesada - wytłumaczył Robert.
Michał i reszta postanowiła nie wtrącać się w ich rozmowę, w końcu i tak nie mieli za wiele do powiedzenia.
-Nie powiem, że to nie prawda, ale jakoś sobie radzimy, poza tym... - próbował powiedzieć Dave.
-DAVE!! - przerwał mu podwyższonym tonem ojciec. - Jaki rodzic pozwala by jego dziecko szło prosto w objęcia śmierci? Gdyby to były normalne warunki nie musiałbym tak interweniować, ale ty Dave jesteś najbliżej zagrożenia!!!
-Co...? - wymamrotał piętnastoletni blondyn.
-Twój przyjaciel jest niebezpieczny i ma jakiś związek z tym całym Viperem, to nie podlega wątpliwości.
Michał spuścił nieznacznie wzrok.
-Ej tato! - upomniał go syn.
-Nie wiadomo kim i czym jest, jestem pewien, że nawet ty tego nie wiesz!
-TATO PRZESTAŃ!!
-NIE MOGĘ CI POZWOLIĆ DALEJ KONTYNUOWAĆ TEJ PODRÓŻY!! - oznajmił surowo Robert.
-NIE ZGADZAM SIĘ NA TO!! - przeciwstawiał się Dave.
-Dave, twój tata ma rację - powiedział nagle Michał podnosząc z powrotem wzrok po tym jak zamkniętymi oczami lustrował podłoże.
Uwaga wszystkich została przeniesiona na nastolatka, a młody Ward przystąpił do nerwowego tłumaczenia.
-On nie wie co mówi i...!
-W porządku - przerwał mu Zoldrey. - To prawda, że jestem niebezpieczny i niebezpiecznie jest ze mną przebywać, na pewno jesteś tego świadom... - oznajmił z pogodnym wyrazem twarzy.
Dave próbował coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Michał zareagował na to delikatnym uśmiechem.
-Lepiej żeby nie było mnie przy tobie...
-... PRZESTAŃ!! - warknął ze złością blondyn.
-... ALE!! Jeśli chcesz ze mną podróżować to nie zabronię ci tego, to od ciebie zależy decyzja. Ja tylko mówię co według mnie byłoby dla ciebie lepsze. Jednak spróbuj zrozumieć ojca, jesteś jego oczkiem w głowie, nic dziwnego, że aż tak bardzo się o ciebie martwi i próbuje uchronić od niebezpieczeństwa... gdyby... mój żył w takiej sytuacji zachowałby się na pewno tak samo. Dlatego weź wszystko pod uwagę... - oznajmił z wielkim opanowaniem Michał.
Słowa przyjaciela w wielkim stopniu przemówiły do Dave'a. Przytaknął i zwrócił się do ojca.
-Tato ja... chcę dalej podróżować z Michałem i nie ustąpię - powiedział pewny siebie blondyn.
Robert głośno westchnął i podrapał się po głowie.
-Dlaczego tak bardzo chcecie przebywać w jego otoczeniu i dlaczego aż tak mu ufacie, możecie mi to wytłumaczyć? - zapytał całą trójkę.
Jako pierwszy zabrał głos Droy.
-Ponieważ wiem, że nie jest zły. Uratował mnie i pomógł wiele razy, naprawdę wiele mu zawdzięczam.
Amelia zabrała głos jako druga.
-Ponieważ natchnął mnie i pomógł znaleźć w życiu sens, zawsze mam w nim oparcie. Wyciągnął mnie z ogromnego dołka.
-A ty Dave? - zapytał Robert.
-... Ponieważ jako pierwszy w pełni mnie zaakceptował.
Słysząc to wszystko Michałowi zrobiło się cieplej w sercu.
-... To chyba jeszcze nie czas by traktować cię jak dorosłego synu.
Po spojrzeniu na twarz Dave'a zaczął mówić dalej.
-Nie patrz tak na mnie, chciałbym móc puścić cię dalej, ale nie ma gwarancji, że nie zostaniesz w coś wplątany. Mimo, że tak ładnie o nim mówicie to coś w sprawie Vipera musi być na rzeczy. Wybacz, że tak o tobie mówię, ale takie są okoliczności, a mi zależy na bezpieczeństwie syna - zwrócił się w stronę Michała.
-Rozumiem pana.
-Dave... nie chce żebyś zginął - wyznał Robert.
-Wierzę w Michała, a podróż z nim pomimo wielu przeciwności losu to spełnienie moich marzeń. Proszę pozwól mi ją kontynuować - powiedział błagalnym tonem młody Ward.
-Dave...
-Tato proszę nie zabieraj mi tego, dzięki temu może będę mógł stać się kimś więcej... - mówiąc to powstrzymywał się od łez.
W Robercie również buzowały emocje, ale nie pokazywał tego po sobie.
-Wiem, że moje słowa nie są wiarygodne, ale... mimo, że może brakować mi sił, jeśli będzie trzeba zrobię wszystko by obronić pana syna, bo to mój przyjaciel - oznajmił Michał patrząc prosto w oczy ojca Dave'a.
Robert przez chwilę się nie odzywał.
-... Wiecie, rozmawiając tu z wami zacząłem się zastanawiać dlaczego tak miły chłopak jak ty jest posądzany o takie rzeczy - wyznał z pogodnym wyrazem twarzy.
Michał tylko się uśmiechnął.
-Dave, naprawdę chcesz zaryzykować utratą życia w tej podróży?
-Tak... choć bardzo się boje to dzięki temu mogę stać się prawdziwym mężczyzną - powiedział ze łzami w oczach.
-Ty już wyrosłeś na prawdziwego mężczyznę synu - odparł Robert podchodząc do syna i przytulając go mocno.
Michał, Amelia i Droy uśmiechnęli się czule.
-Gdybym zabrał to na czym tak bardzo ci zależy, chodziłoby to za mną do końca życia. To twoja męska decyzja, nie dziecięca, dlatego masz moje pozwolenie... - oznajmił Robert.
-Dziękuję tato...!
-Tylko uważaj na siebie! Razem z mamą jesteśmy z ciebie dumni.
Po chwili Robert wstał i jeszcze raz spojrzał na Michała.
-Nie wiem czemu... ale jest coś w tobie co sprawia, że chce na ciebie postawić - powiedział patrząc na niego już w zupełnie inny sposób.
-A co jeśli to co pan usłyszał to tylko kłamstwo?
-Myślę, że to prawda... wystarczy na ciebie spojrzeć - oznajmił Robert zaskakując Michała. - Proszę zaopiekujcie się moim synem - zwrócił się do całej trójki.
Następnie po wymienieniu tych słów nastąpiło ojcowsko-synowskie pożegnanie po którym przez długi czas na twarzy Dave'a widniał szczery do bólu uśmiech.
*Wygląda na to, że dopóki Viper żyje takie sytuacje mogą stać się normą...* - stwierdził Michał.
-Dave, twój tata ma rację - powiedział nagle Michał podnosząc z powrotem wzrok po tym jak zamkniętymi oczami lustrował podłoże.
Uwaga wszystkich została przeniesiona na nastolatka, a młody Ward przystąpił do nerwowego tłumaczenia.
-On nie wie co mówi i...!
-W porządku - przerwał mu Zoldrey. - To prawda, że jestem niebezpieczny i niebezpiecznie jest ze mną przebywać, na pewno jesteś tego świadom... - oznajmił z pogodnym wyrazem twarzy.
Dave próbował coś powiedzieć, ale nie wiedział co. Michał zareagował na to delikatnym uśmiechem.
-Lepiej żeby nie było mnie przy tobie...
-... PRZESTAŃ!! - warknął ze złością blondyn.
-... ALE!! Jeśli chcesz ze mną podróżować to nie zabronię ci tego, to od ciebie zależy decyzja. Ja tylko mówię co według mnie byłoby dla ciebie lepsze. Jednak spróbuj zrozumieć ojca, jesteś jego oczkiem w głowie, nic dziwnego, że aż tak bardzo się o ciebie martwi i próbuje uchronić od niebezpieczeństwa... gdyby... mój żył w takiej sytuacji zachowałby się na pewno tak samo. Dlatego weź wszystko pod uwagę... - oznajmił z wielkim opanowaniem Michał.
Słowa przyjaciela w wielkim stopniu przemówiły do Dave'a. Przytaknął i zwrócił się do ojca.
-Tato ja... chcę dalej podróżować z Michałem i nie ustąpię - powiedział pewny siebie blondyn.
Robert głośno westchnął i podrapał się po głowie.
-Dlaczego tak bardzo chcecie przebywać w jego otoczeniu i dlaczego aż tak mu ufacie, możecie mi to wytłumaczyć? - zapytał całą trójkę.
Jako pierwszy zabrał głos Droy.
-Ponieważ wiem, że nie jest zły. Uratował mnie i pomógł wiele razy, naprawdę wiele mu zawdzięczam.
Amelia zabrała głos jako druga.
-Ponieważ natchnął mnie i pomógł znaleźć w życiu sens, zawsze mam w nim oparcie. Wyciągnął mnie z ogromnego dołka.
-A ty Dave? - zapytał Robert.
-... Ponieważ jako pierwszy w pełni mnie zaakceptował.
Słysząc to wszystko Michałowi zrobiło się cieplej w sercu.
-... To chyba jeszcze nie czas by traktować cię jak dorosłego synu.
Po spojrzeniu na twarz Dave'a zaczął mówić dalej.
-Nie patrz tak na mnie, chciałbym móc puścić cię dalej, ale nie ma gwarancji, że nie zostaniesz w coś wplątany. Mimo, że tak ładnie o nim mówicie to coś w sprawie Vipera musi być na rzeczy. Wybacz, że tak o tobie mówię, ale takie są okoliczności, a mi zależy na bezpieczeństwie syna - zwrócił się w stronę Michała.
-Rozumiem pana.
-Dave... nie chce żebyś zginął - wyznał Robert.
-Wierzę w Michała, a podróż z nim pomimo wielu przeciwności losu to spełnienie moich marzeń. Proszę pozwól mi ją kontynuować - powiedział błagalnym tonem młody Ward.
-Dave...
-Tato proszę nie zabieraj mi tego, dzięki temu może będę mógł stać się kimś więcej... - mówiąc to powstrzymywał się od łez.
W Robercie również buzowały emocje, ale nie pokazywał tego po sobie.
-Wiem, że moje słowa nie są wiarygodne, ale... mimo, że może brakować mi sił, jeśli będzie trzeba zrobię wszystko by obronić pana syna, bo to mój przyjaciel - oznajmił Michał patrząc prosto w oczy ojca Dave'a.
Robert przez chwilę się nie odzywał.
-... Wiecie, rozmawiając tu z wami zacząłem się zastanawiać dlaczego tak miły chłopak jak ty jest posądzany o takie rzeczy - wyznał z pogodnym wyrazem twarzy.
Michał tylko się uśmiechnął.
-Dave, naprawdę chcesz zaryzykować utratą życia w tej podróży?
-Tak... choć bardzo się boje to dzięki temu mogę stać się prawdziwym mężczyzną - powiedział ze łzami w oczach.
-Ty już wyrosłeś na prawdziwego mężczyznę synu - odparł Robert podchodząc do syna i przytulając go mocno.
Michał, Amelia i Droy uśmiechnęli się czule.
-Gdybym zabrał to na czym tak bardzo ci zależy, chodziłoby to za mną do końca życia. To twoja męska decyzja, nie dziecięca, dlatego masz moje pozwolenie... - oznajmił Robert.
-Dziękuję tato...!
-Tylko uważaj na siebie! Razem z mamą jesteśmy z ciebie dumni.
Po chwili Robert wstał i jeszcze raz spojrzał na Michała.
-Nie wiem czemu... ale jest coś w tobie co sprawia, że chce na ciebie postawić - powiedział patrząc na niego już w zupełnie inny sposób.
-A co jeśli to co pan usłyszał to tylko kłamstwo?
-Myślę, że to prawda... wystarczy na ciebie spojrzeć - oznajmił Robert zaskakując Michała. - Proszę zaopiekujcie się moim synem - zwrócił się do całej trójki.
Następnie po wymienieniu tych słów nastąpiło ojcowsko-synowskie pożegnanie po którym przez długi czas na twarzy Dave'a widniał szczery do bólu uśmiech.
*Wygląda na to, że dopóki Viper żyje takie sytuacje mogą stać się normą...* - stwierdził Michał.
------------
Witajcie po przerwie, odpocząłem i mam nadzieję, że to pozwoli mi pisać już normalnie. Dajcie znać co sądzicie o rozdziale, śmiało komentujcie, przydałaby się jakaś motywacja i do następnego ;)
Halo halo, dobry wieczór!
OdpowiedzUsuńKomentuję tu po raz pierwszy i odgórnie mogę powiedzieć, że nie ostatni. Zdecydowałam się umieścić opinię pod najnowszym rozdziałem, gdyż wiem, że na pewno ją dostrzeżesz :)
Z racji, iż pozwoliłam sobie dołączyć do skromnego grona poke-bloggerów, zdecydowałam się przeczytać opowieści innych, bardziej doświadczonych w tej dziedzinie.
Póki co przybyłam tu, mając na koncie 10 przeczytanych rozdziałów (tak, wiem, że to mało, biorąc pod uwagę kolosalną liczbę 101 w tym momencie).
Zacznijmy od tego, że bardzo imponuje mi fakt, że trzymasz się kurczowo tego opowiadania i prowadzisz je regularnie już od tak długiego czasu. Mi osobiście nigdy to nie wychodziło, często blogi porzucałam, ewentualnie traciłam wiarę w siebie i własne możliwości (do dziś mi się to bardzo często zdarza), tak więc osoby, które działają w danej dziedzinie już od pewnego czasu są dla mnie olbrzymią inspiracją.
Zdziwiło mnie imię bohatera, takie... polskie. Rzadko kiedy zdarza się, aby przodująca postać została obdarowana tak mało pokemonowym nazewnictwem. Ale może to i lepiej, odrobina czegoś świeżego i nowego wcale nie musi źle się kojarzyć. c:
Snorunt w Kanto wybitnie mnie zdziwił, jednak sama dobrze wiem, że w świecie poke-opowiadań wszystko jest możliwe. Samego stworka ubóstwiam, jest jednym z moich ulubionych lodowych Pokemonów (nie mówiąc o samej, cudownej i pięknej Froslass), tak więc cieszę się, że Michał rozpoczął podróż ze Snoruntem. Zrobiło mi się przykro, że jego tata nie żyje, bardzo ciekawym i miłym gestem było otrzymanie naszyjnika. Jestem również ciekawa, co takiego Snorunt przeszedł z wcześniejszym właścicielem i dlaczego go pozostawiono. Mam nadzieję, że wraz z kolejnymi rozdziałami będzie to nieco rozwinięte :)
Motyw złapania Charmandera również był ciekawy, zdziwiło mnie tylko, że z agresywnego, ziejącego płomieniami smoczka, tak szybko zmienił swoje usposobienie. No ale może to sam Michał tak na niego podziałał :'D Zdobycie pierwszej odznaki również poszło mu bardzo, bardzo szybko, ale skoro Michał od dziecka był uczony obchodzenia się z Pokemonami, to wydaje mi się, że nikt nie powinien być zdziwiony (swoją drogą gdzie się podziewa ten Brock na tym świecie, że też musi tego młodszego brata prosić o zastępstwo na sali ;o). Co by tu jeszcze... A! Poznanie Dave'a! Lubię takie postacie! Trochę zadufane w sobie, zbyt pewne siebie, zachowujące się jak typowe książątka, ale powiedzmy sobie szczerze - potrzebne dla fabuły, dla humoru i dla samego rozjarzenia oczu :) Podobało mi się, jak złapał Jigglypuff'a, jeden z moich ulubionych Pokemonów z Kanto! Nie wiem co takiego w sobie masz, ale wybierasz moją poke-czołówkę dla swoich postaci, no serio ^^" Skończyłam czytać na momencie, w którym wyewoluowany podczas walki z Michałem Ivysaur, dołączył do jego drużyny. I, żeby nei zdziwić, oczywiście jest to moja ulubiona forma trawiastego startera z Kanto, eh, masakra XD"
Czytania mam jeszcze przed sobą dużo, obiecuję co jakiś czas dawać znać jak mi idzie i zamieścić jakąś drobną opinię. Twojego stylu póki co nie komentuję, gdyż pierwsze rozdziały mają to do siebie, że dopiero próbują ów styl rozpracować. Zwłaszcza, że rzuciłam okiem na któryś z nowszych chapterów i wydaje mi się, że za jakiś czas sam styl będzie nie do porównania.
Z mojej strony tyle, informuję również miło o dodaniu do linek i w wolnym czasie zapraszam,
pokemon-daisy.blogspot.com
Życzę weny i pozdrawiam serdecznie!
Witam cię serdecznie jednocześnie dziękując za opinię, mam nadzieję, że tak jak sama piszesz czasem zostawisz coś po sobie, a twojego bloga na pewno sprawdzę ;)
UsuńHej 😊
OdpowiedzUsuńTo musiała być ciężka rozmowa dla Dave. Rozumiem troskę jego ojca. Miał on rację. Jednak to blondyn wykazał się lojalnością wobec Michała i mocnym głosem. Chłopak naprawdę stał się prawdziwym mężczyzną. Michał jest z kolei posiada dobre serce i dla swoich przyjaciół dużo by zrobił. Rozdział bardzo fajny i ładnie napisany.