niedziela, 23 lipca 2017

Rozdział 95 - Promyk nadziei

- UDERZENIE GŁOWĄ!!! / - POWALENIE!!!
Obie komendy tylko upewniły i popchnęły do przodu pokemony, które ruszyły na siebie z wielką intensywnością. Ciało Persiana pokryła żółta energia dająca efekt promieni słonecznych wokół której powstała jakby ledwo widoczna bariera. Atak zdecydowanie go przyśpieszył. Doszło do zderzenia. Glalie przeciwstawiał się sile przeciwnika przy pomocy zwykłego uderzenia głową, przez kilka sekund wyglądało na to, że starcie zakończy się remisem, jednak nagle sytuacja się zmieniła. Persian zaczął wyraźnie przeważać pchając lodowego stworka ku ziemi.
-Lodowy promień! - krzyknął Michał próbując wyjść z tej niekorzystnej sytuacji.
Jego podopieczny szybko wystrzelił atak, ale oponent bez komendy odskoczył na bezpieczną odległość. Wiązka lodowej energii trafiła w powietrze i tam się rozpłynęła.
-ROZDARCIE! - rozkazał mężczyzna będąc już nieco rozdrażnionym przez nieprzewidziany opór.
Pazury Persiana przy wydłużaniu zajaśniały na biało, a on skoczył robiąc wielki zamach prawą łapą. Michał obawiał się, że nie zdąży zareagować na czas, ale mimo wszystko wydał polecenie.
-Kieł lodu!
Zarówno po nim jak i jego partnerze spłynęła kropelka potu widząc błyskawicznie poruszającego się pokemona kota. Gdy łapa Persiana była już przy twarzy Glalie, ten najszybciej jak mógł wytworzył na zębach lodową energię. Nim oberwał zacisnął szczękę tuż na kończynie przeciwnika i sprawił, że ta pokryła się mimowolnie lodem i wybuchła. Persian sprawiając wrażenie nie poruszonego otrzymanymi obrażeniami odskoczył i strzaskał lód o podłoże. Trenerzy szykowali się do wydania kolejnych poleceń, ale niespodziewanie Glalie zaczął prowadzić głośny, jednostronny dialog ze swoim pokemonowym przeciwnikiem. Wszyscy ze skupieniem słuchali i obserwowali aż w końcu Persian po dłuższym namyśle odwrócił się w stronę mężczyzny.
-CO JEST? - zapytał czerwonowłosy.
Pokemon w odpowiedzi zamiauczał wskazując głową w stronę nastolatków i kręcąc nią na boki co oznaczało zaprzeczenie.
-Tak myślisz? - zapytał po raz drugi już nieco ciszej i spokojniej mężczyzna.
Jako odpowiedz ujrzał przytaknięcie. W tym samym czasie zaskoczony Michał podszedł do Glalie i pogłaskał go po głowie.
-Nie wiem co mu powiedziałeś, ale widać było, że to coś od serca...
Mężczyzna przyjrzał się jeszcze raz uważnie nieznajomym.
-... Czy teraz wysłucha nas pan? - zapytał z niepewnością nastolatek.
Adresat tych słów zamknął na chwilę oczy i głośno westchnął.
-Wygląda na to, że przyszliście tutaj z czymś na czym bardzo wam zależy... proszę za mną - oznajmił idąc przed siebie wraz z Persianem.
Amelia odetchnęła i razem z Michałem podążyła za mężczyzną.
-Czy my zawsze musimy mieć do czynienia z jakimiś wariatami? - szepnęła zrezygnowanym głosem.
Brunet uśmiechnął się pod nosem.

Po chwili znaleźli się przed drewnianym domkiem. Mężczyzna wskazał ręką na ławkę przy nim, a sam przystąpił z powrotem do rąbania drewna. Dziewczyna skorzystała z pozwolenia i spoczęła w przeciwieństwie do przyjaciela, który wciąż stał obok swojego pokemona. Persian położył się w pobliżu stajni gdzie o swojej obecności przypominały Rapidashe.
-Powodem takiego, a nie innego zachowania z mojej strony są ci natrętni ludzie z miasta którzy nawiedzają mnie non stop próbując się zbliżyć i nie bacząc na moje zdanie... - wyjaśnił przerąbując jeden z pieńków. - Bardzo cenię sobie prywatność, a co za tym idzie ciszę i spokój. Niektórzy tego nie rozumieją dlatego odstraszam ich w sposób jakiego doświadczyliście, tak właśnie eliminuje zbędne utrapienie - kontynuował rąbiąc i podstawiając pod siekierę kolejne pieńki. - A ci którzy mimo wszystko pozostaną, zasługują na poznanie prawdy i nawiązanie ze mną normalnego kontaktu...
-... Rozumiem - oznajmił Michał.
-Jestem bardzo nerwowy i już nie mogłem tego znieść dlatego stworzyłem taki, a nie inny obraz samego siebie w oczach niemal całego miasta.
*... Dlaczego on się nam teraz tłumaczy?* - zastanawiała się w myślach Amelia nie mając pojęcia co jest nie tak z tym facetem.
-A więc? - odwrócił się w ich stronę. - Co was do mnie sprowadza?
-Słyszałem, że jest pan specjalistą od szybkości pokemonów, to prawda? - odpowiedział pytaniem Michał.
-Zgadza się - odparł mężczyzna odkładając siekierę i całkowicie skupiając się na rozmowie. - Jestem lekko zdziwiony, mało osób o tym wie. Kto ci o tym powiedział?
-Itori Haydo - wyznał nastolatek.
-On powiadasz... a jak się miewa?
Chłopak po dłuższej chwili namysłu nie odpowiedział.
-No nie ważne, twoje imię młody? - zapytał czerwonowłosy wytrącając go z zamyślenia.
-Huh? - spojrzał na niego ze zdziwieniem. - Aaa! No tak... zapomniałem się przedstawić, a powinienem. Jestem Michał, a to Amelia - wskazał ręką w jej stronę.
Dziewczyna pochyliła głowę.
-Rohan... - odparł krótko.
-Chciałbym żeby pan nam w czymś pomógł! - oznajmił brunet.
-A w czym dokładnie?
-Bo widzi pan... Glalie po ewolucji stracił swoją szybkość, która wcześniej była jego znakiem firmowym, jego największym atutem. Bardzo mu źle bez niej i czuję, że jej potrzebuje. Robi co może by ją odzyskać, ale mu nie wychodzi. Mógłby pan coś na to zaradzić? - wytłumaczył z nadzieją w głosie Michał.
Czerwonowłosy zainteresował się podchodząc bliżej.
-Obejrzę go - oznajmił kucając na jednym kolanie obok siedzącego na ziemi pokemona.
-Proszę.
Glalie wodził wzrokiem za oglądającym każdy centymetr jego ciała mężczyzną. Nagle z wyraźnym zamyśleniem podrapał się po brodzie.
-Jak najszybciej potrafisz dotrzyj do tamtego drzewa - wskazał na obiekt położony około pięćdziesiąt metrów od nich. - Stąd, teraz... ruszaj! - rozkazał Rohan.
Pokemon przytaknął i pomknął do wyznaczonego celu. W tamtej chwili jego szybkość na pierwszy rzut oka nie wyglądała na taką złą, poruszał się przystępnie i wyraźnie było widać jak bardzo się stara. W ostatniej chwili zamknął oczy i głośno krzyknął próbując jeszcze bardziej się rozpędzić. Mężczyzna przez cały czas uważnie się mu przyglądał. Gdy Glalie dotarł do celu po chwili wrócił z powrotem do nich i z nadzieją w oczach czekał na to co powie Rohan, podobnie jak Michał. Czerwonowłosy odwrócił się w stronę trenera i powiedział.
-Ten Glalie nigdy nie odzyska dawnej szybkości.
Nastolatek rozdziawił szeroko usta.
*Co...?* - powiedział w myślach czując jakby ktoś wylał na niego wiadro zimnej wody.
Wraz z nadejściem tych brutalnych dla jego podopiecznego słów coś w stworku pękło. Tak jakby wszystko w co wierzył upadło w jednej chwili. Nie mógł w to uwierzyć, bo przecież zawsze jest szansa, ale czy oby na pewno?
-Jak to... przecież! - krzyknął niepewnie Michał.
-Czasem tak jest, że pokemon po ewolucji coś traci i nic nie da się na to poradzić... - tłumaczył Rohan próbując uspokoić sytuację.
-Ale...! - krzyknął ponownie nastolatek nie wiedząc nawet co powiedzieć.
-... Zazwyczaj jest to tylko charakter, ale w rzadszych przypadkach pokemony tracą na przykład siłę, obronę czy też właśnie szybkość. Glalie miał po prostu pecha, został ofiarą bezlitosnej ewolucji - tłumaczył dalej nie zważając na frustrację Michała.
-Po prostu pecha...? - powtórzył pod nosem Zoldrey. - Przecież musi być jakiś sposób!
Tym razem mężczyzna lekko się zirytował.
-Jego ciało zostało uformowane w inny sposób niż by tego chciał, nic się nie da na to poradzić - tłumaczył podając kolejny argument.
Persian słysząc rozmowę podniósł się z ziemi i z zainteresowaniem zaczął obserwować i słuchać dalszej części.
-Przecież jesteś specjalistą w tej dziedzinie, musi coś być, cokolwiek...! - ciągnął dalej temat nie mogąc się z tym pogodzić.
To wyglądało jakby próbował zmusić mężczyznę do wypowiedzenia pozytywnych słów w sprawie, która powinna być już zamknięta.
Na twarzy Rohana namalowało się widoczne zdenerwowanie.
-Gdyby była jakaś opcja to bym o niej powiedział, nie rozumiesz? - oznajmił podwyższając ton.
Glalie słuchając tego czuł się coraz gorzej. Chciał się poddać, odpuścić... ale widząc z jaką zaciętością jego trener próbuje przekonać mężczyznę nie mógł tego zrobić.
-Zrobimy wszystko!!! - krzyknął schylając głowę.
Czerwonowłosy zacisnął zęby.
-SŁYSZYSZ TY SIEBIE!? - wrzasnął. - NIC SIĘ NIE DA ZROBIĆ, POGÓDŹ SIĘ Z TYM DO CHOLERY!!!
Nastolatek wytrzeszczył szeroko oczy intensywnie się w niego wpatrując, jego głowę w tamtym momencie zamieszkiwała tylko jedna myśl. Amelia z przygnębioną miną wstała i podeszła do niego.
-Michał chodźmy... - pociągnęła go za rękę.
Chłopak nawet nie zareagował.
-... ZAWSZE WARTO SPRÓBOWAĆ!!! - krzyknął będąc o tym święcie przekonanym.
-CHCESZ MNIE WKURWIĆ!!?? - odparł mężczyzna z jeszcze bardziej wkurzoną miną. - WYPIERDALAJ STĄD PÓKI JESZCZE NAD SOBĄ PANUJE, NIE CHCE CIE TU WIDZIEĆ!!! - oznajmił w trybie rozkazującym próbując zgromić go wzrokiem.
-Michał chodźmy, już! - powiedziała i szarpnęła głośniej i mocniej.
Piętnastolatek zaklął pod nosem i zacisnął pięści spuszczając głowę, następnie odwołał Glalie do pokeballa i niechętnie prowadzony przez Amelię zaczął poruszać się w stronę miasta. Gdy oboje opuścili posiadłość, Persian nieoczekiwanie warknął coś w stronę Rohana z widocznym grymasem na twarzy.
-Co? - zapytał czerwonowłosy.
-(warczenie)
-Może powiesz, że źle zrobiłem?

-To przykre, ale chyba naprawdę nie da się nic zrobić... - wymamrotała Amelia.
-AMELIA, ALE TA SZYBKOŚĆ TO DLA NIEGO COŚ NIEZASTĄPIONEGO, TO TAK JAKBYŚ MIAŁA PRZECHODZĄCĄ NA WYLOT DZIURĘ W CIELE! - warknął patrząc na nią ze smutkiem.
Dziewczynę zatkało.
-... MOIM OBOWIĄZKIEM JAKO TRENERA JEST ZAŁATANIE TEJ DZIURY...! - oznajmił z frustracją.
Nie wiedząc co zrobić przytuliła go co w jakiś sposób złagodziło ból.
-Tyle naobiecywałem... myślisz, że będę mógł mu teraz spojrzeć w oczy? - zapytał opierając się o drzewo.
Dziewczyna nie odpowiedziała.
-CHOLERA!!!!! - wrzasnął uderzając z całej siły pięścią w pień.
**

Gdy Michał i Amelia dotarli przed Centrum Pokemon było już całkiem ciemno. Zastali tam czekających na nich Droy'a i Dave'a.
-O... co tak długo? - uśmiechnął się Hannys.
-Trochę się przedłużyło... - wyznała Amelia łapiąc się za głowę.
Zoldrey natomiast stał ze spuszczoną głową i bezbarwnym spojrzeniem. Pogrążył się w myślach w czasie gdy pozostała trójka o czymś rozmawiała.
*Niby powiedział, że nic się nie da zrobić, ale czy powinienem się od razu poddawać? Brzmiał naprawdę poważnie... Mimo wszystko powinno być jakieś wyjście! Ta genetyka czy cokolwiek z tym związane nie może być taka okrutna! Czemu to wygląda tak jakby rzeczywiście nie było żadnego wyjścia!? Czy... będę musiał się poddać...?* - zastanawiał się dyskutując z samym sobą.
-Michał? ... Michał!
-Co?! - odpowiedział na wołanie nieco głośniej niż chciał.
-Jak poszło? - zapytał Droy.
-Cóż... niezbyt dobrze.
-Rozumiem - odparł blondyn nieco uważniej się mu przyglądając.
-... A wam?
Tym razem to Michał zadał pytanie z lekko wymuszonym uśmiechem. Przecież to nie tak miało wyglądać, teraz miał być w końcu czas na radość, a nie kolejne smutki. Droy sprawiał wrażenie, że zauważył co czuje jego przyjaciel, ale zamiast zadawać pytania postanowił załatwić to w inny sposób.
-Jeśli o to chodzi to patrz...! - oznajmił siedemnastolatek.
Uśmiechnięty Hannys chwycił za pokeball i wypuścił z niego Lickitunga. Michałowi od razu rzuciła się w oczy srebrna bransoletka założona na jego prawej ręce.
-To mu kupiłeś?
-Tak, bardzo mu się spodobała, co nie Lickitung? - zwrócił się do podopiecznego.
Stworek szeroko się uśmiechnął podnosząc obie ręce z radości do góry. Ten widok pochłonął całą uwagę młodego Zoldrey'a. Droy obserwując przyjaciela również się uśmiechnął, a Lickitung ze zdziwieniem przyglądał się Michałowi. Po chwili pokemon podszedł do niego dotykając go delikatnie łapką w ramię by sprawdzić czy wszystko z nim gra.
*No tak... oni się nie poddali no nie? Jak mogłem tak łatwo zwątpić? Wciąż łatwo namieszać mi w głowie...* - powiedział w myślach trener, a następnie na jego twarzy pojawił się uśmiech i zaczął głaskać Lickitunga po głowie.
Droy widząc to odetchnął.
-Glalie na pewno zdoła odzyskać szybkość, nie ważne co kto powie! - obwieścił entuzjastycznie Dave.
Michał kiwnął głową i przeniósł wzrok na Amelię, która także z rozpromienioną twarzą przytaknęła.
*Jednak wciąż... pozostał ten cień wątpliwości* - przyznał.
W tamtej chwili obok jego nogi zmaterializował się Sandslash. Nawiązali kontakt wzrokowy.
-Co jest? - zapytał nieco zdziwiony.
Pokemon nie zareagował od razu, aż nagle wyczuwając odpowiedni moment wskazał ręką na jego serce. To wystarczyło by wszelkie niepotrzebne myśli zniknęły.
*Wiara pochodzi z serca... muszę po prostu uwierzyć i nie wahać się*. - Dziękuję - powiedział biorąc do ręki pokeball.
Przez chwilę mu się przyglądał, a po wymienieniu spojrzeń z Sandslashem już pewny tego co robi wyrzucił go w górę. Z kuli zmaterializował się Glalie mając wciąż nieobecne spojrzenie. Podopieczny spojrzał w jego stronę, a Michał natychmiast do niego podszedł biorąc go w czułe objęcia. Trójce przyjaciół widząc to zrobiło się znacznie lepiej.
-Przepraszam... wmówiłem ci wiele rzeczy, a prawdopodobnie to on ma rację - mówił ściskając mocniej. - Jednak wierzę, że zawsze jest szansa coś zmienić, dlatego się nie poddamy! Nawet jeśli się nie uda to i tak warto spróbować, bo zawsze będzie się tlił ten promyk nadziei na który warto postawić. To twoje życie i masz prawo walczyć o to na czym ci zależy, masz prawo być szczęśliwy! - oznajmił kończąc czułości i patrząc mu głęboko w oczy.
Szczerość tych słów sprawiła, że na twarz pokemona z powrotem powróciło życie. Za każdym razem tak było, zawsze mógł liczyć na swojego trenera. Nie mógł pojąć z jaką łatwością chłopak roznosił coś tak ciężkiego jak nadzieja. Jednak to nie było nic nowego. Skoro Michał uwierzył w coś teoretycznie niemożliwego to on też tak zrobi. Wystarczy, że mu zaufa, a wszystko będzie dobrze, na pewno... bo jak mogłoby być inaczej?
*Właśnie... tak powinno być, smutek to coś co zostawiliśmy za sobą*. - Glalie zróbmy to razem, uwierzmy w ten promyk nadziei partnerze! - oznajmił mówiąc śmiertelnie poważnie.
Glalie uśmiechnął się szeroko i przytaknął.
-Glalie lie! / Pewnie!
*Wciąż jesteśmy bardzo podatni na zwątpienie, ale to się zmieni... zdecydowanie!*. - Dobra! Jeszcze namówimy tego piernika by nam pomógł, a jak nie to sami coś wymyślimy! - zadeklarował przepełniony pewnością siebie.
-Glalie lie gla lie!
-Z takim zapałem to wszystko im się uda - stwierdził Droy.
-Co nie? - zaśmiała się Amelia.
-No raczej - dodał od siebie Dave.
Sandslash tylko uśmiechnął się pod nosem.
...

Jako, że nie jedli kolacji postanowili to zrobić na mieście. Znaleźli jakąś knajpkę otwartą całodobowo i właśnie tam zamówili dla siebie posiłek. Pomieszczenie zostało wykonane całkowicie z drewna. Czwórka nastolatków usiadła przy drewnianym stole na drewnianej, ale bardzo wygodnej sofie delektując się jedzeniem, które bardzo szybko pochłonęli.
-W końcu mój brzuch został napełniony... - wyznał Dave ciężko wzdychając.
-Muszę przyznać, że ja też jestem usatysfakcjonowany - uśmiechnął się Droy.
-O cholera... - powiedział Ward masując brzuch z powodu jego nagłego bólu.
-Trzeba było tyle nie jeść - stwierdził złośliwie Hannys. - Michał, a tobie jak smakował ten przysmak dnia?
-Był bardzo... - próbował powiedzieć Zoldrey, ale przy próbie lepszego usadowienia na sofie uderzył wcześniej zranioną ręką o kant stołu i czując wielki ból wybiegł na zewnątrz machając nią jak poparzony.
Amelia westchnęła i podeszła do drewnianej lady gdzie składało się zamówienia. Stała tam starsza kobieta, która obsługiwała klientów.
-Tak? - zapytała.
-Ma pani jakiś lód? To pilne... - wytłumaczyła wskazując na wariującego przyjaciela.
Kobieta westchnęła i po chwili dała jej to o co prosiła.
-O cholera jak boli...! - krzyczał z widocznym grymasem na twarzy.
-Trzeba było nie walić w drzewo... - powiedziała Amelia pojawiając się tuż za nim.
-Cóż...
Ku zaskoczeniu Michała dziewczyna zbliżyła się do niego i złapała go za boląca rękę przykładając do niej kostki lodu w torebce. Skupiła się całkowicie na jego kończynie i nie zauważyła jak blisko siebie się znajdują.
-Słuchaj wybacz, że w ogóle się nie przydałam podczas wizyty u tamtego czubka, ale... - gdy to mówiła uniosła wzrok i właśnie wtedy dostrzegła odległość dzielącą ich twarze.
Gdy ich spojrzenia się spotkały zapomniała co miała powiedzieć. Oboje poczuli się niezręcznie, ale to na ciele Amelii pojawiły się rumieńce. Nagle odskoczyła od niego jak poparzona i pobiegła chodnikiem przed siebie. Całą tą sytuację z daleka obserwował Droy.
*Co to miało być!? Myślałam, że się tam zaraz spalę...* - krzyczała w myślach czerwonowłosa nie patrząc nawet gdzie zmierza i zastanawiając się dlaczego w ogóle biegnie.
Po około dwuminutowym biegu nagle potknęła się o wystający z ziemi kamień i uderzyła w jakiś drewniany słup. Gdy się pozbierała dostrzegła, że jest na nim zawieszone jakieś ogłoszenie o treści:
"Zapraszamy do wzięcia udziału w konkursie koordynatorskim miasta Fuszido!"
------------

Tym razem trochę krócej, ale uznałem, że to dobry moment by zakończyć. Ogólnie szybko mi się go pisało, miałem jeden dzień w plecy, a i tak wyrobiłem się przed tygodniem od publikacji poprzedniego. Czekam z niecierpliwością na waszą opinię i do zobaczenia ^_^.

3 komentarze:

  1. Dobrze, że ten narwany koleś dał sobie wszystko wyjaśnić i obyło się bez poważniejszych ran. Przy tej okazji rozbawiło mnie pytanie "Czy my zawsze musimy mieć do czynienia z jakimiś wariatami?" xD Aż chce się odpowiedzieć "Pretensje o to kieruj do autora tego bloga. To on wymyśla wam takie przygody :) Tak czy siak aż się ta scena prosi o przełamanie tzw. czwartej ściany - trochę szkoda, że tutaj tego nie ma xD Ta scena, jak ten narwany koleś rozmawia z bohaterami i rąbie przy okazji drzewo przypomina mi nieco film "SIEDMIU WSPANIAŁYCH", gdy Chris i Vitt werbują jako jednego ze "wspaniałych" Bernarda O'Reilly, który zarabiał rąbaniem drzewa, a przy okazji był dość skryty i chwilami miał obskurną osobowość, choć kryło się pod nią dobre serce :) Wielka szkoda, że Pokemon Michała utracił swą szybkość i nic nie da się z tym zrobić, ale cóż... Najwidoczniej tak to już jest na tym głupim świecie, że często coś zyskujemy, ale jednocześnie coś tracimy. Coś się kończy, coś się zaczyna. Widocznie taka kolej rzeczy. Smutne, ale prawdziwe. Nie chcę się czepiać czy coś, ale odnoszę wrażenie, że Michał bardziej się przejął całą tą sprawą niż jego Pokemon, co moim zdaniem tutaj nie pasuje - jego Pokemon nie przeżywa tego tak bardzo, jak sam Michał, który zachowuje się teraz jak rozkapryszony dzieciak, któremu zabrano ulubioną zabawkę. A wszystko przez ambicję, bo on ma ambicję i nie przyjmuje do wiadomości faktu, że jego Pokemon już nie wymiata tak, jak kiedyś. Ambicja czy może ego? Sam nie wiem, ale to mi się nie podoba. Tylko dołuje w ten sposób innych i siebie samego, że o Pokemonie nie wspomnę. Tak czy inaczej nie podoba mi się postawa Michała i tyle. Moim zdaniem jest zbyt ambitny, a zbyt duża ambicja zwykle prowadzi do kłopotów. Dlatego spodziewam się samych problemów w życiu Michała, który najwyraźniej nie zna granic swoich możliwości lub po prostu nie chce ich znać i nie przyjmuje do wiadomości prostych faktów. No i oczywiście koordynatorzy. Sam nie wiem, co gorsze - Konkursy Piękności i Pokazy, czy Konkursy Koordynatorów. O ile jeszcze walkę o coś mogę zrozumieć (choć jej nie cierpię), bo przynajmniej tam Pokemon wykazuje się umiejętnościami, to konkurs, gdzie musi jeszcze być piękny i wspaniały, a jak ma skazę, to nie ma co się pojawiać na takim konkursie, jest po prostu chorym pomysłem. To żałosne i seksistowskie, a prócz tego pokazuje, że ludzie brzydcy czy ze skazą w wyglądzie są nikim i nikt ich nie będzie podziwiał, bo liczy się tylko powierzchowność. Sam już nie wiem, co jest gorsze - walki o głupie odznaki czy popisywanie się swoją powierzchownością w celu zdobycia jakiś głupich wstążek czy co tam jeszcze się zdobywa. Co za żałosny świat! Dlaczego nikt w tym świecie nie skupi się na sztuce? Czemu nie ma tu konkursów piosenek, konkursów tańca, konkursów występów artystycznych, konkursów literackich? Czy wszyscy tutaj interesują się albo przemocą, albo modą? Nie ma tu już nic innego do zachwycania się tym? Plusem rozdziału jest coraz bardziej wyraźne uczucie między Michałem a Amelią, choć nadal mam do Amelii żal. A ta nazwa miasta - Fuszido - przypomina mi odcinek "PINGWINÓW Z MADAGASKARU", gdzie pingwiny w zbroi rycerskiej biją się z jednym aktorem, a ten woła "Uczyłem się fechtunku u mistrza Fuszido", a Kowalski na to "Zdecydowanie przeinwestowałeś" xD Zdecydowanie ta nazwa wywołała uśmiech na mojej twarzy, co jest dużym plusem w tym żałosnym świecie sportu, rywalizacji, przemocy, powierzchowności i nadmiernych ambicji, który autor tego bloga ukazuje.

    OdpowiedzUsuń
  2. Amelia wprowadza do Twojej historii tyle komedii <3 Wielbię ją i te poczucie humoru. Mogłabym zakleić ścianę tymi pięknymi cytatami xD
    Co do rozdziału, to bardzo mi się podobał. Taki przyjemny, ale i wypełniony feelsami. Łzy same naleciały mi do oczu w momencie gdy Michał podszedł do Glalie'ego i go przytulił. Miejmy nadzieję że jakoś odzyska swoją dawną szybkość. Co zauważyłam to fakt że świetnie oddajesz emocje postaci. Chwała Tobie :>
    Pozdrawiam~ i duuużo weny :>

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej 😊
    Na początku chce Ci złożyć gratulacje. Osiągnąłeś duży sukces. Ponad sto rozdziałów :D. Z przyjemnością je nadrobię.
    Wracając do rozdziału... bardzo ładnie napisany. Michał jest twardym zawodnikiem, że musi stawić czoło temu wariatów XD. Szkoda, ze Pokemon utracił szybkość :/. Jednak wiem, że zawsze można coś zrobić. Wyczuwam pewną iskrę pomiędzy Michałem a Amelią :3. Nie mogę się doczekać jej występu :D. Pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń