niedziela, 5 marca 2017

Rozdział 87 - (LOST SOULS ARC) - Ostatni dzień na ziemi

W akcie desperackiej próby ratowania życia, chęci pokonania złodziei Amelia, Dave i oficer Jenny obrali za cel pokój kontrolny, który być może znajdował się gdzieś w podziemnym kompleksie. Nie było co do tego pewności, lecz nie mieli wyboru i musieli postawić w ciemno by zyskać jakąkolwiek szansę na zatrzymanie armii martwych pokemonów prowadzonej przez dwójkę mężczyzn depczącej im cały czas po piętach.
-Cholera doganiają nas!!! - krzyknęła zdyszana Amelia.
Niemalże wszyscy byli tak zmęczeni, że z ledwością kontynuowali bieg, a część traciła oddech. Jednak wciąż poruszali się naprzód trzymając się żmudnej nadziei i resztek motywacji pochodzącej z różnych źródeł.
-Ten korytarz nie ma końca! - stwierdziła nerwowo policjantka.
-SZARŻOWAĆ NA NICH, NIE POZWÓLCIE BY ZNOWU NAS SPOWOLNILI!!! - rozkazał wnerwiony John i jak na życzenie najszybsze osobniki którymi przewodził zaczęły doganiać uciekinierów.
Gdy były już blisko Poliwrath odrzucił je z powrotem do tyłu używając lodowej pięści.
-Jeszcze jeden!! - ostrzegła czerwonowłosa gdy znienacka wyskoczył kolejny przeciwnik, którego podopieczny Michała się nie spodziewał.
W ostatniej chwili Glalie uderzeniem głową odepchnął oponenta ratując go.
-Patrzcie zakręt po lewej!!! - zauważył Dave powiadamiając wszystkich.
Nagle uścisk pnącza Weepinbella z powodu zmęczenia się rozluźnił co spowodowało, że Ivysaurowi zrobiło się ciężej i w każdej chwili mimowolnie mógł rozluźnić swój. Widząc to Glalie zaczął pchać głową od tyłu Kinglera stabilizując jakoś sytuację.
-Jeszcze kawałek, damy radę!! - motywowała policjantka.
-JESZCZE RAZ OBSZARÓWKI!!! - wrzasnął Josh wydając rozkaz.
Po chwili uformował się olbrzymi promień, który nie pierwszy już raz tego dnia próbował pokrzyżować im plany.
-SZYBKO!!! - krzyknął Dave jako pierwszy mijając zakręt, a za nim po kolei reszta.
Wroga energia mimowolnie się zbliżała lecąc prosto, lecz wydawało się, że wszyscy na czas zdążą skręcić. Gdy Poliwrath jako przedostatni pokonał zakręt ujrzał potykającą się Amelię, która upadła na ziemię. Próbowała się podnieść, ale nie miała szans. W tamtej chwili gdy wlepiła bezsilny wzrok w zmierzający na nią promień nie chcąc umierać została podjęta bardzo ważna decyzja.
*... musisz ochronić swoją byłą trenerkę...* - w głowie Poliwratha rozbrzmiał głos Michała, który mimowolnie sprawił, że pokemon bez zastanowienia błyskawicznym tempem ruszył w stronę Amelii łapiąc ją za rękę i wyrzucając w stronę reszty jednocześnie samemu próbując opuścić pole rażenia, lecz promień ostatecznie dosięgnął jego prawej ręki.
Zdołał ją wyciągnąć, lecz wystarczył tylko krótki kontakt by zawył z bólu. Powstał wielki wybuch, który sprawił, że przejście zostało całkowicie zawalone, a grupa Amelii mogła na czas nieokreślony odsapnąć.

Wszyscy natychmiast zaczęli wykorzystywać chwilę spokoju leżąc na ziemi i próbując choć trochę zregenerować siły.
-Poliwrath ty... - wymamrotała Amelia patrząc na tego, który ją uratował.
Nie spodziewała się tego i myślała, że wolałby ją tam zostawić.
-Poli...! - skrzywił się patrząc na pokiereszowaną kończynę nad którą stracił władzę.
-Dlaczego? Nie musiałeś tego robić... - powiedziała w jego stronę ze spojrzeniem pełnym współczucia.
Stworek prychnął pod nosem i strzelił jej armatką wodną w twarz.
-Musimy ruszać, nie wiemy na jak długo ich to zatrzyma - stwierdziła zielonowłosa wstając na nogi.
-Tam są kolejne drzwi - wskazał Dave, lecz nim zdążył powiedzieć coś więcej gruz, który odgradzał ich od wrogów został zniszczony.
-SZYBKO!! - wrzasnęła Amelia i wszyscy ponowili swój desperacki bieg.
Z kurzu wyłonił się nagle martwy Scyther i w jednej chwili do nich dobiegając nim zdążyli cokolwiek zrobić wykonał cięcie swoim ostrzem na plecach oficer Jenny. Kobieta krzyknęła z bólu, lecz okazało się, że ciął płytko gdyż w ostatniej chwili za nogę złapał go Poliwrath osłabiając cios by następnie rzucić go brutalnie o ziemię. Jego ciało częściowo się rozleciało, a zza niego nadbiegli kolejni z Johnem i Joshem na czele zbliżając się do przekraczających właśnie kolejne drzwi uciekinierów.
-Wszystko dobrze!? - krzyknęła zmartwiona Amelia widząc jak z pleców kobiety ścieka krew.
-Żyję...! - odparła zaciskając zęby.
Znajdowali się wtedy w pomieszczeniu prawdopodobnie towarowym z uwagi na ogrom kartonów i zapakowanych paczek leżących niemalże wszędzie. Pościg zniszczył znaczną część ściany wraz z drzwiami na rozkaz zniecierpliwionych już złodziei.
-Glalie użyj lodowego promienia na podłoże!! - rozkazała nagle Amelia, a pokemon natychmiast przystąpił do wykonania polecenia.
Grunt pod nogami stał się za nimi bardzo śliski co mogło wyjątkowo przeszkodzić oponentom, lecz John w porę wydał polecenie.
-ROZTAPIAJCIE TO OGNIEM!!! - krzyknął sprawiając, że martwe pokemony pozbyły się problemu.
-GOLEM ROZJEDŹ ICH TOCZENIEM!!! - dodał po chwili Josh wyrzucając pokeball, a pokemon od razu wybył na sam początek pościgu i zamieniając się w żywy toczący się głaz pomknął w stronę przeciwników.
-Cholera!! - krzyknęła Amelia nie mając pomysłu co zrobić.
Glalie odwrócił się nagle i wystrzelił lodowy promień któremu Golem dawał radę się przeciwstawić wciąż poruszając się naprzód. Lewa ręka Poliwratha pokryła się błękitną energią będąc na krawędzi zamienienia się w lód, po chwili gdy przeciwnik był już blisko z wielkim zamachem uderzył prosto w niego sprawiając, że w połowie zamrożony poturlał się do tyłu, a Josh był zmuszony odesłać go z powrotem do pokeballa. Lecz wstrzymując na chwilę bieg Poliwrath stracił szansę na dogonienie reszty, gdy było już prawie po nim oplotło go drugie z dzikich pnącz Ivysaura, a następnie z ledwością został do nich przyciągnięty.
-PROSZĘ WYTRZYMAJCIE WSZYSCY!!! - krzyknęła rozpaczliwie Amelia z nadzieją wpatrując się drzwiom, które dzieliły ich od kolejnego pomieszczenia.
-STRZELAJCIE POJEDYNCZO PROMIENIAMI!! - rozkazał John.
Deszcz różnego rodzaju energii brutalnie spadł na uciekającą grupę czerwonowłosej. Ataki wydawały się być niecelne dopóki w jedne ze skrzydeł nie oberwał Fearow mimowolnie tracąc kontrolę nad swoim lotem i zmierzając nieuchronnie do podłoża.
-FEAROW WYTRZYMAJ SŁYSZYSZ!!! - desperacki krzyk Dave'a sprawił, że pokemonowi udało się ustabilizować lot.
Jednak po chwili pojawił się kolejny problem. Ivysaur z wycieńczenia rozluźnił uścisk pnączy na szczypcach Kinglera upadając na ziemię i powodując, że krab niemalże pociągnął Fearowa i Weepinbella do tyłu, gdyby nie Glalie, który znowu zaczął go pchać głową by ratować sytuację. Poliwrath znajdował się akurat z tyłu gdy Ivysaur upadał i wykorzystując swój refleks złapał go za jedną z łapek i dając z siebie wszystko mknął do przodu dorównując szybkością reszcie.
-POLIWRATH!!!!!! - wrzasnął w jego stronę z wytężoną do granic możliwości twarzą ze zmęczenia powodując, że Ivysaur się pozbierał biegnąc dalej o własnych siłach.
Dotarli tuż przed drzwi, które były prawdopodobnie ich ostatnią nadzieją, już nie dawali rady.
-PRZYŚPIESZYĆ!! TO OSTATNIE Z POMIESZCZEŃ, TERAZ ICH MAMY!!! - oznajmił ucieszony John, a wszyscy przez niego prowadzeni zwiększyli tempo.
Grupa Amelii z ledwością przekroczyła drzwi, które okazały się szczęśliwe. Był to pokój kontrolny z monitoringiem obejmującym niemal cały obiekt i wszelkiego rodzaju zabezpieczeniami. Na samym końcu znajdowało się biurko przy którym wszystkim się operowało. To właśnie tam za wszelką cenę chcieli się dostać. Mieli ochotę krzyknąć, że się udało, ale nie było na to czasu. Armia była tuż za nimi zbliżając się z każdą chwilą, a oni nie mieli już sił by do tego nie dopuścić.
W głowie Amelii - *NIE ZDĄŻYMY...*
W głowie Jenny - *BYŁO TAK BLISKO...*
W głowie Dave'a - *NIECH TO SZLAK...!!!*
W głowie Poliwratha pojawiły się wspomnienia których za wszelką cenę nie chciał stracić. W jednej chwili podbiegł do policjantki i łapiąc ją za rękę zrobił obrót wokół siebie i cisnął ją z całej siły w stronę biurka głośno przy tym rycząc.
-DALEEEEEEEEEEEEEEJ!!!!!!! - wrzasnęła Amelia widząc jak kobieta jest już prawie u celu, a razem z nią krzyk nadziei wydała także cała reszta.
Jenny uderzając w krzesło i ścianę przy okazji na nim lądując i ignorując ból jak najszybciej nacisnęła losowy przycisk pod biurkiem, który szczęśliwym trafem sprawił, że całe pomieszczenie zostało pokryte i uszczelnione twardym metalem odcinając je tym samym od reszty, zamykając tym samym grupę Amelii i dwójkę złodziei z małą częścią posłusznych im martwych pokemonów. Udało im się osiągnąć cel i uczcili to natychmiast głośnym krzykiem euforii, która mimowolnie dotarła do najskrytszych zakątków ich ciał.

CZAS NA KONTRATAK!!!!!
**

W środku kończącego się już korytarzu słychać było tylko głośne wdychanie i wydychanie powietrza połączone ze stuknięciami nóg o podłogę. Droy był pokryty krwią i zgnilizną, a rany powstałe w wyniku samookaleczenia nie wyglądały na niegroźne. Nie dbał o to, nawet ich nie czuł, ponieważ kierowała nim wściekłość, która zagarnęła całą jego uwagę i niemal wyłączyła inne zmysły. Bez zastanowienia chwycił za klamkę ostatnich drzwi na jego drodze i wparował do pomieszczenia w którym czekał nie kto inny jak obiekt jego wściekłości, który zrobił z niego szaleńca.
-W końcu jesteś... - odwrócił się w jego stronę z uśmiechem białowłosy.
Pokój do którego właśnie wkroczył był duży i przypominał biuro prezesa jakiejś wpływowej firmy. Na środku znajdowała się pusta przestrzeń, lecz przy ścianach stało wiele szafek z półkami w których wcześniej prawdopodobnie znajdowały się jakieś dokumenty, oprócz tego pomieszczenie upiększone zostało różnego rodzaju pierdółkami typu kwiaty i tego typu rzeczami. Pośród tego wszystkiego na samym końcu stało biurko prezesa z którego miał doskonały widok na wielki ekran położony na ścianie tuż nad wejściem - ukazywał obraz z kamery na zewnątrz, wokół kryjówki. To wszystko było pozostałością po funkcjonowaniu tam zespołu R.
-Rozgość się - powiedział stojąc na środku z rękami wsadzonymi w kieszenie spodni, mając obok siebie lewitującego Dusknoira.
-GDZIE ON JEST!!?? - warknął w ich stronę.
-Huh? Kto? - zapytał nie mogąc się powstrzymać od udawania zdziwionego i wiedząc, że nawet coś takiego może sprowokować chłopaka. Nawet na to liczył.
-GDZIE ON JEST!!!!!!?????? - warknął raz jeszcze zaciskając pięści i ruszając nierównomiernym, intensywnym biegiem w jego stronę.
-Tak Droy, przejdźmy od razu do konkretów!! - krzyknął zwinnie uchylając się przed jego chaotycznym prawym sierpowym, a następnie obdarowując go soczystym kopnięciem prosto w brzuch.
Droy upadł na ziemię wypluwając krew, lecz po zaledwie chwili, gdy jeszcze nie do końca się podniósł próbował wyprowadzić kolejny cios, który nie zdążył dotrzeć do celu przez kolejne kopnięcie wymierzone tym razem w jego twarz. Blondyn został odrzucony dobry kawałek do tyłu. Gdy znów próbował się podnieść był w pozycji w której kolana i ręce począwszy od łokci oddzielały go od podłoża, głowę miał opuszczoną.
-Jak to jest gdy grasz dokładnie tak jak ci zagram? - zapytał białowłosy podchodząc do niego i kucając tuż przed nim. - Można tobą tak łatwo manipulować, że nawet powiedzenie ci tego niczego nie zmieni - zakpił wzruszając rękoma. - Wystarczy wspomnieć o... - nie dokończył gdyż tak jak się spodziewał chłopak zareagował dość gwałtownie próbując zaatakować go podbródkowym. Łapiąc jego pięść w swoją rękę powiedział - Widzisz? - uśmiechnął się mu prosto w oczy. Bardzo szybko jednak musiał skierować swój wzrok nieco niżej, gdyż chłopak próbował podciąć mu nogi zwinnym ruchem swoich. - Było blisko... - powiedział uskakując dalej w pozycji kucającej. Następnie chwycił go za głowę i zamaszystym pchnięciem sprawił, że przekoziołkował się po podłodze. - Zatem sprawdźmy jak daleko posuniesz się w swoim gniewie, pokaż mi! - oznajmił rozkazującym tonem, ale jego uwagę odwrócił coraz głośniejszy odgłos kroków pochodzących z korytarza.
-DROY!!!!!! - krzyknął Michał wbiegając z Sandslashem do pomieszczenia.
Białowłosy zacmokał machając na boki palcem wskazującym swojej prawej ręki.

Nim zdążyli cokolwiek zrobić już na samym starcie zostali zaskoczeni. Dusknoir pojawił się nagle za nimi ukrywając całkowicie swoją obecność przez co Sandslash nie zdołał go wyczuć i aktywował na nich urządzenie, które ich skrępowało poprzez metalowe pasy owinięte w mocnym uścisku na ich rękach i nogach.
-Niestety dla was nie przeszkodzicie mi... - westchnął z lekko zirytowanym spojrzeniem.
*Cholera... ten dupek...* - warknął w myślach Sandslash.
*Nie mogę tego rozerwać...! - szarpał się brunet.
Droy podniósł wzrok z ziemi i skierował go na nowo przybyłych.
-Michał...? PO CO TU PRZYLAZŁEŚ!!?? - krzyknął w czasie gdy krew ściekała z całej jego głowy.
-Jak to po co...? - zazgrzytał zębami widząc w jak kiepskim stanie się znajduje. - Żeby ci pomóc!! Więc ogarnij się i pozwól mi to zrobić!
-Koniec tego gadania, masz poważniejsze problemy na głowie - wtrącił białowłosy idąc w stronę blondyna.
-Sandslash spróbuj się z tego wyrwać, on nie ma z nim szans!! - powiedział z obawą Michał.
Droy ustał na nogi i wziął do reki pokeball z którego wypuścił Arcanine'a.
-SPAL TEGO SUKINSYNA MIOTACZEM PŁOMIENI!!!!! - wrzasnął wydając polecenie.
Gdy ogień był tuż przed mężczyzną Dusknoir używając psychiki posłał go z powrotem do podopiecznego Droy'a sprawiając, że oberwał własnym ruchem.
-Stwierdziłeś, że o własnych siłach nie dasz rady i postanowiłeś użyć swoich pokemonów, jakże wygodna decyzja... - stwierdził białowłosy wkładając ręce do kieszeni.
-KIEŁ OGNIA!!! - wskazał na mężczyznę wyciągając drugi pokeball. - LICKITUNG MEGA PNĄCZE!!! - krzyknął do drugiego z podopiecznych.
Arcanine doskoczył do celu i z pokrytą ogniem paszczą próbował go ugryźć, ale mężczyzna ze spokojem zwinnie tego uniknął odskakując. Tym razem Dusknoir sprawił, że napastnik wylądował na ścianie wbijając i osuwając się po niej, a gdy Lickitung posłał na nich pokryty energią język o odcieniu różowym oberwał kulą cienia, która sprawiła, że brutalnie upadł na ziemię. Oba pokemony straciły przytomność.
-Co teraz Droy? Nie mów mi, że to koniec. Chyba jednak nie zależało ci tak bardzo na Charmanderze...
Wystarczyło samo wspomnienie, sama wzmianka o martwej jaszczurce i Droy bez namysłu ruszył prosto w paszczę przeciwnika którego nie był w stanie pokonać.
-Pokaż mi więcej... - powiedział białowłosy blokując jego prawy sierpowy lewą ręką. - Pokaż jak konasz w rozpaczy... NĘDZNY ROBAKU!! - oznajmił w trybie rozkazującym, a na jego twarzy pojawiła się szaleńcza mimika.
Złapał go za głowę w okolicach czoła i uderzył w ziemię powodując małe wgniecenie.
-... PIERDOL SIĘ!!! - odparł blondyn trzymając obie dłonie na ręce przeciwnika próbując ją z siebie zdjąć. Kopnął go z całej siły w twarz powodując, że mimowolnie puścił gdy całe jego ciało odchyliło się do tyłu. Wydawało się, że to była jego szansa na odwrócenie losów tej walki, więc od razu poderwał się do ataku. Jak się okazało to było zbyt mało, mężczyzna odginając głowę do tyłu wykorzystał zamach i z ogromną siłą uderzył w zaskoczonego blondyna posyłając go z powrotem na ziemię.
-ZAB... - nie zdążył powiedzieć, bo morderczy grad ciosów zaczął spadać na jego twarz. Stał się siny, a krew była niemal na całym jego ciele. Nawet będąc w tak intensywnym stanie złości Droy nie mógł już ignorować obrażeń, nawet gdyby chciał.
-DROY!!!!!!!!! - wrzasnął Michał wiercąc się we wszystkie strony by tylko jakoś pozbyć się tego co go krępowało. Doprowadziło to do tego, że stracił równowagę i upadł na ziemię. - ZOSTAW GO!!!! - krzyczał bezradnie wijąc się na podłożu w czasie gdy Sandslash nerwowo próbował zniszczyć urządzenie.
Białowłosy nie zwracając uwagi na krzyki Michała wziął Droy'a za fraki i kolejnym uderzeniem sprawił, że upadł z hukiem na ziemię by następnie kopnąć go w brzuch. Chłopak znów wypluł krew.
-Za bardzo się wciągnąłem... - podrapał się po głowie z udawanym przejęciem mężczyzna.
Po tym wszystkim Droy powolnym tempem znów próbował się podnieść. Cudem było to, że wciąż utrzymywał świadomość i nie zemdlał. Pamięć i miłość do Charmandera nie pozwalała mu odpuścić, to ona podtrzymywała go na duchu. Tego właśnie oczekiwał białowłosy.

-Dobra! - klasnął w dłonie. - Pobawiliśmy się, a teraz czas na spotkanie wieczoru - oznajmił wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z Dusknoirem by ten "go" tu sprowadził.
Po chwili duch rozwalił kulą cienia część ściany niszcząc przy tym szafki tam stojące, a do pomieszczenia powolnym krokiem wszedł bezoki Charmander.
-Dlaczego...? - wyszeptał pod nosem Droy nie rozumiejąc już niczego.
-... Waszym przeznaczeniem jest walczyć - oznajmił białowłosy mówiąc śmiertelnie poważnie.
-CO...? - odwrócił się w jego stronę z miną której tak bardzo oczekiwał.
Mężczyzna uśmiechnął się. - Nieważne czy tego chcesz, będziesz musiał... ZABIJ GO - rozkazał wskazując na blondyna, a stworek w jednej chwili ruszył w jego stronę.
Droy w tamtej chwili zaczął się zastanawiać dlaczego los jest dla niego taki okrutny, czym sobie na to zasłużył. Charmander zaczął atakować blondyna swoimi ostrymi pazurami, na początku chłopak nawet nie zareagował pozwalając sobie zranić brzuch. Po chwili próbował unikać ciosów cały czas mówiąc coś do niego, jakby wierząc, że może to coś zmieni, że może wyrwie go z tego.
*Dlaczego mu to robi...? Dla zabawy? Dla zaspokojenia swoich chorych żądz? Żeby zmuszać go do czegoś takiego... Ludzie są naprawdę okrutni... Ten świat jest okrutny... A ja... a ja nie mogę nic zrobić!!* - stwierdził w myślach Michał szarpiąc się, lecz nie mogąc się uwolnić.
-Tak... o to właśnie mi chodziło! - powiedział uradowany białowłosy. - Cóż za dramatyczna scenka w której tylko jeden może przeżyć! Jeśli chcesz z tego wyjść musisz stawić opór, nikt tego nie przerwie! - zapewnił obserwując ich poczynania.
Droy z ledwością unikał ciosów Charmandera będąc w fatalnym stanie fizycznym i psychicznym, wykrzesując z siebie resztki sił.
-Proszę przestań...! - mówił najdelikatniej jak tylko mógł. - Nie daj się kontrolować!!! - krzyknął z rozpaczą nie doczekując się reakcji.
Nagle pokemon wyprowadził atak ogonem, który odrzucił go kawałek do tyłu, upadł na plecy. Następne wskakując na niego próbował ponownie użyć pazurów, ale jego łapki zostały złapane przez ręce Droy'a.
-Charmander proszę ocknij się!! JUŻ WYSTARCZAJĄCO SIĘ NACIERPIAŁEŚ!!! - oznajmił zrzucając go z siebie.
Martwa jaszczurka wystrzeliła w odpowiedzi żar przed którym blondyn z ledwością zdołał się uchylić.
-Radziłbym ci przestać gadać i skupić się na walce - zalecił białowłosy.
-ROZPOZNAJESZ MNIE!? MUSISZ, JESTEM DROY, TWÓJ TRENER!! - po wypowiedzeniu tych słów Charmander wbił pazury w jego żebra.
-DROY!!!!!!! - wrzasnął Michał.
Chłopak początkowo nie zareagował, lecz po chwili niespodziewanie objął swojego oprawce trzymając go w powietrzu i mocno przytulając.
-Przepraszam... że nie zdołałem i dalej nie potrafię cię ocalić... - wyznał z kręcącymi się w podbitych oczach łzami. - Przepraszam, że trafił ci się taki bezsilny trener... - ścisnął go jeszcze mocniej.
Charmander po chwilowym braku reakcji nagle wyrwał się z uścisku ledwo stojącego trenera i odskakując kawałek do tyłu przyglądał mu się bez ruchu.
Mężczyzna zrobił poważną i lekko zirytowaną minę. - Na co czekasz? Atakuj - nakazał, lecz nie doczekał się reakcji.
-Już wystarczy... nie musisz się opierać, po prostu zrób co musisz... - powiedział akceptując scenariusz w którym to on ginie by wyjść z tej sytuacji. - Nie martw się i pamiętaj... KOCHAM CIĘ - w towarzystwie tego wyznania posłał mu tak pogodny uśmiech, że przebijał się nawet przez zmasakrowaną twarz.
Następstwem tego okazało się coś czego nikt nie mógł się spodziewać. Do tego ponurego miejsca gdzie światło nie miało racji bytu, przebijając się przez cały mrok dotarła malutka iskierka nadziei w postaci łez, które wypłynęły z martwych oczu Charmandera. Ten widok sprawił, że Droy zamarł, a Michałowi zaparł dech w piersiach.
-... Że też trzymaliśmy go tylko dla tej chwili i dlatego, że był pierwszy, a tu coś takiego... - powiedział z niesmakiem białowłosy. - Nie mogę na to patrzeć... pozbądź się go - rozkazał bez litości.
Gdy Dusknoir wyciągnął przed siebie prawą rękę nakierowując ją na Charmandera jego oko dziwnie zajaśniało. Po chwili zacisnął pięść, a ciało pokemona zostało doszczętnie zniszczone. Źrenice Droy'a gwałtownie się rozszerzyły, a następstwem tego był głośny, żałosny wrzask rozpaczy. Tak jak tamtego dnia nie mógł uwierzyć w to co zobaczył. To co chciał odzyskać... na zawsze zniknęło z zasięgu jego wzroku. W tamtej chwili stracił kolejną cząstkę siebie, nieodwracalnie.
-Nie martw się jego dusza wciąż istnieje, Dusknoir dobrze się nią zajmie, a teraz... PORA Z TOBĄ SKOŃCZYĆ - oznajmił z szaleńczym uśmiechem na twarzy dając sygnał partnerowi.
Duch nagle ruszył w stronę Droy'a z wyprostowaną dłonią cofając ją do tyłu by płynnym ruchem przebić go na wylot. Gdy wydawało się, że to już koniec coś niezauważalnie wskoczyło między nich. Krew trysnęła na twarz Droy'a, a on skierował wzrok przed siebie. Tym co Dusknoir przebił nie było jego ciało, lecz ciało pokemona. Jego wyraz twarzy znów gwałtownie się zmienił gdy z ręki Dusknoira osunęło się, upadając tuż przed nim ciało Arcanine'a, który obdarzył go swoim ostatnim uśmiechem próbując dosięgnąć go łapą, lecz nim zdołał dokonał żywota. W tamtej chwili Droy Hannys odszedł z tego świata.

W ciem­nym, strasznym lesie,
Gdzie nikt od daw­na nie chodził.
Głośne echo słowa niesie,
Aby gra­nicy nikt nie przekroczył.
Te pras­ta­re wiel­kie drzewa,
Kryją w so­bie wiele tajemnic.
Ze środ­ka la­su nie wi­dać nieba,
Nikt nie może je­go lo­su zmienić.
Pomóż in­nym drzewom,
Jeśli Tych życie jest stracone.
Pomódl się do niebios,
By ich dusze nie były zaprzepaszczone...

Nim mężczyzna zdążył zrobić cokolwiek tuż za nim pojawiła się nagle czarna jak smoła energia, a z niej wyłoniła się sylwetka Michała u której oczy pokryła tak intensywnie czerwona barwa, że niemal się z nich wylewała. Z twarzy białowłosego zniknął uśmiech, a z czoła spłynęła kropelka potu gdy po precyzyjnym i błyskawicznym cięciu ostrza stracił rękę. W tamtej chwili rozpoczęła się walka której już nikt nie mógł powstrzymać...
------------

W NASTĘPNYM ROZDZIALE OSTATECZNE STARCIE W BITWIE O STRACONE DUSZE

6 komentarzy:

  1. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dzięki wielkie za nowy rozdział. Jest świetny, zapiera dech w piersi i brakuje słów. Nie wiem co powiedzieć, bo powiedzieć, że jest genialny to o wiele za mało. Już nie mogę doczekać się następnego. Życzę weny.

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej!
    Na samym początku jak już nareszcie postanowiłam zostawić po sobie jakiś ślad w postaci komentarza, chociaż od dłuższego czasu jestem już na bieżąco. Tym bardziej jest mi głupio, bo ty przecież pod każdym moim rozdziałem aka gniotem zostawiasz jakiś komentarz, który inspiruje mnie do dalszego pisania i robienia tego coraz lepiej, a ja nie mogłam się ruszyć i zostawić śladu w postaci kilku zdań przez długi czas... Przechodząc do sedna. Pierwszą sprawą na jaką chciałam wyrazić moje spóźnione, ale zawsze zdanie jest Viper. Sama jego postać jest wyjątkowo ciekawa i intrygująca. Zwłaszcza mnie zastanawia jego przeszłość, jest tym samym gościem sprzed kilku tysięcy lat? Bądź to jest inna osoba, która jakimś cudem pochwyciła te moc? Jeśli tak to razem z mocą ten osobnik pochwycił ambicje tego pierwszego, czy sama doszła do wniosku by zdobyć władzę nad światem? Ja to mogłabym teoretyzować długi czas na tym, bo ja ogólnie jestem osobą lubiącą wymyślać różnego typu teorie. Jego tożsamość także jest dużą zagwozdką, miałam jakiś pomysł, ale jak teraz myślę o tym to nie wydaje mi się specjalnie realne. Nie ma wątpliwości, że jest naprawdę zły, ale ja tam mimo wszystko jestem fanką antagonistów pracujących solo. Jak na razie Viper wygląda mi na człowieka nie lubiącego brudzić sobie rąk, więc się wysługuje swoimi podwładnymi. Muszę przyznać, że ma on wielką moc, nawet i bez nich, oraz plan który wydaje się doskonały, ale nie jest widziany przeze mnie jako badass'a. Heh... Znając ciebie i twoje umiejętności pisania to ukażesz go jeszcze tak, że moich antagoniści będą chylić przed nim czapki :D Bardzo mi się mimo wszystko podobały rozdziały do tego Arc'a, oprócz rozdziału 81. Reakcja Dave wydała mi się lekko nienaturalna i nie do końca zrozumiałam ją, ale oprócz tego faktu rozdział był całkiem przyjemny. Pomału kończąc, po pierwszych rozdziałach tego Arc'u byłam w przekonaniu, że to nie będzie nic specjalnego, ale po trzecim zaczął pomału rozpędzać się w ciekawym kierunku. Genialne było posunięcie z tym Duskclops'em kontrolującym ciała Pokemonów za pomocy dusz. Masz łeb jak sklep, ja bym myślała nad tym tydzień i nie wymyśliłam tak świetnej rzeczy :P Moja reakcja do śmierci Droy'a: Oh boy, that escalated quickly... Szczerze mówiąc on się pojawił na liście postaci do ostrzału w twoim uniwersum, razem z Dave'm, Joshua'ą i Lt.Surge'm... To jest rzecz, którą po prostu nienawidzę w twoich opowiadaniach... Te zdecydowanie za szybkie śmierci... Wkurzało mnie to jak pisałeś to małe opowiadanie mające cztery rozdziały z prologiem, ale nie odezwałam się, bo pomyślałam "Musiał się jakoś wyrobić z napisaniem wszystkiego w cztery rozdziały, dlatego wszystko popadało jak muchy w tak szybkim czasie...". Ale widzę, że znowu się bawisz w ten sposób. Według mnie jakbyś jeszcze trochę przeciągnął robienie tego Arc'a (a przy okazji śmierci Hannys'a) to lepiej to wypadło. Ludzi by się przyzwyczaili do składu czterech głównych bohaterów i zrobiło by to większe wrażenie śmierć jednego z nich. Nie piszę broń Arceus by ciebie zniechęcić, ale mówię jak to według mnie wygląda i jak ja bym postąpiłam z takimi kartami. To było na tyle... Życzę dużo weny i chęci do pisania. Czekam, aż Michał zrobi temu bucowi z dupy średniowiecze ;) Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że ci się udało przełamać, dziękuję. Co ja tu mogę więcej powiedzieć? Co do drugiego opowiadania to wszystko miałem zaplanowane na samym początku od dechy do dechy i wyszło tak jak chciałem, te śmierci miały takie być. Natomiast w tym rozdziale ostatnie zdanie przed cytatem nie jest takie dosłowne i ciekawe czy ktoś zinterpretuję je w taki sposób w jaki bym chciał. Pamiętaj nie wszystko jest takie na jakie wygląda - to dobra rada pasująca niekiedy do mojego opowiadania jak i świata rzeczywistego ;) Jeśli masz chęci to wpadaj częściej do sekcji komentarzy :P

      Usuń
  4. Pominę sobie cały rozdział. Tak jakoś, choć opisy coraz lepsze, ciekawie z tymie zomboe-pokemonami.
    Ale najważniejsza jest końcówka. Dość efektowna. Śmierć Droya. Straszne, choć dla Michała korzystne, bo może podbijać do Amelii jak to przeboleje. Albo takie pocieszanie i od słowa do słowa hahah. Jestem okropny.
    nie mogę się doczekać kolejnego rozdziału. Podoba mi się ta 'mroczna' energia :-D. Oj, będzie się działo. Pewnie dlatego już prawie miesiąc brak aktywności, bo szykujesz coś z pierdolnięciem :-D
    czekam, czekam i pozdrawiam !

    OdpowiedzUsuń
  5. Mam wielką nadzieję, że rzeczywiście to nie jest koniec i będzie dalszy ciąg tej historii. W końcu jeszcze kilku wrogów jest do pokonania, a prócz tego również wiele pewne tajemnice wciąż wymagają wyjaśnienia. No i jeden z dzielnych członków drużyny poległ. Biedny Droy... Ten łajdak nie może bezkarnie odejść. Musi ponieść karę. Tak czy siak rozdział mi się niesamowicie spodobał. Jest w nim wszystko, co być powinno - od akcja i grozy oraz trzymania w napięciu, po smutek, łzy, rozpacz i walkę ze złem. Więcej podobnych rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń