niedziela, 2 lipca 2017

Rozdział 92 - Zacznijmy od nowa

Michał i Droy stracili przytomność.
-Peter? - zdziwił się Surge. - Gdzieś ty był?
Nim mężczyzna zdążył odpowiedzieć w jego stronę zostały posłane kolejne pytania. Tym razem od dwójki nastolatków, którzy do niego podbiegli.
-Co pan z nimi robi!? O co tu chodzi!? - zapytał lekko przestraszony Dave.
-Nie martwcie się nic im nie będzie - zapewnił głaszcząc swoją podopieczną. - Milotic pozbyła się tylko negatywnych emocji i połączyła ich umysły...
Na twarzy Dave'a namalowało się zaskoczenie.
-To Milotic'i potrafią coś takiego?
Adresat zaśmiał się lekko.
-Mój potrafi.
-To nie takie "tylko" - zauważył generał. - Peter, aż tak poruszyła cię ta sytuacja?
-... Może, kto wie.
-Gdzie pan był panie Peter? - wtrącił przejęty żołnierz. - Każdy pana szukał, a nie zabrał pan żadnego komunikatora...
Mężczyzna znowu się zaśmiał.
-Naprawdę? Wybacz, miałem coś do zrobienia.
-Haha, cały Peter! - powiedział Surge i tym razem to on wybuchł śmiechem.
Chwilę później uwagę wszystkich przyciągnęła Amelia.
-... Może dzięki temu wyleci im z głów trochę tej głupoty... - syknęła pod nosem o wiele głośniej niż myślała.
-Cóż, teraz wszystko zależy od nich...
**

-Gdzie jestem...? - powiedzieli w tym samym czasie będąc w zupełnie innych miejscach.

Gdy Michał otworzył oczy znalazł się w jakimś mieście. Leżał na chodniku przed bramą jakiegoś budynku.
*Jak ja się tu...?*
Wstał i zdezorientowany podszedł bliżej bramy. Zlustrował niewielki dom za nią, nie wyróżniał się zbytnio na tle tych których miał okazję w życiu zobaczyć, a przynajmniej zewnętrznie. Małe schody przed drzwiami i dwa betonowe filary sprawiające wrażenie podtrzymujących wyższe piętro w środku. Drzwi były brązowe z podłużnymi wzorami i szybą na środku, ściany były ciemno-żółte, a oprócz tego z profilu z którego spoglądał widoczne były dwa okna po bokach z białymi zasłonami. Na podwórku widniał sporej wielkości ogródek w którym nie brakowało pięknie wyhodowanych kwiatów. Nie było tam nic niezwykłego, a mimo to jego cała uwaga wędrowała właśnie w tamtą stronę. Nie wiedział dlaczego. Nagle ktoś otworzył drzwi, wzrok Michała mimowolnie tam powędrował. Z domu wybiegł uśmiechnięty blondwłosy trener w hawajskiej koszuli i spodenkach, a wraz z nim równie rozradowana pomarańczowa jaszczurka.
-Charmander pośpiesz się, bo zostaniesz w tyle!
Szybkim tempem wybiegli przez furtkę nie zwracając uwagi na stojącego przed bramą bruneta i ruszyli gdzieś chodnikiem. Michał rozpoznał tego trenera. Był to Droy ze swoim pierwszym pokemonem. W tamtej chwili Zoldrey zrozumiał, że znajduje się we wspomnieniach swojego przyjaciela. Gdy Hannys zniknął za horyzontem krajobraz się zmienił, nagle, ale płynnie. Chłopak nawet nie zauważył kiedy to się stało. Tym razem znalazł się na wysoko położonej drodze górskiej za miastem. Po ujrzeniu Droy'a i Charmandera stojącego naprzeciw dzikiego Raticate'a przypomniało mu się jak blondyn mu o tym opowiadał. Nagle jaszczurka została zepchnięta ze szlaku. Michał mimo iż wiedział, że jest to tylko iluzja mimowolnie ruszył by ją złapać. Nie udało mu się, nawet jeśli to nie miało żadnego wpływu na powstałe już wydarzenia, poczuł frustrację. Charmander przeturlał się po stromym spadku wpadając do położonego tam lasu. Następnym miejscem do którego go przeniosło była wolna przestrzeń nie objęta przez liczne drzewa położone wokół, w okolicach kolejnego spadku. Stał obok Droy'a, a naprzeciw nich leżał bez ruchu wykrwawiający się z powodu głębokiej rany w okolicach klatki piersiowej Charmander. Michał nie miał pojęcia, że tak smutne i szokujące będzie oglądanie czegoś czego znał już dokładny przebieg. Gdy spojrzał na Droy'a zamarł. Nagle Charmander zaczął powoli wstawać, a jego już nieżywe, puste oczy wlepiły się w ich stronę. Po chwili zniknął. Michał nieoczekiwanie odczuł wszelkie emocje, które w tamtej chwili ogarnęły jego przyjaciela. Smutek, żal, frustracja, złość, nienawiść, strach... wszystko nagle wtargnęło do jego ciała.

Po otworzeniu oczu Droy spostrzegł, że znajduje się na łące obok jakiegoś domu. Budynek był średniej wielkości i standardowej jednorodzinnej konstrukcji. Ściany koloru białego, a dach wyblakło zielony. Okna po obu stronach drzwi i kilka kolejnych na wyższym piętrze, oprócz tego mały balkon.
*To przecież Alabastia...* - pomyślał przenosząc wzrok momentalnie na drzwi gdy te zaczęły się otwierać.
Z domu wyszły trzy osoby. Czarnowłosy mężczyzna ubrany w białą koszulę i czarne spodnie, w ręku trzymał czarną walizkę, brązowowłosa kobieta w beżowym swetrze i dżinsowych spodniach oraz młody czarnowłosy chłopak mający na oko ledwo naście lat, nosił białą koszulkę z pokeballem i niebieskie spodenki. Droy od razu rozpoznał jedną z osób co zaskutkowało domyśleniem się tożsamości pozostałej dwójki.
*Rozumiem... to jego wspomnienia* - stwierdził przyglądając się owej trójce.
Mężczyzna odwrócił się do niego plecami, wyglądało na to, że żegnał się z rodziną. Blondyn widząc przedmiot, który trzymał w ręku domyślił się, że wyjeżdża na dość długo. Ujrzawszy chwilowe czułości i usłyszawszy kilka ciepłych słów jakimi się wymieniali lekko się uśmiechnął. Nagle czarnowłosy pochylił się nad synem głaszcząc go po głowie.
-Wrócę tak szybko jak się da... - powiedział czule.
Chłopak przytaknął ze smutnym wyrazem twarzy co wyjątkowo przykuło uwagę Droy'a. Po chwili mężczyzna zaczął się oddalać od krzyczącego coś w jego stronę syna i zatroskanej żony.
*A więc tak wygląda ojciec Michała...*
Nie spostrzegł nawet kiedy, a całe otoczenie wokół niego nagle się zmieniło. Teraz znajdował się w niewielkiej kuchni. Przy suficie ścian wisiały drewniane szafki, a pod nimi kolejne zostawiając miejsce w środku gdzie stały różnego rodzaju kuchenne przyrządy. Gdzieś między nimi umiejscowiona była lodówka i nieopodal kuchenka. Na jednej ze ścian widniało także okno, a tuż przy nim był zlew. W samym środku pomieszczenia postawiony był spory stół na którym leżało wiele owoców i warzyw, między innymi składników do przyrządzenia jakiegoś posiłku. O blat opierała się mama Michała otwierając jakiś list, obok niej stał zaciekawiony syn. Droy zastanawiał się jakiego tym razem wspomnienia doświadczy. Gdy kobieta czytała list jego mimika twarzy diametralnie się zmieniła. Po przeczytaniu z trudem ostatniego słowa Courtney wybuchła głośnym płaczem, a zszokowany blondyn przeniósł wzrok na chłopca, który wyglądał na świadomego i nieświadomego w jednym. Stał bezruchu i martwym wzrokiem obserwował wyłącznie jeden punkt - okno z którego było widać polanę. W tamtej chwili Droy poczuł bezsilność i inne emocje których już doświadczył, ale o zupełnie innym charakterze. Doświadczył cierpienia Michała po stracie ojca.

Tym razem Michał został przeniesiony do miejsca którego całkiem się nie spodziewał, w sumie mało co teraz mogło go zdziwić. Znalazł się przed boiskiem treningowym do walk pokemonów za jednym z Centr Pokemon. Droy ze swoim Arcaninem pojedynkował się z jakimś trenerem.
*Co tym razem...?*
-Arcanine hiper prędkość! - krzyknął Droy, a jego podopieczny przebijając się przez powietrze nagle zniknął i pojawił się przed zdezorientowanym przeciwnikiem.
-Magmar!! - krzyknął chwilę później trener przeciwnego pokemona gdy ten upadł na ziemię po ciosie otrzymanym w brzuch.
-Kończ to nitro ładunkiem! - oznajmił nie dając oponentowi szans na powrót do walki.
Ciało Arcanine'a pokrył intensywny ogień, a on sam osiągając imponującą szybkość pozbawił Magmara przytomności.
-Łoo, to było naprawdę mocne... - oznajmił trener omdlałego pokemona. Podrapał się po głowie i odwołał go do pokeballa. - Stary twój Arcanine jest naprawdę silny, pasujecie do siebie! - pochwalił chwilę później będąc pod wrażeniem.
-Tak myślisz? - uśmiechnął się półgębkiem Droy spoglądając na dumnie stojącego obok niego stworka.
-No pewnie! Emanuje od niego aura zwycięzcy i ma ten błysk w oczach. Jestem pewien, że wiele razem osiągniecie!
-Dziękuję.
Michał odetchnął w duchu, że tym razem obejrzał szczęśliwsze wspomnienie. Po chwili wszystko wokół niego stało się czarne, a przed nim pojawiła się widoczna w ciemności sylwetka Droy'a. Nagle w jego głowie rozbrzmiał głos należący właśnie do blondyna.
*Arcanine rzadko się uśmiechał i niemal cały wolny czas czy to w dzień czy w nocy poświęcał na obserwowanie nieba. Był dobry dla wszystkich i pomagał potrzebującym, tak niewiele sprawiało, że czuł się szczęśliwy jednocześnie marząc o rzeczach wielkich. Dostrzegłem to już po naszym pierwszym spotkaniu. Dla innych pokemonów był wzorem, a dostojność i sprawiedliwość to to co go określało. Zawsze żałowałem... wcześniej mniej, że tak ambitnemu pokemonowi trafił się taki trener jak ja. Niekiedy rozmyślałem nawet by go wypuścić, ostatecznie nigdy tego nie zrobiłem - to był mój błąd. Ufał mi bezgranicznie, a ja go zawiodłem. Odebrałem mu wszystko.
Pozwoliłem mu zginąć...*
Ręce Michała drżały. Zacisnął pięści i upadając na kolana uderzył nimi mocno w podłoże. Poczucie winy zaczęło go ponownie zżerać.
*Dlaczego...? Dlaczego to musiało się stać!?*

Natomiast Droy został przeniesiony do małego miasta gdzie ujrzał spacerujących Michała i Amelię.
*Wygląda na jedno z tych miłych wspomnień... ciekawe czy zostanie tak do końca...* - zastanawiał się wodząc za nimi wzrokiem.
Dwójka nastolatków stanęła przy stoisku z lodami. Kupując przysmak wymienili ze sprzedawcą kilka zawstydzających kwestii. Następnie zwiedzili sadzawkę, rzeczkę po drugiej stronie miasta przez, którą można była przejść mostkiem. Po tym co zobaczył Droy nie spodziewał się, że stanie się tu coś nieoczekiwanego, nie było podstawy by tak sądzić. Blondyn poczuł się lepiej widząc jak miło spędzali czas. Będąc przed małym laskiem dziewczyna zauważyła żółto-pomarańczowego Vulpixa, który wyraźnie ją zainteresował.
-Hej patrz jaki śliczny pokemon! - krzyczała biegnąc za nim w głąb lasu.
-Zaczekaj! - powiedział Michał ruszając za nią.
Gdy w końcu ją dogonił ta stała bez ruchu odwrócona w drugą stronę.
-Hej co się stało? - zapytał łapiąc dziewczynę za ramię.
Ta chwilę zwlekając odwróciła się powoli do chłopaka i powiedziała przerażonym głosem - Ten Vulpix zniknął tuż przede mną...
Wtedy pojawiła się mgła i jakby cichy, przerywający głos pochodzący nie wiadomo skąd zaczął mówić - Ha ha ha Wi tam Cię młody Zoldrey'u, powiedz... co powiesz na zabawę?
Po tych słowach z każdej strony leciały w nich kule cienia, Amelia ze strachu nie była w stanie się ruszyć, a Michał widząc, że leci na nią wrogi atak rzucił się w jej stronę kładąc dziewczynę na ziemię. Następnie wziął ją za rękę i ciągnął by jak najszybciej wyjść z tego miejsca. Przed nimi w mgle pojawiła się czarna sylwetka prawdopodobnie człowieka, nie było nic widać oprócz czerwonych oczu i poważnej miny po chwili zmieniającej się na szeroki uśmiech, wraz z tą zmianą mimiki niewidoczna postać cisnęła włócznią, którą miała w ręce w stronę Michała i Amelii.
Źrenice Droy'a gwałtownie się rozszerzyły.
Włócznia przeleciała obok chłopaka lekko zahaczając o jego policzek. Dziewczyna zemdlała, a sylwetka pokryta w mroku zniknęła. Chwilę później przerywający głos powrócił i dał ważny komunikat - Słuchaj ha ha miej się na baczności... takie rzeczy się zdarzają ha ha ha...
Mgła zniknęła, a przestraszony Michał po którym ściekały krople potu szybko wziął nieprzytomną Amelię na ręce i wyniósł z lasku kładąc na najbliższej trawie. Gdy dziewczyna się obudziła Michał siedział z głową pochyloną w głąb kolan, trząsł się.
-Hmm? Co robisz? Pamiętasz co robiłam przed drzemką? Ja pamiętam tylko, że goniłam żółtego Vulpixa - zapytała zdziwiona.
Michał natychmiast zamienił przestraszoną minę na fałszywy uśmiech i powiedział - Biegnąc walnęłaś się w głowę i zemdlałaś.
-Eee? - dziewczyna miała przez chwilę wątpliwości, ale po chwili powiedziała - Chyba muszę bardziej uważać, wracamy?
-Ok - odparł.
Droy'a ogarnęło wielkie uczucie strachu, nie miał pojęcia, że tak bardzo spotkanie z Viperem przeraziło Michała.
*Straszne...*

Następnie doświadczyli jeszcze kilku innych wspomnień by na koniec ujrzeć raz jeszcze konfrontację z Windem Mozakim, tym razem także fragmentów których nie byli świadkiem. Michał ujrzał z jakim zapałem Droy walczył z szydzącym z niego białowłosym zanim dotarł na miejsce. Natomiast Droy zobaczył z jak wielkim poświeceniem i nie bacząc na swoje zdrowie walczył Michał gdy on stracił świadomość. Nagle wszystko zniknęło, nie widzieli już nic, obydwaj słyszeli tylko głosy tego drugiego.

"Chciałbym tylko mieć siłę by pomóc gdy bliscy mnie potrzebują, nieważne jakim kosztem..."  
~ Droy Hannys.

"Po co mi ta siła jeżeli nie mogę nikogo uratować? Nie chce być już dłużej bezużyteczny..."  
~ Michał Zoldrey.

Nagle obaj powoli otworzyli oczy budząc się. Łzy zaczęły spływać im po policzkach tak intensywnie, że aż dotarły do podłogi.

-Przepraszam... - powiedzieli jednocześnie.

Ten widok był tak niesłychanie smutny, że Dave i Amelia uronili także kilka łez. Jednak wszyscy odetchnęli z ulgą, że spór został zażegnany. Peter z delikatnym uśmiechem odwołał Milotic do pokeballa. Surge zaczął się śmiać zadowolony z obrotu sytuacji. Michał i Droy wstali niemal równocześnie i wytarli zapłakane twarze.
-Dziękuję przyjacielu, nigdy ci tego nie zapomnę - powiedział Droy z niezmierzoną szczerością.
Michał skinął głową. Następnie uścisnęli mocno swoje prawe dłonie co było początkiem narodzenia wielkiej przyjaźni. Po chwili blondyn kucnął i wypuścił z pokeballa swojego drugiego przyjaciela. Stworek ucieszył się na widok trenera, ale wyglądał także na zmartwionego.
-Przepraszam Lickitung, czekałeś zdecydowanie za długo... - oznajmił delikatnie się uśmiechając.
Pokemon zrobił zdziwioną minę.
-... Chcesz razem ze mną zacząć wszystko od nowa? - zapytał wyciągając do niego dłoń.
Oczy Lickitunga się zaszkliły, a po chwili wskoczył w objęcia nastolatka.
-Dziękuję...
Peter spojrzał w stronę drzwi.
-Machamp teraz możesz wejść - oznajmił w sposób niezrozumiały dla reszty.
Jednak gdy muskularny pokemon wkroczył do pomieszczenia nikt nie musiał o nic pytać. Wszyscy rozdziawili szerzej oczy ze zdziwienia. Podopieczny mężczyzny niósł na rękach ciało Arcanine'a. Droy zamienił zaskoczoną minę na delikatny uśmiech.
-Peter ty... przez te kilka dni wygrzebywałeś ciało tego pokemona spod gruzu... - powiedział z niedowierzaniem Surge.
Adresat tych słów nic nie odpowiedział. Machamp położył zmarłego stworka obok jego trenera i Lickitunga, a następnie nieznacznie się oddalił. Droy z zatroskaną miną wtulił się w jego futro i objął w okolicach szyi.
-Dziękuję panie Peter... Dziękuję - oznajmił z wielką wdzięcznością.
Nagle Lickitung zaczął bardzo głośno płakać szturchając ręką ciało Arcanine'a, prawdopodobnie by ten się obudził. Droy zaczął głaskać go po głowie.
-Nie płacz Lickitung, Arcanine oddał za mnie życie, uratował mnie... odszedł jak bohater wierząc w nas, więc powinniśmy się uśmiechać, bo jestem pewien, że nie chciałby widzieć jak płaczemy.
Pokemon zacisnął mocno zęby z ledwością powstrzymując się od dalszego płaczu i przytaknął.
-Pamiętaj! On zawsze będzie z nami, tutaj - wskazał na serce.
Amelia widząc to uśmiechnęła się skrycie.
*I to jest Droy którego znam...*
-Panie Peter, naprawdę dobry z pana człowiek! - wyznał Michał szeroko się uśmiechając.
Mężczyzna jakby na chwilę zatonął w tym szczerym geście jednak szybko oprzytomniał.
-Nie... ja jestem tylko śmieciem od zasad - oznajmił z tym samym charakterystycznym, łagodnym wyrazem twarzy. - Droy chciałbym żebyś mnie wysłuchał...
-Tak?
-To ja wraz z dowodzoną przeze mnie drużyną goniliśmy wtedy tego białowłosego psychopatę...
Źrenice blondyna mimowolnie się rozszerzyły.
-Mieliśmy rozkazy by pozostać w ukryciu i dowiedzieć się gdzie zmierzają, mogłem wtedy uratować twojego Charmandera i zapobiec temu wszystkiemu, ale jestem tchórzem, który nie potrafi złamać zasad... Nie proszę o wybaczenie, chciałem tylko żebyś wiedział na kogo powinieneś skierować swój gniew... - wyznał pochylając głowę.
*A więc to o to chodziło...* - stwierdził w myślach Surge.
-Proszę się nie obwiniać, jedynym winnym i odpowiedzialnym za wszystko jest ON i pewnego dnia za to zapłaci! - powiedział Droy wstając.
Jego zdecydowane spojrzenie było wystarczającą odpowiedzią dla Petera. Nagle Surge zabrał głos.
-Urządzę pogrzeb dla Arcanine'a, co prawda prowizoryczny, ale mimo wszystko... zgadzasz się?
Droy uśmiechnął się czule.
-Tak.

*Dla tego świata wciąż jest nadzieja*

**

Gdy umierał ktoś z jednostki specjalnej pogrzeb odbywał się tu, w kwaterze głównej. Specjalne do tego pomieszczenie było także miejscem pożegnania się z Arcaninem. Surge zwołał niemal wszystkich obecnych w placówce żołnierzy i wraz z resztą przystąpili do obrzędu. Ściany w pomieszczeniu były białe, podobnie jak podłoga i sufit. Nie było tam nic prócz widniejącej na samym środku szerokiej, mierzącej około półtora metra wysokości kamiennej kolumny na której w drewnianej trumnie leżało ciało podopiecznego Droy'a. Wszyscy stali wokół niej otaczając ją z każdej strony. W samym środku stał Surge wypowiadając kilka słów oraz Droy, który zrobił to samo. Chwilę później każdy tam obecny poczynając od Hannysa złożył pokemonowi należną cześć dotykając jego łapy i pochylając głowę. Następnie trumna została zasłonięta i za zgodą Droy'a podpalona. Gdy ogień powoli kończył swoje zadanie chłopak odczuł nagły impuls.
*Nawet jeśli powiedziałem, że nie powinienem płakać to nie mogę tego powstrzymać...* - zaciskał jak najmocniej zęby by nie wybuchnąć płaczem.
W końcu nie dał rady i zaczął płakać jak małe dziecko.

*ŻEGNAJ DROGI PRZYJACIELU*

------------

Dajcie znać czy taka długość rozdziałów jest odpowiednia, bo po przerwie zdecydowanie się zmieniła. Na 90% pozostał do napisania ostatni rozdział z kwatery jednostki specjalnej, więc cieszmy się albo płaczmy ^_^. Ode mnie tyle, bo znów nie mam zbytnio nic do powiedzenia, więc widzimy się pod kolejnym rozdziałem, oby za tydzień!

14 komentarzy:

  1. Cześć :D Nie nadrobiłam nowych rozdziałów toteż nie chciałam czytać nowszych rozdziałów ale...przeczytałam końcówkę z pogrzebem Arcanine'a i omal się nie popłakałam.

    Zabawne jest to, że motyw ze śmiercią i bólem po stracie przyjaciela pojawił się też u mnie tylko, że trochę odwrotnie (naprawdę się nie wzorowałam :D) ech...blogerzy chyba tak się ze sobą zżywają, że czytają sobie w myślach nawet o tym nie wiedząc xd

    Za niedługo wezmę się za nadrabianie twojego bloga od samego początku (muszę sobie odświeżyć rozdziały) i każdy będę komentować (jakoś ostatnio polubiłam dodawanie komentarzy) tak jak i prolog. Ale to za niedługo najpierw muszę nadrobić inne blogi i nie tylko z Pokemonowego fandomu.
    Pozdrawiam ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jeżeli to prawda, że omal się nie popłakałaś to jestem niezmiernie zadowolony, bo bardzo mi zależy by podczas czytania mojego tekstu wywoływać u innych emocje. Przechodząc dalej to póki ktoś perfidnie nie zżyna to nie mam nic przeciwko wzorowaniu czy też drobnych podobieństwach. W takim razie czekam z niecierpliwością na recenzję ;)

      Usuń
    2. Tak to prawda...łatwo mnie wzruszyć XD
      Dobra to ja lecę bo mama kazała mi zrobić sobie przerwę od komputera, a potem idę znowu pisać 3 rozdział i główkować się kto by mi wykonał szablon (tak to jest gdy jest się kompletnym beztalenciem XD)

      Usuń
  2. Hej :D
    Michał to jest istne dzieło. Tak bardzo zgłębiłam się w emocje bohaterów, że zdałam sobie sprawę jak bardzo ważni są przyjaciele w moim życiu. Przez ten impuls postanowiłam im dzisiaj powiedzieć ten fakt. Przyjaźń pomiędzy Droyem a Michałem jest wyjątkowa. Oboje stracili bliskie osoby i przeżyły podobny ból. Taka więź jest niezwykle silna i będzie trwać dłuuuuuuuugie lata. Śmierć podopiecznego Droya wzruszyła mnie i sama przez moment czułam jakie emocje nim targają, dzięki Twoim opisom. Twoje opowiadanie to perełka. Mówię to szczerze z serca. Dzięki Michał :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, kto by pomyślał, że to wszystko aż tak na Ciebie wpłynie. Cieszę się i to bardzo czytając twoje słowa ;)

      Usuń
  3. Bardzo ciekawy rozdział, a te wspomnienia naszych bohaterów ukazane tak, aby Michał i Droy widzieli każdy wspomnienia drugiego, to było dopiero coś. Spodobał mi się ten pomysł, bo osobiście bardzo lubię takie wydarzenia. Aż mi się przypomniały powieści o Harrym Potterze i te sytuacje, kiedy główny bohater zwiedza czyjeś wspomnienia. Mam nadzieję, że Michał i Droy dzięki temu wydarzeniu pogodzą się. Zaś pogrzeb na końcu rozdziału zdecydowanie wzrusza do łez.

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej :)
    Po przerwie trzeba Ci przyznać jedno - dobrałeś się literówkom do zadka! ;D W ostatnich czterech rozdziałach znalazłam raptem dwie czy trzy. Solidna robota. Teraz jeszcze popracujesz trochę nad gramatyką i będzie super. Bo pomysły masz. I to jakie! Nie wiem czemu, ale przez większość czasu podczas czytania chodził mi po głowie tytuł "Dragon Ball". Pewnie przez te ciągłe mordobicia ;p chociaż w sumie nie wiem, bo DB nigdy nie oglądałam. Ten motyw z podglądaniem wspomnień całkiem fajny. Zresztą podglądanie wnętrza czyjejś głowy zawsze fajnie wychodzi i fajnie się o tym pisze (testowałam ;). Ciekawa jestem, czy Michał odpuści sobie odznaki. W takiej sytuacji (globalny kataklizm całego regionu przez niezrównoważonego Viperosława) ja bym chyba na jego miejscu odpuściła, ale cóż, jego wola...
    Pozdrówki :)
    Nath

    OdpowiedzUsuń
  5. Jejku cały rozdział był niesamowity, ale ta końcówka... Popłakałam się ;-;
    Biedny Droy, stracił swojego partnera, bolesne wydarzenie.
    Wspomnienia były tak cudownie napisane że przez moment miałam dosłowne wyobrażenie całej tej sytuacji.
    Do zobaczenia pod następnym >w<
    Przepraszam że taki trochę krótki i bezwartościowy ten komentarz, ale trochę nie mam weny na ich pisanie. *tak, wymówka na to że boli ją ręka*

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję, nie martw się długość w tym przypadku nie gra roli. Ważne, że jest treściwy ;)

      Usuń
  6. Hej :) Sprawę mam, ale to na mailu wysłałam. Jak możesz - sprawdź :)

    OdpowiedzUsuń
  7. Długość jest jak najbardziej odpowiednia. Podobał mi się pomysł z pokazaniem wspomnień, dobra terapia XD, może coś jeszcze z tych dwóch będzie :P i jest nadzieja

    OdpowiedzUsuń