piątek, 2 grudnia 2016

Rozdział 79 - Stracone zaufanie

Po tym zdarzeniu coś się zmieniło. Sytuacja regionu, który chylił się ku zagładzie powoli zaczęła się stabilizować, ale tylko dlatego, że Viper mając wszystko jak na dłoni zakpił ze wszystkich. Część władz czym prędzej miała zostać zmieniona przez głosowanie poszkodowanego ludu. Ludzie stali się bardziej nieufni i zdenerwowani przed kolejnymi tego typu sytuacjami. Dało to szansę na nowy początek bez popełniania tych samych błędów.

Jednak jeśli chodzi o mnie to sytuacja się trochę skomplikowała. Przez ogłoszenie publiczne Vipera i dodatkowo akcję na Cinnabar zostałem postawiony pod ścianą, a będąc pod ostrzałem pytań miałem małe szansę by uniknąć wszystkich. Moja mama nie zapytała o nic co było bardzo dziwne, domyślam się, że ona coś wie i tego się obawiam, bo jeśli to wyjdzie na jaw nasze relację mogą się całkowicie zmienić. Oprócz tego dochodziła sprawa z Sandslashem, której nie mogłem już ignorować...

**

Gdy się obudziłem słyszałem głośny hałas, wyjrzałem przez okno z mojego pokoju i moim oczom ukazał się tłum dziennikarzy i paparazzi, którzy nachalnie próbowali uzyskać wstęp do mojego domu. Zrobiłem się nieco ponury i zdenerwowany. Po przybyciu do Alabastii gdy tylko Amelia i Dave uzyskali dostęp do telewizji i gazet z ledwością zdołałem uniknąć wyznania im prawdy, teraz wiedziałem, że mogę się nie wywinąć.
*Co robić? Nie mam pojęcia, ale muszę tam zejść...* - pomyślałem kończąc się ubierać.
Gdy chciałem zejść na dół zatrzymał mnie Glalie, który nagle się przebudził. Uśmiechnąłem się - Chodźmy...
Po zejściu na dół w kuchni spotkałem Amelię, Droy'a i Dave'a, którzy patrzyli na mnie trzema różnymi spojrzeniami. Amelia była wciąż wściekła, że nie powiedziałem jej wszystkiego.
-Michał...! - powiedziała z pod nosa zdenerwowanym tonem.
Postanowiłem nie reagować i wyjść wraz z Glalie na zewnątrz gdzie mama usilnie próbowała przegonić wszystkich tych namolnych ludzi. Przed otworzeniem drzwi przełknąłem ślinę, a po chwili nagły błysk fleszy niespodziewanie mnie oślepił.
-PATRZCIE TO ON!!! - krzyknął jeden z dziennikarzy, a uwaga wszystkich skupiła się na mnie.
-Kochanie nie powinieneś tu być!! - oznajmiła mama kładąc mi dłonie na barkach.
Byłem nieco zdruzgotany, ale gdy nadeszło pierwsze pytanie oprzytomniałem.
-Czy to prawda, że jesteś powiązany z Viperem!!??
Nim zdążyłem cokolwiek odpowiedzieć uderzyli we mnie całą chmarą pytań.

"CZY TO PRAWDA, ŻE PLANUJECIE ZNISZCZYĆ KANTO? ZABIŁEŚ KIEDYŚ KOGOŚ? SANDSLASH TO JEDEN Z TYCH SŁUG ŁOWCY? DLACZEGO TO ROBICIE? WIESZ, ŻE ZGINĘLI PRZEZ CIEBIE LUDZIE? JESTEŚ CZŁOWIEKIEM? CO PLANUJE VIPER? KIM TY JESTEŚ? JAK MOŻESZ BYĆ TRENEREM? CO SIĘ TAK NAPRAWDĘ STAŁO NA CINNABAR? SANDSLASH TO ZABÓJCA? JEŚLI JESTEŚ PO NASZEJ STRONIE TO ODDAJ SIĘ W RĘCE POLICJI!"

Po tym co usłyszałem byłem zdenerwowany, ale i bezradny, nie wiedziałem co robić. Nigdy nie pomyślałem, że coś takiego może mnie zaboleć. Wtem przed nami wychodząc z pokeballa pojawił się Sandslash. Nim zdołali cokolwiek zrobić zgromił ich przeszywającym spojrzeniem i ostrzegł przed dalszymi działaniami. Dziennikarze natychmiast się wycofali, a mama zaciągnęła mnie do domu wraz z moimi pokemonami.
-Co za denerwujący ludzie! Wszystko w porządku? - zapytała będąc w kłębku nerwów.
-Jakoś sobie poradzę - odparłem odsyłając podopiecznych do pokeballi i zmierzając w stronę schodów prowadzących na górę.
-Ej! Michał! - zerwała się nagle Amelia. - Czas żebyś nam wszystko wyjaśnił!! - dodała po chwili.
-Nie mam nastroju na żadne wytłumaczenia - powiedziałem chcąc jak najszybciej zakończyć niekorzystną dla mnie rozmowę.
-A kiedy będziesz miał? Jak zwykle nikomu nic nie powiesz! - zarzuciła bardzo gwałtownym tonem.
Zacisnąłem zęby i ruszyłem do swojego pokoju. *Czemu nie może zrozumieć, że nie są to proste rzeczy i nie łatwo o nich mówić!?*
-Daj mu trochę czasu... - powiedziała mama kładąc jej rękę na barku.

Położyłem się na wygodnym łóżku, jednak gdy szargały mną emocje w ogóle nie sprawiało mi to radości. To jest takie trudne, znowu zamiast cieszyć się podróżą mam na głowie inne problemy, które mimo, że je zwalczam pojawiają się ponownie niczym grzyby po deszczu. Czasami sobie myślę, że moje życie już na zawsze takie będzie.
*Cholera, zaraz nie wytrzymam, głowa mi pęknie!! Dlaczego znowu coś musiało się stać, przecież nic nie zrobiłem. O co mu chodzi? Dlaczego mi to zrobił i skąd ta jego obsesja na moim punkcie!? Widziałem go zaledwie raz, więc czemu? Nie rozumiem... o co chodzi temu pajacowi!!* - wierciłem się nerwowo rozmyślając nad bezsensownością i beznadziejnością mojej sytuacji. Nagle przestałem i przyłożyłem jedną rękę do swojego czoła, a drugą uderzyłem w łóżko. *Załatwił mnie... teraz media nie dadzą mi spokoju, ludzie znienawidzą, a moja trenerska kariera może zostać przerwana, oprócz tego mogę stracić zaufanie przyjaciół, jeśli jeszcze go nie straciłem...* - obserwowałem martwym wzrokiem sufit. *No nie wytrzymam...! Musze się przejść, bo zwariuje - stwierdziłem wstając nagle z łóżka i schodząc na dół.
Przed wyjściem na zewnątrz próbowała mnie powstrzymać mama mówiąc "Michał nie powinieneś wychodzić...". Nie posłuchałem jej i czym prędzej wyszedłem.

Zrobiłem zaledwie kilka kroków, a obok mnie pojawił się Sandslash. Zdziwiony spojrzałem na niego.
-Co jest? - zapytałem.
Nawet nie drgnął, po prostu mi się przyglądał. Postanowiłem mimo wszystko iść dalej, a on szedł tuż obok mnie. Przechadzaliśmy się po spokojnych ścieżkach Alabastii w całkowitym milczeniu. To nie pierwszy raz kiedy tak się zachowuje. Odkąd przybyliśmy tu z wyspy Cinnabar nie odstępuje mnie nawet na krok, gdy tylko opuszczę dom. Wygląda to tak jakby mnie pilnował. W jego pewnej i dumnej postawie nie widać zmiany, teoretycznie jeśli ktoś by chciał nie miałby się do czego przyczepić, ale ja zobaczyłem coś w jego oczach. Widząc jego pusty wzrok dostrzegłem jak bardzo cierpi, szczerze to już dawno o tym wiedziałem, ale nie potrafiłem nic z tym zrobić. Obwiniał się za to co stało się na wyspie, za to, że nie było go kiedy byliśmy w niebezpieczeństwie. Od naszego pierwszego spotkania jest dla mnie najbardziej skrytym emocjonalnie i najbardziej nieszczęśliwym podopiecznym jakiego w życiu miałem, przez wzgląd na to odpuszczałem mu praktycznie wszystko. Tak bardzo było mi go szkoda, bo w pewnym sensie przypominał mnie.

"Przepraszam, ale nie mogę przymknąć na to oka, musisz ogarnąć sprawę z Sandslashem..."

To nie tak, że nigdy go nie podejrzewałem, od samego początku był bardzo podejrzany. Jego niezachwiane zdecydowanie i brutalność budziła grozę, a jego czyny nieraz zmusiły mnie do długich przemyśleń. Obserwowałem go, wyglądał jak świetnie wyszkolony zabójca, który potrafi perfekcyjnie stłumić wszystkie swoje emocje i dostosować się do każdej sytuacji. Zdarzało mu się robić dziwne rzeczy, podczas walk był najbardziej "żywy", a gdy kogoś ranił wyglądał na szczęśliwego. Pamiętam też jak kiedyś gdzieś zniknął i wrócił z krwią na pazurach albo gdy niemal wszystkich nas zabił swoim niszczycielskim atakiem, ale zawsze przymykałem na takie rzeczy oko. Im dłużej go znałem tym coraz częściej przychodziły mi do głowy powiązania z łowcą, doszedłem do wniosku, że może być nawet jego szpiegiem, ale od razu wyrzucałem to z głowy. Nie chciałem o tym myśleć. Może mają rację, może naprawdę jest sługą Vipera, ale jak mogę odrzucić kogoś kto tyle dla mnie zrobił? Zawsze wszystkich ratuje, jest moją ostoją i zawsze mogę na niego liczyć. Wierzę w jego wierność i ufam mu. Jak mógłbym zostawić kogoś kto patrzy na mnie z taką sympatią?
-Sandslash ja...! - powiedziałem nagle kucając przy nim. - Wierzę, że jesteś dobry i wiem, że nigdy mnie nie zdradzisz! - przytuliłem go mocno, a jego źrenice gwałtownie się rozszerzyły. - Dlatego nie martw się, nieważne co będą mówić, nigdy w ciebie nie zwątpię i zawsze będziemy przyjaciółmi... - dodałem po chwili kończąc uścisk i łapiąc go za rękę. - To obietnica...
-Slash...

Gdy wracaliśmy dostrzegłem grupę ludzi złożonych z mieszkańców Alabastii. Przechodząc obok nich zwróciłem wzrok ku dole by nie złapać z nikim kontaktu wzrokowego. Chciałem jak najszybciej przejść i nie mieć żadnych nieprzyjemności, jednak oni mnie zatrzymali.
-Czy to nie Michał? - powiedzieli między sobą by po chwili jeden ze znajomych mi sąsiadów się do mnie odezwał. - Gdzie tak pędzisz?
Nie odpowiedziałem nic i zdziwiony odwróciłem się w ich stronę.
-Dawno się nie widzieliśmy, jak tam w twojej podróży? - zapytał z uśmiechem na twarzy.
Lekko zmieszany odpowiedziałem - Bywa różnie...
-Coś taki ponury? - zapytał ponownie tym razem z troskliwą miną.
-Nie widzieliście wiadomości? - odparłem.
-A więc o to ci chodzi... - przeciągnął wymieniając porozumiewawcze spojrzenia z resztą tam obecnych. - Zaufaliśmy twojemu ojcu dlatego tobie też zaufamy, więc się nie przejmuj - oznajmił, a reszta to potwierdziła.
Przez chwilę nie wiedziałem co powiedzieć - Dziękuję - wymamrotałem i z lekkim uśmiechem na twarzy ruszyłem w stronę domu.
Choć była to drobnostka, zaledwie kilka słów to poczułem się o wiele lepiej

Jednak mimo wszystko wiedziałem, że mam przed sobą co najmniej jeszcze dwie trudne rozmowy. Wypuściłem niedaleko domu wszystkie moje pokemony by spędziły ze sobą trochę czasu i być może co nieco sobie wyjaśniły, a sam wszedłem do rodzinnego budynku gdzie zastałem mamę.
-Gdzie Amelia i reszta? - zapytałem rozglądając się po pomieszczeniu.
-Wyszli się przejść kiedy cię nie było - odpowiedziała porządkując rzeczy na półce obok kuchni.
-Mamo co jest? - powiedziałem nagle.
-Nie rozumiem... - odparła tak jakby nie traktowała tego co mówię poważnie.
-Jak twój charakter mógł tak naglę zaniknąć? - drążyłem dalej temat zaczynając powoli wylewać swoją frustrację.
-Kochanie... - powiedziała odrywając się od swojego zajęcia i zmierzając w moją stronę.
-O nic nie pytasz, zachowujesz się normalnie i udajesz, że nic się nie stało. TY COŚ WIESZ PRAWDA!? - niemalże krzyknąłem.
Mama stała przede mną z miną pełną współczucia i nic nie mówiła. To jeszcze bardziej upewniało mnie w przekonaniu, że prawdopodobnie mam rację.
-Zawsze gdy byłem w coś zamieszany, albo zrobiłem coś złego byłaś pierwszą, która mnie potępiała i próbowała dowiedzieć się o co chodzi, a teraz nagle stałaś się taka wyrozumiała!!?? - wrzeszczałem wymachując rękami.
-Kochanie posłuchaj ja... - próbowała coś powiedzieć.
Przerwałem jej - MUSISZ COŚ WIEDZIEĆ O VIPERZE, KIM ON JEST, CZEGO ODE MNIE CHCE, CO MNIE Z NIM ŁĄCZY, COKOLWIEK!!! - zarzuciłem jej prosto w twarz.
Po policzkach mamy spłynęły łzy.
-Dlaczego nic nie mówisz? Dlaczego nie krzyczysz? Powiedz dlaczego to akurat mi się to przytrafia!? Nic mi nie jest, radzę sobie, ale po prostu chciałbym wiedzieć!!! - wykrzyczałem pełnym goryczy głosem, a mimika mojej twarzy wyrażała jak źle się wtedy poczułem.
-... Jesteś niewinny, jak mogłabym nakrzyczeć na syna, który tyle wycierpiał... - oznajmiła przytulając mnie.

W międzyczasie działo się coś co umknęło moim oczom...

Glalie, Ivysaur, Metapod i Cloyster otoczyli Sandslasha wlepiając w niego swoje poważne miny.
-Dlaczego to zrobiłeś? - zapytał jako pierwszy Glalie.
Adresat po prostu stał i nie odzywając się obserwował co się wokół niego dzieje.
-Gdzie byłeś? - pociągnęła dalej temat Cloyster.
-Potrzebowaliśmy cię! - oznajmił Ivysaur.
-Dlaczego...? - wymamrotał Metapod.
Naprzeciw negatywnych emocji i słów wyrażających zawód jego osobą stał on, ten który był uznawany za winnego. Jego mimika i zachowanie ukazywała obojętność. Pokemony dalej na niego krzyczały, ale on opuszczając delikatnie wzrok odwrócił się w drugą stronę i zaczął gdzieś iść, lecz zaledwie po kilku krokach zatrzymały go głośne słowa Charizarda siedzącego w cieniu pod drzewem wyrażające pogardę.
-Michał zawsze na tobie polegał, gdzieś ty do cholery był kiedy najbardziej cię potrzebował!!?? - wykrzyczał z pretensjami wstając z miejsca.
Sandslash nie odpowiedział i wznowił chód.
-NIE IGNORUJ TEGO!!!!!!!! - wrzasnął Charizard z wkurzoną do granic możliwości miną.
Jego skrzydła w zaledwie chwilę całkowicie się rozłożyły, a on sam w zastraszającym tempie rozpoczął zabójczy lot prosto na towarzysza z drużyny. Jego prawa łapa podczas lotu pokryła się skondensowanym ogniem którym uderzył od tyłu zaskoczonego Sandslasha, który zdążył się jedynie odwrócić. Cios sprawił, że przekoziołkował się daleko za siebie niszcząc przy tym podłoże.
-Przesadziłeś! - krzyknął Glalie.
Po chwili Sandslash pozbierał się z ziemi otrzepując się z niej i powiedział patrząc w stronę wszystkich - Może i mi nie wybaczycie, ale obiecuję, że będę chronił Michała z całych sił... - po wypowiedzeniu tych słów ponownie zaczął iść.
-Pieprzenie... - odparł Charizard i poszedł w przeciwną stronę.
W taki właśnie sposób pogorszył się jeszcze bardziej negatywny stosunek dwóch skłóconych ze sobą pokemonów.

Wracając do mnie...

Po rozmowie z mamą poszedłem szukać Amelii i reszty. To była już prawdopodobnie ostatnia rozmowa, którą powinienem wtedy odbyć. By odzyskać ich zaufanie bądź go nie stracić musiałem wyjaśnić im niejasną dla nich sytuację. Spotkaliśmy się w okolicach laboratorium profesora Oaka. Na początku trwała kilkusekundowa cisza aż w końcu się odezwałem.
-Czas żebym wam wszystko wyjaśnił, podróżujecie ze mną, więc macie prawo wiedzieć... - powiedziałem będąc przekonanym do tego co mówię.
-Nie uważasz, że zbyt późno? - odpowiedziała Amelia.
-Lepiej późno niż wcale - uśmiechnąłem się delikatnie.
-Michał jeśli sprawia ci to takie trudności nie musisz nam tego mówić - oznajmił Dave.
Nie zawahał się i wyglądał wtedy na bardzo poważnego. Nie spodziewałem się tego po nim.
-Musi!! - wtrąciła Amelia zakładając nerwowo rękę na rękę.
-Amelia... - wymamrotał Droy.
Jak już sobie coś postanowi to ciężko jej coś wybić z głowy.
-A więc pamiętasz ten dzień podczas turnieju w Adrondis kiedy podczas spaceru zaczęłaś gonić żółtego Vulpixa?
-Pamiętam i co w związku z tym...? - odparła.
-Powiedziałem ci wtedy, że biegnąc uderzyłaś się w głowę i zemdlałaś. Prawda jest taka, że zaatakował nas wtedy Viper, ten sam o którym mowa w gazetach, pozwolił nam odejść, bo było to tak jakby przywitanie z jego strony. Od tamtej pory wszystko się zaczęło... - wyznałem przełykając ślinę.
-... Podejrzewałam coś, ale nie chciałam pytać, a więc to się wtedy stało... - powiedziała czując się nieswojo.
Zszokowało ją to.
-Od tamtej pory zauważyłem, że ma jakąś obsesję na moim punkcie, może coś ode mnie chcieć, albo coś mnie z nim łączy, nie wiem... kompletnie tego nie rozumiem, ale takie są fakty - mówiłem dalej.
-To wszystko? - zapytała niechętnie Amelia.
Sytuacja zdawała się być dla mnie napięta, to co miałem za chwilę powiedzieć mogło wszystko zakończyć.
-Czasami pojawia się we mnie nagły gniew w którym mimowolnie się pogrążam, robię wtedy dziwne rzeczy. Moje oczy zaczyna pokrywać czerwony kolor, czuję rządzę krwi i staje się... jakby to powiedzieć, dzikszy, silniejszy i bardziej odważny. Ciężko mi wtedy nad sobą panować i zdarza się, że nie mogę tego zrobić. Ja nie wiem czym jestem... - zakończyłem z najbardziej poważną miną na którą było mnie wtedy stać.
-Ja wiem... jesteś Michałem Zoldrey'em, denerwującym trenerem o wielkich marzeniach - uśmiechnęła się szeroko.
Nie wiedziałem co powiedzieć.
-Jesteś moim pierwszym przyjacielem, co by się nie stało zawsze będę w ciebie wierzył - oznajmił Dave.
-Pewnie było ci ciężko... - dodał od siebie Droy.
Zatkało mnie, nie doceniłem ich.
Nabrałem powietrza do ust - Nie przeszkadza wam to? Chcecie dalej ze mną podróżować? - zapytałem.
-Tak - odpowiedzieli jednogłośnie.
-Dziękuję...
To wydawało się zbyt proste, jednak było prawdziwe.

Gdy wróciliśmy, niespodziewanie pewien Pidgey pocztowy przyniósł mi list. Był on od Surge'a, napisał w nim żebym z powrotem ruszył w drogę, a on zajmie się moim oskarżeniem, na końcu oznajmił, że mi ufa. Dzięki temu opuszczenie Alabastii stało się już tylko formalnością. W ciągu kilku godzin spakowaliśmy się i byliśmy już gotowi do wznowienia naszej wędrówki. Zostało wtedy już tylko pożegnanie z mamą i profesorem Oakiem, który nas odwiedził.
-Bezpiecznej drogi skarbie - powiedziała moja rodzicielka wlepiając we mnie swój do bólu troskliwy wzrok.
-Zdenerwowałaś mnie, ale się nie gniewam, do widzenia profesorze - powiedziałem na odchodne.
-Do widzenia - pożegnali się także moi towarzysze.
-Trzymajcie się - odparł radośnie profesor.
-Pilnuj Michała - wyszeptała do Glalie mama na co jedynie przytaknął.
Po chwili ruszyliśmy zostawiając za sobą moje rodzinne miasto. To był ciężki dzień, ale nie bezowocny!
**

-A więc Courtney domyślasz się kim może być ten łowca Viper? - zapytał profesor Oak.
Przełknęła gwałtownie ślinę - Być może to...
------------

Hejka
Znów poślizg, ale może tym razem bez gadania o tym, każdy już zna mój problem... A więc co sądzicie o rozdziale? Tym razem z perspektywy Michała i dużo gadania, trochę mało akcji wiem, ale teraz staram się robić wszystko po kolei, od podstaw. Nie lecę na siłę do przodu tylko powoli to jakoś płynie, chciałbym znać wasze zdanie o tym, bo niekorzystnie oceniać samemu swoje dzieło. A tak swoją drogą może ktoś zdecydowałby się na dodanie komentarza? :D Może dałoby mi to dużego kopa, przydałby się. Naprawdę na to liczę i do zobaczenia, mam nadzieję, że wcześniej. Do następnego!

7 komentarzy:

  1. No nie przeczytam najnowszego rozdziału niestety, żeby sobie nie spoilerować, albowiem czytam (a raczej czytuję ^^'') Twojego bloga (wczoraj skończyłam czytać 20. rozdział). Trochę mnie zniechęcają małe, słabo widoczne literki, ale to pewnie moje starcze oczy już się domagają większych czcionek :P
    Ale kopa chętniej dam, takiego motywującego także, zatem pisz, pisz *kop kop* i nie zrażaj się, jak czasem nie zobaczysz komentarza pod nowością (wiem coś o tym :P) albo masz słabszy dzień i nie chce Ci się pisać. Ja w tym wypadku po prostu czekam, aż mnie najdzie ochota na pisanie i nie piszę na siłę, bo i tak nic z tego nie wychodzi. Najważniejsze, by nie rezygnować, no, chyba, że opowiadanie jest beznadziejne, ale Twoje absolutnie takie nie jest! Dlatego jeszcze raz mówię, pisz, pisz i bądź wytrwały :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Za dużo radości z tego mam i za dużo czasu poświęciłem na to by teraz rezygnować. Przyzwyczaiłem wszystkich do częstotliwości co najmniej jednego rozdziału na tydzień, dlatego teraz próbuje powrócić do tego, bo chce szybciej przemieszczać się z historią :P. Co do czcionki to od jakiegoś czasu są plany jej zwiększenia, więc niedługo pewnie stanie się to rzeczywistością :D. Szczerze to myślałem, że jesteś dalej w czytaniu u mnie. Dobrze, że zdążyłem poprawić obecnie do 33 rozdziału ^^. Dzięki za miłe słowa ;)

      Usuń
  2. To moje opowiadanie na wattpadzie o opokach opokachjak ci spodoba to tozapraszam :) https://www.wattpad.com/344372552-pokemon-bo-moc-jest-w-tobie-prolog

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej hej!
    Huff ciekawie się robi z tym Sandslashem. Jeden z moich ulubionych podopiecznych Michała, tyle cierpi. Oby reszta drużyny go zaakceptowała, powiedz że masz to w planach :")
    No i urwałeś rozdział w jednym z najgorszych momentów w jakich mogłeś to zrobić. Jak ja się teraz dowiem kim może być Viper ;__;
    Do następnego i duużo weny <\\3

    OdpowiedzUsuń
  4. Hej :)
    Rozdział czytało mi się bardzo szybko i przyjemnie. Masz duży talent. Tematyka byla bardzo trudna, ale ty świetnie się z tym zmierzyłeś. Michał posiada wspaniałych przyjaciół oraz kochane Pokemony. Sandlash jest prawdziwym ochroniarzem :3. Jak mogłeś skoñczyç w takim momencie?
    Planujesz pisać w przyszłości przygody Michała w innym regionie?

    OdpowiedzUsuń
  5. Michał celebryta normalnie. Biedaczek teraz musi sobie radzić w świetle reflektorów, te fotki, ci paparazzi. Żyć nie umierać :P

    Rozdział może i bez akcji, ale potrzebny, bo brak trochę w tym wszystkim właśnie refleksji Michała i takiego psota przerywnika, żeby ostudzić trochę akcję. Bo co za dużo to niezdrowo i nagle robi się telenowela XD. Takie posty są bardzo potrzebne.

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo ciekawy rozdział, zwłaszcza pod względem emocjonalnym. Spodobało mi się to, że Dave powiedział słowa godne prawdziwego przyjaciela. Nawet Amelia odzyskuje w moich oczach. Ciekawi mnie tylko, co matka Michała wie o całej tej sprawie. No i czemu Viper uwziął się na Michała? Co on takiego planuje? Na pewno ma jakieś plany wobec niego, tylko jakie? Muszę się tego dowiedzieć. Mam nadzieję, że następne rozdziały mi na te pytania odpowiedzą.

    OdpowiedzUsuń