wtorek, 2 sierpnia 2016

Rozdział 69 - Szczęście

Statek powolnym tempem przemierzał wody na południu Kanto co sprawiało, że do wyspy Cinabar został jeszcze jakiś dzień drogi, a pasażerowie dzięki temu mogli cieszyć się dłużej spokojnym rejsem. Słońce świeciło mocno, ale wszechobecne zachmurzenie zasłaniało większość jego promieni, a duża część ludzi opuściła główny pokład, zmierzając do swoich kajut w oczekiwaniu na rozpogodzenie. Od jakiejś godziny nie zanosiło się na to, że słońce przepędzi chmury, więc marzenia o ładnej pogodzie nie wydawały się być zbyt realne. Michał oparty o burtę spoglądał na morze, gdzie roiło się od różnego rodzaju wodnych pokemonów, ale nie to go interesowało. Skupił swoją uwagę na wodzie jakby wierzył, że odnajdzie w niej odpowiedzi na dręczące go pytania. Tajemniczy łowca Viper, czarny Zapdos, słowa wypowiedziane przez Sai'a i wiele innych niewyjaśnionych rzeczy, starał się o tym nie myśleć, ale pogoda jak na złość sprawiała, że sobie o tym przypominał, zastanawiał się czy to wszystko co się wydarzyło było tylko ciszą przed burzą, dosłownie jak w tamtej chwili na niebie. Każdego dnia tłumił w sobie te myśli i skupiał się na karierze trenerskiej, jednak czy to było do końca poprawne? Często zdarzyły mu się dziwne i niebezpieczne sytuacje z których wyszarpywał swoje życie z rąk żniwiarza, ale nigdy dostatecznie długo nie myślał jak się od nich uchronić czy jak doprowadzić sprawy do końca. Co jeśli znowu przyjdzie mu postawić swoje życie na szali i tym razem mu się nie uda? Wywinie się, a może ktoś mu pomoże? Zawsze jest na to szansa, ale nigdy nie można mieć pewności, że nie przytrafi się coś innego. Żyje w niebezpiecznym świecie, którego często staje się ofiarą, a mimo to wciąż bez ustanku podążą trenerską drogą. Postanowił nie rezygnować z marzeń nie bacząc nawet na ogromny i częsty strach jaki zdarza mu się doświadczać. Jednak jest coś co zakorzeniło się w nim na tyle głęboko, że nie jest w stanie tego odłożyć w dalszy zakątek umysłu, tak jak zrobił to z innymi nieprzyjemnymi przeżyciami, a mianowicie pytanie - "Czym ja tak naprawdę jestem?".

Jednakże teraz jest z nim naprawdę dobrze. Od niedawna jego życie nabrało wiele kolorowych barw i skrzętnie próbuje to wykorzystywać.

Powolnym tempem dotarł do leżaka na którym leniwie się rozłożył szukając przy tym dogodnej pozycji by jak najlepiej się zrelaksować. Skierował swój wzrok na mały promyk światła przebijający się przez niebiosa i jakby kazał mu coś przekazać pewnej osobie.
"Tato naprawdę za tobą tęsknie, nie kiedy bardzo Cię potrzebuję i wtedy przypominam sobie, że prawdopodobnie jesteś w zupełnie innym miejscu niż ja. To wciąż boli i ani na chwilę nie przestaje mieć nadziei, że jednak gdzieś tam żyjesz. Jeśli odszedłeś to zdecydowanie za wcześnie, mam Ci tyle do powiedzenia. Ale nie martw się, wciąż się jakoś trzymam. Ostatnio jestem naprawdę szczęśliwy, poznałem kilku ludzi których śmiało mogę nazwać przyjaciółmi i skompletowałem dość pokaźną grupkę pokemonów, które mogę nazwać rodziną. Od tamtego nieszczęsnego dnia w końcu szczerze zacząłem znów czerpać radość z życia. Wierzę, że to dzięki twojemu wsparciu jeszcze całkowicie się nie załamałem, dziękuję. Wierzę też w twoją niewinność co do czynów popełnionych w przeszłości, ale mimo wszystko chcę poznać prawdę jaka ona by nie była, bo jeśli zrobiłeś z syna potwora to musiałeś mieć jakiś ważny powód, prawda? Bywaj."
Uśmiechnął się delikatnie z pewnością na twarzy, a na niebie zaczęło się rozjaśniać.
*No to może zadzwonię do mamy?* - pomyślał wstając i leniwie się przeciągając.

-TYYYYYYYYYY!!! - przez słuchawkę rozległ się głośny wrzask, który sprawił, że po ciele nastolatka przeszedł zimny dreszcz.
-Halo...? - powiedział krótko bez zbędnych słów by przypadkiem nie rozwścieczyć bardziej już i tak zdenerwowanego rozmówcy. Zamiast odpowiedzi chłopak usłyszał ciszy szum, więc postanowił odezwać się jeszcze raz - Co tam... słychać? - powiedział ostrożnie, ale po chwili pacnął się w czoło stwierdzając, że nie powinien tego mówić.
-Wytłumacz mi młody człowieku dlaczego miałeś czelność nie odzywać się przez tak długi czas? Hmm? - zapytała po to by prawdopodobnie niezależnie od odpowiedzi mieć pretekst do nakrzyczenia na syna.
-Ha... ha... - zaśmiał się pod nosem próbując ułożyć w głowie historię, która będzie w stanie załagodzić gniew rodzicielki.
-BAWI CIĘ TO ZWYRODNIAŁY SYNU!!!!????
Michał prawie podskoczył słysząc nagłe podwyższenie tonu kobiety - Cóż... dużo się wydarzyło, przepraszam, że nie dzwoniłem - wyznał drapiąc się po głowie.
Courtney zacisnęła zęby, a po chwili odetchnęła głęboko wypuszczając i nabierając powietrza, mając dość nerwów na ledwo kilkuminutową rozmowę - Naprawdę... ehh... No więc?
-Co więc? - zdziwił się brunet.
-Co tam u Ciebie, opowiadaj - ośmieliła wracając do swojej łagodnej strony.
-Aaa o to Ci chodzi, no więc jest w miarę dobrze, jestem praktycznie świeżo po zakończeniu turnieju, a za niedługo dopłynę na wyspę Cinabar gdzie zawalczę o siódmą odznakę, a u Ciebie?
-Cóż... chyba po staremu - powiedziała przerywając kwestię na zamysł by po chwili się poprawić. - Jednak nie po staremu, odkąd przydzielili mi dodatkowe zajęcia z dzieciakami w szkole z praktyki walk, jestem trochę zajęta, ale nie jest tak źle, jakoś daję rade i właśnie za chwilę kończę - wyjaśniła uciszając gestami dzieci z którymi właśnie prowadziła zajęcia.
-No tak, przez twoją pracowitość zawsze dają Ci dużo roboty... - przełknął nienaturalnie ślinę gdy miał okazję zapytać o sprawę z tatą, ale ostatecznie zrezygnował z tego pomysłu nie chcąc psuć humoru sobie jak i mamie.
-Powiedz... jesteś szczęśliwy w tej swojej podróży? - zapytała nagle ścierając gąbką klasową tablicę przy której właśnie się znajdowała.
Pytanie rodzicielki wyrwało chłopca z zamyślenia, uśmiechnął się pod nosem i powiedział - Tak, jestem bardzo szczęśliwy.
-Rozumiem... cieszę się - uśmiechnęła się czule w stronę tablicy w której zobaczyła odbicie swojego małego synka, który zawsze prosił o pozwolenie na podróż po świecie.
-Trzymaj się mamo, niedługo zadzwonię - pożegnał się odkładając słuchawkę.
Courtney spojrzała odruchowo za okno - Czuwasz nad nim no nie?

*No to zadzwońmy jeszcze do laboratorium...* - postanowił przystępując do pomyślanego czynu. Przy telefonie zastał jednego z asystentów profesora Oaka czego w sumie się spodziewał, poprosił o przysłanie Ivysaura i odesłanie Kinglera, któremu chciał dać odpocząć. Jego prośba została spełniona, a po zakończeniu rozmowy natychmiast wypuścił z pokeballa dawno niewidzianego trawiastego stworka.
-Saur saur!! - rzucił się na niego ucieszony jakby nie widzieli się co najmniej rok, trener zareagował podobnie. Po długich czułościach usłyszeli głośne piski, więc postanowili to sprawdzić podchodząc do burty. Źródłem tych odgłosów okazała się grupka wodnych pokemonów z wyjątkowo twardą i dużą skorupą z wieloma wypukłościami jako ciałem. Znajdowali się na małej wysepce na której piątka osobników otoczyła jednego wydając w jego stronę zalotne odgłosy.
-Patrz Ivysaur piątka samców napastuje jedną samiczkę, prawdopodobnie - powiedział przyglądając się uważnie ich poczynaniom.
-Saur...? - zastanawiał się o co chodzi będąc w rękach zainteresowanego sytuacją trenera.
-Wiesz co, podoba mi się ten rodzaj pokemona, tylko jest chyba trochę za późno by go tutaj złapać, w końcu zaraz ich miniemy, ale rzucę pokeballem - stwierdził mając malutką nadzieję na powodzenie. Tak jak powiedział zrobił, wycelował i rzucił trafiając w samiczkę, która zniknęła w czerwonym świetle kuli. Przycisk na pokeballu zaświecił na czerwono, a cała kula zaczęła kołysać się na boki, piątka zdziwionych pokemonów obserwowała przedmiot podobnie jak Michał i Ivysaur by po chwili usłyszeć dźwięk oznaczający powodzenie w łapaniu. Chłopak rozszerzył szeroko oczy i przez moment nie dowierzał, że naprawdę mu się udało, jednak bardzo szybko oprzytomniał.
-Ivysaur szybko zabierz ten pokeball dzikim pnączem! - rozkazał widząc jak statek oddala się od wysepki. Pokemonowi z ledwością, ale udało uchwycić się kulę na końcu swojego zasięgu i podarować ją trenerowi.
-Sorki chłopaki! - krzyknął do wkurzonych samców. - Ale serio, że tak łatwo poszło... - dziwił mierząc pokeball wzrokiem. Po chwili postanowił odesłać kolejnego pokemona do laboratorium by móc zająć się nową podopieczną. Padło na Poliwratha, któremu chłopak również chciał dać odpocząć. Gdy to zrobił skierował się do swojej kajuty, gdzie odpoczywał Glalie i gdzie chciał przeskanować nową towarzyszkę pokedexem oraz zapoznać z większą częścią drużyny.
Cloyster to wyższa forma Shelldera. Pokemon ten posiada dwie warstwy muszli, które są praktycznie nie do przebicia, często drwi z przeciwników świadomy swojej wytrzymałej kryjówki. Żyje głęboko w morzach.

-Chłopaki to jest Cloyster - powiedział do Glalie, Ivysaura, Sandslasha i Metapoda, a oni na swój sposób się przywitali. - Charizarda przedstawię Ci później gdyż nie zmieści się w tym pokoju, a resztę w swoim czasie - dodał zwracając się do wyglądającej na speszoną Cloyster.
Popatrzyła niepewnie w ich stronę, lecz po chwili skinęła głową w geście przywitania. Następnie odwróciła się w stronę trenera i zaczęła bacznie obserwować nawet najmniejszy jego ruch.
-Coś nie tak...? - zapytał patrząc na podopieczną.
Cloyster obawiała się jakim trenerem może być nastolatek stojący przed nią, postanowiła przekonać się w dość niecodzienny sposób atakując go w twarz bąbelkowym promieniem. W gniewie często wychodzi kto jaki jest, tym się kierowała.
-Ej, ej... - powiedział przecierając oczy i twarz po nagłym ataku, który prawie powalił go na ziemię.
Uśmiechnął się delikatnie i wyciągając prawą dłoń wszedł w kontakt z jej najdelikatniejszym miejscem na ciele czyli okrągłą głową w samym środku muszli. Cloyster pomyślała, że chce ją jakoś ukarać, więc czując się zagrożona zamknęła swój pancerz przycinając przy tym rękę Michała w okolicach jej zgięcia. Chłopak głośno krzyknął, a reszta pokemonów gwałtownie się uniosła ruszając na ratunek trenerowi. Zatrzymał ich mówiąc - Spokojnie, jest dobrze... - powiedział przez zaciśnięte zęby. Sytuacja nie była na tyle tragiczna żeby nie mógł nawet drgnąć przyciśniętą ręką, więc wykorzystał to próbując delikatnie głaskać stworka w środku muszli, natomiast drugą ręką robił to samo, lecz po powierzchni skorupy na zewnątrz.
-Jest po prostu trochę nieufna... - powiedział czując już o wiele mniejszy ból. Uścisk się rozluźnił, a po chwili całkowicie ją otworzyła.
-Cloyster...? - wymamrotała niepewnie będąc zaskoczoną delikatnymi pieszczotami w takiej sytuacji.
-Nie martw się żaden z nas Cię nie skrzywdzi, od dzisiaj jesteśmy rodziną - wyznał czule ją przytulając. Ostatecznie na jej twarz zawędrował uśmiech i była pewna, że trafiła w dobre ręce.
Natomiast od wyspy Cinabar dzieliło ich zaledwie kilka godzin...
**

Tymczasem w Wertanii...

Tłum ludzi zasiadających na trybunach niemal oszalał kiedy na scenie pojawiła się ich ulubiona spikerka Vivian, która miała za chwilę rozpocząć długo wyczekiwane przez nich wydarzenie.
-Witam serdecznie wszystkich tu zgromadzonych, oficjalnie rozpoczynamy konkurs koordynatorski w mieście Wertania!! - obwieściła co spotkało się z jeszcze głośniejszym aplauzem publiczności. Standardowo przedstawiła osobistości wchodzące w skład loży sędziowskiej: Mr. Contesta, Mr. Sukizo i tamtejsza siostra Joy, a po chwili zaczęła się pierwsza runda.
...

Amelia siedziała przed lustrem w szatni gdzie nerwowo czekała na swoją kolej. Miała rozpuszczone włosy i była wyraźnie umalowana. Założyła na siebie różową sukienkę z falbankami odsłaniającą większą cześć nóg oraz czarne szpilki na wysokim obcasie.
-Za chwilę moja kolej... na pewno dam radę - wymamrotała wyrównując oddech. Po chwili wstała i założyła na głowę biały słomkowy kapelusz, który trzymała w ręku. Za nią pojawił się Droy by sprawdzić czy wszystko gra.
-I jak? - zapytał.
-Jest dobrze, dam radę - powiedziała z pewną siebie miną.
-Prosimy na scenę koordynatorkę numer sześć, Amelię Sparks!
-Nareszcie moja kolej, no to idę... - obwieściła ruszając w wyznaczone miejsce z pokeballem w ręku.
Gdy weszła na scenę od razu wyrzuciła w górę pokeball z którego wyłonił się dostojny Dragonair, publiczność była zachwycona pokemonem.
-Zacznijmy od tornada! - rozkazała czerwonowłosa.
Smoczy wąż wytworzył wir powietrzny na sporą wysokość, który miał swój początek na końcu jego ogona.
-Dodaj smoczy oddech w sam środek!
Pośród ścian wiatru Dragonair posłał zielony promień, który zmieszał się z całym tornadem.
-I na koniec uderz w sam czubek smoczym ogonem! - zwieńczyła widząc, że wszystko idzie po jej myśli.
Ogon Dragonaira zajaśniał zieloną energią po czym uderzył nim zgodnie z poleceniem w czubek tornada przecinając je na pół. Przypominało to nieco ogon wieloryba, a w tle spadające zielonkawe gwiazdki. W samym centrum prezentował się dumnie Dragonair. Następnie ukłonili się przed widzami kończąc swój występ. Publiczność oszalała podobnie jak sędziowie, którzy nie szczędzili pochwał w ich stronę. W świetnym nastroju wrócili z powrotem do szatni.
...

Przy wejściu wpadła na Droy'a.
-Byłaś świetna! - pochwalił.
-Dziękuję - odpowiedziała z szerokim uśmiechem na twarzy.
Chwilę później wraz z chłopakiem oczekiwali ujawnienia koordynatorów, którzy przeszli do drugiej rundy. Gdy wszystko było jasne Amelia spostrzegła, że znajduje się na pierwszym miejscu zostawiając resztę w tyle. Dziewczyna w geście radości uściskała mocno blondyna.
-Wspaniale, a teraz czas na... - nie dokończyła gdyż zawiesiła wzrok na jednej z uczestniczek, której nie udało się przejść dalej. Ów osoba padła na kolana ze łzami w oczach. Z jakiegoś powodu przed jej oczami pojawiła się pewna scena z przeszłości.

"-... Patrząc na tego trupa czułam się szczęśliwa - powiedziała kierując wzrok w dół.
-Co!? - zapytał lekko przestraszony.
-Widok tej krwi obok niego był... ładny - mówiła dalej ze spuszczoną głową.
Chłopak słysząc jej coraz to następne słowo czuł się niekomfortowo.
-Michał czy ja już jestem szalona? - zapytała podnosząc głowę i depresyjnie się uśmiechając. - Nie chce stać się mordercą! - dodała po chwili, a łzy zaczęły spływać po jej policzkach.
Nastolatek przez chwilę nie wiedział co zrobić, wziął głęboki wdech i zdecydował się najzwyczajniej w świecie pogłaskać ją po głowie.
-Wierzę, że do tego nie dojdzie, jestem z tobą - powiedział z uśmiechem na ustach.

-Amelia, Amelia... AMELIA! - mówił coraz to głośniej próbując dotrzeć do nieobecnej myślami dziewczyny. Nagle wróciła do siebie.
-C-co..? - wymamrotała.
-Nic ci nie jest? - zapytał pełen troski.
-Nie... przepraszam zamyśliłam się - wytłumaczyła swoje zachowanie kończąc temat. *Co jest? Czemu właśnie teraz to sobie przypomniałam?*
...

-Czas na drugą rundę!
**

-Dragonair smoczy oddech!

-Smoczy ogon!

-Tornado!

Po bezpośrednim trafieniu ostatni przeciwnik Dragonaira padł nieprzytomny.
-Wstążkę miasta Wertania otrzymuje koordynatorka Amelia Sparks!! - obwieściła spikerka.
Widownia była zachwycona i nagrodziła czerwonowłosą głośnymi brawami. Sama zwyciężczyni cieszyła się wniebogłosy, a uśmiech nie schodził jej z ust dopóki nie spojrzała na ubolewającą rywalkę. Dziewczyna podobnie jak ta w szatni upadła na kolana i ubolewała głośnym płaczem. Tym razem przed jej oczami przeleciał ogrom sytuacji w których były towarzysz pocieszał ją i pomagał z całych sił, kiedy ona nie mogła się sama podnieść, sprawiając, że jej życie nabrało barw. Pod wpływem impulsu podbiegła do dziewczyny.
-Pomogę ci...

-Co ja zrobiłam?
Po usłyszeniu tego czerwonowłosa aż się wzdrygnęła.

Gdy dziewczyna podniosła głowę Amelia zobaczyła w niej samą siebie, dosłownie. Zapłakana i czekająca na ratunek, przeszłość dosyć boleśnie o sobie przypomniała. Przestraszona zwyciężczyni wybiegła ze sceny...
...

Jakąś godzinę po zakończeniu konkursu Droy znalazł Amelię siedzącą samotnie na jednej z ławek obok Centrum Pokemon.
-Amelia...
-Jestem okropna - powiedziała na start.
Blondyn postanowił usiąść obok niej i dowiedzieć się o co chodzi - Dlaczego?
-... On zawsze mi pomagał, wspierał i pocieszał, zawsze miałam w nim oparcie i to dzięki niemu mogę spełniać swoje marzenia...
-Mówisz o Michale? - zapytał by się upewnić.
-Po tym jak go potraktowałam... ciekawe jak źle musiał się czuć, boże... - złapała się za głowę.
Chłopak ze spokojem się jej przyglądał.
-Droy... ja muszę go przeprosić!! - krzyknęła niemalże płacząc.
Blondyn mocno ją przytulił i powiedział - Chodźmy.
-Tak...
**

Kilka dni temu w Azurii...

W jednym z niewielkich domów mieszkał pewien chłopak, który od samego rana podniecony czekał na gościa mającego się niedługo pojawić. Dave nie mógł usiedzieć w miejscu, wiec nerwowo chodził po mieszkaniu. Jego rodzicielka jeszcze nigdy nie widziała go w takim stanie.
-Spokojnie bo zawału dostaniesz! - zażartowała jego mama.
-Nic mi nie będzie - zadeklarował.
Wtem ktoś otworzył drzwi, a w wejściu stał znajomy im mężczyzna z szerokim uśmiechem na twarzy.
-Witaj synu!
------------

Czołem!
No nie powiem ostatnio brakowało mi weny i złapałem TAKIEGO lenia, że nie dało się nic napisać. Miałem napisane tylko wstępnie pół strony do wczoraj (wtedy wena wróciła :D) a dzisiaj dokończyłem no i jestem zadowolony, jak dla mnie wyszło nieźle. Kilka wątków, może trochę spokojniej i rozdział gotowy. Dajcie znać co o nim sądzicie i do następnego (no i przepraszam za spóźnienie :P). Bywajcie!

6 komentarzy:

  1. Hej!
    Ha ha! Ktoś tu zapomniał dzwonić do mamusi :3 No w sumie się nie dziwię skoro spotkałeś przez całą swoją podróż morderców, Team Rocket, dyktatorskich-wójtów, "świetny" Team jakimś tam (Zapomniałam właśnie nazwy :<), oraz czarnego i elektrycznego ptaszka. Dodatkowo goni cię jakiś wielki łowca Viper, który jeszcze nie miał okazji choćby na chwilę się pojawić. Taki z niego przyczajony gość :P Ale gdy dotarłam do tego momentu, gdzie twoja matka drze się na ciebie przeczytałam go momentalnie i pomyślałam "Ktoś ma niezły przypał!". Dobra zbytnio rozpisałam o tym niebyt wielkim odcinku rozdziału. Łapanie na przypale tak bardzo z ogromnym szczęściem! Cloyster, który nie dość, że jest ewolucją to jeszcze ewoluującą przez kamień, więc istotnie po tych faktach można stwierdzić, że naprawdę trudno ją złapać, a tu przychodzi taki Michał i rzuca tak sobie z nudów i łapie od razu. Stary... Weź rzucić Pokeball'em w tego czarnego Zapdos'a, może nóż, widelec też będziesz mieć takie szczęście, plus uratujesz całe Kanto nie męcząc się przy tym zbytnio. No! Amelio najwyższy czas! W końcu ją sumienie ruszyło i może przeprosi Michała. Nie będzie z tego co prawda pary, ponieważ... Eeeeh... Droy... Cieszy mnie fakt, że w końcu David będzie mógł podróżować. Jestem ciekawa czy będzie podróżował na własną rękę, czy może będzie podróżować z Michałem. Jakbyś był ciekaw ja ZAWSZE mam takie problemy jak ty w tym tygodniu. Może jestem leniem, może roztrzepana... No, nie ważne... Dużo weny i do następnego!

    OdpowiedzUsuń
  2. Hej :)
    Kurcze, ile się wydarzyło w tym rozdziale :)
    Michał dostał ochrzan od swojej mamy co było w zupełności normalne. Powinien częściej do niej dzwonić oraz zdawać raport z życia :D. Udało mu się złapać Pokemona za pierwszym razem :) podziw stary :D
    Amelia przypomniała sobie o dobroci swojego starego i dobrego kumpla. Mam nadzieję, że się ogarnię i coś zrobi z tym fantem. Natomiast nasz wkurzający, kochany Dave zaznał upragnionengo spotkania z ojcem :)
    Czekam na nexta :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Witam :3
    Michał ma nieźle skomplikowane życie :/. Przynajmniej ma ukochaną rodzinkę złożoną z Pokemonów :) nie powiem zrobiłam sobie niezły spojler czytając ten rozdział :) bohater mi się spodobał, a fabuła jest wciągając, więc myślę, że szybko nadrobię zaległości.
    Jakbyś miał czas i chęci :) zapraszam do mnie
    kalosprzygody.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  4. Cześć,
    Dużo wspomnień w tym rozdziale. Nie ma co. Dziwne, że Droy znosi stany Ameli ze stoickim spokojem. Ona myśli o innym i chce jeszcze za nim biec, a Droy się niby zgadza. Coś czuję, że będzie zerwanko.
    Michał to mega farciarz, ale mam przeczucie, że ta Cloyster nie jest dla niego. Ciekawe kto go dostanie, przypadkiem.
    No nic, czekam na next

    OdpowiedzUsuń
  5. Początek tego rozdziału był całkiem ciekawy, ale niestety reszta była już kiepskiej jakości. Zawierał on jakieś bzdury, a prócz tego znienawidzoną przeze mnie Amelię. Jak ja nie cierpię tej suki bez serca, tej zmiennej krowy! Dobrze, że dręczą ją wyrzuty sumienia, a ona same dostaje na łeb. Jest jeszcze sprawiedliwość na tym świecie!

    OdpowiedzUsuń