środa, 22 lutego 2017

Rozdział 86 - (LOST SOULS ARC) - Szaleństwo i współczucie

-Odzyskacie nasze pokemony, prawda? - zapytały z nadzieją policję wszelkie poszkodowane ostatnimi kradzieżami dzieci.
-Oczywiście! Nie macie się o co martwić - zapewniła oficer Jenny.
**

Cała zebrana przez nich dotychczasowa pewność siebie została w tamtej chwili zachwiana przez światło, które tak nagle się pojawiło ukazując im brutalną rzeczywistość - to, że znajdują się w swego rodzaju kostnicy. Ciała martwych pokemonów były wszędzie, rzadko w całości, a pomieszczenie zalała niezaschnięta jeszcze krew. Wyglądało to tak jakby ktoś pozbył się tu stosu niepotrzebnych, zużytych już zabawek. Ten widok zwiększył ich naturalny strach przed nieznanym, to było okropne.
-CO TO... MA BYĆ? - wydukał z przerażeniem wymalowanym na twarzy Michał.
Wtem prosto z sufitu spadła na nich metalowa klatka, zareagował tylko Sandslash, który próbował przenieść swojego trenera poza obszar nią objęty, ale nie zdążył.
-Hehe... - zaśmieli się triumfalnie John i Josh, którzy nagle się przed nimi pojawili wychodząc z kolejnego pomieszczenia.
Obok nich w powietrzu pojawił się wytworzony z duchowej energii obraz przedstawiający uśmiechniętego białowłosego mężczyznę w towarzystwie Dusknoira, który był odpowiedzialny za te paranormalne zjawisko.
-Wpadliście prosto w nasze sidła - oznajmił. Gdy nie uzyskał odpowiedzi zrobił zdziwioną minę, lecz bardzo szybko doszukał się przyczyny. - Tak was zszokował widok tych rupieci? - zapytał tym razem z miną pozbawioną jakichkolwiek emocji.
*Rupieci?* - powtórzył w myślach Michał.
*To chyba nie te pokemony należące do...?* - zastanawiała się w myślach policjantka.
-No powiedźcie coś, staraliśmy się jak najlepiej - powiedział prowokującym tonem John.
-TO WY TO ZROBILIŚCIE WY ZŁODZIEJE, MORDERCY, PSYCHOPACI!!?? - wykrzyczała łapiąc się za metalowe pręty klatki.
-Jakie to zabawne, że tak się rzucacie będąc zamkniętymi pod kluczem niczym jakieś ptaszki - stwierdził białowłosy.
-TY!! - krzyknęła zielonowłosa przenosząc na niego wzrok i wyciągając pistolet.
Mając go na muszce popychana przez bolesne wspomnienie pociągnęła za spust, lecz kula przeleciała przez nienaturalny obraz i trafiła w sufit.
-Mamy tu złośnice - stwierdził Josh.
Jenny po usłyszeniu tej docinki zmieniła cel i wystrzeliła kolejne dwie kule w zdziwioną dwójkę złodziei, którzy w porę zdołali przywołać Golema i uratować swoje życie.
-Jak widzisz twoja broń jest bezużyteczna - powiedział białowłosy.
Kobieta warcząc przez zęby zaprzestała ataków padając na kolana.
-Sandslash nocne cięcie, rozwal tą klatkę!! - rozkazał Michał, a jego podopieczny natychmiast zebrał energię w prawej łapie.
Uderzył bardzo mocno, lecz na metalowych prętach nie było nawet śladu.
-Macie pecha, to nie jest zwykły metal... - zdradzał im coraz to kolejne niekorzystne fakty białowłosy widocznie ciesząc się z rozmowy.
-Po co to wszystko!? - krzyknął niczego już nie rozumiejąc Michał.
-Hmm... boicie się? - zapytał ignorując pytanie i przyglądając się im skulonym sylwetkom. - Cóż to zrozumiałe...
Brunet także skierował wzrok na towarzyszy by dostrzec, że nie tylko fizycznie są w złym położeniu, ale także psychicznie.
-Zapach chyba też nie należy do najprzyjemniejszych - dodał po chwili wykorzystując trzymających się za nos Amelię i Dave'a do skonstruowania kolejnej powoli wyprowadzającej ich z równowagi wypowiedzi.
-Trzymajcie się! - krzyknął do nich Michał.
W całej tej sytuacji tylko Droy był niewzruszony zawieszając na białowłosym swój zdeterminowany wzrok co nie umknęło jego uwadze.
-Więc... nasza wściekła policjantka już ucichła, ale ty nie odpuścisz tak łatwo co? - zwrócił się w jego stronę. - Oczywiście, że nie, tak jak oczekiwałem - raz jeszcze na niego zerknął by ponownie objąć swoją uwagą wszystkich. - W końcu przyszedłeś tu tylko w jednym celu... by uratować swojego pupila! - obraz nagle przeniósł się na bezokiego Charmandera by po chwili z powrotem ukazywać zadowolonego białowłosego i Dusknoira.
W tamtej chwili Droy'owi puściły nerwy. - Wypuść go... WYPUŚĆ GO SŁYSZYSZ!? - wykrzykiwał szarpiąc za kraty i do końca samemu nie wiedząc czy robi to w akcie złości czy rozpaczy.
John i Josh mieli niezły ubaw przyglądając się temu "show".
-Hahaha... i dlatego właśnie cię tu zwabiłem, jestem tak cholernie zainteresowany zniszczeniem twojej psychiki i tym do czego posuniesz się w swoich działaniach, że nic mnie od tego nie zniechęci! - oznajmił śmiejąc się bardzo szczerze. -... Wyglądasz na stabilnego emocjonalnie, a wystarczy tak niewiele by wyprowadzić cię z równowagi, właśnie to jest w tym takie zabawne!
-Ghhh... AAAAAAAAAAAAA!! - wrzasnął Droy i w desperacji uderzył pięścią w podłoże.
-... Pozwól, że opowiem pewną znajomą ci historię, ale ze szczegółami o których nie miałeś pojęcia, a Dusknoir przybliży to pokazując obraz wytworzony ze swojej pamięci z tamtego dnia... - oznajmił skupiając się już całkowicie na Droy'u.
A jego słowa stały się czynem udowadniając tym samym, że nie mogli nic z tym zrobić...

-Pewnego dnia, kilka lat temu razem z Dusknoirem uciekaliśmy przed pewnymi niebezpiecznymi osobnikami którym podpadliśmy, jak dobrze pamiętam byliśmy wtedy w lesie, w okolicach drogi górskiej blisko Prizmanii... - opowiadał, a obraz ukazywał dokładnie to co opisywał białowłosy.
Droy zbladł powoli domyślając się najgorszego.
-... Nagle usłyszałem blisko nas jakiś odgłos jakby ktoś się zbliżał, a po chwili ciche skomlenie... to nie było dla nas zbyt korzystne zważywszy na okoliczności, przyznam szczerzę, że trochę spanikowałem...
Chłopak nie mógł uwierzyć, że naprawdę wszystko zmierza do tego czego się domyślał. Znowu zamarł.
-Droy trzymaj się, bo znowu będzie to samo!! - krzyknął do niego Michał, ale adresat nawet nie zareagował.
-... Pamiętam to jak dziś, niepewnym krokiem podkradłem się z moim partnerem do miejsca skąd dochodził ten niepokojący dźwięk. Wiele wskazywało na to, że była to pułapka, a przez wysoką trawę widoczność była ograniczona, więc bez zbędnych ceregieli chwyciłem za miecz, który wtedy
miałem i na oślep wbiłem go w tamto miejsce... Dźwięk ustał, a ja odetchnąłem z ulgą. Czując, że pozbyłem się problemu postanowiłem podejść bliżej i się temu przyjrzeć. To co zobaczyłem to... - zatrzymał się spoglądając na nieradzącego sobie z sytuacją Droy'a uśmiechając się przy tym triumfalnie. -... Nieżywy już Charmander z mieczem wbitym w okolicach klatki piersiowej. Zdziwiony wyciągnąłem z niego to co moje, bo przecież w takiej sytuacji nie mogłem ryzykować. Następnie gdy mieliśmy już ruszać stało się coś dziwnego... oko Dusknoira mimowolnie przybrało dziwny blask, a z Charmandera zaczęło coś wychodzić. Teraz wiem, że to była jego dusza, którą Dusknoir pochłonął otwierając swój brzuch. Nim zdążyłem zapytać co zrobił usłyszałem krzyki jakiegoś trenera zbliżającego się w tamto miejsce. Wyraźnie wołał "Charmander", więc chcąc pozostać w ukryciu wyrzuciłem tego martwego pokemona na wolną przestrzeń w ciszy czekając na rozwój wydarzeń. Gdy w końcu dotarł na miejsce zatrzymał się stojąc bez ruchu. Dostrzegłem wtedy w jego twarzy coś co mnie zainteresowało - zakaz dla samego siebie by uświadomić sobie to co się stało. Po chwili nieoczekiwanie Charmander zaczął wstawać posiadając już puste białe oczy. Wyszeptałem do Dusknoira czy to jego sprawka i czy może go kontrolować - uzyskałem pozytywną odpowiedź. Gdy chłopak pogrążył się w rozpaczy nie zwracając uwagi na otoczenie Charmander doszedł do nas okrężną drogą i nie wydając kompletnie żadnych dźwięków po prostu sobie stał...
-NIEEEEEEEEEE!!! - wrzasnął Droy łapiąc się nerwowo za głowę, w czasie gdy w jego oczach pojawił się natłok łez. - ZABIJE, ZABIJE, ZABIJE, ZABIJE CIĘ!!!!!! - wrzeszczał uderzając pięściami i głową w kraty.
Białowłosy widząc reakcję chłopaka ucieszony, że wszystko idzie po jego myśli mówił dalej. - NIE DO KOŃCA WIEDZĄC CO SIĘ STAŁO JAK GDYBY NIGDY NIC POSZLIŚMY SOBIE DALEJ...!
Michał próbował uspokoić rozszalałego przyjaciela, ale został odrzucony. Natomiast reszta nie wiedząc co robić po prostu obserwowała.
-ZAPIERDOLE... ROZUMIESZ DRANIU!!!!!!????? ZAPIERDOLE CIĘ!!!!!!!! - wrzeszczał dalej z coraz większą intensywnością.
Nie kryjąc euforii mężczyzna wciąż kontynuował. -... PRÓBUJĄC ZROZUMIEĆ MOC DUSKNOIRA PRZEPROWADZILIŚMY TYM RAZEM ŚWIADOME ZABÓJSTWA, LECZ EFEKTY NIE ZAWSZE BYŁY TAKIE SAME JAK W PRZYPADKU CHARMANDERA!! - wyznał niemal na jednym wdechu.
-ZABIJE CIE, ZARŻNĘ...!!!!!!! - uderzał tak mocno, że zaczął krwawić.
-... ODKRYLIŚMY, ŻE PRZYWRACANIE DO "ŻYCIA" DZIAŁA TYLKO WTEDY GDY DANY POKEMON JEST BARDZO MOCNO PRZYWIĄZANY DO SWOJEGO TRENERA...!!
-ZAMKNIJ SIĘ PSYCHOLU, ZAMILCZ W KOŃCU!!!!!!!!
-... DLATEGO ZATRUDNILIŚMY JOHNA I JOSHA ŻEBY WYŁAPYWALI TAKIE POKEMONY BY PÓŹNIEJ STWORZYĆ Z NICH ARMIĘ NIEUMARŁYCH, BEZMÓZGICH ŻOŁNIERZY WYKONUJĄCYCH WSZYSTKIE NASZE POLECENIA!!!!! - ujawnił zatracając się w rozmowie.
Poziom szaleństwa tej wymiany zdań wpłynął na wszystkich.
-Szefie czy nie powiedział pan za wiele? - zwrócił uwagę John.
-Masz rację... zapomniałem się, ale to nic, w końcu ten plan nie musi się powieźć, to tylko zabawa... - uśmiechnął się szeroko.
*Zabawa...?* - uśmiechnęli się niezręcznie John i Josh.
-Żeby było ciekawiej spróbujcie nam przeszkodzić, by was zmotywować powiem, że i tak nie zdołacie pokonać Dusknoira by to wszystko zatrzymać - oznajmił spoglądając z powrotem na rozszalałego Droy'a. - Z lewej strony gdzieś pod ciałami znajdują się drzwi prowadzące w moją stronę. Wystarczy, że będziesz poruszać się prosto... NO ZNAJDŹ MNIE DROY! - zadrwił z niego raz jeszcze. -... A resztę zapoznajcie z naszymi pociechami - dodał na koniec, a obraz wraz z energią zniknął.
W magiczny sposób ta dramatyczna i potworna sytuacja sprawiła, że poziom współczucia i chęci pomocy Droy'owi w Michale, Amelii, Dave'ie i oficer Jenny osiągnął maksimum.
-Się robi! - oznajmił John.
Po chwili klatka się otworzyła, a Droy nie zamierzając na nic czekać wyskoczył z niej jako pierwszy i objęty ramionami szaleństwa zaczął przeczesywać zwłoki pokemonów. Następnie wyszła z niej reszta, lecz nim zdążyli interweniować w sprawie blondyna przeszkodziła im dwójka złodziei wraz z wciąż powiększającą się liczbą bezokich pokemonów wchodzących do pomieszczenia z drzwi zza nich.
-Słyszeliście co mówisz szef, wy pobawicie się z nimi! - oznajmił John jako następstwo wystrzelonych hiper promieni, które odgrodziły ich od Droy'a. - Pokażcie im trochę waszej siły! - krzyknął podekscytowany.
Masa różnorodnych pokemonów bez duszy począwszy od najpospolitszych Rattat po naprawdę rzadkie jak Porygon czy Pinsir dała posmakować intruzom siły jaką razem dysponowali poprzez zasięgowe ataki. Sandslash wystrzelił obszarowe nocne cięcie, które zdołało na chwilę oprzeć się tej sile i przeniósł Michała wraz z resztą poza pole rażenia, ratując ich. Pomieszczenie pokrył gęsty dym. W tym samym czasie nie panujący nad sobą Droy, pokryty zgnilizną zdołał przekopać się przez stos ciał i znaleźć drzwi. Gdy je otworzył natychmiast pognał przed siebie.

-Hej, hej, hej! Ogarnijcie się, musimy coś zrobić - oznajmił Michał biorąc do ręki swoje pokeballe i wypuszczając wszystkich podopiecznych.
Amelia i reszta wyglądała na jakby w połowie przytomnych.
-Przepraszam dzieciaki... nie powinnam była was tu brać - zaczęła cichym głosem policjantka leżąc na ziemi.
-Proszę pani to zły moment! - stwierdził Michał.
-... Nie spodziewałam się, że znowu nie będę w stanie nic zrobić - dokończyła powoli wstając na nogi.
-To nie prawda! Niech się pani nie łamię! - próbował podnieść ją na duchu.
-Ale... mimo wszystko chce pomóc temu głupkowi, który sam pobiegł na spotkanie ze śmiercią, ponieważ ja też chce zarezerwować sobie miejsce - oznajmiła mając w pamięci wszystko co ją napędzało.
Michał nie krył zdziwienia, lecz uśmiechnął się przy tym. W tamtej chwili dym niemalże całkowicie zniknął.
-Zamierzasz z nimi walczyć? - zapytał próbujący się pozbierać Dave.
-By przeżyć... musimy - oznajmił widząc jak dwójka bezokich Machoke'ów szarżuje w ich stronę. - Kingler kleszcze, Poliwrath łamacz murów! - rozkazał.
Oba pokemony ruszyły w tej samej chwili i z łatwością wykonały polecenie sprawiając, że ciała napastników zostały przecięte w pół, lecz niemal od razu zaczęły się zrastać.
*Ich ciała są strasznie kruche, lecz się regenerują...* - stwierdził w myślach Michał.
-Haha, kolejni naprzód! - krzyknął podekscytowany Josh.
*Michał jak to jest, że potrafisz się podnieść i walczyć nawet w takich trudnych momentach?* - zastanawiała się Amelia mając trudności z opanowaniem oddechu. *... Tym razem pokaże ci, że ja też umiem...* - oznajmiła samej sobie wstając. - Pani oficer, Dave... wypuście pokemony i pomóżcie Michałowi, ja nie mogę użyć swoich bez wody - powiedziała zwracając uwagę reszty.
-W porządku... Ninetales chodź do nas! - oznajmiła zielonowłosa.
Dave przytaknął głową. - Fearow, Jigglypuff, Weepinbell naprzód!
-Słuchajcie wszyscy! - zwrócił się do stworków brunet. - To nie są już pokemony, tylko martwe ciała, dlatego nie wahajcie się! - przestrzegł przed popełnieniem błędu. *Przynajmniej musicie tak pomyśleć, bo inaczej możemy przegrać...*
Kolejna czwórka pokemonów dołączyła do podopiecznych Michała i po chwili na rozkaz swoich trenerów powstrzymała natarcie kilkunastu specyficznych przeciwników.
-Michał musisz gonić Droy'a, tylko ty możesz mu teraz pomóc! - stwierdziła Amelia insynuując to co powinien zrobić w czasie gdy mieli chwilę przerwy od ataku przeciwników.
-Nie dacie sobie rady sami - odparł bez namysłu.
-Damy!! - warknęła. - A nawet jeśli nie... to i tak wszyscy tu zginiemy - powiedziała z bardzo poważnym tonem.
-Ona ma rację - wtrąciła się policjantka.
-Idź, damy sobie rade - powiedział stojąc tyłem do niego Dave.
*Nie dadzą się przekonać... i mają rację, a do tego... wrócili do siebie*. - Tylko macie przeżyć, jasne? Wrócę jak najszybciej! - oznajmił akceptując nakaz Amelii.
-Sprowadź go z powrotem... - wymamrotała pod nosem.
Wtem Ninetales i Fearow odepchnęli kolejne pojedyncze natarcia.
-Glalie, Kingler, Ivysaur, Metapod, Poliwrath zostańcie tu z nimi i nie dopuście żeby ktokolwiek zginął! Sandslash, idziesz ze mną - rozkazał spotykając się z małym protestem.
-Poliwrath!! - złapał go za rękę gdy miał już ruszać.
Michał ukucnął kładąc mu dłoń na bark.
-... Wiem, że wolałbyś pójść ze mną, ale musisz ochronić swoją byłą trenerkę rozumiesz? To zadanie, które tylko ty możesz wykonać, dasz radę? - zapytał próbując go namówić.
Pokemon z szacunku do trenera niechętnie spojrzał na czerwonowłosą i z grymasem na twarzy przytaknął mu.
-Okej, to my lecimy! - oznajmił biegnąc wraz z Sandslashem do odpowiednich drzwi.
Nie umknęło to uwadze Johna i Josha.
-Szybko, nie dajcie im tam przejść! Atakujcie salwą promieni, teraz! - rozkazali w błyskawicznym tempie.
-Niedobrze, Michał uciekaj!! - krzyknęła Amelia.
Sandslash drygnął gwałtownie odwracając się w stronę martwych pokemonów. Kilkanaście różnych promieni złączyło się ze sobą po wystrzale tworząc jeden wielki o niezwykłej sile, która wprawiła czerwonego jeża w obawę o życie swojego trenera.
-Obszarowe, pełna moc!! - krzyknął nastolatek gdy niebezpieczny atak był już niedaleko nich.
Pokemon zaczął zbierać energię, ale nie miał na to zbyt dużo czasu.
*Nie zdąży!* - stwierdził w myślach z obawą Michał.
Gdy promień był już przed nimi...
-Ninetales zastępca!!!
Podopieczna policjantki wytworzyła kopię samej siebie wyglądającą identycznie i posłała ją naprzeciw ogromnej wiązce energii. "Zastępca" zdołał przetrzymać na kilka chwil atak dając szansę Sandslashowi na zebranie energii, a następnie znikł. Dzięki temu jeż wystrzelił obszarowe nocne cięcie, które przeciwstawiło się promieniowi i doprowadziło do kolejnego wybuchu. Po opadnięciu kurzu Michała i Sandslasha już nie było.
-Cholera! Szef się wścieknie... - stwierdził Josh.
-Mogliśmy się tego spodziewać... no cóż musimy wypełnić choć część jego rozkazu tak jak należy - uśmiechnął się złowieszczo John patrząc na osłabione szeregi przeciwników.
-Uff... udało mu się - odetchnęła z ulgą oficer Jenny. - A zatem... mamy tu do rozwiązania prawdziwy problem...

-Naprzód kolejna grupa!! - rozkazał bezwłosy mężczyzna.
Tym razem ciała Butterfree, Beedrilla, Squirtle'a i Raticate'a zostały wprawione w ruch.
-Fearow atak skrzydłami! / - Ninetales stalowy ogon! - krzyknęli Dave i Jenny.
Kończyny odpowiedzialne za lot u podopiecznego blondyna zajaśniały białym światłem i wykorzystując to Fearow bez problemu przeciął ciała unoszących się w powietrzu robaków, sprawiając tym samym, że w częściach upadły na ziemię. Podopieczna Jenny zrobiła to samo z pozostałą dwójką wykorzystując do tego ogon.
-Powrót i następni! - rozkazał Josh.
-Jeszcze trochę się z nimi pobawimy i zaczynamy prawdziwą jazdę... - wyszeptał mu na ucho John.
W czasie gdy Fearow i Ninetales walczyli z kolejnymi przeciwnikami ich trenerzy wdali się w nagłą konwersację.
-To nie ma końca... to jest bardziej jak jakiś pokaz siły, nie możemy im zagrozić, całe szczęście, że jeszcze nie wzięli tego na poważnie - stwierdziła zielonowłosa.
Martwe pokemony po "przegranej" walce po prostu się regenerowały i powracały do reszty ustępując miejsca w bitwie kolejnym. Od konfliktu dwóch stron przypominało to bardziej jakiś test i pełną inicjatywę dwojga złodziei.
-My naprawdę... musimy z nimi walczyć? - zapytał w niepewności Dave.
-Nie mamy wyboru! - oznajmiła Amelia.
-Naprawdę... - wymamrotała Jenny spoglądając na zastępy bezokich pokemonów. Widząc ich puste spojrzenia poczuła wielkie współczucie i smutek jaki z nich emitował. - Wiem, że przykro wam z powodu tych pokemonów, ale mam nadzieję, że nie myślicie o ich ratowaniu, bo prawdopodobnie... nawet jeślibyśmy chcieli to nie mamy takiej mocy. Musimy po prostu przetrwać i spróbować nie dopuścić by ta armia dostała się na zewnątrz, choć nie wiem czy w ogóle tego chcą... aż do powrotu Michała i Droy'a. Chyba to rozumiecie, prawda? - wyjaśniła sprawiając, że ich twarze nieco bardziej spochmurniały.
Dobrze wiedzieli jaka jest rzeczywistość, lecz mimo to...
*... Ale przecież te pokemony to najdrożsi przyjaciele ich trenerów... dlaczego tak musi być...?* - zacisnął pięści w towarzystwie zamkniętych oczu Dave.
-Spróbujmy im stawić czoła, a jeśli nic nie wskóramy po naszej prawej, między zwłokami są jakieś drzwi, ruszymy nimi i postaramy się uciec... - podsunęła plan zielonowłosa.
-Przecież te pokemony nic nie zawiniły!! Nie powinniśmy walczyć, co jeśli jednym z nich byłaby pani Ninetales?! - uniósł się nagle Dave.
-... - spuściła wzrok nie odpowiadając.
-Zgadzam się, nie chce sprawiać im więcej bólu, powinniśmy uciekać, a walczyć tylko wtedy gdy będzie to konieczne. Najprawdopodobniej i tak za nami pójdą...
*Te dzieciaki... radzą sobie lepiej ode mnie...*. - Macie rację, zróbmy tak jak mówicie - potwierdziła ich słowa policjantka.
-Poprowadzę pokemony Michała, słuchajcie mnie dobra? - zwróciła się w ich stronę.
Wszystkie potwierdziły poza jednym, tego się spodziewała.
*Poliwrath...* - zmartwiła się zaliczając z nim wymianę spojrzeń. - Poliwrath proszę...
W głowie nieugiętego pokemona rozbrzmiały słowa trenera - "... musisz ochronić swoją byłą trenerkę...". Jednak wciąż nie mógł zakopać swój topór wojenny, nie potrafił.
*Zrobię to po swojemu...* - stwierdził w myślach pokemon wychodząc przed resztę.
-Musimy ruszać - wtrąciła Jenny.
-Wiem... - westchnęła.
W czasie gdy Ninetales i Fearow zniszczyli ciała kolejnych przeciwników od Johna rozbrzmiała bardzo głośna komenda.
-TERAZ, WSZYSCY NA NICH!!! KONIEC TEJ ZABAWY HAHAHA!!
-WSZYSCY SZYBKO DO DRZWI!!! - rozbrzmiał równie głośny rozkaz ze strony policjantki podczas nagłego szturmu setek martwych pokemonów.
Wszyscy najszybciej jak tylko mogli pobiegli w stronę drzwi, Ivysaur wziął Metapoda na grzbiet, podobnie jak Fearow Weepinbella, a Jigglypuff wskoczył na bark Dave'a. Z ledwością udało im się wbiec do długiego, szerokiego korytarza którym czym prędzej poruszali się naprzód. Jednak był to zaledwie początek pościgu, ponieważ niszcząc całe wejście martwe pokemony pod przewodnictwem Johna i Josha nie zamierzały odpuścić.

Cały ten bieg wyglądał jak desperacka próba ratowania życia i jakby nie patrzeć tak właśnie było. Szczęśliwie utrzymywali dystans od pogoni wroga. Kingler poruszał się na samym końcu i z każdą sekundą był doganiany. Nie umknęło to uwadze Amelii.
-Cholera, zaraz go staranują! - zauważył kątem oka Dave.
-Kingler podskocz i użyj hiper promienia w tył by się odbić! - krzyknęła nagle czerwonowłosa.
Pędzący z całych sił krab gdy był już niemalże prześcignięty wykonał polecenie i wystrzeliwując pomarańczowy promień znalazł się tym razem na samym początku uciekających niszcząc tym samym kilkunastu przeciwników i nieco spowalniając resztę.
-Ivysaur, Weepinbell pociągnijcie Kinglera dzikim pnączem!!! - krzyknęła raz jeszcze wydając zaskakujące polecenie.
-Weepinbell zrób to! - skinął głową do podopiecznego Dave.
-Metapod przeskocz na grzbiet Ninetales! - krzyknęła Jenny, a robak natychmiast to zrobił.
Gdy Kingler znów się zrównał szybkością z resztą dzikie pnącza oplotły jego szczypce i nie pozwalały mu znów za bardzo się oddalić.
-Glalie spowolnij ich lodowym promieniem! - oznajmiła Amelia.
Stworek natychmiast się odwrócił i utworzył za nimi ścianę z lodu, która niemal zakryła całą szerokość korytarza.
.
-Cholera!! - krzyknął poirytowany John jadąc na grzbiecie jednego z kontrolowanych pokemonów.
-Zniszczcie to promieniami! - rozkazał Josh po krótkim postoju części armii.
.
-... Gdybyśmy tylko mogli oddzielić tą dwójkę od przynajmniej części tych pokemonów... - zacisnęła pięści policjantka.
Amelii coś zaświtało w głowie patrząc przez chwilę w sufit. - Nie można jakoś użyć tych zagradzających poszczególne miejsca ścian, jak w przypadku wtargnięcia intruzów? - nasunęła.
-Chodzi ci o coś takiego jak system bezpieczeństwa w dużych centrach handlowych? - zapytała zielonowłosa.
-Tak właśnie o to!
-To dobry pomysł, ale nie wiadomo czy coś takiego tu jest i czy w ogóle znajdziemy pokój kontrolny... - stwierdziła Jenny.
-... Nie mamy wyboru! - powtórzył wcześniejsze słowa Amelii Dave.
-Ma rację, musimy spróbować! - potwierdziła czerwonowłosa.
-Zatem naprzód!!
**

Na drodze prowadzącej do białowłosego...

Michał biegł najszybciej jak tylko mógł w towarzystwie dostosowującego się do jego tempa Sandslasha.
*Obym zdążył...* - powiedział w myślach mając złe przeczucia.
Tymczasem Droy głośno dysząc dotarł do drzwi ostatniego z pomieszczeń...
------------

Z nieco dużym poślizgiem czasowym, ale jest ^_^. Tym razem pojawiło się więcej komplikacji niż zwykle, więc wiecie - mam się czym wytłumaczyć :P (nie ma wymówek!). Trochę się zastanawiałem jak napisać ten rozdział i w którym momencie zakończyć i niemalże na samym końcu dopiero się zdecydowałem. Ogólnie miało być tu jeszcze trochę akcji, ale postanowiłem przenieść wszystko na następny rozdział, więc tam dopiero naprawdę powinno się dziać. No cóż... do następnego!

4 komentarze:

  1. Genialne, nawet nie zauważyłem, kiedy, a już się skończył. Liczę na szybką kntynuację ;-).

    OdpowiedzUsuń
  2. Cześć,
    Ten pomysł z poke-zombie miodzio, naprawdę trafiony. Podoba mi się :D. Biedny Droy stracił pokemona w tak okrutny sposób, podejrzewam, że to nie koniec. Czyżby białogłowy chciał nie tylko ugodzić mieczem jego pokemona, ale może i na nim wypróbować - to zdanie zdecydowanie zbyt bardzo pachnie podtekstem.

    Ogólnie zauważyłem, że Michał często używa Sandslasha, wręcz nagminnie. Normalnie nie czepiałbym się, jednakże trenerzy zazwyczaj używają w przewadze swoich starterów. Ja wiem, że Sandslash jest jedynym pokemonem, który w takich sytuacjach sobie radzi. No i chyba żaden pokemon nie rozumie Michała tak dobrze jak Sandslash. W końcu nie są tak nienormalni.

    A tak szczerze, to czepiam się trochę. Coś mi się wydaję, że gdybyś zaczął od nowa pisać, to tym razem Michał wyruszyłby ze Sandslashem u boku :D, takie moje wrażenia. Broń Cię Arceusie, że niby mam jakieś uprzedzenia czy zarzuty. Najzwyklejsza ciekawość i analityczny umysł.

    O jedyne co takiego, co bym się przyczepił to wulgaryzmy i ekspresja emocji. Fajnie, że jest, ale brakuje w niej składu, te dialogi były ciutke na siłę. Gwałtowne, ale mało realne moim zdaniem, jakoś tak mnie poraził. Hmmm... albo jest coś ze mną nie tak.

    Samo pisanie idzie Ci lepiej, z rozdziału na rozdział coś się zmienia. Trochę więcej przecinków - dobrze postawionych, bo można przesadzić - trochę lepsze opisy, jest ogólnie progres moim zdaniem. Nie ma perfekcji, ale progres. Mówi człowiek, który sam nie umie pisać.

    Ogólnie to życzę powodzenia i rozwoju :]

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. O matko i córko, jaki długi komentarz mi wyszedł :O

      Usuń
  3. Dobrze, przyznaję. Ten czarny charakter nie ma wcale aż tak płytkich celów w życiu oraz całkiem nieźle działa. Aż mi się przypomniał film animowany Disneya "TARAN I MAGICZNY KOCIOŁ" oraz film Disneya "PIRACI Z KARAIBÓW: NA NIEZNANYCH WODACH". Wątki z armią zombi zawsze były naprawdę ciekawe. Ten szaleniec aż się prosi o to, aby go załatwić i mam nadzieję, że Michałowi to się uda. Akcja trzyma w napięciu.

    OdpowiedzUsuń