wtorek, 30 czerwca 2015

Rozdział 23 - Kryzys

Tuż przed Oranią na pobliskiej polanie...
-Wszyscy już skończyli jeść, możemy już iść! - krzyczała w stronę Michała siedzącego na jednej z pobliskich skał. -Michał! - chłopak nie reagował, patrzył się w przeciwną stronę wyraźnie zamyślony.
*Wiedziałam, że coś jest nie tak w końcu od tamtego momentu (przegrana z Zeke'm) przez całą drogę tutaj był jakiś nieswoi i wcale się nie odzywał* - myślała Amelia.
-No hej!
-Huh? Sorki zamyśliłem się, chodźmy - odparł.
Po dotarciu do miasta Amelia starała się prowadzić rozmowę.
-Te miasto nie jest tak duże jak Safrania, ale też jest ładne prawda?
-Ta - odparł.
Dziewczyna miała rację letnie domki przy których widniał ogródek dawały przyjemny klimat.
-Oho jest Centrum Pokemon - wskazał na budynek, który już doskonale znali.
Wchodząc do środka nie ominął ich widok trenerów oblegających właśnie ten budynek. Michał ustawił się w kolejce, a gdy nadeszła jego kolej poprosił siostrę Joy o przysługę.
-Siostro Joy zajmij się moimi pokemonami - powiedział wykładając trzy pokeballe i Snorunta na ladę - A ty? - zwrócił się do przyjaciółki.
-Ymm? co ja? - odparła zdziwiona.
-Myślę, że to dobry pomysł oddać Poliwaga pod opiekę specjalisty - zaproponował uśmiechnięty.
-Taak! - energicznie położyła podopiecznego na ladę, ponieważ bardzo się ucieszyła gdy ujrzała uśmiech Michała, którego już trochę czasu nie widziała.
Po niedługim oczekiwaniu pokemony były gotowe do odebrania.
-Proszę bardzo, nie mają żadnych problemów zdrowotnych innymi słowy wszystko ok.
-Dziękujemy - odparli razem.

Po wyjściu z centrum dialog rozpoczął się na nowo.
-Gdzie teraz idziemy? - zapytała Amelia.
-A chcesz gdzieś pójść? - odparł pytaniem.
-Hmm... chyba tak.
-W takim razie mów gdzie i chodźmy tam - uśmiechnął się.
Sposób w jaki zachowywał się dziś Michał był dla Amelii nieco pociągający, więc przystała na jego propozycję.
-Chodźmy! - pociągnęła go za rękę i zaczęła biec w stronę niezaludnionej części miasta.
-Jest tu coś ciekawego? - nie ukrywał zaskoczenia Michał.
-Coś w tym stylu - odrzekła.
Amelia zatrzymała się przy starym drewnianym domku, który wyraźnie chylił się ku upadkowi. Michał przyglądał się mieszkaniu, a Amelia przerwała chwilę ciszy.
-Ciocia mnie tu kiedyś przyprowadziła i powiedziała, że należał do moich rodziców.
-Rozumiem, przepraszam...
-Nie masz za co, wejdźmy do środka.
W środku podziurawiony dach tak jak i ściany, pokoje pozawalane deskami i schody na górę, które jako tako się jeszcze trzymały.
-Chodźmy - wskazała na schody.
Na górze również nie było nic, lecz wyjątkiem było drewniane biurko na którym stało zdjęcie przedstawiające dziewczynę wyglądającą niemalże identycznie jak Amelia i chłopaka o brązowych włosach, oboje byli uśmiechnięci.
-Całe szczęście, że jeszcze tu jest! - ucieszyła się na widok zdjęcia i pomknęła w jego stronę.
-Domyślam się, że to twoi rodzice - powiedział utrzymując powagę.
-Tak... - wpatrzyła się głęboko w obraz.
-Jesteś bardzo podobna do mamy - zauważył.
-Dzięki, nie zauważyłeś, że po tacie mam oczy? - zaśmiała się.
-Rzeczywiście - odparł z uśmiechem na twarzy.
-Weź je ze sobą - dodał.
-Taki miałam zamiar - powiedziała chowając je do plecaka. - Wracajmy.

Gdy wrócili do Centrum Pokemon Michał zaproponował by udać się w kolejne miejsce.
-Ruszajmy do sali w końcu po to tu jesteśmy.
-Masz rację, chodźmy - odrzekła.
-Sno sno! - ucieszył się Snorunt.
-Poli poli - Poliwag natomiast postanowił usnąć.
Nie mieli problemów ze znalezieniem sali, ponieważ była widoczna z daleka.
-No to wchodzimy - powiedział łapiąc za klamkę od drzwi.
Nagle rozległ się krzyk - Czekaj! Jeszcze nie możesz otworzyć tych drzwi!
-Ymm? - zdziwił się Michał, a z krzaków wybiegło dwóch chłopców wyraźnie młodszych od niego.
Jeden był blondynem o średnim wzroście ubranym w zielony podkoszulek i tego samego koloru spodenki, natomiast drugi nieco wyższy od blondyna o rudym kolorze włosów, posiadający piegi na twarzy ubrany w białą koszulkę w niebieskie paski i czarne spodenki. Oboje nosili japonki.
-Żeby móc tam wejść musisz mieć pozwolenie od naszej dwójki - palnął rudy.
-A otrzymasz je jeśli uda Ci się nas pokonać w bitwie pokemon! - dodał blondyn.
-Ehh... niby czemu mam was słuchać - wymamrotał niepocieszony.
-Dlatego, że tutejszy lider jest dla nas wzorem, więc nie pozwolimy by jakiś słabeusz marnował jego czas! - krzyknęli jednocześnie.
-Dobra idę - odrzekł Michał łapiąc ponownie za klamkę.
Wtem obaj chłopcy przykleili się do jego rąk powstrzymując go przed wejściem.
-Dobra proszę zawalcz z nami! - Na pewno Ci nie zaszkodzi! - prosili błagalnym tonem.
-No ok w sumie trening przed walką to dobry pomysł - odparł odchodząc od drzwi.
*Nie mogę uwierzyć, że się zgodził...* - pomyślała zażenowana Amelia.
-No dobra, który pierwszy? A ten tego... jak się nazywacie ja jestem Michał - podrapał się po głowie.
-Mike - powiedział blondyn / - Roy - krzyknął rudy.
-Może ty pierwszy Roy? - zaproponował Michał wskazując na rudego.
-Jasne! Butterfree pomóż mi! - natychmiast wyrzucił pokeball w górę z którego wyszedł zadbany motyl i zgrabnie wylądował na jego ramieniu.
-Fajny - pochwalił wyciągając standardowo pokedex.
Butterfree pokemon motyl, najwyższa forma ewolucyjna Caterpie. Butterfree posiada doskonałą zdolność do wyszukiwania pysznego miodu z kwiatów. Może nawet odszukać, wyodrębnić i przenosić owy miód z kwitnących kwiatów nawet ponad sześć mil od jego gniazda.

-Charmeleon wybieram Cię! - przed poke-motylem pojawił się czerwony jaszczur spragniony walki
-No to zaczynamy Butterfree ultradźwięki!
Początkowo Charmeleon wyglądał na ogłuszonego atakiem, ale po chwili wydobył głośny ryk i nikt nie miał wątpliwości, że nie zrobiło to na nim żadnego wrażenia.
-Miotacz płomieni!
-Unik!
Butterfree z ledwością ominął czerwoną strugę ognia.
-Wybij go z rytmu psychopromieniem!
-Unik i metalowy pazur!
Atak poke-motyla został bez problemu ominięty, a potężny metalowy pazur posłał go na deski.
-Wykończ go miotaczem płomieni!
-Butterfree uciekaj stamtąd!
Na nic zdały się błagania Roya, jego podopieczny oberwał i był niezdolny do walki.
-No trudno... Mike twoja kolej! - obwieścił Roy.
-Poli... poli? - przeciągał się Poliwag.
-Dobre wyczucie czasu Poliwag, Michał właśnie walczy - posadziła go na ramieniu Amelia.
-Ze mną nie pójdzie tak łatwo, Sandshrew chodź - przed Mike'm pojawiła się słodka piaskowa mysz.
-Ten też jest fajny! - podziwiał Michał i ponownie skorzystał z pokedexa.
Sandshrew pokemon mysz. Ciało Sandshrewa jest skonfigurowane do absorbowania wody bez odpadów, umożliwiające mu przetrwanie na jałowej pustyni. Ten pokemon zwija się w kulę aby chronić się przed wrogami.

 -Charmeleon dobra robota, powrót - Michał odwołał jaszczura do pokeballa.
-Nie będziesz walczył Charmeleonem? - zdziwił się Mike.
-Ktoś inny też nie może doczekać się bitwy, Snorunt naprzód!
-Sno sno! - krzyknął radośnie pokemon.
-Zaczynam! Snorunt podwójny zespół!
-Sandshrew zwinięcie!
-A teraz mroźny wiatr!
Sandshrew zwinął się w kłębek, a Snorunt po podziale rozpoczął nawałnicę mroźnego wiatru, która skrupulatnie rozbijała obronę przeciwnika.
-Unik i rysa!
-Uderzenie głową!
Sandshrew uwolnił się spod wrogiego ataku i ruszył na przeciwnika z zamiarem wykonania rysy, Snorunt nie uciekał, ale bezpośrednio zderzył się z nim wykonując uderzenie głową, które celnie trafiło w cel.
-Lodowy promień!
Mike nie zdążył wydać komendy, a jego pokemon był już nieprzytomny.
-Dobra robota mały - pochwalił Michał.
Chłopcy spojrzeli na siebie i razem stwierdzili - Jesteś silny masz nasze pozwolenie na walkę.
-Dzięki - odparł wesoło.
-Całe szczęście - odetchnęła z ulgą Amelia na widok wygranej Michała *Chyba nic mu nie jest*
-Dobra no to wchodzimy - powiedział Michał otwierając drzwi z namalowanym na nich piorunem.

Pomieszczenie było ciemne i bardzo obszerne.
Wtem rozległ się niski głos - Kto tam? - dochodził z końca budynku.
-Wyzywający - odrzekł pewnie Michał.
Światła na suficie zapaliły się i można było dostrzec naprzeciwko nich coś podobnego do tronu i mężczyznę na nim siedzącego oraz inną dwójkę ludzi, dziewczynę ubraną w czarną kurtkę i miniówkę oraz faceta również w czarnej kurtce i ciemno-niebieskich jeansach. Z fotela wstał dwu-metrowy blondyn ubrany w ciemno-zielone spodnie i ciemno-zieloną koszulę odsłaniającą część jego umięśnionego ciała.
-Jak się nazywasz? - zapytał zimnym głosem.
-Michał Zoldrey!
-Rozumiem - podszedł do niego powoli kładąc rękę na jego barku.
-To świetnie się składa, że przyszedłeś - nagle się uśmiechnął. - Dawno nikogo tu nie było.
-Jesteś gotowy na oddanie odznaki? - zapytał złośliwie Michał.
-Ale czy taki dzieciak jak ty zdoła wygrać? - odgryzł się blondyn.
-Spokojna głowa, a tak w ogóle nie przedstawiłeś się - wytknął Michał.
-To lider tej sali! - wtrącił Roy. - Nazywa się pan Surge! - dodał Mike.
-O! Czy to nie moi uczniowie? - zauważył Surge.
-Przyszliśmy obejrzeć mistrza walkę! - odrzekł Mike. - Jest silny! - dodał Roy.
-Ooh co to za ładna dziewczyna z tyłu? - zauważył Surge.
Amelia zmierzyła go wzrokiem i powiedziała bez emocyjnie - Jestem Amelia. - Ale dryblas - szepnęła do Michała.
-Dobra czas na bitwę, chodźmy! - poprowadził Surge.

Przeszli do pomieszczenia obok którego znajdowało się oficjalne pole walki. Z boku znajdowały się wygodne ławki na których usiedli Roy, Mike i Amelia. Natomiast Michał i Surge zajęli wyznaczone miejsca.
-Hmm pomyślmy moja ostatnia walka była jeden na jeden - rozmyślał na głos Surge. - Co myślisz o bitwie dwa na dwa? - zaproponował.
-Jak dla mnie pasuje, Snorunt ruszaj! - lodowy pokemon zeskoczył z ramienia trenera i błyskawicznie znalazł się na polu.
-Oo Snorunt... niespotykany w tym regionie. Bardzo dobrze, Raichu wybieram Cię! - naprzeciw podopiecznego Michała pojawiła się pomarańczowa mysz z dużym ogonem w kształcie pioruna. Michał wyciągnął pokedex w celu dowiedzenia się czegoś o elektrycznym przeciwniku.
Raichu to pokemon elektryczną mysz. Jeśli elektryczne woreczki na jego policzkach stają się nadmiernie naelektryzowane Raichu odprowadza wyładowania na roślinach. W pobliżu jego gniazda znajdą się wypalone łaty w ziemi.

-Do Ciebie należy pierwszy ruch - poinformował Surge.
-Snorunt lodowy promień!
-Zablokuj stalowym ogonem!
Widok Raichu z łatwością powstrzymującego lodowy promień Snorunta stalowym ogonem wprawił w osłupienie widzów jak i również Michała.
-Uderzenie głową!
-Odrzuć go szybkim atakiem Raichu.
Przeciwnik był szybszy i sprawił, że Snorunt stracił równowagę.
*Będzie ciężko, muszę coś wymyślić...* - zauważył Michał.
-Raichu nie czekaj na nich, atak ciałem!
-Snorunt uważaj!
Pokemon nie zdążył w porę zareagować i znalazł się tuż pod ciężarem ciała przeciwnika.
-Hej młody to jest prawdziwa bitwa, a nie gra planszowa - zaśmiał się Surge.
-Wiem to! Snorunt lodowy promień pod siebie!
-Czyżby to twój akt desperacji? - Surge z każdą chwilą był coraz bardziej rozbawiony.
Nieco się zdziwił gdy wystrzelony promień zamienił podłoże w lód dzięki czemu Snorunt wyślizgnął się spod ciała Raichu.
-Huh? To było dosyć ciekawe, ale zobaczymy jak sobie poradzisz z tym, Raichu piorun!
Policzki Raichu naelektryzowały się po czym pokemon wydobył ze swojego ciała potężny elektryczny ruch, który lecąc do celu niszczył pole walki. W mgnieniu oka zadał Snoruntowi poważne obrażenia.
*To było tak szybkie, że nie zdążyłem zareagować...* - mówił w myślach Michał. - Snorunt trzymasz się?
-Sno snorunt! - pokemon mimo otrzymanych obrażeń dalej twardo stał na nogach.
-Raichu stalowy ogon!
-Unik Snorunt i zajdź go od tyłu!
Pomyślnie ominięty atak i pojawienie się za plecami Raichu, Snorunt zrobił wszystko dobrze i czekał na następną komendę.
-Teraz zacznij go okrążać wykorzystując swoją szybkość!
Snorunt rzeczywiście umiał nieźle wykorzystać swój główny atut dzięki czemu stworzył wokół Raichu coś przypominającego wir.
-Dobry pomysł ale... - Raichu uśmiechnął się w stronę trenera - Atakuj stalowym ogonem!
Pokemon wyczuł gdzie dokładnie znajduje się jego przeciwnik i precyzyjnym uderzeniem posłał Snorunta na ścianę za Michałem.
-Snorunt! - krzyknął głośno Michał podbiegając do podopiecznego.
-Sno sno... - smucił się.
-Nic nie mów, dobrze się spisałeś, zasłużyłeś na odpoczynek - pocieszył Michał niosąc pokemona w stronę Amelii. - Możesz chwilę się nim zająć? - poprosił.
-No pewnie! - odparła biorąc pokemona na ręce.

Michał wrócił na miejsce i wypuścił już swojego ostatniego pokemona.
-Charmeleon potrzebuje Cię!
-Char char charmeleon! - ryknął głośno.
-Gotowy? - zapytał Surge.
-Dawaj! - pośpieszył Michał.
-Raichu piorun!
-Charmeleon miotacz płomieni pełna moc!
Ataki zderzyły się i doprowadził do wybuchu oraz jeszcze większych zniszczeń pomieszczenia.
-Stalowy ogon!
-Blokuj metalowym pazurem i kontruj ognistą pięścią!
Charmeleon z wielkim trudem powstrzymał stalowy ogon, a następnie wyprowadził celny cios ognistą pięścią.
-Nie odpuszczaj Raichu, piorun!
-Charmeleon miotacz płomieni!
Piorun był tak szybki, że przeciwnik nie zdążył wystarczająco szybko zareagować i atak posłał go na ziemię.
-Charmeleon wstawaj i ognista pięść!
-Blokuj stalowym ogonem, a później szybki atak!
Raichu bez problemu zatrzymał Charmeleona, a następnie powalił przy pomocy szybkiego ataku.
-Charrr...! - Charmeleon szybko się pozbierał i wpadł w szał atakując we wszystko na oślep miotaczem płomieni.
-Charmeleon uspokój się! - próbował opanować podopiecznego Michał.
-Ehh Raichu kończmy to stalowy ogon!
Szalejący pokemon posłał w stronę Raichu potężny strumień ognia, ale zarówno Surge jak i jego podopieczny byli niewzruszeni.
-Osłoń swoje ciało z przodu ogonem i przeleć przez ten płomień.
Tak tez zrobił Raichu, zaabsorbował moc uderzenia na swój ogon i z całej siły powalił Charmeleona.
-Przegrałeś - powiedział Surge.
-No nie... znowu to samo! Dlaczego znowu przegrałem!? - mamrotał pod nosem Michał.
Mike i Roy wstali z miejsc i podbiegli do Michała.
-Panie Surge czemu Michał przegrał? - zapytał Roy. - Przecież jest silny - dodał Mike.
-Słuchaj dzieciaku ktoś kto nie wierzy w siebie i boi się zaryzykować nie jest dla mnie wyzwaniem, nie wracaj tu dopóki tego nie zrozumiesz! - powiedział zimnym głosem Surge.
Wtedy przypomniały mu się słowa Zeke'a: "W tym świecie potrzeba wielkiej wiary w to co robisz, a jej u Ciebie już nie widzę. W twoich oczach nie widać już tej odwagi, zdecydowania i przekonania co do siebie"
-Ehh! Muszę biegnąć do Centrum Pokemon, Charmeleon powrót - Michał odwołał pokemona i pobiegł w stronę wspomnianego budynku.
-Zaczekaj! - krzyknęła Amelia ze Snoruntem i Poliwagiem biegnąc za nim.
Michał oddał Snorunta i Charmeleona siostrze Joy, po niedługim czasie otrzymał je z powrotem i wyszedł wraz z Amelią na świeże powietrze.
-Znowu to samo - użalał się Michał.
-Nie przejm... - próbowała powiedzieć, ale przerwał jej dźwięk towarzyszący otwarcia pokeballa.
Z czerwono-białej kuli Michała wydostał się Charmeleon, który był bardzo wściekły.
-Charmeleon co jest...? - zapytał Michał.
-Char char! - warknął i strzelił miotaczem płomieni przed trenera, a chwilę później pobiegł w stronę pobliskiego lasu.
-Stój! Gdzie idziesz?! - rozpaczał Michał.
Widząc nie radzącego sobie przyjaciela Amelia również się zdenerwowała.
-Słuchaj nie mogę na to patrzeć! Będę trenować Krabbiego z Poliwagiem, a ty biegnij za nim!
-Ale... - próbował zaprotestować. - No dobra Krabby wybieram Cię, trenuj tu z Amelią! - ostatecznie zgodził się z dziewczyną i pobiegł za podopiecznym.
Amelia rozpoczęła trening z pokemonami, a Snorunt odsunął się na nieznaczną odległość i oglądał poczynania przyjaciół. Wtem niezauważalnie za Snoruntem pojawił się Surge, który delikatnie pogłaskał lodowego pokemona.
-Masz naprawdę miłego i dobrodusznego trenera. Martwi się o was, dlatego nie chce ryzykować żeby coś wam się stało, ale to jest właśnie jego błąd - wytłumaczył Surge.

Tak to czasem w życiu bywa, że trudno jest przygotować się do walki i ją wygrać, ale pozbieranie się po porażce to dopiero wyzwanie. Ważne żeby się podnieść...
------------
No wyrobiłem się w tygodniu, ale i tak jeszcze dziś kończyłem :P. Blog ma już trochę ponad 3 miesiące i ponad 2200 wyświetleń, dzięki temu widzę, że ktoś to czyta i po prostu mam dla kogo pisać, DZIĘKI! :). Osobiście uważam, że moje pisanie polepsza się z każdym rozdziałem, a wy co o tym sądzicie? Jak wam się podobał rozdział? Dajcie znać w komentarzach.
Ja już się zbieram, do następnego. Cześć! :)

wtorek, 23 czerwca 2015

Rozdział 22 - Sroga lekcja

-Co jak co, ale tego się nie spodziewałem... - dziwił się Michał przyglądając się znajomemu, który został związany liną i zakneblowany taśmą.
Zeke po spostrzeżeniu Michała natychmiast zaczął się wiercić i wierzgać by uzyskać pomoc.
-Dobra, dobra już cię uwalniam.
Snorunt zamroził linę, a Michał mocno w nią uderzył co spowodowało skruszenie się lodu. Chłopak po uwolnieniu natychmiast zerwał taśmę z ust - Gdzie oni są!? - krzyknął.
-Oni czyli kto? - zapytał Michał.
-No Ci w płaszczach...
-Uciekli przed chwilą...
-No nie Ci frajerzy najpierw wzięli mnie z zaskoczenia, kiedy tu dotarłem kilka godzin temu, uwięzili, a teraz uciekają... - złościł się Zeke.
-Spokojnie - uspokajał go Michał.
-Ano... - wtrąciła Amelia.
-Hmm? / - Hmm? - westchnęli jednocześnie.
-Kim on jest? - zapytała.
-No przecież... wy się jeszcze nie znacie, Amelia to jest Zeke, mój rywal.
-Miło mi.
-Zeke to jest Amelia, mój współtowarzysz.
-Mi również.
-Żeby uniknąć później tego pytania z Zeke'm znamy się już szmat czasu, właściwie to obydwoje mieszkamy w Alabastii - wytłumaczył Michał.
Zeke potwierdził to skinieniem głowy.
-Rozumiem - przytaknęła.
-A więc postanowiłeś z kimś podróżować, ja dalej preferuję samotną wędrówkę.
-Tak wyszło... - uśmiechnął się.
-W każdym bądź razie może lepiej stąd chodźmy, co? - zaproponowała Amelia.
-Nie możemy! - krzyknął nagle Zeke.
-Jak to? - zapytał zdziwiony Michał.
-Muszę znaleźć mojego Eeveego!
-Może lepiej wytłumacz o co chodzi - zaproponował Michał.
-Gdy zostałem schwytany i obezwładniony, Eevee wydostał się sam z pokeballa i rozpoczął szturm na tych gości...
-Sam? I co się dalej stało? - wtrąciła Amelia.
-... Jednak został bardzo szybko pokonany gdyż liczebność przeciwników teoretycznie nie dawała mu szans na wygraną. Z tego co widziałem wynieśli go gdzieś na wyższe piętra - wytłumaczył Zeke.
-Dobra to więcej informacji niż potrzebuję, w sumie pewnie już nic więcej nie wiesz, ruszamy go szukać - obwieścił Michał.
-Wiedziałam, że nie odmówisz - skomentowała wypowiedz Amelia.
-Chodźmy już, bo boję się o niego... - pośpieszał Zeke.
-Tak tak już idziemy...

Po przejściu kolejnych schodów znaleźli się przed drzwiami, które natychmiast otworzyli.
Nagrobki? Pudła? Nie, tego tam tym razem nie było.
-Co o tym myślisz? zapytał wprost Michał.
-Wygląda dobrze...
-Ja znowu mam złe przeczucie - ostrzegała Amelia.
-Dobra idziemy - oznajmił Zeke ignorując słowa dziewczyny.
Obydwaj ruszyli przodem, dotarli do schodów i triumfalnie odwrócili się w stronę Amelii.
Chwilę później przed nimi pojawił się Gastly wywalając swój długi jęzor.
-Aaaaaa!!! - krzyknęli głośno upadając na ziemię, a pokemon uśmiechnął się i znikł.
-Nigdy więcej nie wejdę do takich miejsc, zdecydowanie... - mruczał Michał, a wraz z nim Zeke - Już nigdy tu nie wrócę, najgłupszy pomysł na jaki wpadłem by tędy przechodzić...
-Narwańce... - powiedziała zażenowana Amelia, a Poliwag śmiał się ze Snorunta, który tak jak i pozostała dwójka nieźle się wystraszył.
Po dotarciu na następne piętro mieli dylemat, a mianowicie zamiast pomieszczenia typu wcześniejszych piętr zastali trzy oddzielone od siebie ciemne korytarze ciągnące się dość daleko.
-Co robimy?! - zapytała nerwowo Amelia.
-Jak to co? To proste każdy idzie jednym z tych korytarzy - palnął Zeke.
-Niektórzy boją się samotnie wchodzić w taką ciemnicę - przypomniała oburzona.
-Dobra spokojnie masz przecież Poliwaga, w ten sposób szybciej go znajdziemy, wątpię żeby coś dziwnego tu jeszcze było - uspokajał Michał.
-No dobra tym razem się zgodzę, generalnie to mam latarkę jakoś sobie poradzę...
-Ja też - powiedział Zeke.
-No i ja, więc ruszajmy - Sno sno! - ruszyli pierwsi, a chwilę później reszta zrobiła to samo.

MICHAŁ
-Ciekawe jak długie to jest...
Mimo, że świecił nisko przed siebie nie zauważył brakującej płytki w podłodze, zaczepił o wgniecenie co spowodowało sromotny upadek.
-Sno sno! - pokemon wyskoczył do niego z pretensjami, najprawdopodobniej chodziło to, że nieuważnie patrzy pod nogi.
-Zdarza się nie bądź zły... - skomentował.
Wstał i dostrzegł, że nie ma dalszej drogi.
-Przecież tu nic nie ma - machnął ręką.

ZEKE
-Serio nic tu nie ma? 
Wtem droga się skończyła.
-Ledwo co wszedłem i już koniec? - dziwił się dotykając ścianę jakby szukał tajnego przełącznika.

AMELIA
-Poli poli! - wtulał się w nią coraz bardziej.
-Spokojnie Poliwag - uspokajała go. - Ja też się boję, ale nie mogłam odmówić tym dwóm durniom. -Idziemy dość długo, a Eeveego ani śladu, ani niczego innego. - Oho - przyświeciła na schody, które prowadziły w górę w przeciwieństwie do innych korytarzy.
To co tam zobaczyła spowodowało głośny wrzask, który był słyszalny w sąsiednich korytarzach.

Michał i Zeke natychmiast pobiegli do miejsca, które poszła sprawdzić Amelia. Gdy dotarli zastali tam leżącą na ziemi towarzyszkę.
-Co się stało!? - zapytał Michał.
-Pa-pa... patrzcie tam! - wskazała by przyświecić swoimi latarkami na schody.
Ku ich zdziwieniu powodem krzyku był dziki Gengar rozweselający tęskniącego za trenerem Eeveego.
Zeke popatrzył na nią z niedowierzaniem - Naprawdę przestraszyłaś się wesołego Gengara?
-Przecież to duch! - oburzyła się. *A dopiero przestraszyli się małego Gastly'ego...*
Michał postanowił tego nie komentować i wyciągnął pokedex w celu uzyskania informacji o nowo spotkanym pokemonie.
Gengar pokemon cień. Czasami w ciemną noc twój cień rzucony przez latarnie nagle Cie zaskakująco wyprzedza. To właśnie Gengar porusza się obok ciebie udając twój cień.

-Zarąbisty! - podziwiał Michał.
-Od kiedy nie boisz się duchów!? - spojrzała ze zdziwieniem na trenera.
-Dopóki nie pojawiają się znienacka strasząc mnie - odparł pewnie.
Zeke wszedł na schody, a Eevee natychmiast wskoczył mu w ramiona.
-No chodź tu pieszczochu! - mówił tuląc go.
Wtem zwrócił się do Gengara.
-To ty opiekowałeś się moim Eeveem, dziękuję.
-Gengar gengar! - uśmiechnął się pokemon.
-Chciałbyś pójść ze mną?
-Gengar gengar - przytaknął.
Zeke dotknął pokeballem jego głowy, a czerwony błysk zabrał pokemona do kuli. Obyło się bez oczekiwania, pokeball od razu zastygł.
-Jakim cudem on tak łatwo zdobywa pokemony - mamrotał zażenowany własną osobą Michał.
-Dobra chodźmy już stąd dziwnie się czuję - zaproponował Zeke.
-Cała ta wieża jest dziwna, nie potrafię jej pojąć - stwierdził Michał.
-Dokładnie - przytaknęła Amelia.

Opuszczając cały budynek zauważyli, że pokonana wcześniej dwójka zniknęła. Opuścili miasto i stanęli na rozdrożu.
-Tu chyba się rozstajemy, gdzie teraz zmierzacie? - zapytał Zeke.
-Nasz cel to Orania, a twój? - odpowiedział Michał.
-Parmania, więc powodzenia, ale przed tym...
-Hmm? - dziwiła się Amelia.
-No tak nie stoczyliśmy bitwy - poklepał się po głowie. - Jestem gotowy możesz zaczynać.
-Beedrill wybieram Cię!
-Ooo czyżby to ten pokemon z lasu Viridian o którym mówiłeś?
-Nie inaczej - odparł dumnie.
Michał wyciągnął pokedex by sprawdzić dane.
Beedril to najwyższa forma ewolucyjna Weedla. Beedrill jest bardzo terytorialny. Nikt nie powinien zbliżać się do jego gniazda dla własnego bezpieczeństwa. Jeśli jeden z nich zostanie rozwścieczony atakuje cały rój.

-Krabby wiem, że się boisz, ale potrzebujesz doświadczenia w bitwach, idź! - powiedział wypuszczając poke-kraba.
-Beedrill szpilo pocisk!
Sytuacja z Krabbym się powtórzyła, pokemon próbował uciec, ale Michał postanowił zareagować.
-Słuchaj Krabby - zaczął rozmowę chowając jego pokeball. - Musisz się odważyć i walczyć! Chcesz stać się silny prawda?
-Ku... ku... - niepewnie przytaknął Krabby.
Pokemon wrócił na pole bitwy, ale gdy spojrzał w stronę Beedrilla sparaliżował go strach.
-Jeszcze raz szpilo pocisk!
Atak nawałnicą pocisków bezproblemowo trafił w przestraszonego stworka i spowodował jego niezdolność do kontynuowania pojedynku.
-Jeszcze długa droga przed nami... - powiedział zaniepokojony Michał.
-Jak zawsze masz jakieś problemy z pokemonami - palnął złośliwie Zeke.
-Zobaczysz jak silny się kiedyś stanie - odgryzł się.

-Charmeleon wybieram Cię! - I co łyso Ci teraz?
-Niezupełnie - odrzekł niewzruszony.
-Zacznijmy miotaczem płomieni!
-Heh unik Beedrill
-Atakuj dopóki go nie trafisz!
Atak nie mógł trafić w cel nie dlatego, że Charmeleon go niecelnie wykonywał, ale dlatego, że Beedrill bezproblemowo raz po raz unikał go perfekcyjnie w ostatniej chwili.
-Ale szybki... - wymamrotał Michał.
-Przyśpieszenie Beedrill.
Chwilę później ruchy poke-robaka stały się jeszcze szybsze.
-Charmeleon zasłona dymna i ognista pięść!
-Unik i krzyżocięcie!
Beedrill natychmiastowo opuścił strefę objętą przez dym i w mgnieniu oka wyprowadził potężny cios w brzuch Charmeleona, który spowodował duże obrażenia.
-Niemożliwe - dziwił się Michał.
-Dodaj ciosy furii!
-Blokuj metalowym pazurem!
Charmeleon nie był w stanie zablokować żadnego ciosu, były tak szybko wyprowadzane, że nie można było za nimi nadążyć.
-I krzyżocięcie do tego!
Kolejne uderzenie tym razem w twarz, które powaliło ognistego pokemona.
-Kończ szpilo pociskiem.
-Unik! Dasz radę!
Pokemon zdołał wstać i uniknąć wrogiego ataku, a zmęczenie dawało o sobie znać poprzez głośne dyszenie.
-Beedrill krzyżocięcie!
-Charmeleon miotacz płomieni pełna moc!
-Przeleć przez to!
-Jak to?!
Charmeleon wystrzelił miotacz płomieni z resztek pozostałej mocy w nacierającego przeciwnika. Beedrill wleciał w ogromny płomień po czym cały poparzony powalił przeciwnika krzyżocięciem. Charmeleon był niezdolny do walki.

-Jakim cudem ten Beedrill jest tak silny? - zapytał Michał odwołując podopiecznego.
-Co nie? Już gdy spotkałem go jako Weedla był bardzo silny, a co dopiero w fazie przejściowej jako Kakuna. Jest wyjątkowy. - chwalił się Zeke.
-Teraz nie będziesz miał tyle szczęścia, Ivysaur pokaż się! - krzyknął całkowicie ignorując przechwałki rywala.
-Beedrill krzyżocięcie!
Błyskawiczny atak odepchnął Ivysaura kawałek do tyłu.
-Złap go dzikim pnączem i rzuć o ziemię!
Poke-robak został złapany w mocny uścisk pnączy i rzucony o grunt. Tuż po uderzeniu Beedrill wzniósł się z powrotem w powietrze.
-Ostry liść!
-Szpilo pocisk!
Obydwa ataki zniwelowały się nawzajem.
-Beedrill przyśpieszenie!
Szybkość bardzo szybkiego już wcześniej poke-robaka ponownie się zwiększyła.
-Ciosy furii teraz!
-Ziarno pijawka Ivysaur!
Beedrill bez problemu przeciął tzw. trawiasty paralizator.
-Dzikie pnącze odrzuć go!
-Złap je i rzuć - oznajmił Zeke.
Pnącza zostały bez problemu przechwycone i rzucone wraz z Ivysaurem.
-Wstawaj i szarża!
-Krzyżocięcie!
Beedrill ominął szarżę Ivysaura i zaatakował go od tyłu trafiając krytycznie. Pokemon był niezdolny do walki.

-Ehh jest ciężko, ale wychodziliśmy z gorszych sytuacji, dzięki Ivysaur, Snorunt czas na Ciebie!
-Ohoho wreszcie on szkoda, że ktoś inny nie będzie miał okazji z nim powalczyć - powiedział Zeke.
-Nie martw się zaraz będziesz musiał go wybrać...
-Nie wydaje mi się, Beedrill przyśpieszenie! - Teraz krzyżocięcie! - dodał po chwili.
-Unik!
Snorunt był wtedy o mały włos od powalenia.
-Lodowy promień!
-Unik Beedrill!
Atak był minimalnie niecelny.
-Krzyżocięcie dajesz!
-Musisz uniknąć Snorunt!
Tym razem lodowy pokemon nie miał tyle szczęścia co poprzednio i runął na ziemię.
-Mroźny wiatr!
-Jeszcze raz krzyżocięcie!
Beedrill był już tak szybki, że trafił Snorunta zanim ten wyprowadził swój atak.
-I jeszcze raz krzyżocięcie!
-Podwójny zespół!
Dzięki podzieleniu na klony poke-robak trafił w kopie.
-Znajdź prawdziwego za pomocą szpilo pocisku.
Beedrill skrupulatnie niszczył klona za klonem, lecz wtedy Michał wydał komendę - Uderzenie głową pełna moc!
-Krzyżocięcie dalej!
Po raz kolejny Beedrill był szybszy i posłał lodowego pokemona na ziemię.
*Zdumiewające... nigdy nie widziałam tak dynamicznej walki* - mówiła w myślach Amelia.
-Lodowy promień!
-Unik!
-Cały czas lodowy promień, nie odpuszczaj!
Beedrill wciąż doskonale unikał i wysiłki Snorunta szły na marne.
-Cholera co zrobić żeby go trafić!? - denerwował się Michał.
-Szpilo pocisk i krzyżocięcie!
-Snorunt uciekaj stamtąd!
Szpilo pocisk trafił celnie i spowolnił Snorunta, a krzyżocięcie powaliło go na deski. Pokemon leżał wbity w ziemie.
-No... to już koniec - obwieścił Zeke.
-Nie... niemożliwe... - wymamrotał padając na kolana Michał.
-Dzielnie walczył... huh?
Snorunt podniósł się gibając na boki.
-Sno sno! - jakby domagał się wznowienia pojedynku.
-Snorunt... - Michał patrzył z niedowierzaniem.
-To na sto procent koniec - powiedział Zeke.
-Ale...
-On z ledwością utrzymuje przytomność! - przerwał mu szatyn. - Walka skończona...
W tamtej chwili patrząc na stan swojego podopiecznego nastolatek postanowił przyznać rację przeciwnikowi.

-Słuchaj Michał... pamiętasz jak wyobrażaliśmy sobie naszą podróż?
-Ta... - odparł cicho.
-Pewnie tak jak ja już się pewnie przekonałeś jak niebezpieczny i okrutny jest ten świat, chwila nieuwagi i możesz stracić życie - zaczynał się rozgadywać, a Michał tylko słuchał.
-W tym świecie potrzeba wielkiej wiary w to co robisz, a jej u Ciebie już nie widzę. W twoich oczach już nie widać tej odwagi, zdecydowania i przekonania co do siebie jak wcześniej. Przestałeś skupiać się nad swoim celem i marzeniem, bo miałeś co innego do roboty prawda?
Wtedy Michał poderwał głowę do góry i przypomniał sobie wydarzenia w lesie, jaskini i wieży.
-Ej przestań, przesadzasz! - wtrąciła Amelia.
-Nie... on ma rację - potwierdził słowa Zeke'a Michał.
-Tylko tyle jesteś wart jako trener? Nie poznaje Cię... Na razie - pożegnał się idąc jedną ze ścieżek.
Michał kilka minut klęczał bez ruchu. Snorunt resztkami sił doczołgał się do trenera.
-Eej... - próbowała się odezwać Amelia.
Chłopak wziął podopiecznego na ręce i powiedział ze sztucznym uśmiechem - Już wszystko gra, możemy iść dalej.
Amelia nie uwierzyła w to, ale nie wiedziała co powiedzieć, więc tylko przytaknęła i oboje ruszyli w różnych humorach w stronę Oranii.
------------
No wyrobiłem się w tygodniu, rozdział byłby wcześniej, ale próbowałem kogoś dodać do listy blogów, lecz oczywiście coś musiało się zwalić i nie mogłem tego zrobić aż do teraz, więc poświęciłem wczoraj dużo czasu temu zamiast kończyć rozdział... Znowu zapomniałem dodać tej końcówki xD. Dajcie znać co sądzicie o tym rozdziale , jak dla mnie trochę lepszy, ale mogę się mylić. Trzeba zacząć zmiany wizualne na blogu, niedługo się za to wezmę. Pozdrawiam i do następnego!

wtorek, 16 czerwca 2015

Rozdział 21 - Pierwsze oznaki rebelii

-Ej co się stało? słyszysz? Michał! - mówiła próbując go ocknąć.
Zmartwienie zniknęło gdy chłopak zaczął chrapać.
-Naprawdę... zawsze mnie zamartwia dureń jeden - pisnęła z ulgą. - Zróbmy sobie tutaj przerwę, bo nieść go nie zamierzam... Poliwag chodź do mnie - z pokeballa ukazał się wesoły pokemon, który nie czekając ani chwili wskoczył w objęcia Amelii. - Mmm słodziak! - to była reakcja na wtulanie się w nią i próbę łaskotania przez pokemona.
Snorunt nie miał zamiaru ich słuchać, więc położył się przy trenerze i usnął.
-Poli poli!
-Haha przestań... nie gilgocz mnie - krzyknęła jednocześnie spoglądając na Michała i Snorunta. - Słodko śpią... nie przeszkadzajmy im i zróbmy to samo.

Następnego dnia o poranku...
-Oah muah, dzień dobry - powiedział Michał kończąc drzemkę i otwierając oczy.
Amelia była już od jakiegoś czasu na nogach i gdy się obudził stała nad nim.
-Dzień dobry! - powiedziała radośnie.
-Powinniśmy się zbierać... aaa mmm eh - próbował się podnieść, ale ból mu nieco przeszkadzał.
-Wszystko dobrze?
-Tak tylko jestem trochę obolały. - To co ruszamy? - zapytał pełen chęci.
-No! - odparła podbiegając do niego.
Wystarczyło przejść kilkaset metrów i miasto było tuż przed nimi.
-O to chyba tutaj - powiedział zadowolony.
-Co za gęsta mgła, strasznie... - pisnęła.
-Boisz się? Haha - zapytał złośliwie, a Snorunt krzyknął mu do ucha bardzo głośno powodując jego głośny wrzask.
-Kto tu się boi - odgryzła się zjadając go wzrokiem.
-To był przypadek... - próbował wyjść z sytuacji.
-Z pewnością - potakiwała. - Słyszałeś tą opowieść o Cubone i jego matce Marowaku? Podobno zdarzyłA się w tym mieście.
-Nie i nie chce słyszeć, chodźmy już - próbował przerwać te niewygodne tematy będąc w pełni wystraszonym.
-W każdym razie to miejsce jest dziwne... - przeciągnęła.
-Skończ wreszcie! - skarcił.
-Dobra, dobra...
Mgła zdawała się coraz gęstsza, gdzieniegdzie można było dostrzec coś na kształt małych domków.
-Hej przypomnij mi dlaczego tu przyszliśmy - bełkotał Michał.
-Ponieważ zmierzamy do Oranii, a inne drogi są nieczynne, więc idziemy tędy - wytłumaczyła zgodnie z życzeniem.
-Ehh... - westchnął. - Trzymajmy się razem, bo naprawdę nic nie widać - dodał.
-Poli poli! - Boisz się Poliwag? Jeszcze trochę i opuścimy to miejsce wytrzymaj - pocieszała.
-Ej Snorunt ty chyba się nie boisz co? - pokemon dumnie odparł, że jego podejrzenia są bezpodstawne.
Nadepnięcie na plastikową butelkę przez Michała zakończyło pewność siebie jego podopiecznego tak samo jak i jego samego, z ledwością zatrzymali krzyk, który chcieli wydać. Przed nimi z mgły wyłoniła się wielka wieża.
-Ej co to tu robi? - zapytał przerażony.
-To...
-To tutaj Cub... - przerwał.
Dziewczyna tylko niepewnie przytaknęła.
-Za nic tam nie wejdę - mówiła chodząc w kółko.
-Też nie mam ochoty tu wchodzić, ale nie spotkaliśmy nikogo w mieście może ktoś tu jest, więc co poradzisz musimy to sprawdzić - powiedział jakby trochę się uspokajając.
-W sumie racja - przytaknęła.
Michał otworzył dość wielkie drzwi, ale robiąc dosłownie kilka kroków naprzód usłyszał dziewczęcy krzyk. Odwrócił się gwałtownie do Amelii i powiedział - Jednak nie ma tu nikogo, co powiesz na to aby nie iść dalej?
-Teraz już za późno - odparła popychając go do przodu, chwilę później uczepiła się jego ręki.
Duże pomieszczenie przepełnione stertą pudełek - tam właśnie byli.
-Jest dość jasno - zauważył.
-Faktycznie - potwierdziła.
Ostrożnie przemknęli przez całe pomieszczenie i dotarli do schodów prowadzących w górę.
-Nie ściskaj mnie tak mocno - skarcił dziewczynę.
-Nie marudź tylko idź! - odcięła się.
Na końcu schodów były drzwi na kolejne piętro. Michał przystawił głowę do nich próbując sprawdzić czy dochodzą stamtąd jakieś odgłosy, nie był w stanie nic usłyszeć.
-Teraz mnie puść - zażądał.
-No dobra... - niechętnie odłożyła ręce.
Dokładność i zdecydowanie towarzyszyły Michałowi przy powolnym otwieraniu owych drzwi, starał się zachować środki ostrożności. Znowu zdawało się, że nikogo tam nie ma. Pomieszczenie było obszarowo takie same, lecz zasadnicza różnica to nagrobki zamiast pudeł.
-No nie... - powiedział przełykając ślinę.
Nie zdążył się porządnie wystraszyć gdyż z przeciwnej strony zza nagrobków wyskoczyły dwie sylwetki ludzi w czarnych płaszczach - mężczyzna i kobieta.
-Intruzi, ja się nimi zajmę, ruszaj Koffing! - krzyknęła kobieta wypuszczając z pokeballa trującego pokemona.
-Krabby idź! A ja przy okazji sprawdzę dane - powiedział wzywając wodnego kraba i wyciągając
pokedex.
Koffing pokemon toksyczny gaz. Gdy staje się niespokojny zwiększa toksyczność swoich gazów i wypuszcza je przez otwory na swoim ciele. Ten pokemon ma również skłonności do eksplodowania.

-Nie dobrze Krabby bąbelki!
Krab nie wykonał komendy oraz strachliwie zamknął oczy.
-Koffing smog, a później szarża!
Trujący atak zmusił Krabbiego do opuszczenia gardy i przyjęcia bezpośredniego ciosu z szarży. Pokemon natychmiast wycofał się w stronę trenera i podskoczył uderzając głową w pokeball, który miał w ręce wymuszając powrót.
-No tak jeszcze nie trenowaliśmy... - powiedział zażenowany własną decyzją.
-Ivysaur chodź do nas!
-Ja... też pomogę! - zaoferowała się Amelia.
-Nie jesteś jeszcze gotowa, lepiej się cofnij - wyjaśnił.
-Mhm...
-Bomba błotna Koffing!
-Unik i ostry liść!
Atak został chybiony dzięki balansowi ciała Ivysaura, a ostry liść trafił dokładnie w cel.
-Dzikie pnącze! - atak okazał się kolejnym celnym trafieniem.
-Koffing odeprzyj to szarżą i bombą błotną!
-Ivysaur nie zwracaj uwagi na wrogie ataki, po prostu napieraj dalej!
Trujący pokemon próbował ratować swoją pozycję w tej bitwie używając kombinacji szarży i bomby błotnej, ale nie mógł sobie poradzić z ciągłymi ciosami przeciwnika, który był skoncentrowany tylko na atakowaniu aż w końcu padł.
-Ahgrrr... ten dzieciak!
-Widzę, że sobie nie radzisz - wtrącił mężczyzna. - Raticate wybieram Cię, hiper kieł już!
-Charmeleon idź, miotacz płomieni!
Bardzo silny płomień Charmeleona był szybszy i zadał bardzo duże obrażenia, a Raticate chylił się ku upadkowi.
-Wykończ go ognista pięścią! - ten ruch zdecydowanie pomógł Raticate'owi upaść, a mianowicie wbił go w ziemię.
-Co!? - zdziwił się mężczyzna.
-Ivysaur dzikie pnącze w tych ludzi!
Zdecydowany cios omdlał tajemniczą dwójkę w płaszczach.

-Noo szybko poszło - palnął otrzepując dłonie.
-Rany przecież nie wiemy nawet co to za ludzie i co chcieli zrobić, może to jakaś pomyłka - filozofowała Amelia.
-Hmm... wybiegli do nas gwałtownie wypuszczając pokemony i poza tym krzyczeli "intruzi" to wystarczający powód.
-No nie wiem...
-Przestań narzekać i chodź tu na chwilę.
-Co jest? - zapytała niepewnie podchodząc.
-Widzisz ten czerwony krzyżyk na ich czołach? Mówi ci to coś?
-Nie a tobie?
-Też nie...
-Więc po co pytasz? - zapytała zdziwiona.
-Po prostu wygląda dziwnie - stwierdził. - Dobra chodźmy dalej - zasugerował.
-Hee...? a oni?
-Zostawimy ich tu, przecież nie będę ich ciągał.
Kolejne schody i kolejne drzwi na końcu. Tym razem słyszalne były głośne szurania i szelesty oraz niezrozumiałe rozmowy.
-Dobra za chwilę wyważamy drzwi i kończymy ich - tłumaczył.
-Mhm, mhm - potakiwała.
-Rozumiesz? - zapytał.
-Mniej więcej...
Wtem pomarańczowy promień sprawił, że drzwi wyleciały z zawiasów i spadły gdzieś koło drugiego piętra.
-Co do... - pisnął odwracając się w stronę pomieszczenia.
Większość przestrzeni zajmowały nagrobki, wielkie okno widniało na jednej ze ścian i minimalna mgła unosiła się w powietrzu. Grupa ludzi w czarnych płaszczach ewidentnie tam czegoś szukała.
-Patrz to się z tobą stanie jeśli dalej będziesz niekompetentny - groził pokazując na miejsce gdzie wcześniej znajdowały się owe drzwi - nad tym człowiekiem unosił się dużych rozmiarów Golbat.
-Dobrze kapitanie Knox, proszę mnie oszczędzić - skomlał ten przez którego ta sytuacja miała miejsce.
-Ale kapitanie... proszę spojrzeć w tamtą stronę mamy intruzów - wtrącił powolnym głosem kolejny z nich.
Knox, którego nazywali kapitanem był znacznie większy od reszty drużyny, a jego sylwetka była monstrualna.
-Nie mamy się już po co chować, wychodź Amelia - zwrócił się do dziewczyny, która niechętnie stanęła obok niego.
-Szczury! - krzyknął Knox. - Załatwimy ich tradycyjnie, Golbat ruszaj!
-My też pomożemy - krzyknęła reszta ludzi w płaszczach. - Zubaty ruszajcie! - w sumie było ich wszystkich ośmiu.
-Zubaty kule cienia!
-Ivysaur ostry liść, Snorunt lodowy promień!
Pokemony Michała zdołały powstrzymać wrogi atak doprowadzając do małego wybuchu.
-Golbat zniszcz ich hiper promieniem!
-Charmeleon miotacz płomieni!
Zderzenie tych dwóch ataków wydawało się być na równym poziomie dopóki płomień Charmeleona nie odparł całej energii w stronę Golbata trafiając go.
-Co jest grane!? - zdziwił się Knox.
-Zubat atak skrzydłem! - krzyknęli jednocześnie.
-Ivysaur dzikie pnącze, Snorunt mroźny wiatr!
Pojedynek siedmiu Zubatów i Ivysaura wraz ze Snoruntem był wyrównany, ciągła wymiana ciosów, która nie mogła rozstrzygnąć walki.
-Golbat stalowe skrzydło!
-Spróbuj uniknąć!
Charmeleon próbował podskoczyć nad Golbatem, ale przeciwnik złapał go na pół-wyskoku trafiając go przy tym.
-Trzymaj się Charmeleon, zasłona dymna!
-Rozwiej ją skrzydłami!
Czarny dym znikł zanim podziałał na Golbata.
-Metalowy pazur!
-Unik!
-Odbij się od ziemi miotaczem płomieni by zwiększyć prędkość i zaatakuj ognistą pięścią!
Metalowy pazur nie podziałał, staranny unik Golbata był imponujący, ale Michał wymyślił coś nieoczekiwanego. Charmeleon wykorzystał miotacz płomieni do odrzutu by zwiększyć swoją prędkość co dało mu szansę trafić ognista pięścią, cios był celny.
-Ten dzieciak...! - krzywił się Knox. - Golbat hiper promień!
Atak wyprowadzony przez Golbata nie był celny gdyż obrażenia robiły swoje, lecz pomarańczowy promień leciał w stronę Amelii.
-Uważaj! - krzyknął odpychając ją i stojąc tym samym w polu rażenia ataku.
Chwilę przed trafieniem wszystko wokół stało się siwe i czas stanął w miejscu, na ścianie pojawił się czarny portal, który wciągnął Michała do środka. Michał był przez chwilę nieprzytomny, ale po chwili się ocknął i spostrzegł, że znajduje się w dziwnym miejscu, wszędzie było biało, nie było niczego poza nim, tak mu się zdawało.
-Yo - Michał cieszył się, że nie jest tu sam, więc błyskawicznie się odwrócił, gdy ujrzał to coś przed nim wyglądające jak człowiek, ale bez oczu i nosa, instynktownie odskoczył.
-Kim jesteś?! - zapytał wystraszony.
-Nie mam imienia.
Przełknął ślinę - Dlaczego się tutaj znalazłem?
-Zatrzymałem czas i Cię tu ściągnąłem, bo taki był mój kaprys - odpowiedział szeroko się uśmiechając.
-Jesteś zjawą? - zapytał Michał.
-Nie. Jestem strażnikiem czarnego kamienia destrukcji.
-Przepraszam, czego? - wypytywał dalej.
Bezimienny lekko się zdziwił - Przybyłeś tu, a nie wiesz kompletnie nic?
-Dokładnie.
-A więc dlaczego postanowiłeś walczyć z tamtymi w płaszczach?
-Skąd o tym wiesz?
-Obserwowałem Cię odkąd wszedłeś do tej wieży.
-Rozumiem... Po prostu poczułem od nich złe intencje...
-Ooh... interesujące - kolejny uśmiech. Cała ta banda należy do organizacji Xenon, która chce coś ożywić przy pomocy starożytnych kamieni.
-Ożywić? co ożywić?
-To nie czas byś o tym wiedział.
-Nie rozumiem... - westchnął Michał.
-Zdecydowałem, że dam im ten kamień.
-Ej czekaj...!
-Jestem ciekawy jak sobie poradzisz gdy ich plan zostanie zrealizowany...
-Ej niee...
Czarny portal ponownie się pojawił i zaczął wciągać Michała.
-Xenon wszedł już w posiadanie czerwonego kamienia nienawiści, sam siebie mianowałem strażnikiem, wyczyszczę twoją pamięć o mnie do następnego spotkania, na razie - pożegnał go z uśmiechem.

Michał wrócił z powrotem do wieży tuż obok promienia, a czas ponownie ruszył. Hiper promień trafił w ścianę.
-Szefie zobacz mamy kamień, leżał tuż przy nas! - krzyknął jeden z mężczyzn.
-Świetnie, nie marnujmy czasu na walkę z tym gościem, wracajmy! - rozkazał Knox.
-Nie pozwolę wam, Charmeleon miotacz płomieni!
"Xenon" odwołali swoje pokemony, ognisty atak ich nie dosięgnął, ponieważ błyskawicznie uciekli przez okno tłukąc szybę.
-Wreszcie spokój - odetchnęła z ulgą Amelia.
-No cóż nic już nie możemy zrobić... - westchnął Michał pomagając jej wstać.
-Świetna robota chłopaki - pochwalił swoich podopiecznych.
-Co jest Snorunt? - zapytał spoglądając na wariującego pokemona.
-Sno sno! - domagał się podejścia do niego.
-Wygląda na to, że coś znalazł za tymi pudłami - stwierdziła Amelia.
Michał podszedł do Snorunta będąc ciekawym o co mu chodzi.
-Co jest mały? - zapytał.
-Sno sno! - pokazywał za siebie.
-Hmm? Co tu robi Zeke!? - wrzasnął.
------------
No... kolejny rozdział po dłuższej przerwie. Od razu tłumacze, że tego typu "przerwę" będę robił co 10 rozdziałów, tak samo jak zrobiłem przerwę po 10 rozdziałach tak zrobiłem i po 20. Przerwa nie była jakaś strasznie długa, ale wiadomo żeby nie pisać jakiegoś chłamu co jakiś czas trzeba czasem odpocząć by pisać na "trzeźwo", trochę się o tym przekonałem wcześniej gdy pisałem i publikowałem rozdziały co 2 dni, było to pisanie na czas przez to jakość była niezadowalająca moim zdaniem. Teraz zaczęło się prawdziwe lato, więc za przeproszeniem gorąco jak w dupie i rozleniwia mnie to trochę, ale trzeba się ogarnąć. Mam trochę innych rzeczy na głowie, ale postaram się publikować co najmniej raz w tygodniu, czasem będę się spinał i myślę, że dam radę pisać co 5 dni, zobaczy się jeszcze, trzeba być dobrej myśli. Dajcie znać w komentarzach czy się podobało i co poprawić :) Na razie, do następnego! :)................ <Zapomniałem, że wy nie lubicie komentować :(> 

piątek, 5 czerwca 2015

Rozdział 20 - Wybuch gniewu

-Ivysaur chciałbyś tu zostać?
Pokemon spojrzał najpierw na niego, a potem odwrócił wzrok w stronę reszty Ivysaurów. Czuł, że nie może ich zostawić, ale również nie chciał rozstawać się z Michałem.
-Rozumiem - powiedział zimnym głosem. - Żegnaj, może się jeszcze kiedyś zobaczymy - dodał robiąc krok naprzód i chcąc jak najlepiej dla przyjaciela.
Gdy wyszli z sadu czekali na Amelię.
-Przepraszam, że musieliście czekać - mówiła dobiegając do towarzyszy. - Hee? coś się stało? - zapytała dostrzegając bez emocyjnego Michała.
Snorunt i Charmeleon próbowali jej coś przekazać gestami, ale nic z tego nie zrozumiała.
-Ruszajmy - powiedział zdecydowanie Michał.
-Ok, ale czekaj... nie brakuje kogoś? - zapytała rozglądając się wokół.
-Po prostu chodźmy - odparł odrobinę głośniej.
-Ale... - chciała coś jeszcze powiedzieć, lecz gdy ujrzała twarz Michała szybko zrezygnowała.
Patrząc na niego można było wyczuć chęć głośnego płaczu, ale jego poważna przygnębiona mina na to nie wskazywała.
-To takie trudne... - przerwał ciszę.
Gdy sad był już za nimi coś przerwało ich marsz.
-Saur saur! - całe stado trawiastych pokemonów ustawiło się w równym szeregu, a jeden z nich podbiegł do Michała.
-Co jest? ... Przyszedłeś się pożegnać? - zapytał kucając.
Pokemon pokiwał głową, że nie.
-Coś mi się wydaje, że on dalej chce z tobą podróżować - powiedziała Amelia chociaż nie znała dokładnie całej sytuacji.
-W takim razie co z nimi? - wskazał palcem na stado. - Poradzą sobie?
Pokemon odwrócił się w stronę stada, które tylko potakiwało, następnie odwrócił się z powrotem w stronę trenera i przytaknął z uśmiechem. Michał przez chwilę był zmieszany i nie wiedział co powiedzieć, ale po chwili lekko się uśmiechnął co nie obrazowało tego jaką radość czuł w środku.
-Ruszajmy - powiedział przytulając pokemona.
-Saur saur! - odparł szczęśliwy.
Wszyscy pożegnali się z Ivysaurami i kontynuowali marsz do miasta duchów.
...

Przez dłuższy czas krajobraz się nie zmieniał - taka rutyna do której przywykli, lecz po przebyciu znacznej odległości do celu dotarli na opustoszałą plażę przy której stały dwa dość duże budynki wędkarskie. Postanowili podejść do bliższego z nich. Z malutkiego okna ktoś wyglądał, po ujrzeniu Michała i Amelii natychmiast wyszedł na zewnątrz wynosząc stolik, a następnie dania z ryb sporządzone na różne sposoby.
-Kto zje najwięcej otrzymuje specjalną nagrodę! - krzyczał około 30-letni mężczyzna potężnej postury bez koszulki, ubrany w pomarańczowe spodenki z fioletowymi falbankami i białe japonki i nie można zapomnieć, że był blondynem.
Wyglądało to dość żałośnie oraz była to tania podróba ze sklepów żywnościowych w której miał brać udział jeden zawodnik?! - tak pomyślała Amelia.
Nim się spostrzegła Michał był już przy mężczyźnie pochłaniając wszystko co przyniósł.
-Doskonale młody! - chwalił mężczyzna.
-Nie wierzę w niego - powiedziała do siebie zażenowana przyjacielem.
-Zapraszam do środka po odbiór nagrody - powiedział otwierając drzwi na oścież
Michał szybko wbiegł do środka, Amelia postanowiła dotrzymać mu kroku co było nie lada wyzwaniem.
-Proszę o to twoja nagroda - wskazał na dwa małe pokemony.
-Ale, że obydwa od razu dostaje za nic? - dopytywał się Michał.
-Nie do końca, otrzymujesz obydwa pokemony na czas egzaminu po czym możesz wybrać sobie jednego by został twoim podopiecznym - wytłumaczył mężczyzna.
-Ja.... - próbowała powiedzieć.
-Czekaj! - przerwał jej Michał wyciągając pokedex.
Poliwag to pokemon kijanka. Posiada on bardzo cienką skórę. Pomimo małej grubości jego skóra jest bardzo elastyczna, nawet ostre kły mogą się odbić od niej.
Krabby pokemon krab żyje na plażach zakopując się w piasku. Te pokemony często kłócą się ze sobą o jedzenie i terytorium.

-Fajne... - podziwiał Michał.
-Proszę kontynuuować... Jakiego egzaminu? O co chodzi? wytłumaczy pan to! - domagała się wyjaśnień.
-Tak, tak... zrobię herbatę i wszystko wam opowiem - powiedział minimalnie poważniejąc. - Ale najpierw... - przeciągnął.
-Hmm? - Amelia wyglądała na zainteresowaną.
-Wniosę z powrotem stolik, wybaczcie na chwilkę - powiedział wychodząc na zewnątrz z zakłopotanym uśmiechem.
-Aa... co za człowiek - pokazywała oznaki zdenerwowania.
Snorunta śmieszyła cała ta sytuacja, a Michał przyglądał się pokemonom.

-Proszę - powiedział podając gościom gotową do wypicia herbatę dla obojga z nich.
-Dobra zaczynam, nazywam się Andrew - przedstawił się pochylając głowę w dół.
-Ja jestem Amelia, a to Michał - również się przedstawiła wyręczając przy tym Michała.
-Mieszkałem tu od urodzenia z Mamą, która już nie żyje, teraz mieszkam sam, kiedyś ta plaża była miejscem do którego ludzie bardzo często przyjeżdżali z każdych zakątków regionu, nawet z bardzo daleka... - opowiadał.
-Tylko, że chaty wędkarskie na plaży to trochę dziwne - wytknęła złośliwie Amelia.
-Mniejsza o to - próbował jak najszybciej przerwać jej Andrew. - Lecz ludzie nagle zaczęli rezygnować z zatrzymywania się tutaj skarżąc się na dziwne zdarzenia, a nawet śmiertelne wypadki, nie wiem o co dokładnie chodzi, jak to się stało i wszystko inne, wiem tylko, że coś takiego miało miejsce - kontynuował.
-Straszne - pisnęła Amelia dowiadując się, że znajduje się na "przeklętej ziemi".
-A o co chodzi z tym egzaminem? - zapytał Michał zachowując pełny spokój.
-Gość mieszkający kawałek dalej jest w podobnej sytuacji, również mieszka samotnie i nie zna całej historii, obydwoje łowimy tu wodne pokemony i rozdajemy każdemu przechodzącemu tędy trenerowi by wygrali nimi ligę i rozsławili miejsce w którym je otrzymali, ale ostatnio wpadliśmy na pomysł by przed oddaniem pokemonów poddać chętnych testem. Polega on na przetrwaniu w jaskini niedaleko stąd i odnalezieniu wodnego kamienia, który rzekomo znajduje się w tym miejscu tylko i wyłącznie z dwoma pokemonami od nas - wytłumaczył.
-Wszystko załapałem, gdzie jest ta jaskinia? - zapytał uśmiechając się.
-A więc chodźmy - powiedział Andrew prowadząc chłopca w miejsce egzaminu.
Amelia miała złe przeczucia.
-To tutaj - wskazał palcem na dziurę w ziemi w głębi której rozciągały się liczne korytarze.
Nie było jakiegoś normalnego wejścia, jedyny sposób to zeskoczenie tam.
-Tutaj na chwilę się rozstaniemy, zaopiekuj się Snoruntem i resztą moich pokemonów - poprosił Amelię dając jej Snorunta i dwa pokeballe na czas egzaminu.
-Ok... - odparła.
-Proszę weź to, jest tam dosyć ciemno - powiedział Andrew wręczając chłopcu latarkę.
-Dzięki, dobra Poliwag, Krabby idziemy - zwrócił się do pokemonów biorąc je na ręce i zeskakując do dziury, chwilę później ruszył już jednym z korytarzy długo się nie zastanawiając.
-Powodzenia! - krzyknął radośnie Andrew.
-To brzmi absurdalnie i czuję, że nie powiedziałeś nam wszystkiego - wyraziła swoją opinię Amelia będąc przy tym zmartwioną.
-Tak masz rację... to wszystko brzmi jak jeden wielki żart, prawda jest taka, że żaden z przechodzących trenerów nie wziął od nas ani jednego pokemona, prosiłem, błagałem, opowiedziałem im to samo co wam. Wyśmiewali mnie i mówili, ze powinienem się leczyć, ale w sumie im się nie dziwię kto by uwierzył w takie brednie, jeszcze teraz wymyśliliśmy sobie jakiś test, naprawdę mam nie równo pod sufitem... - Andrew postanowił wyjawić Amelii to czego nie powiedział Michałowi z przygnębionym uśmiechem.
Amelia opuściła głowę i słuchała blondyna.
-Ale ten chłopak nie znając całej prawdy potraktował mnie poważnie i podjął się niebezpiecznej próby. Kto by pomyślał, że spotkam kogoś takiego, może moje marzenie o postawieniu tej plaży na nogi się ziści, naprawdę wierzę w to... - powiedział jeszcze bardziej przygnębiająco niż wcześniej.
-Masz naprawdę wyjątkowego trenera - powiedział do Snorunta, którego delikatnie pogłaskał powodując jego uśmiech.
-Ma pan rację, jest wyjątkowy - powiedziała uśmiechając się inaczej niż zwykle delikatnie się przy tym czerwieniąc.

-Trzymajcie się blisko mnie - powiedział Michał świecąc latarką przed siebie.
Po przejściu koło 300m w dół Michał zauważył w oddali światło niepochodzące z jego latarki.
-Czyli ktoś tu był... - stwierdził patrząc na pochodnie zawieszone na ścianach w głąb drogi.
-Mamy teraz chwilę, podejdźcie tutaj - powiedział do pokemonów wyciągając ponownie pokedex.
Poliwag pewnie podbiegł do chłopaka był on tym bardziej śmiałym osobnikiem, natomiast Krabby bardzo bojaźliwie i nieśmiało podszedł do niego, był przeciwieństwem pokemonowej kijanki.
Poliwag: bąbelki, armatka wodna, podwójny klaps Krabby: bąbelki, utwardzenie, kleszcze.
-No nieźle - skomentował. - Chodźmy dalej.
Warunki były trudne: nierówne drogi, zapadnięta podłoga, sterty gruzu niemalże zagradzające przejście dalej. Poliwag umiejętnie oczyszczał drogę i niszczył spadające odłamki skalne z sufitu. Krabby szedł obok nich starając się nie wyróżniać. Będąc już coraz głębiej natknęli się na dwójkę wrogo nastawionych Geodudów, walka była jedynym rozwiązaniem konfliktu.
-Poliwag armatka wodna!
-Krabby bąbelki!
Poliwag pewnie przepędził napastnika, ale Krabby był sparaliżowany ze strachu i nie mógł nic zrobić jak tylko czekać na pokonanie.
-Trzymaj się! - krzyknął biorąc go na ręce i rzucając się na ziemię by uniknąć ataku toczenia.
-Poliwag podwójny klaps i armatka wodna!
Kombinacja się udała i pomyślnie spowodowała ucieczkę Geoduda.
-Nic się nie stało - uśmiechnął się w stronę Krabbiego, który był dalej przestraszony. - Spokojnie chodźmy dalej.
Kolejna dawka gruzu i dziur pod nogami, ale udało im się dotrzeć do bardziej rozległej i pustej przestrzeni, a na wprost drogi, którą już przebyli leżał gruz, który był wszechobecny w tym miejscu, a zaraz za nim dalsza droga, lecz to nie to zwróciło uwagę Michała, ale krzyk - Pomocy! Ratunku! - dochodził on z tego właśnie gruzu z którego też wystawała minimalnie ręka. Michał wraz z Poliwagiem i Krabbym odkopali wzywającego pomoc i ujrzeli czarnowłosego mężczyznę średniego wzrostu ubranego w czarny garnitur i garniturowe spodnie w pantoflach. Mina po wygrzebaniu była dziwna: sadystyczny uśmiech i szybkie oblizanie dolnej i górnej wargi pokrytej swoją własną krwią.
-Dzięki - powiedział uderzając Michała z taką siłą, że wylądował na ścianie, Poliwag również obił się o nią i zemdlał, w najlepszej sytuacji był Krabby, który przed kontaktem ze ścianą użył instynktownie utwardzenia.
-Ty! - Michał szybko się pozbierał i zaczął biec w stronę czarnowłosego, ale ten zniknął z pola widzenia i pojawił się przed nim po raz kolejny uderzeniem posyłając go na ścianę.
Tym razem osunął się po niej i mógł jedynie podnieść głowę i patrzeć na napastnika.
-Co jest? - zapytał zdziwiony.
-Witam Cię w mojej jaskini śmieciu, po co tu przyszedłeś? - odparł czarnowłosy. - A no tak pewnie przysłali cię tamte dwa bezmózgi - dodał ironicznie gestykulując dłońmi.
-Znasz Andrew'a? - zapytał niemrawo.
-Ta jeden z nich to biały łeb którego imienia nie znam, a drugi to Andrew ten, który przebija głupotą wszystkich których spotkałem - mówił mając wielką frajdę. - Jak tak na Ciebie spojrzeć to przypominasz go - w tej chwili unosił się w górze dokładnie jak pokemony duchy. - Te pełne nadziei oczy mimo niepowodzeń wkurzają mnie! - szydził podlatując do niego.
-Dziwne zdarzenia w tym terenie to twoja sprawka?
-Dokładnie młody! Nie lubię gdy w moim otoczeniu jest tylu ludzi, więc wypłoszyłem ich, ale tamten idiota tak bardzo się starał sprowadzić tu z powrotem innych - błagał, prosił i wszystko na nic, jego mina gdy przechodni uciekali po tym jak pojawiałem się za nim była taka smutna. Bo pęknę - wybuchł głośnym śmiechem. - Cóż, ale idąc dalej coś co mnie totalnie rozwaliło to jego matka, która była równie głupia co on, nie przestawała wierzyć, że ta plaża jeszcze ożyje, jeździła po różnych miastach namawiając ludzi, a teraz to do czego zmierzam - gdy zobaczyła rzucony przeze mnie nóż z daleka wycelowany w jej beznadziejnego syna wybiegła na tor jego lotu i ostrze przebiło jej głowę... a Andrew znalazł ją dopiero na drugi dzień jak rodem z jakiegoś taniego dramatu - zwijał się ze śmiechu.
Michał po usłyszeniu tego z ledwością ustał na nogach.
-Straszna z Ciebie papla, dowiedziałem się wszystkiego czego chciałem... A tak poza tym tylko śmieć śmieje się z matki chroniącej własne dziecko i mężczyzny starającego się z całych sił - powiedział gwałtownym głosem podnosząc pełen gniewu wzrok w jego stronę.
-No proszę... ale taki cienias jak ty nie ma prawa mnie obrażać! - wygrażał zamachując się by wykończyć Michała mocnym kopnięciem.
Michał nie był w stanie się ruszyć, atak w ostatniej chwili przyjął na siebie Krabby używając utwardzenia, lecz siła uderzenia była na tyle duża, że wgniotła go w ziemię.
Michał na chwilę zamarł, jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły, a całe jego ciało opanował gniew. W obliczu furii chłopak pomimo ran ruszył z zawrotną prędkością w stronę czarnowłosego, który wylądował na ziemi. Michał atakował go potężnymi uderzeniami obu rąk na zmianę, ale były one blokowane, a następnie kontrowane precyzyjnymi ciosami po których go odrzucało. Jednak obrażenia które otrzymywał Michał ani trochę go nie spowalniały, natychmiastowo się zbierał po każdym kolejnym uderzeniu i szarżował dalej. Po długiej wymianie, czarnowłosy potknął się, Michał wyczuł szansę i z całej siły posłał w stronę jego twarzy prawy sierpowy. Uderzenie otarło mu policzek, ponieważ dzięki swojej lewitacji wzbił się w górę.
*Co jest? Te oczy, ten gniew, bez wątpienia to na niego poluje Viper - mówił w myślach czarnowłosy*. - Miałeś ciekawe dzieciństwo szczeniaku, opuszczam to miejsce do zobaczenia - powiedział jak gdyby nigdy nic znikając.
-Czekaj! - krzyknął głośno Michał.
Chwilę później natychmiast podbiegł do Poliwaga i Krabbiego.

Pokemony odzyskały przytomność, ale nie mogły się ruszać, więc poniósł je na rękach. Przechodząc przez gruz zauważył niebieski kamień w następnym pomieszczeniu położony na ogromnym głazie, włożył go do kieszeni i poszedł dalej. Zaczął odczuwać wielki ból, ale nie zatrzymywał się, znalazł wyjście i zaczerpnął świeżego powietrza. Znalezienie Amelii i Andrew'a nie było trudne, po prostu szedł prosto i natknął się na nich. Poliwag i Krabby mogły już samodzielnie chodzić, więc postawił je na ziemię.
-Co się stało?! - podbiegła gwałtownie do niego Amelia, a zaraz za nią Andrew.
-Co tam się stało!? - zapytał przestraszony.
-Spokojnie nic takiego, problem tej plaży został zażegnany już wszystko będzie dobrze - powiedział ledwo idąc.
-Ale... - próbował powiedzieć.
-Nie musi się pan mną przejmować to naprawdę nic takiego...
-Nie pleć bzdur! - wtrąciła Amelia. - Jesteś ranny prawie w każdym miejscu na ciele, nie wiem jakim cudem się jeszcze ruszasz!
-Proszę o to dowód zdania egzaminu - wręczył Andrew wodny kamień ignorując przy tym Amelię. - Wiem, że ten test był po to by miał pan pewność czy jestem coś wart jako trener - dodał.
-Amelia zabierz go do mojego domu na szafie leżą bandaże, opatrz go, a ja zaraz wracam! - mówił w biegu do drugiej chatki.
Gdy Amelia znalazła już to co potrzebowała do opatrzenia ran zaczęła się głośna rozmowa.
-Co Ci się stało! - krzyczała.
-Mówiłem przecież, że nic takiego, mogę mówić, chodzić i wszystko inne, więc o co ci chodzi!?
-Nigdy mi nic nie mówisz ośle!
-Jak to nic? skończ mnie denerwować babo!
-Mniejsza o to ważne, że żyjesz - powiedziała nagle milej niż się mógł spodziewać.
Michał odpowiedział na to zmieszanym uśmiechem.
-Sno snorunt - pokemon przyglądał się trenerowi po czym radośnie potraktował go mroźnym wiatrem
-Zaczyna się - odparł śmiejąc się.
Wtem do pomieszczenia wszedł Andrew i drugi mężczyzna wyglądający prawie tak samo, różnił go jedynie kolor włosów - biały.
-To ty skończyłeś nasz test? - zapytał na starcie.
-Tak jestem Michał miło pana poznać.
-Denis z tej strony.
-Teraz możesz wybrać jednego z nich, a więc, który to będzie? - zapytał Andrew.
Poliwag był pewny, że to on zostanie wybrany, ale rzeczywistość okazała się nieco inna.
-Krabby chcesz iść ze mną? - podszedł do poke-kraba.
Pokemon nie ukrywał swojego zdziwienia, ale po chwili radośnie przytaknął. Michał dotknął go pokeballem, a kula bardzo szybko zastygła.
-A więc Krabby, dobra ja muszę lecieć, powodzenia - pożegnał się Denis.
-Dzięki i na razie - odparł Michał.
-Czeka nas trochę treningu - mówił uśmiechnięty do pokeballa nowego podopiecznego.
Poliwag był załamany.
-No trudno takie życie Poliwag - próbował pocieszyć go Andrew.
Widząc to chłopiec wpadł na plan.
-Amelia chciałabyś mieć pokemona? - zapytał bezpośrednio.
-Ja? hmmm... no nie mam pojęcia - zakłopotała się.
-Spokojnie dasz radę - uświadomił dając jej czerwono-białą kulę.
-Nie masz nic przeciwko Andrew?
-Nic a nic!
Dziewczyna podeszła nieśmiałe do ubolewającego pokemona.
-Hej chciałbyś zostać moim przyjacielem?
Poliwag podniósł głowę do góry w geście zastanowienia i obił się głową o trzymaną przez Amelię kulę. Ona również nie musiała długo czekać by pokeball zastygł. Jej radość była nieopisana.
-Musimy się już zbierać - powiedział Michał wychodząc przed chatkę.
-Dziękujemy za wszystko, do zobaczenia! - pożegnała się biegnąc radośnie przed siebie.
-Słuchaj Michał ja...
-Nie przepraszaj, zrobiłem to z własnej woli. Obiecuję, że wygram ligę i sprowadzę tutaj tłumy ludzi.
Powaga zniknęła z twarzy blondyna, zastąpił ją uśmiech - Ta, liczę na Ciebie!
Michał odszedł kawałek i tyłem do niego powiedział coś jeszcze - Twoja mama była wspaniałą kobietą...
-Ruszaj się Michał! - popędzała Amelia.
-Już idę! - podbiegł do niej.
-Czek...! - Andrew poczuł potrzebę wypytania Michała o coś, ale zatrzymał się i ponownie uśmiechnął. - Dzięki za wszystko - powiedział pod nosem.
Gdy Michał i reszta stracili widok plaży za nimi, zaczął się rutynowy monotonny dialog.
-No i znowu nudna wędrówka - westchnął bez energii.
-Dziękuję - powiedziała niespodziewanie patrząc na piękny zachód słońca.
-Hmm? Za co? - zapytał nie wiedząc o co chodzi.
-Dzięki tobie spotyka mnie tyle dobrego - najpierw pokazała mu czarujący uśmiech, a potem pocałowała w policzek.
Chłopak dotknął ręką miejsce pocałunku i odparł uśmiechnięty - Nie ma za co... - Musze chwilę odpocząć - wymamrotał upadając na ziemię.
-Sno sno!
-Ej co się stało? słyszysz? Michał! - mówiła próbując go ocknąć.
------------

No ten rozdział trochę mi łatwiej było pisać. Od początku nie miałem zamiaru pisać tylko o pokemonach,  mam wizję w głowie jak to ma wyglądać, ale gorzej jest z tym jak to wam przekazać.
Do następnego! :)