piątek, 10 lutego 2017

Rozdział 85 - (LOST SOULS ARC) - Wewnętrzny spór

-... Chcecie się ze mną zabrać?
Ich twarze po usłyszeniu tego z ust oficer Jenny wyglądały na zdziwione, lecz w niektórych przypadkach były także zdeterminowane. Dla zielonowłosej w tamtej chwili cisza była wyjątkowo irytująca, nie słysząc odpowiedzi nerwowo wypuściła powietrze z nosa.
-Odebrało wam mowę czy co!? - warknęła nie radząc sobie z sytuacją.
-Ja się zabiorę - zgłosił się Droy podchodząc do niej ze zdecydowanym spojrzeniem.
Gdy kobieta miała już coś odpowiedzieć wyprzedził ją Michał mówiąc jako pierwszy swoją kwestię.
-Czekaj Droy - powiedział próbując powstrzymać go przed nieprzemyślanym dobrze wyborem. - Czemu tak nagle, zgłosiła to pani wyżej? - zapytał próbując myśleć chłodno.
Policjantka znów wykrzywiła kilka razy swoją twarz ze złości na to, że nie obejdzie się bez zbędnych jej zdaniem pytań i ciągnięcia dalej rozmowy.
-... Wszelkie jednostki są teraz zajęte i nikt nie ma czasu zająć się tą sprawą... - wyznała zaciskając pięści.
-I dlatego przyszłaś do tych których chciałaś pozamykać? - zapytała w prowokujący sposób Amelia.
-Ej... to, że jestem obecnie w złym stanie psychicznym to nie znaczy, że możecie tak mnie traktować!! - podniosła głos policjantka.
-Prawie mnie pani postrzeliła, dlatego musimy być ostrożni... - stwierdził Michał.
-Nie wiemy czy możemy ufać nawet oficer Jenny! - oznajmiła Amelia.
Kobieta wiedziała, że na pewno w jakimś stopniu mają rację, lecz nie mogła tego znieść. Po prostu taka już była, że mimo świadomości popełnienia błędu bardzo ciężko było jej się do tego przyznać. Postanowiła odpuścić i nie brać udziału w kłótni.
-Już nie ważne, nie dbam o to...! - powiedziała idąc w stronę drogi. - Wyjeżdżam o północy sprzed wejścia do miasta, wasz wybór czy się przyłączycie. Pojadę tam choćby sama... - oznajmiła odchodząc.
Była to ciężka sytuacja zarówno dla obu stron, które zważywszy na niekorzystne dla nich wydarzenia nie mogły sobie tak po prostu zaufać. Jednak łączył ich ten sam cel, a przynajmniej część z nich...
...

Po skończonej rozmowie z oficer Jenny cała czwórka przeniosła się w ustronne miejsce gdzie musieli obgadać kilka spraw.
-Musimy o tym wszystkim pogadać - stwierdził Michał.
-Przepraszam, ale mimo wszystko muszę za nimi ruszyć.. - wyznał zdecydowany już Droy.
-... Chcesz pójść z kimś kto pod wpływem emocji nie zawaha się nawet zastrzelić niewinną osobę!? - warknęła nagle z podniesionym tonem Amelia.
-Nic o tym nie wiem, a nawet jeśli to...
-... Musisz dowiedzieć się co się stało z tamtym Charmanderem - dokończyła za niego.
Droy i Michał zrobili zdziwiony wyraz twarzy, a Dave nie wtrącając się stał tylko z boku.
-Skąd o tym wiesz? - zapytał blondyn.
Dziewczyna spuściła wzrok -... Dlaczego mi nie powiedziałeś? - zarzuciła z pretensjami.
-Amelia posłuchaj... - próbował powiedzieć Michał, ale czerwonowłosa mu przerwała.
-Ty się nie wtrącaj!!! - uciszyła go wprawiając także w zakłopotanie. - No powiedz Droy...
-... Jak mam z tobą rozmawiać skoro ty potrafisz zrozumieć jedynie siebie! - krzyknął w geście frustracji.
Amelię na chwilę zatkało.
-Ty...! - przemawiała złością choć po słowach Droy'a poczuła mocne kłucie w sercu.
Chłopak choć zrozumiał, że nie powinien w taki sposób odpowiadać było już po fakcie. Również pełen złości opuścił ich zebranie, a następnie to samo zrobiła Amelia idąc w zupełnie inną stronę.
*Cholera... czemu zawsze tak jest!?* - zirytował się w myślach Michał i również w samotności gdzieś poszedł.
Na miejscu pozostał tylko Dave, który został przez nich zapomniany i pominięty. Cała czwórka przebywając osobno dobrze wiedziała, że na całkowite zażegnanie konfliktu nie starczy im czasu, będą musieli zdecydować czy ruszyć razem czy w wybrakowanym składzie. Jak na ironię kłótnie przychodzą najczęściej w najmniej odpowiednich momentach.

Spacerując po mieście i będąc pogrążonym w intensywnym myśleniu Michał w końcu nie wytrzymał i robiąc zdenerwowaną minę przywołał do siebie Sandslasha.
*Znowu muszę z nim pogadać...*. - Znajdź mi... - nie dokończył gdyż nim to zrobił pokemon wskazał mu kierunek.
Podziękował mu skinieniem głowy i natychmiast tam ruszył. Na mocno zaludnionej ulicy dostrzegł idącego przed siebie blondyna i zatrzymał go kładąc mu dłoń na barku. Widząc Michała pośród przechodniów ukryła się Amelia, która przybierała się do ponownej rozmowy ze swoim chłopakiem by najprawdopodobniej spróbować się pogodzić.
*Znowu... znowu to samo, zupełnie jak z Poliwhirlem. Michał sprawia, że Droy oddala się ode mnie i bardziej przywiązuje się do niego. Tego w nim... naprawdę nienawidzę* - stwierdziła w myślach i czym prędzej się oddaliła.
Droy odwrócił głowę do tyłu i lekko się zdziwił.
-Michał?
Odeszli na ubocze i siadając na pobliskiej ławce rozpoczęli dialog.
-O co chodzi? - zapytał blondyn.
-Też ruszam z oficer Jenny...
-Dlaczego? Nie musisz tego robić, szkoda twojego czasu - powiedział bez emocji Droy.
-Wspierałeś mnie kiedy tego potrzebowałem, mam u ciebie dług - odparł bawiąc się rękami.
-"Wspierałeś" to zbyt wielkie słowo - westchnął blondyn.
-A tak poza tym czuję, że ten cały szef jest powiązany z Viperem, do tego dochodzą jeszcze ci złodzieje którym nie mogę wybaczyć... - Michał zacisnął nerwowo pięści spoglądając pod siebie.
-Rozumiem... za to ja tak jak powiedziała Amelia muszę dowiedzieć się co się stało z Charmanderem, bo nigdy mi to nie da spokoju - wyznał Droy.
-... - zwrócił uwagę na jego słowa wyczuwając, że to odpowiedni moment by wspomnieć o tym o czym przyszedł z nim w głównej mierze rozmawiać. - Skoro mowa o niej to myślę, że powinniście się pogodzić, ta kłótnia wyszła tak z niczego...
-Masz rację, ale nie mam teraz na to czasu, a poza tym nie mam ochoty tłumaczyć jej wszystkiego, wcześniej zawsze odpuszczałem i sprawiałem, że zawsze wychodziło na jej. Ale teraz nie mogę tego zrobić, nie w takim stanie, nie dopóki mój świat z powrotem nie przybierze innych barw - odpowiedział stanowczo blondyn.
-Chociaż spróbujcie zrozumieć się nawzajem...! - zaproponował Michał.
Na twarzy Droy'a pojawiło się znużenie, a po chwilowym zamknięciu oczu wypowiedział kolejne zdanie.
-... Przepraszam, ale chce być sam.
Michał nic nie odpowiedział widząc jak chłopak odchodzi.
*Ehh... jak widać nie jest tak łatwo zakończyć czyjąś kłótnię... a tak poza tym co zrobić z Amelią i Dave'm jeśli ostatecznie zdecydowaliby się jechać z nami... Kim ja jestem żeby mówić im co mają robić, ale jeśli im pozwolę mogą zginąć, z drugiej strony by ze mną podróżować muszą być gotowi na takie rzeczy. Sam już nie wiem...* - westchnął mając mętlik w głowie.
Tymczasem Sandslash siedząc na dachu jednego z budynków dostrzegł coś niepokojącego w powietrzu, a w głowie przeleciały mu obrazy bezokiego Charmandera i dziwnego pokemona ducha towarzyszącego mężczyźnie którego już znał. Zmarszczył brwi zastanawiając się co oni próbują osiągnąć.

Michał wrócił przed Centrum Pokemon gdzie spotkał Dave'a siedzącego i opartego o te same drzewo co wcześniej Droy. Blondyn w okularach wyglądał na przygnębionego będąc wciąż przytłoczonym sytuacją.
-Dave? - powiedział zwracając jego uwagę. - Co jest?
-Nic... - wymamrotał chowając głowę w kolanach i skrzyżowanych ramionach.
-Mi możesz powiedzieć, będzie ci łatwiej.
Z charakteru wybuchowy blondyn pozbawiony w tamtej chwili gwałtowności postanowił wyznać co mu leży na sercu.
-Czuję się taki słaby i niepotrzebny... nie umiem sobie radzić tak jak wy - zawiesił wzrok w jednym miejscu.
-Nawet nie wiem co ci odpowiedzieć... - odparł Michał siadając obok niego. - Lecz niekiedy ja też miewam wątpliwości...
-I co wtedy robisz? - zapytał spoglądając na niego.
-Mimo, że jest bardzo ciężko to próbuje się podnieść i wyjść naprzeciw temu co spowodowało u mnie taki stan - wyznał czując się dziwnie wypowiadając nie do końca pasujące do niego słowa. - Nie wiem jak udało mi się złożyć tak ładne zdanie hehe... - złapał się za głowę uśmiechając się przy tym.
Wyraz twarzy Dave'a się zmienił.
-Myślisz, że każdy tak może jeśli się postara? - zapytał z nadzieją.
-... Tak! - powiedział entuzjastycznie co wlało do serca przyjaciela zalążek odwagi.
Po tych słowach Michał ustał na równe nogi czując, że rozmowa dobrze mu poszła.
-Mam jeszcze jedno pytanie... - oznajmił blondyn.
-Hm?
-Mój przyjaciel potrzebuje pomocy, a ja się boję. Co powinienem zrobić? - zapytał podnosząc na niego swoje przejęte spojrzenie.
*Może powinienem go zniechęcić, ale...*. -... Jeśli nie jesteś w stanie mu pomóc to nic się nie stanie, ale pomyśl o tym co możesz czuć później, że nawet nie spróbowałeś. Po prostu zrób to co uważasz za słuszne... - powiedział wchodząc do Centrum Pokemon.
Dave tylko uśmiechnął się pod nosem.

Po wejściu do budynku Michał zwrócił się do siostry Joy by zobaczyć Cloyster. Kobieta przystała na jego prośbę wprowadzając go do pomieszczenia gdzie przez szybę mógł dostrzec leżącą w sali operacyjnej podopieczną.
-Jak z nią...? - zapytał dotykając ręką szyby.
-Jest w okropnym stanie, ale powinna z tego wyjść, jednak potrzebuje do tego czasu... - powiedziała cichym i odpowiednim do tego tonem.
-Rozumiem, dziękuję... - odparł zmierzając w stronę wyjścia, jednak po chwili się zatrzymał. - Jeśli zdarzyłoby się, że bym nie wrócił proszę odesłać ją do profesora Oak'a, on się nią zajmie - dodał po chwili.
-Ale co ty mó...!? wisz... - dokończyła gdy chłopaka już nie było.
Następnie Michał podszedł do wideofonu i zadzwonił do wcześniej wspomnianego mężczyzny. Na niedużym ekranie po krótkim oczekiwaniu pojawił się siwowłosy profesor.
-Witaj Michale, w czym mogę pomóc? - zapytał z przyjaznym uśmiechem.
Chłopak odpowiedział mu tym samym - Chciałbym żeby przysłał mi pan Poliwratha i Kinglera.
-Ooh czyżbyś złapał nowe pokemony? Kogo chcesz mi zatem odesłać? - zapytał Oak.
-Nie, nie... Charizard przebywa teraz na treningu, a Cloyster spędzi trochę czasu u siostry Joy, więc mam dwa wolne miejsca - wytłumaczył.
-Rozumiem... za chwilę Poliwrath i Kingler będą u ciebie - oznajmił nie pytając o szczegóły.
Gdy już doszło do przesłania Michał grzecznie podziękował i się rozłączył. Następnie wypuścił z kuli wodnego podopiecznego.
-Poli... wrath!! - krzyknął głośno wyciągając przy tym dłonie w górę.
-Cześć trochę się nie widzieliśmy - przywitał się nastolatek.
Pokemon przytaknął i zaczął okładać siedzącego na pufie trenera serią lekkich lewych prostych.
-Jak zwykle żywiołowy... - zaśmiał się sprawiając tym samym, że na twarzy podopiecznego zagościł uśmiech.
Następnie sprawił, że drugi z podopiecznych się przy nim pojawił.
-Kuki kuki! - pomachał wesoło szczypcami na przywitanie.
-Cześć Kingler, dobrze wyglądasz - wyznał z uśmiechem brunet. - Chodźmy na zewnątrz, jest sprawa do obgadania - dodał po chwili zmierzając w stronę wyjścia.
-Poli...? / Kuki...?
Po wyjściu Michał przywołał Sandslasha, który jak na zawołanie stawił się przed nim, a po chwili wypuścił z pokeballi Glalie, Ivysaura i Metapoda. Ustał naprzeciw całej szóstki i zaczął rozglądać się wokół by upewnić się czy nikogo nie ma pobliżu, gdy już potwierdził brak obecności osób niepożądanych zawiesił swój wzrok ku górze obserwując niebo. Jego podopieczni zastanawiali się o co może mu chodzić dopóki nie przeniósł na nich całej swojej uwagi z półuśmiechem na twarzy.
-Dzisiaj w nocy wyruszam na bardzo niebezpieczną misję by pomóc przyjacielowi... - gdy to mówił miny pokemonów stały się poważniejsze domyślając się do czego zmierza ich trener.
-... Wrócić w jednym kawałku będzie trudno, ale naprawdę chce mu pomóc. Może być ciężej niż kiedykolwiek, więc potrzebuję waszej pomocy, pójdziecie ze mną? - zapytał składając dłonie w geście prośby zamykając przy tym oczy.
Chłopak miał małe obawy gdy po wypowiedzianych przez niego słowach nastała cisza, ale po chwili podopieczni chórem ogłosili swoje pozytywne rozpatrzenie tej sprawy.
-I po co ja się pytałem... - uśmiechnął się szeroko.
Następnie podszedł do Glalie wymieniając z nim spojrzenia. Po chwilowym zawieszeniu na nim wzroku ujrzał małego Snorunta którym kiedyś był i przepełniony energią przystąpił do wypowiedzenia kolejnej kwestii.
-Droy'owi został odebrany jego pierwszy pokemon... nie mogę tego tak zostawić, ponieważ jak dziś pamiętam jak powstała moja więź ze Snoruntem, a teraz Glalie za którą mógłbym wskoczyć w ogień... - wyznał na co wspomniany pokemon uśmiechnął się i przytaknął dumny z trenera. - Ale to tyczy się też każdego z was, więc nie możemy odpuścić! Oprócz tego Cloyster - członek naszej rodziny została w przeszłości jak i teraz brutalnie potraktowana przez tych do których mamy zmierzać, pokażmy im co oznacza skrzywdzenie jednego z nas! - oznajmił Michał całkowicie wkręcając się w mowę motywacyjną.
Stworki przepełnione energią ze słów trenera głośno mu przytaknęły, a on sam poczuł się lżej na sercu zagrzewając podopiecznych do boju.

...

Cała czwórka do nocy spędziła czas oddzielnie, podświadomie tonąc w swoich myślach i przygotowując się do ostatecznej decyzji. Kilka minut przed wyznaczoną godziną oficer Jenny stojąc oparta o swój prywatny samochód postanowiła zapalić papierosa, wyjęła jednego z paczki i wsadziła do ust nim jednak zdążyła użyć zapalniczki w zasięgu jej wzroku pojawił się chłopak, który już wcześniej zadeklarował jej uczestnictwo w wypadzie.
-Jestem gotowy... - powiedział ze zdecydowanym spojrzeniem gdy znalazł się tuż przed nią.
-A reszta? ... Zdecydowała się? - zapytała odpalając rakotwórczy przedmiot.
-Nie wiem - burknął pod nosem.
Kobieta natomiast wypuszczając dym z ust przystawiła mu paczkę pod nos - Chcesz?
-Czy aby na pewno policjantka powinna częstować niepełnoletnich czymś takim? - odpowiedział również opierając się o samochód.
-Nie jestem tutaj służbowo. W tej chwili jestem tylko zwykłą kobietą, która postanowiła szukać zemsty... - oznajmiła przybierając nieco poważniejszą postawę.
-Rozumiem... ja mam podobnie.
Po chwili na horyzoncie pojawił się czarnowłosy trener.
-Przypominam, że nie musisz tego robić - powiedział Droy gdy chłopak do nich doszedł.
-Chyba nikogo już więcej nie będzie... - stwierdził Michał ignorując jego kwestię.
Jenny dokończyła papierosa i powiedziała - No to możemy ru... -  nie dokończyła gdyż coś zwróciło jej uwagę. - Chyba jeszcze nie... - westchnęła, a Michał i Droy przenieśli wzrok na idących w ich stronę Amelię i Dave'a.
Czerwonowłosa miała wciąż naburmuszoną minę, a blondyn w okularach próbował być poważny.
-Nawet wy, nie spodziewałam się tego... - stwierdziła zielonowłosa.
-Później sobie porozmawiamy Droy... to znaczy po wszystkim! - oznajmiła Amelia.
-Możesz na mnie liczyć... - wymamrotał Dave.
Adresat tych kwestii kiwnął tylko głową.
-Dobra skoro są wszyscy to wsiadajcie do środka... - zaleciła policjantka otwierając drzwi.
Gdy wszyscy mieli już wykonać zalecenie kobiety w głowie Michała pojawił się terror i obawa powstała za sprawą Vipera, jako następstwo tych myśli ustał naprzeciw Dave'a i Amelii.
-Czekajcie... - powiedział do wszystkich. - Wy nie jedziecie - wskazał na ową dwójkę.
-Heee!? Niby dlaczego? - warknęła zdziwiona dziewczyna.
-Tak zdecydowałem, to zbyt niebezpieczne... - oznajmił przekonany do tego co mówi.
-Skończ gadać od rzeczy Michał! Nie masz prawa nam rozkazywać! - krzyknęła Amelia.
-Masz rację, ale nie chcę żebyście zginęli, gorsza strona świata to nie wasza bajka - zganił ją wzrokiem.
-Przecież sam pomogłeś mi podjąć decyzję...! - wtrącił Dave.
-Przepraszam... to zbyt niebezpieczne.
-Słuchaj...! - zaczęła nerwowo zaciskając zęby. - Dobrze wiem na co się piszę, nie obchodzi mnie czy umrę czy nie, spędziłam z tobą dużo czasu, więc jestem gotowa na takie sytuacje! - niemalże krzyknęła mając już serdecznie dość wszelkich komplikacji.
-To co do tej pory przeżyłaś jest bez porównania z tym co może się niedługo stać! - odparł wciąż stojący przy swoim Michał.
Amelia zaklęła pod nosem i podeszła do niego bliżej -... W DUPIE TO MAM, MOGĘ UMRZEĆ! SAMA DECYDUJE O SWOIM LOSIE I SAMA BĘDĘ PODEJMOWAĆ DECYZJĘ. PRZESTAŃ MI ROZKAZYWAĆ I STAWAĆ NA MOJEJ DRODZE, JA TEŻ MAM PRAWO WYJŚĆ Z CIENIA...!!! *Bo może dzięki temu, choć trochę stanę się taka jak ty...*. - WIĘC ŁASKAWIE PRZESUŃ SIĘ W KOŃCU!!! - wrzasnęła mu prosto w twarz i po chwili otworzyła drzwi wsiadając do samochodu, a za nią Dave.
Michała zamurowało.
*Ma dziewczyna temperament...* - stwierdziła w myślach oficer Jenny. - Wsiadasz? - zwróciła się do bruneta.
-Tak - odpowiedział z lekkim uśmiechem na twarzy.

Będąc w drodze nie do końca jeszcze wiedząc gdzie Michał i Droy wtajemniczyli zarówno policjantkę jak i pozostałą dwójkę w ich spekulację do których wcześniej doszli.
-Rozumiem, a więc uważacie, że Viper macza w tym palce... - powtórzyła zielonowłosa.
-To bardzo prawdopodobne - stwierdził Michał.
-Jest źle, a nawet bardzo źle, jednak mimo wszystko nie zamierzam odpuszczać... - wyznała Jenny.
-To tak jak ja... - wymamrotał Droy siedzący z przodu tuż obok kierującej kobiety.
-Zastanawia mnie tylko jedno, co mogło doprowadzić do tego, że Charmander jest w takim stanie - mówiąc to dodała nieco gazu. Nie słysząc odpowiedzi i widząc przygnębioną minę jednego z pasażerów postanowiła zmienić temat - Mniejsza o to, powinnam was poinformować gdzie jedziemy - stwierdziła. - Powiedziałam o całym zajściu jednemu ze znajomych, a on szczęśliwym trafem przebywając niedaleko dostrzegł opisywany pojazd i postanowił go śledzić aż w końcu dowiedział się gdzie się zatrzymał i mnie o tym zawiadomił - wyjaśniła.
-No i gdzie się zatrzymał? - zapytał powtarzając część jej wypowiedzi Droy.
-Kasyno w Prizmanii... - na wieść o tym źrenice pytającego gwałtownie się rozszerzyły. - Nie jest to oficjalnie potwierdzone, ale podobno pod nim znajduje się podziemna lokacja w której powinniśmy ich znaleźć, jeśli oczywiście istnieje...
Siedzący z tyłu po środku w towarzystwie Amelii i Dave'a Michał na chwilę odciął się od konwersacji.
*Co jest? Czuje się wyjątkowo dobrze jak na sytuację w której się znajduję... jestem taki zmotywowany. To dzięki moim pokemonom...* - zakończył przemyślenia uśmiechając się pod nosem i przenosząc uwagę na kolejną konwersację.
-Tylko jak tam dotrzemy to bez takich akcji jak ostatnio! - zarzuciła prowokująco w stronę policjantki Amelia.
-Hej! Myślałam, że mamy to już za sobą, tak? Ja też mam gorsze dni! - odparła oburzona Jenny.
-Amelia przestań drążyć stary temat... - skarcił ją Droy.
-Pfu... - burknęła pod nosem w odpowiedzi.
Zielonowłosa zacisnęła zęby i uderzyła nagle jedną ręką w kierownicę i po chwili biorąc głęboki wdech zaczęła mówić.
-Ej dzieciaki... - zwróciła ich uwagę. - Zrozumcie, że ciężko mi się przyznać do błędu, ale... przepraszam za tamto, nie byłam sobą. To było takie nagłe... - mówiąc to miała przed oczami całą sytuację. - Myślałam, że zwariuję, nie mogłam tego zaakceptować... coś jakby wyciągnęło ze mnie na zewnątrz wszystko co najgorsze. Po prostu... to byli moi ludzie, którzy powierzyli mi swoje życia - powiedziała już z nieco innym tonem, a wszyscy uważnie jej słuchali. -... Powierzyli mi swoje marzenia, a ja nie mogłam nic zrobić... Akio chciał kiedyś zamieszkać z rodziną w górach, Lucas pragnął poznać piękną dziewczynę, a Max liczył na awans... - opowiadała o pragnieniach swoich zmarłych podkomendnych z rozgoryczeniem w głosie w towarzystwie spływających po policzkach łez. - Byłam bezsilna...! - z ledwością uniknęła wybuchnięcia płaczem zaciskając mocno zęby.
W tamtej chwili Michał położył jej dłoń na ramię.
-... Nikt z nas już nie ma pani nic za złe - powiedział sprawiając, że kobieta natychmiast otarła się z łez.
*Jak bardzo dobrym człowiekiem jesteś Michale...?* - zastanawiał się nie mówiący nic Droy.
-Mówiłam ci żebyś za mnie nie decydował... - wymamrotała pod nosem Amelia z lekkim rumieńcem na twarzy.
-... Przepraszam, ale zanim dotrzemy do Prizmanii minie co najmniej dzień, a nie wiem czy możemy sobie na to pozwolić - stwierdził Droy.
-Dlatego troszkę przyśpieszymy... - powiedziała tajemniczo oficer Jenny wciskając jakiś guzik, który aktywował dopalacze i przyśpieszył kilkukrotnie samochód.
W ciągu dwóch godzin dotarli na miejsce...
...

Po zaparkowaniu auta pasażerowie musieli chwilę odsapnąć z ledwością samodzielnie z niego wychodząc.
-Aaaah... co to miało być do cholery? - westchnęła Amelia kładąc się na ziemi.
*Skąd ona wzięła taki sprzęt...?* - zastanawiał się Michał próbując nie wykitować.
-Myślałem, że umrę... - wyznał Dave.
-Ma pani pozwolenie na coś takiego...? - wysapał Droy.
-Odpocznijcie i ruszamy... - oznajmiła jak gdyby nigdy nic policjantka.
Gdy byli już zdatni do funkcjonowania pod osłoną nocy ruszyli do kasyna. Po dotarciu na miejsce zastali zamknięty budynek.
-Nie powinno być całodobowe? - zapytał Dave.
-Dla nas lepiej... - stwierdziła zielonowłosa zastanawiając się jak wtargnąć do środka.
-Sandslash... - powiedział Michał wypuszczając podopiecznego z pokeballa. - Spróbuj otworzyć te drzwi najciszej jak umiesz.
Pokemon pogrzebał delikatnie pazurami w zamku i spowodował jego otworzenie.
-Świetnie.
Weszli po cicho do środka zamykając za sobą drzwi. Znaleźli się w dużym pomieszczeniu przepełnionym różnego rodzaju maszynami i stołami do gier takich jak poker. Panował tam półmrok.
-Teraz pytanie jak znaleźć tajemne przejście na dół... - zastanawiała się policjantka.
Wszyscy rozejrzeli się wokół siebie, a po chwili Sandslash dostrzegł pod jednym z plakatów na ścianie przełącznik, który nacisnął dzięki czemu w kącie pomieszczenia ujawniły się schody prowadzące w dół.
-... On tu kiedyś był? - zapytała zdziwiona kobieta.
-Nie wiem - zaśmiał się delikatnie Michał.
Jenny wyjęła latarkę i zaczęła schodzić jako pierwsza prowadząc resztę.
-Bądźcie czujni, nie wiemy co nas tam czeka. W każdej chwili może coś wyskoczyć znienacka... - ostrzegła mając drugą dłoń na pistolecie w kieszeni.
Michał zacisnął uścisk prawej ręki na sztylecie, a reszta na swoich pokeballach. Droy był niemalże gotowy na wszystko, Dave przełknął nerwowo ślinę, a Amelia próbowała udawać opanowaną.
-Ok - odparli.
Po dotarciu na sam dół przeszli przez pierwsze pomieszczenie, które było całkowicie puste. Następnie najciszej jak tylko mogli otworzyli kolejne drzwi prowadzące dalej i powoli przez nie weszli. Policjantka świeciła przed siebie nie widząc niczego dziwnego. Nagle wszyscy poczuli intensywny zapach zgnilizny.
 -Co tu taki wali!? - mruknęła pod nosem zielonowłosa wodząc latarką po pomieszczeniu aż w końcu prawie pisnęła mimowolnie odsuwając się do tyłu na widok czegoś niepokojącego.
-Co się stało!? - zapytał z obawą Michał.
Wtem zapaliło się światło, a ich oczom ukazał się przerażający widok stosu martwych, pokiereszowanych ciał pokemonów i towarzyszący temu ogrom krwi.

-CO TO... MA BYĆ? - wydukał z przerażeniem wymalowanym na twarzy.
------------

Z małymi problemami wzmocnionymi przez nagłe przeziębienie w końcu jest! Cześć i czołem, witam was z nowym rozdziałem będącym wstępem do rozpoczęcia zapowiedzianej już wcześniej konfrontacji. Jak wam się podobał i co byście w nim ewentualnie zmienili? - napiszcie w komentarzach, a ja się żegnam, więc do następnego! :)

10 komentarzy:

  1. Pierwsza! Z każdym rozdziałem coraz bardziej lubię Twoje opowiadanie. Ta kłótnia Amelii i Droya. Kurcze niezbyt fajnie. Jestem bardzo ciekawa o Co chodzi z Charmanderem chłopaka. Sierżant Jenny... ona teraz musi przeżywać prawdziwy horror. Nie mówiąc już o reszcie. O co chodzi z tymi Pokemonami na końcu? Jak mogłeś skończyć w takim momencie?!
    Pozdrawiam i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez autora.

    OdpowiedzUsuń
  4. Kur.. Ziomek piszesz tak zajebiste opowiadania że kilka razy siedziałem do 1 nad ranem czytając je xD A dzisiaj nawet do trzeciej xD Ale wreszcie po czterech dniach czytania udało sie dojść do najnowszego... Szacun za opowiadanie i za to że od prawie 2 lat (jeśli sie nie mylę) ciągnie tą historię xD Czekam na następny rozdział :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! Bardzo mi miło, że aż tak się w nie wciągnąłeś i w takim razie nie zawiedziesz się też ciągiem dalszym (tak myślę), bo czuję, że piszę coraz lepiej ;). 22 marca mijają 2 lata. I na koniec, jeszcze raz dzięki, że pozostawiłeś po sobie ślad ;)

      Usuń
  5. Nadrobilem wszystkie rozdzialy :-D.
    no nie powiem poscigi, klotnie, kpmplikacje. Szalenstwo akcja sie zageszcze. Chyba czas na apogeum i rozwiazanie, kiedys Liga musi sie zaczac, nie?
    Choc moze Viper przewroci cale Kanto do gory nogami. Skoro jego sludzy sa w stanie zabic caly oddzial.
    Kanto juz jakby wariowala. Policjantka wymierza sprawiedliwosc wedle wlasnego uznania. Sciga z dziecmi przestepcow, no robi sie ciekawiej.
    czekam na kolejny rozdzial z niecierpliwoscia. I gratki wytrwalosci, to juz 85 rozdzial :-D
    Pozdrawiam!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i gratuluję wytrwałości ;). Generalnie dzięki tobie wprowadziłem małe zmiany do dalszego scenariusza, uświadomiłeś mnie, że mógłbym coś zaniedbać, więc jeszcze bardziej się do tego przyłożyłem ;)

      Usuń
  6. Kolejny ciekawy rozdział, choć zarazem naprawdę zmuszający do myślenia i smutny. Wreszcie poznajemy przemyślenia bohaterów, ich wewnętrzne obawy, jak również ich realistyczne spory, które jednak nie niszczą prawdziwej przyjaźni. Miło, że Jenny wreszcie pokazała się od lepszej strony, takiej bardziej ludzkiej, choć częstowanie Michała papierosami było lekką przesadą z jej strony xD Zakończenie rozdziału aż mrozi krew w żyłach. Ciekawe, co będzie dalej.

    OdpowiedzUsuń