niedziela, 22 stycznia 2017

Rozdział 83 - (LOST SOULS ARC) - Zaostrzenie konfliktu

-Nie ma po nich śladu... - stwierdził zmartwiony Michał obserwując otoczenie z wysoka na grzbiecie Fearowa w towarzystwie Dave'a i Glalie.
-Możliwe, że już dawno dotarli do innego miasta - wymamrotał w odpowiedzi blondyn.
-Nawet tak nie kracz - odparł rozglądając się jeszcze intensywniej. *Cloyster gdzie jesteś...?*
Okoliczny teren był bardzo ciężki do wykrycia jakiejkolwiek kryjówki głównie dlatego, że jego większość zajmował otwarty teren i niezbyt gęsty las. W razie jakichś ukrytych przejść po lądzie poruszali się wyznaczeni do tej roli przyjaciele Michała i jego podopieczny, którzy również nie mieli żadnego tropu.
-Tu naprawdę nic nie ma... - westchnął Droy trzymając się swojego Arcanine'a na którym się poruszali.
-Też nic nie widzę - oznajmiła Amelia siedząc tuż za nim. - A u ciebie Sandslash? - zwróciła się w stronę jeża, który bardzo dokładnie rozglądał się po otoczeniu skacząc przy tym po gałęziach i tego typu obiektach.
Pokiwał jej tylko przecząco głową.
-Przecież nie mogli zapaść się pod ziemię - powiedział Droy próbując wydedukować ich położenie.
-Jesteśmy zbyt widoczni, mam nadzieję, że nie zauważy nas ta policja - zmarszczyła nieznacznie brwi odwracając się do tyłu.
-Spokojnie, zanim się ruszą to być może załatwimy już wszystko i zdołamy się ulotnić, przynajmniej mam taką nadzieję...

**

-Chodź no tu... - powiedział John zbliżając do niej rękę.
Cloyster strzeliła mu bąbelkowym promieniem prosto w twarz powodując jego głośny krzyk.
-Cholera!! Ty mała...!! - warknął uderzając gwałtownie w klatkę.
Pokemon natomiast zamknął się w swojej skorupie.
*Mam okazję się zemścić, a zamiast tego trzęsę się ze strachu, jestem słaba...* - pomyślała sobie przybita Cloyster.
Po chwili Josh użył ponownie mechanicznej dłoni by wyciągnąć pokemona z pojazdu i postawić tuż przed nimi.
-Na zbyt wiele sobie pozwala... trzeba ją trochę utemperować! - wypalił gniewnie John. - Magneton! - krzyknął po chwili wyrzucając pokeball. - Atakuj ją piorunem aż zmądrzeje!
-Primeape atakuj mega ciosem! - rozkazał Josh wypuszczając podopiecznego z pokeballa.
Cloyster ukryta w swojej muszli obrywała co chwilę ogromną ilością energii elektrycznej co bardzo wyraźnie odczuwała i gdyby tego nie było mało otrzymywała także fizyczne ciosy sprawiające, że mogła krzyczeć z bólu. Po kilku seriach mężczyźni zaprzestali i zbliżyli się do niej.
-W końcu przypomniałaś sobie swoje miejsce? - zapytał uśmiechnięty John.
Cloyster z trudem otworzyła swoją skorupę mając zamknięte oczy i mocno przy tym zipiąc.
-No pokaż ten przepełniony strachem wzrok! - powiedział nie odrywając od niej wzroku.
Po tych słowach przypomniała sobie wszelkie tortury jakich kiedyś doświadczyła i tego jak przez nich straciła godność. Zamiast przestraszonej miny obdarowała go przepełnionym gniewem wyrazem twarzy, który go zszokował.
-John...? - wymamrotał Josh patrząc jak jego wspólnik wychodzi z siebie.
-... Trzeba pomóc jej przypomnieć, przygotuj piec, a wy nie dajcie jej odpocząć!!! - krzyknął na cały głos.
**

*Cholera, gdzie jesteś...!?* - zamartwiał się Michał desperacko szukając podejrzanego budynku, który mógłby okazać się kryjówką złodziei. *Proszę Cloyster wytrzymaj do naszego przybycia...*.
-Przecież to niemożliwe...! - podrapał się nerwowo po głowie Dave.
Wtem Michał nagle spojrzał przed siebie i w oddali zauważył coś co przykuło jego uwagę.
-Patrz! - wskazał w tamto miejsce palcem. - Co to za placówka? - zapytał z przebłyskiem nadziei.
-Czy ja wyglądam na jakiegoś znawcę budynków? Nie mam pojęcia! - odparł.
-Nie ważne, leć tam! - nakazał Michał, a Dave nakierował Fearowa w owe miejsce.
Nie umknęło to uwadze Droy'a i Sandslasha.
-Patrz zmienili kurs, chyba obrali coś za cel! - poinformował.
-Ruszajmy za nimi - powiedziała Amelia.
-Racja.
Wszyscy dotarli na miejsce w prawie identycznym czasie, ową placówka okazała się opuszczona fabryka ogrodzoną wysoką metalową siatką.
-Fearow dobra robota - powiedział Dave odwołując go do pokeballa.
-To co wchodzimy? - zapytał by się upewnić Droy odwołując Arcanine'a.
-Nie ma na co czekać, musimy to sprawdzić... - stwierdził Michał posyłając porozumiewawcze spojrzenie Sandslashowi by ten dyskretnie otworzył zamkniętą bramę.
Pokemon zniszczył zamek, a po chwili wkroczyli na teren fabryki.
-Tutaj wyraźnie widać ślady opon... - stwierdził Droy nieco dokładniej przyglądając się podłożu. - Tylko nigdzie nie widać tego pojazdu.
Po bokach rozciągała się tylko pusta przestrzeń na której gdzieniegdzie znajdowała się jakaś niezdatna do użytku maszyna, jedynym miejscem w którym mogli się schować był wielki budynek naprzeciw nich.
-Policji nie ma? Nie ma, możemy wchodzić... - oznajmiła Amelia odwracając się na chwilę do tyłu.
-Czekajcie...
Wszyscy gotowi do wejścia gwałtownie się zatrzymali.
-O co chodzi Michał? - zapytała Amelia.
Sandslash i Glalie spojrzeli na trenera wiedząc dokładnie o co mu chodzi. W jego głowie pojawiły się na powrót sceny z Cinnabar.
-... To niebezpieczne, więc pójdę sam... - zadeklarował z najwyższą powagą na jaką mógł sobie wtedy pozwolić.
-Michał co ty mówisz!? - uniosła się nagle Amelia w czasie gdy reszta zwróciła na niego całą swoją uwagę.
-... Nie chce już więcej was narażać, chociaż robię to samą swoją obecnością... - wyznał spuszczając wzrok.
-Michał... - wymamrotała czerwonowłosa z zatroskaną miną.
Choć gryzło się to z jego charakterem Dave nie odezwał się ani słowem wiedząc, że chłopak ma rację.
-Mimo wszystko...! - próbowała powiedzieć, ale widząc jak jej słowa nie docierają do adresata przerwała je.
-Zostańcie tu... - oznajmił Michał powolnym krokiem wchodząc do środka w towarzystwie swoich dwóch podopiecznych. *Czuję, że dzięki "tym" wydarzeniom stałem się dojrzalszy, chyba postarzałem się o jakieś trzy lata...* - uśmiechnął się pod nosem.
-Amelia i Dave zostaną na czatach w razie gdy policja by tu zawitała, a ja pójdę z tobą! - krzyknął Droy zwracając na siebie uwagę trenera. - Dam sobie radę...
Michał przez chwilę się nie odzywał - ... I tak nie zdołam cię przekonać, ty już zdecydowałeś - odpowiedział by po chwili zwrócić się do pozostałej dwójki. - Zaraz wracamy, popilnujcie tyły.
-Yhm! - kiwnął głową Dave.
-Dobra... - powiedziała nie do końca pogodzona z decyzją Amelia.
Po chwili obaj weszli do środka.
-Rany, mogłabyś choć raz nie utrudniać... - wzruszył ramionami.
-I kto to mówi? Ty po prostu się boisz, tchórzu!
-Co!?

W środku pomieszczenia do którego weszli było ciemno, lecz światło, które docierało przez wiele okien sprawiało, że widoczność była na na stabilnym poziomie. Nic tam praktycznie poza gruzem nie było, oprócz gdzieniegdzie zachowanych mechanizmów służących kiedyś do produkcji czy też ogromu kamiennych słupów nie tyle podtrzymujących budynek co służących do powieszenia na nich nie działających już lamp. "Pokoi" i ich poziomów było wiele co nieco komplikowało sytuację.
-Nie widać tu żywej duszy... - stwierdził Droy rozglądając się wokół.
-Racja - potwierdził gdy sprawdzili razem kilka miejsc. - Rozdzielmy się.
-Zgoda, Lickitung wybieram cię - powiedział wypuszczając podopiecznego.
Po chwili obydwoje ruszyli w odmiennych kierunkach.
-Sandslash, Glalie miejcie oczy szeroko otwarte...
Tymczasem po drugiej stronie barykady pojawiły się nerwy.
-Cholera ktoś tu jest i na dodatek węszy... - warknął pod nosem John.
-Są tuż nad nami, zachowujmy się cicho to nikt nas nie usłyszy - oznajmił Josh.
*Trenerze... jesteś tu?* - powiedziała w myślach ledwo utrzymująca przytomność Cloyster na skutek otrzymania zbyt wielu obrażeń.
Przeszukując coraz to kolejne pokoje bez żadnego skutku Michał powoli zaczynał się denerwować i tracić panowanie.
-Cholera nie wierzę, że to znowu ślepy zaułek... - wymamrotał kopiąc jakiś kamień, który napatoczył mu się pod nogi. - A wy zauważyliście coś? - zwrócił się do podopiecznych.
-Slash... / - Glalie... - pokiwali przecząco głową.
-Nosz kur... *Nie wytrzymam dłużej...*. -... CLOYSTER!!! GDZIE JESTEŚ??!! PROSZĘ DAJ JAKIŚ ZNAK!!! - krzyknął na cały głos co sprawiło, że pełen obaw Droy postanowił do niego z powrotem wrócić.
-Kurwa przestraszył mnie... co on się tak wydziera - westchnął John.
-W sumie dla niego to musi być frustrujące... - stwierdził Josh.
-Trenerze... proszę... pomóż mi... - wymamrotała pozbawiona sił Cloyster. Zaczęła głęboko oddychać by po chwili nabierając powietrza do płuc... - MICHAŁ TU JESTEM!!! NA DOLE!!!!!!!!!! - krzyknęła z całych pozostałych sił, a dźwięk przedostał się przez dzielący ich mur.
-Kur...
Głośny pisk przepełniony rozpaczą oznaczający wołanie o pomoc dotarł do zarówno Michała jak i podopiecznych, którzy jednocześnie posłali swoje zdecydowane spojrzenia w miejsce skąd dochodził dźwięk.
-Sandslash podłoga!!! - krzyknął wiedząc gdzie muszą się udać.
Lecz nim jeż zdążył cokolwiek zrobić powstrzymał go nagły krzyk Droy'a.
-Stój, bo zawalisz całą kondygnację!!!
-To jak mamy się tam dostać!?
-Znalazłem jakieś zejście, ale nie zdążyłem tego sprawdzić, za mną!! - oznajmił pośpiesznie blondyn.
-Dobra ruszamy, ruchy, ruchy...!! *Cloyster już po ciebie idę, trzymaj się...*
Wtem John nie wytrzymał - I co żeś zrobiła ty tempa muszlo!!?? - warknął chwytając za metalową rurkę z rozgrzaną do granic możliwości końcówką.
-Później się nią zajmiesz! - zwrócił mu uwagę Josh. - Teraz musimy się przygotować, bo jak uwolnią też resztę naszych łupów to szef nas zatłucze... - oznajmił przypominając o ich priorytecie.
John zaklął pod nosem - Racja...

Tymczasem u Amelii i Dave'a...

Niespodziewanie na miejsce dotarła policja.
-... A jednak - warknęła pod nosem Amelia.
-I co teraz zrobimy!? Jak tam wejdą to nie skończy się przyjemnie! - stwierdził poddenerwowany Dave.
-... Będziemy improwizować - oznajmiła dziewczyna ruszając w stronę bramy.
Policja wysiadła ze swoich służbowych samochodów i przygotowywała się do wtargnięcia na teren fabryki.
-Dostaliśmy cynk, że być może coś tu jest, zachowajcie czujność - zaznaczyła prowadząca całą akcję oficer Jenny.
Wtem naprzeciwko nich ustała Amelia.
-Co ty tu robisz dziecko? - zapytała zdziwiona kobieta.
-Proszę nie wchodźcie tam - powiedziała stanowczo czerwonowłosa.
-A dlaczego mielibyśmy tego nie robić?
-Proszę, niech mnie pani posłucha... - nalegała schylając głowę.
-... Uciekaj stąd i nie utrudniaj nam pracy - oznajmiła w trybie rozkazującym Jenny ruszając przed siebie w towarzystwie kilku uzbrojonych policjantów.
Po chwili na jej drodze ponownie znalazła się Amelia zasłaniając jej rękami przejście.
-Co to ma znaczyć? - posłała jej surowe spojrzenie. Wtem przypomniała sobie twarz dziewczyny. - Ta moja pamięć... to ty byłaś dzisiaj na miejscu kradzieży wraz z Michałem Zoldrey'em, pewnie gdzieś tu jest dlatego chcesz mnie zatrzymać, a przecież mówiłam wam żebyście zostali w Centrum Pokemon!! - skarciła podnosząc ton.
-A co mieliśmy zrobić kiedy jeden z naszych przyjaciół został nam zabrany, siedzenie bezczynnie nic by nie dało!!! - krzyknęła sprawiając, że kobieta ponownie się zatrzymała.
*Amelia co ty...* - pomyślał stojący z tyłu Dave.
Wyraz twarzy policjantki zmienił się na bardziej zdenerwowany.
-Będziecie tylko przeszkadzać, zostawcie to Michałowi...!! - kontynuowała wkładając w to coraz więcej emocji.
-... Pozwalasz sobie na zbyt wiele dziewczyno!!  - warknęła gwałtownie pociągając ją za rękę i doprowadzając do upadku. - Idziemy...
*Ja też potrafię...*. - Stój... - powiedziała w błyskawicznym tempie zbierając się z podłogi i kładąc kobiecie dłoń na ramię.
-... - w ciszy odwróciła do niej głowę.
-... Myślicie, że Michał jest taki zły i niebezpieczny, oceniacie nie znając go nawet w najmniejszym stopniu...!
-Bo to kryminalista, który nie panuje nad swoimi emocjami! - odparła będąc całkowicie przekonaną do tego co mówi.
-Nie macie pojęcia... mówicie tak, bo jakiś Viper to powiedział, a wy wierzycie mu na słowo!!
-DOŚĆ TEGO!! PRZESTAŃ NAM PRZESZKADZAĆ, BO ZA CHWILĘ CIE ZAKUJEMY!!! - ostrzegła wkurzona do granic możliwości oficer Jenny.
-... Michał to najmilszy i najsilniejszy człowiek jakiego znam, potrafi zaakceptować każdego nie patrząc na jego przeszłość czy wady. NIE JEST ŻADNYM KRYMINALISTĄ, DLATEGO POZWÓLCIE MU SIĘ TYM ZAJĄĆ!!! - wrzasnęła wkładając w te słowa ogrom emocji.
-W-WŁAŚNIE!! NIE WTRĄCAJCIE SIĘ! - dodał od siebie przytłoczony przez sytuację Dave trzęsąc się przy tym.
*To jest absurdalne...!* - stwierdziła w myślach policjantka.

W tym samym czasie...

-Gdzie ta dziura!? - zapytał Michał w biegu by się upewnić.
-Źle się wysłowiłem, to ten właz, który widzisz przy ścianie! - oznajmił Droy.
-Otwieraj, szybko!
-Już, już! - odparł blondyn dobiegając do niego i rozpoczynając szarpaninę. - Nic z tego, zamknięty!
-Sandslash!! - krzyknął, a jego podopieczny w ułamku sekundy pozbył się przeszkody po czym pierwszy zeskoczył na dół.
Po chwili za czerwonym jeżem zeskoczyła reszta rozpoczynając bieg na wprost przez rozległy niezbyt oświetlony korytarz, który prowadził tylko w jedną stronę. Przebyli kilka zakrętów w których Sandslash instynktownie wybierał kierunki aż w końcu wbiegli na ostatnią prostą prowadzącą do bardziej rozległego pomieszczenia. Było zdecydowanie zbyt cicho, ale nikt nie zwrócił na to uwagi będąc skupionym i słysząc jedynie swoje odgłosy stąpania po podłożu. Wtem gdy jeż biegnący na czele miał już wkroczyć do głównego miejsca pobytu złodziei, tuż przed końcem korytarza wyczuł nagle złowrogie intencje, które pojawiły się praktycznie znikąd. Było już za późno żeby wyhamować, a gdy znalazł się w środku z trzech stron leciały na niego hiper promienie, zbliżały się zbyt szybko, więc uniknięcie ich graniczyło z cudem. Sandslash zdając sobie z tego sprawę wystrzelił pół-silne nocne cięcie przed nogi reszty biegnącej za nim. W ten sposób przyjął całą siłę rażenia na siebie ratując resztę.
-Sandslash!!!!! - krzyknął Michał gdy jego podopieczny zniknął w powstałym chwilę wcześniej wybuchu.
Gdy dym opadł wbiegli do środka i ujrzeli wyraźnie zranionego pokemona.
-Slash... - syknął pod nosem przymykając jedne oko.
-Witajcie...! - rozległ się ponury głos łysego mężczyzny, który pojawił się naprzeciw nich stojąc za trójką groźnie wyglądających Golemów. - W piekle... - dodał po chwili, a zza niego wyskoczył Primeape i Magneton atakując giga wstrząsem i piorunem.
Nie mając czasu na namysł Michał i Droy podjęli szybkie decyzje.
-Glalie lodowy promień!!! / - Lickitung mega cios!!!
Żółta błyskawica poruszająca się z nierównomierną trajektorią zderzyła się z podobnie działającym lodowym ruchem Glalie, co spowodowało, że ataki wzajemnie się zniwelowały. Natomiast Primeape pokryty przed twarzą pomarańczowymi pasami intensywnej energii w towarzystwie wytworzonej przez nie fioletowej aury zmierzył się z mega ciosem Lickitunga po czym obydwoje wzajemnie się odrzucili. Gdy wszyscy byli pewni, że wymiana się zakończyła w powietrzu zawisł Sandslash posyłając błyskawicznie mknące pół-silne nocne cięcie, które poziomo pomknęło w stronę zaskoczonego Golema wbijając mu się głęboko w skorupę by po chwili niczym zdalnie sterowane przejechać po ciałach pozostałej dwójki krusząc im miejscowo piekielnie twardą kamienną skorupę. Skalniaki krzyknęły z bólu, a Sandslash z gracją upadł na ziemię posyłając w ich stronę bezduszne spojrzenie.

Dopiero w tamtej chwili po bardzo intensywnej wymianie Michał i Droy mogli przejechać wzrokiem po pomieszczeniu by zorientować się gdzie tak naprawdę są. Duża rozległa przestrzeń mająca po bokach idealnie wbite w ścianę metalowe klatki w których roiło się od różnej maści pokemonów, oprócz tego kilka korytarzy nie wiadomo gdzie prowadzących, to był właśnie opis tego miejsca. Przed nimi znajdował się uśmiechnięty John w towarzystwie trzech Golemów, Primeape'a i Magnetona, a tuż za nim stał ich pojazd w którym siedział Josh kierując mechaniczną dłonią.
-Co to ma być!? - krzyknął Droy zszokowany ilością uwiezionych pokemonów.
-Gdzie Cloyster!? - warknął w ich stronę Michał.
John zaśmiał się pod nosem i gestem ręki zakomunikował swojemu partnerowi by ten pokazał im ich zgubę. Josh pokierował mechaniczną dłoń do środka pojazdu by po chwili ją stamtąd wysunąć trzymając w niej podopieczną Michała i rzucając ją jak gdyby nigdy nic na ziemię. Wtedy trener i reszta dostrzegł tragiczny stan Cloyster, która z ledwością otworzyła oczy.
-Dobrze się z nią bawiliśmy... - obwieścił zadowolony John.
-Co wy...! - próbował powiedzieć zdenerwowany Droy, ale cała jego uwaga przeniosła się na towarzysza obok.
Michał dobył sztylet i ruszył błyskawicznie przed siebie mając przed sobą tylko zdziwioną twarz łysego mężczyzny, który dostrzegł krwistą czerwień niemalże wypływającą z jego oczu. Było za późno by mógł zareagować, lecz gdy chłopak zbierał się już do ataku mechaniczna dłoń posłała go na ścianę ze strony z której przybyli. Delikatnie się po niej osunął krwawiąc z ust, jednak po chwili ustał na równe nogi i zawiesił na oprawcach swoje mordercze spojrzenie.
-Glalie...! - krzyknął pokemon obawiając się o stan swojego trenera.
Sandslash zmierzył go tylko wzrokiem w czasie gdy Droy i Lickitung odczuli wyraźny niepokój.
*Znowu... nie wiem czy dam rade się do tego przyzwyczaić...* - powiedział w myślach blondyn.
-Co to było do diaska!? - dziwił się zaniepokojony Josh.
-Ohoho, toż to ten słynny Michał Zoldrey, człowiek Vipera! - zaśmiał się uradowany John.
-Dlaczego...? Jak śmieliście...? Dlaczego zrobiliście to mojej podopiecznej!? - warknął nieznacznie podwyższając głos.
-... Mam dla ciebie coś lepszego! - zadeklarował John. - Dołącz do nas!
-Co!? - wypalił jak z automatu Droy.
-John co ty...!? - domagał się wyjaśnień drugi z mężczyzn.
-Jesteś tak samo skażony złem jak my, masz to we krwi. Razem zdołamy zrobić wiele, co ty na to!? - przedstawił propozycję wyciągając w jego stronę dłoń.
-Być może masz rację... - wymamrotał Michał spuszczając wzrok. - Ale... za to co zrobiliście... NIGDY WAM NIE WYBACZĘ - uniósł go z powrotem sprawiając, że odpowiedź wyjątkowo dobitnie dotarła w stronę adresata.
-Rozumiem... w takim razie Golemy... hiper promień!
Skalne pokemony zaczęły zbierać energię tuż przed swoim pyskiem, lecz trzy pół-silne nocne cięcia spowodowały, że energia wybuchła przed wystrzeleniem raniąc użytkowników hiper promienia. Michał wykorzystując zamieszanie ruszył ponownie przed siebie wyjmując pokeball Cloyster i próbował ją do niego schować, lecz czerwone światło kuli powstrzymała mechaniczna dłoń.
-Cholera... - zaklął pod nosem.
-Hehe, nie ma tak łatwo - oznajmił Josh.
-Magneton piorun! - rozkazał John obierając chłopaka na cel.
Michał z ledwością zdołał uniknąć ataku, który trafił nieznacznie w klatki po bokach.
-Co wy chcecie osiągnąć!? Jak będziemy tu walczyć to te pokemony mogą zginąć! - krzyknął z zarzutami Droy.
-To nawet lepiej - parsknął śmiechem John.
-Co!? Lickitung mega pnącze!
-Primeape blokuj mega ciosem!
Cios wzmocnionego przez różową energię języka został zablokowany pokrytą białym blaskiem pięścią.
-Glalie uderzenie głową, pełna moc! - krzyknął Michał, a jego podopieczny odrzucił uciążliwego przeciwnika. - Droy, odbijamy Cloyster, teraz!! - dodał po chwili biegnąc w jej stronę.
-Dobra! - odparł biegnąć tuż za nim.
-Niedoczekanie wasze, Golemy toczenie! - rozkazał John.
Zranione pokemony zamieniły się w żywe toczące się głazy i nieubłaganie zbliżały się w stronę przeciwników próbując ich zmiażdżyć.
-Lickitung niemoc! - krzyknął Droy, a na mocy tego ruchu Golemy powróciły do swojej normalnej formy.
*Jeszcze tylko chwila...!* - pomyślał Michał będąc już bardzo blisko Cloyster, gdy chciał już ją schować do pokeballa powstrzymał go nagły krzyk towarzyszącego mu blondyna.
Chłopak został złapany w mocny uścisk mechanicznej dłoni.
-Spróbuj tylko ją odwołać, a zmiażdżę twojego kolegę - ostrzegł Josh.
-Cholera, Droy! - krzyknął bezsilnie nastolatek.
-Przepraszam...
-I co my zrobimy... - westchnął teatralnie John zbliżając się powoli do pojazdu. - My chcemy Cloyster, ty chcesz ich obojga, cóż za trudna sytuacja... - oznajmił z uśmiechem na twarzy.
-Po prostu ich zniszczmy, daj sobie spokój z tą muszlą! - zalecił Josh nie chcąc iść na żaden kompromis z tak błahego powodu.
-Nie, nie... Cloyster musi jeszcze pocierpieć - zaznaczył John sprawiając, że Michał zmarszczył brwi. - Wiem! - krzyknął nagle. - Co powiesz na walkę trenerską!?
Zdziwienie Michała bardzo wyraźnie namalowało mu się na twarzy.
-John co ty pierdolisz!!?? - warknął w jego stronę Josh.
-Zamknij się - odciął się. - Jesteś trenerem, co powiesz na walkę jeden na jeden w której zwycięzca bierze wszystko? Co ty na to? W ten sposób zapobiegniemy rozlewowi krwi, nawet ja cenie swoje słowo, więc go nie złamię, a nawet jeśli to i tak nie masz wyboru - uśmiechnął się szyderczo.
-... Zgoda - powiedział Michał.

Ustali naprzeciw siebie w czasie gdy Droy wykrzykiwał coś w stronę Michała, a Sandslash uważnie przyglądał się mechanicznej dłoni.
-Pozwól mi poczuć ponownie powiew młodości, Kakuna wybieram cię! - powiedział uwalniając ponownie nienaturalnie ubarwioną poczwarkę.
*Jesteś w formie, wierzę w ciebie...* - pomyślał otwierając nagle oczy i wypuszczając z pokeballa Metapoda.
-Ha! Wiedziałem - zaśmiał się John.
*Cloyster, wytrzymaj...* - spojrzał na nią kątem oka.
-Zaczynajmy w końcu dzieciaku! - powiedział będąc pewnym swoich umiejętności.
-Dobra - odparł przeciągając swoje czerwone spojrzenie raz jeszcze po otoczeniu.
 ...
-Kakuna trująca igła!
Ostre niczym brzytwa pociski pomknęły w stronę Metapoda.
-Stalowa obrona - rozkazał chłodno myślący trener.
Ciało poczwarki zajaśniało metalicznym blaskiem i zwiększając tym samym jego obronę, lecz wrogi atak był tak silny, że przepchnął swój cel spory kawałek w tył.
*Tak jak myślałem, jest silna...*.
-Coś słabo ci idzie, jak ty masz zamiar wygrać? Kakuna atakuj seriami!
-Metapod unikaj!
Pokemon z ledwością odskakiwał od coraz to kolejnych śmiercionośnych pocisków czując, że balansuje na krawędzi. Był pełen obaw, ale jedyne co mógł zrobić to zaufać swojemu trenerowi, który wcale nie wyglądał jakby nie wiedział co robi.
-Teraz strzel w sufit nicią i się przyciągnij! - oznajmił Michał.
-Heh, zrób to samo i zrzuć go na ziemię po czym zbombarduj trującą igłą! - rozkazał śmiejąc się John.
Gdy Metapod wykonał polecenie Kakuna zrobiła to samo i używając igieł przecięła nić przeciwnika powodując, że ten upadł na ziemię.
-Zeskocz i zniszcz go! - wydał komendę bezwłosy.
Gdy Kakuna puściła się swojej nici i rozpoczęła bombardowanie był to odpowiedni znak dla Michała.
*Teraz!*. - Metapod strzel w mechaniczną dłoń i się okręć po czym zaatakuj akcją!
-Co!? - zdziwił się John gdy przeciwnik umknął igłom i w szybkim tempie wykonał obrót wracając z podwojoną prędkością. - Uciekaj Kakuna! - rozkazał, ale jego reakcja była zbyt wolna.
Metapod z impetem wleciał na Kakunę, która nie zdążyła uciec wbijając ją w ziemię. Wydawało się, że to już koniec, lecz nim John zdążył się zdenerwować jego pokemon zajaśniał białym światłem i zaczął zmieniać formę. W tamtej chwili mogło się wydawać, że Michał ma ogromnego pecha. Chwilę później z Kakuny została tylko poczwarka, a oczom wszystkich ukazał się błyszczący Beedrill. Zmierzył z wyższością Metapoda wzrokiem i na znak pogardy dla swojego starego ciała zniszczył je trującą igłą.
-Haha! No to teraz możecie sobie pomarzyć o wygranej - zaśmiał się głośno John.
Michał zmierzył swojego podopiecznego wzrokiem i powiedział - Nie wydaje mi się...
Na twarzy Metapoda namalowała się bardzo wyraźna złość, a jego ciało zaczęło się delikatnie elektryzować. Do jego głowy powróciły wspomnienia ze zmarłym przyjacielem, któremu nie było dane zmienić formy. Zachowanie Beedrilla było dla niego skandaliczne dlatego, że ciało przejściowe powinno być dla ich gatunku godnie traktowane. By wyrzucić z siebie całą frustrację wystrzelił w stronę Beedrilla nić przepełnioną elektrycznością tworząc sieć w której nowo-wyewoluowany robak utknął.
-Co to ma być!? - dziwił się John.
-Metapod przyciągnij się do niego i akcja wzmocniona stalową obroną, pełna moc!!! - rozkazał Michał krzycząc to głośno by zmotywować podopiecznego.
Pokemon bezbłędnie wykonał polecenie i z utwardzonym ciałem posłał Beedrilla na glebę nokautując go. Walka była skończona.
-Przegrałeś... dotrzymaj umowy - przypomniał Michał.
John zazgrzytał nerwowo zębami i zacisnął pięści -... Zmiażdż go!!! - krzyknął w stronę partnera wprawiając chłopaka w osłupienie.
Nim jednak Josh zdołał cokolwiek zrobić Sandslash odciął mechaniczną dłoń od pojazdu znajdując jej słaby punkt po wcześniejszej analizie.
-Cholera jak to!? - krzyknął zdruzgotany mężczyzna nie mogąc już kierować urządzeniem.
Droy został uwolniony, a Michał wykorzystując sytuację zamknął Cloyster w pokeballu.
-Przepraszam za kłopot...! - oznajmił z poczuciem winy blondyn.
-Spokojnie, wszystko ostatecznie poszło po naszej myśli - odparł brunet.
-JEBANE GÓWNIARZE!!!!!

Tymczasem...

-Nie będę już dłużej słuchała tych bzdur, przesuń się!!! - krzyknęła oficer Jenny odpychając Amelię i Dave'a w bok po czym dumnie ruszyła w stronę budynku.
W tamtej chwili wszyscy odruchowo spojrzeli w niebo wyczuwając czyjąś wyraźną obecność. Nad nimi pojawiły się trzy niewyraźne sylwetki unoszące się w powietrzu. Jedna z nich uniosła prawą dłoń do góry w której zaczęła tworzyć się kula cienia ostatecznie przybierając gigantyczną formę pokroju przeciętnego domu.
-C-co to jest...? - wymamrotał sparaliżowany strachem Dave.
Po chwili ciszy twórca kuli cisnął nią prosto na nich.
-PROSZĘ UCIEKAĆ!!! - krzyknął jeden z policjantów popychając zielonowłosą zaledwie ułamek sekundy przed zderzeniem.
Doszło do wielkiego wybuchu, który pochłonął duży obszar wokół bramy w tym samochody policyjne jak i samych policjantów wliczając w to także oficer Jenny, Amelię i Dave'a. Zniszczenia były ogromne i wydawało się, że nikt nie ocalał, jednak w ostatniej chwili z pokeballa Amelii wydostał się Dragonair używając ochrony w której obronił zarówno trenerkę jak i Dave'a wraz z policjantką samemu otrzymując ogromne obrażenia. Z ekipy Jenny została tylko krwawa papka.
-... Co to do diabła było...
...

-Co to był za wybuch!? - zdziwił się Droy.
-To chyba na zewnątrz... - stwierdził Michał.
-John i Josh wymienili porozumiewawcze spojrzenia - To chyba nie...
W tamtej chwili coś zrobiło dziurę w suficie jednocześnie podtrzymując go psychiką przed zawaleniem. Następnie wskoczył do niej mężczyzna z białymi nastroszonymi włosami. Ubrany był w czarną bluzę i spodnie o tym samym kolorze w kieszeniach których trzymał ręce, nosił także białe buty. Zaraz za nim do pomieszczenia wleciał unoszący się w powietrzu jednooki pokemon duch mający twarz na brzuchu. Na samym końcu zeskoczył ostatni z nieoczekiwanych gości - Charmander posiadający puste białe oczy. Widząc go Droy zamarł, a wszystko dla niego nienaturalnie zwolniło. Jego oczy stały się jakby martwe, a usta mimowolnie się otworzyły. Serce zaczęło bić jak szalone, a on gwałtownie oddychać tracąc kontrolę.
-Droy!!! - krzyczał do niego Michał zauważając jego dziwny stan. - Droy co z tobą!!!???

... SZEFIE!!!
------------

Witam :)
I pomyśleć, że przez tą końcówkę musiałem napisać tego "prawie kolosa", a jeśli już o niej to zalecam odwiedzenie podstrony "Droy Hannys". Poślizg czasowy, bo myślałem, że rozdział będzie krótszy -.-. Mimo wszystko myślę, że wyszedł dobrze i chciałbym poznać wasze zdanie o tym, bo akcja od tego momentu może się nieźle rozkręcić. A tak przy okazji dzisiaj mija rok i dziesięć miesięcy od założenia bloga, trochę minęło... ;). Do następnego!
PS: Poprawiłem 54 rozdziały ^_^

8 komentarzy:

  1. Genialny Rozdział!Metapod poznał elektro-sieć,teraz ptaki mu nie straszne.

    OdpowiedzUsuń
  2. Rozdział rewelacja 😀. Bardzo przyjemnie się czytało 😉.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej :) wróciłam. W najbliższym czasie nadrobię Twojego bloga :)

      Usuń
    2. Hej :) A się porobiło! Ta końcówka jest epicka! To Viper?! Co on zrobił z Droyem?! Jak moźna być tak okrugnym dla Pokemona?
      Kolejny majstersztyk w Twoim wykonaniu :3

      Usuń
  3. No, no. Mocna koncowka, jak i caly rozdzial. Caly czas mam nadzieje na ewolucje Metapoda, ale widocznie sie nie doczekam. Moze to i lepiej, bo i tak niezly z niego kozak :-D. Pisze z telefonu, wiec odpuscilem sobie koncowki :-P

    OdpowiedzUsuń
  4. "No i pizdu i wylądował. I cały misterny plan też w pizdu" - nie wiem czemu, ale nagle przypomniał mi się ten tekst. Chyba dobrze tu pasuje, co nie? W końcu ci dranie John i Josh mieli misterny plan, udałoby im się, gdyby nie wścibskie dzieciaki xD Kolejny cytat ze znanego dzieła filmowego :)Tak czy siak naprawdę trzymający w napięciu rozdział, nawet walka Pokemonów miała tutaj sens. Dlaczego nie dziwi mnie zachowanie Jenny? Naprawdę o policjantach po takich sytuacjach można stracić wszelki szacunek. No i jeszcze zakończenie rozdziału... Naprawdę trzyma w napięciu i budzi obawy. Ciekawe, co będzie dalej?

    OdpowiedzUsuń