sobota, 9 lipca 2016

Rozdział 67 - Likwidator niebezpieczeństw Sandslash

Trwała właśnie noc, a dokładniej było około pierwszej nad ranem. Zarówno uczestnicy jak i organizatorzy już dawno oddali się błogiemu spoczynkowi by zregenerować siły na kolejny dzień turniejowych wrażeń, no prawie wszyscy...

Pewien czerwonowłosy szesnastolatek pod osłoną nocy postanowił wkraść się do namiotu osobnika, który zirytował go na tyle, że chłopak nie zapomniał mu jego aroganckiego zachowania i braku szacunku wobec innych już od pierwszego dnia turnieju. Chciał mu zrobić jakiś kawał, nabazgrać coś na twarzy markerem czy coś w tym stylu, ale gdy rozglądał się po wnętrzu jego przenośnego "mieszkania" dostrzegł interesującą butelkę zawierająca magiczny płyn, który wielbił niemal każdy dorosły.
*No nieźle* - pomyślał zostawiając Bolda w spokoju i bez żadnego zawahania wziął owy przedmiot.
Chwilę później ten sam nastolatek dokonał kolejnego włamu, tym razem do namiotu Michała i natychmiast go obudził. Nie tracąc czasu na wyjaśnienia pokazał mu butelkę i kazał iść za nim. Brunet zastanowił się przez chwilę i przystał na jego prośbę. Następnie obydwaj wylądowali w namiocie Zeke'a. Joshua zrobił to samo co z Michałem i od razu go obudził.
-Joshua...? - przeciągnął jeszcze zaspany. - Co tu robicie? - zapytał po chwili przybierając pozycję siedzącą.
-Hyhy - wyszczerzył zęby pokazując powód tej późnej wizyty.
-Poważnie... skąd to masz?
-Z namiotu Bolda, chciałem mu zrobić psikusa, ale to było ciekawsze - wyznał Joshua.
-I co chcesz z tym zrobić? - zapytał Zeke.
-No kurna wypić, a co innego? Wylać może? - kpił czerwonowłosy podnosząc nieco ton.
-No nie wiem, a jak się skapuje? - spekulował szatyn.
-Jest tyle ludu, że na pewno nie pomyśli, że to akurat my - tłumaczył dalej Joshua.
-Też się zastanawiałem jak wbił do mojego namiotu, dawno nie piłem, więc myślę, że można coś trzepnąć - stwierdził Michał dołączając do konwersacji.
-No właśnie, teraz jest dobry moment na picie, w końcu dwóch z nas może dzisiaj na siebie trafić - stwierdził Joshua obejmując Michała i wskazując butelką na ledwo widoczny z niezasuniętego wejścia namiotu księżyc.
-Dawaj, ostatni raz piliśmy chyba rok temu no nie? - zwrócił się w stronę Zeke'a Michał.
-No wtedy jak znaleźliśmy ten sześciopak w krzakach - zaśmiał się szatyn przypominając sobie całe zdarzenie.
-No dobra idziemy w las, pół litra na trzech to nie jest dużo - wtrącił się Joshua, a Zeke w końcu przystał na jego propozycję.
Po cichu opuścili namiot i starając się nie zostawiać po sobie nawet najmniejszych śladów, zadowoleni ruszyli jak najdalej od obozowiska w poszukiwaniu miejsca odpowiedniego do libacji. Było strasznie ciemno, więc zrezygnowali z dłuższych poszukiwań i najzwyczajniej w świecie usiedli na ziemi w okolicy jakichś krzaków i oczywiście wokół drzew. Cała trójka była zadowolona co obrazował ich ciągły uśmiech i niekiedy śmiech pod nosem.
-Zimno jak w dupie... - skarżył się Michał, który wzdrygnął się gdy delikatny wietrzyk przeleciał mu po plecach. - Otwieraj szybciej, bo nie wytrzymam...
-Już, już... - mruknął Joshua szarpiąc się z korkiem od wódki.
-A kieliszki jakieś masz? - zapytał nagle Zeke irytując po raz kolejny pomysłodawcę tej akcji.
-Może jeszcze pizze na zagryzkę? Ciesz się, że jest co pić - warknął, a chwilę później udało mu się otworzyć trunek.
-No to siup...
...
Tymczasem...
Na północno-wschodnim brzegu wyspy z wody wyłonił się olbrzymi węgorz morski, a na jego grzbiecie siedział przemoczony do szpiku kości mężczyzna w czarnym garniturze. Ów jegomość miał czarne włosy i ubrany był także całkowicie na czarno, począwszy od garnituru po spodnie i pantofle. Mężczyzna trzymał pod mocnym uściskiem ręki dość nietypową rzecz, a dlatego nietypową, bo była to rzecz żywa, a mianowicie człowiek - również mężczyzna, mały wzrostem w młodym wieku blondyn ubrany w biały mundur i biało-czarną czapkę. Czarnowłosy zeskakując ze swojego pupila rzucił związanego liną blondyna o ziemię i powiedział - Dzięki za podwózkę, a w nagrodę daruje ci życie - uśmiechnął się życzliwie na koniec i wyjmując z kieszeni prawdopodobnie całkowicie wodoodporny telefon, szedł wzdłuż brzegu próbując się do kogoś dodzwonić. A odnosiło się to do zniszczonego nieopodal wyspy statku na którym młodzik prawdopodobnie był kapitanem, jednak teraz jego wodny transport niemal całkowicie zatonął, a on znajdował się na nieznanej dla niego wyspie. Natomiast stwór z wielką paszczą i łuskami na ciele koloru niebieskiego i białego, mimo swojego groźnego wyglądu, wydawał się być całkowicie posłusznym właścicielowi.
-Halo... słyszysz? - przeciągnął szukając zasięgu. - Chyba za nic w świecie nigdzie się stąd nie dodzwonię... - westchnął niepocieszony, a chwilę później o dziwo połączenie zostało nawiązane.
-No... nie spodziewałem się, że dasz radę się dodzwonić - wyznał głos po drugiej stronie.
-Heh ja też, ale mniejsza o to... jestem już na wyspie i zaraz biorę się za odnalezienie bazy tych baranów z zespołu R - powiadomił czarnowłosy.
-Bardzo dobrze, tylko nie zawal tego...
-Przyjąłem - powiedział na koniec i zakończył połączenie.
A ów rozmówcami byli niedobitki z zespołu Xenon, którzy myślą, że bez wcześniej najwyższych rangą zdołają ponownie zaistnieć w świecie przestępczym.
-No to czas zabrać się za robotę... - stwierdził poprawiając swoje okulary.
Wtem po gałęziach drzew przeszedł nienaturalny szelest, a atmosfera zrobiła się jakby cięższa, co nie umknęło uwadze mężczyzny.
-Co do...
Nie dokończył gdyż dziura w sercu uciszyła go już na zawsze. Ciało mimowolnie upadło ku przerażeniu blondyna, a za nim stał sprawca - Sandslash z nienaturalnie czerwonymi łuskami na plecach, pokryty jego krwią. Gyarados złowieszczo ryknął, a kamienna twarz zabójcy obrazująca jego obojętność do popełnionego czynu tylko wznieciła jego nienawiść. Natychmiast wystrzelił potężny hiper promień, który został z łatwością uniknięty. Jednak wściekły pokemon nie miał zamiaru dać za wygraną, wyciągnął wnioski z wcześniejszej próby i postanowił zaatakować bezpośrednio, a mianowicie połknąć w całości swojego przeciwnika. Na jego nieszczęście ten ruch okazał się równie nieskuteczny. Sandslash uskoczył w idealnym momencie, a Gyarados zarył paszczą w piaszczysty brzeg co nie było dla niego zbyt przyjemne. Następnie niebiesko-biała smuga przeleciała po jego grzbiecie i po chwili odczuł wielki ból. Sandslash nie miał ochoty na zabawę z niewymagającym przeciwnikiem dlatego zignorował głośno dyszącego węgorza. Zdziwił się jednak gdy zielona kula będąca smoczym pulsem zaczęła odpychać go na sporą odległość po wcześniejszym instynktownym zablokowaniu jej. Nagle ją od siebie odrzucił i zebrał w prawej łapie fioletowo-czarną energię by po chwili wykonać obszarowe nocne cięcie co spowodowało zatopienie uciążliwego oponenta. Związany mężczyzna który przyglądał się temu zdarzeniu był przerażony.
-Proszę rozwiąż mnie, nie mam z tym nic wspólnego!! - błagał wierzgając się z lewej na prawą. Ucieszył się gdy Sandslash do niego podszedł i kucnął co wyglądało jakby rzeczywiście chciał go rozwiązać.
-Dziękuję naprawdę... - powiedział zadowolony, a po chwili cały jego entuzjazm uleciał niczym życie, które ponownie odebrał jeż.
Pokemon wrzucił zarówno zwłoki czarnowłosego jak i blondyna do morza zabierając się za poważniejsze zadanie, które sobie ustalił po usłyszeniu wzmianki o zespole R.
...

Nim się zorientowali zawartości półlitrowej butelki już nie było. Pili szybkie kolejki, a rozmowa kleiła się jak nigdy dotąd. Alkohol zrobił swoje, mimo że nie było tego dużo to tempo jakie sobie narzucili sprawiło, że wyraźnie ich ścięło. Jeden tłumaczył ten stan jako zbyt długa przerwa od picia, drugi to samo, a trzeci, że pił coś wcześniej dlatego tak się stało - ciekawe co? Joshua... - pomyślała pozostała dwójka. Oczywiście nie obyło się również bez wyznań, opowiadania historii, wpadek, śmiechów z byle czego i delikatnych spięć jak to bywa po alkoholu. Ogólnie bardzo dobrze się bawili, bo każdemu czasem potrzeba odetchnąć i oni o tym dobrze wiedzieli. Tego właśnie potrzebowali by w dobrych nastrojach i stosunkach między sobą przystąpić za kilka bądź kilkanaście godzin do ewentualnej walki. Właśnie w taki sposób Michał i Zeke wzmocnili trochę podupadłą przyjaźń, a Joshua zbliżył się bardziej do niedawno poznanych kumpli. Następnie bezproblemowo wrócili do obozowiska i prawie zostali nakryci kiedy Joshua odkładał pustą butelkę do namiotu Bolda, ale jakoś obeszło się bez katastrofy i mogli w spokoju udać się na spoczynek. 

WSTAWAĆ! - rozległ się znajomy dźwięk wychodzący z ust profesora.
Większość uczestników była już na nogach, a chłopcy nie chcąc budzić żadnych podejrzeń, mimo małej ochoty na opuszczenie namiotu, natychmiast wstali z resztą śpiochów czekając na śniadanie. Próbowali sobie jakoś radzić. Zeke'a bolała głowa, Michał miał odruch wymiotny, a Joshua... no właśnie Joshua, po nim nie było nic widać, oprócz tego, że czuł się w środku dziwnie zmarnowany, ale tylko on o tym wiedział. "Mimo wszystko było warto" - pomyśleli widząc bezcenną minę Bolda gdy ze złością, a zarazem smutkiem patrzył na pustą butelkę. Omal nie skręcili się ze śmiechu. Następnie wszyscy skonsumowali śniadanie i przyszedł czas na ogłoszenia.
-Co cię tak śmieszy? - zapytał Mertel z dość zażenowaną miną.
-Nic, nic - odparł Michał nie mogąc pozbyć się szerokiego uśmiechu na swojej twarzy.
Profesor Oak widząc, że większości humor dopisuje, uznał to za dobry moment do przemówienia.
-Moi drodzy, witam po raz kolejny. Zostało was już tylko szesnastu, turniej wchodzi w decydująca fazę...
-Dlatego też przejdziemy teraz na drugą wyspę, gdzie odbędzie się trzecia runda! - obwieścił Merl.
Chwilę później nieco koło trzydziestu osób licząc zarówno uczestników, organizatorów jak i widzów powędrowało w stronę wskazanego miejsca. Marsz wychodził im całkiem sprawnie. Przechodząc w pobliżu lodowej góry odczuli w pewnym stopniu zimniejszy klimat, a następnie wykorzystując most pomiędzy dwoma wyspami, udali się na tą drugą. Zatrzymali się blisko początku obok małego jeziorka by organizatorzy mogli podać resztę informacji.
-A więc przejdźmy do sedna - zaczął Merl.
-Będzie to już ostatnie zadanie jakie będziecie mieli przyjemność wykonywać, dalej już tylko ćwierćfinały i wyżej, dlatego czas przestać was męczyć, nerwy i tak to zrobią - tłumaczył pół-śmiechem profesor.
-Waszym ostatnim zadaniem jest znalezienie jednej, dość dużej repliki pucharu, który otrzymacie za wygranie całego turnieju, standardowo macie tyle samo czasu - dodał Merl.
-Ma to na celu uświadomienie was, że w walkach pokemon jest najczęściej tylko jeden zwycięzca, tak jak i w tym turnieju. A więc... zaczynajcie! - krzyknął Oak dając znak na rozpoczęcie.

Michał postanowił, że pospaceruje się powolnym tempem po leśnym terenie z uwagi na wyjątkowo obolałe nogi. Szczerze mówiąc to wygrana w tej "konkurencji" mało go obchodziła, zamiast tego pomyślał o poszukaniu i złapaniu jakichś nowych pokemonów do swojej drużyny. Zeke się starał, ponieważ chciał wszystko wygrać, jak zawsze, a Joshua? Usnął pod jakąś plantacją jagód Oran.
-Fajnie by było złapać jakiegoś rzadkiego pokemona co nie Glalie? - zapytał z rozmarzoną miną na co pokemon przytaknął. - Dobra, może Sandslash coś poszuka - stwierdził sięgając po jego pokeball. Zdziwił się jednak gdy nikogo w nim nie było. - Właśnie, a gdzie jest Sandslash? Nie było go już rano, wiesz coś Glalie? - zapytał tym razem o rzecz ważniejszą.
-Gla lie lie... - pokręcił przecząco głową.
-Poszukajmy go!
Szybkim tempem przeszukali większą część lasu, lecz nie natknęli się nawet na jego ślad. Po chwili chłopak stwierdził, że niepotrzebnie się martwi, bo w końcu pokemon ten ma tendencję do nagłego znikania i przebywania samotnie.
-Pewnie gdzieś sobie odpoczywa... - powiedział do Glalie i obydwaj powrócili do powolnego spacerowania.
...

Jednak w rzeczywistości było zupełnie inaczej. Sandslash najszybszym możliwym tempem przeszukiwał pierwszą wyspę by znaleźć potencjalną kryjówkę zespołu R. Nie szło mu zbyt dobrze, gdyż nie natrafił nawet na najmniejszy ślad działalności tej oto organizacji, pomyślał o lodowej górze, ale jakim cudem mieliby się tam dostać. Tak czy siak postanowił to sprawdzić. Wtem przez przypadek natknął się na trójkę mężczyzn odzianych w czarne stroje z różowym "R" na piersi.
-Patrzcie jaki rzadki Sandslash! - krzyknął jeden z nich do reszty. Na ich twarzach pojawiły się szerokie uśmiechy, a szybkie sięgnięcie po pokeballe mówiło jasno - chcieli go złapać. Jeż przyglądał się im ze spokojem, kiedy wypuszczali ze swoich czerwono-białych kul dwa Golbaty i jednego Rhyhorna. Przynajmniej teraz wiedział, że rzeczywiście tu są.
-Atak skrzydłami Golbat! - rozkazali bez namysłu.
Oba pokemony pomknęły z połyskującymi na biało skrzydłami w stronę przeciwnika, lecz ten bez problemu nad nimi przeskoczył. Problem w tym, że nacierał na niego rozpędzony Rhyhorn.
-Akcja!
Sandslash tym razem prześlizgnął się pod nim i natychmiast wykonał ostrzenie pazurów. Uprzedzając także następne polecenia ich trenerów, załatwił całą trójkę przy pomocy zwykłego nocnego cięcia. Pokemony były nieprzytomne, więc ruszył by zając się prawdziwym celem. Jeden z nich wyjął z plecaka miniaturę podobną do bazooki i zdążył wystrzelić z niej sieć, lecz Sandslash natychmiast ją przeciął. Zabił ich bez skrupułów, a zwłoki dokładnie ukrył. Następnie udał się w pobliże lodowej góry, gdzie nawet kilka metrów od niej z ledwością dało się wytrzymać zimno, które z niej emanowało. Kolejnym celem jaki sobie wyznaczył było przeszukanie drugiej wyspy, bo tam najprawdopodobniej znajdzie to czego szuka. W przedostaniu się na nią przeszkodził mu kolejny członek zespołu R, tym razem z silnym pokemonem jakim był Nidoking. Walka była zażarta...
-Nidoking hiper promień! - rozkazał trzymający się z tyłu rocket.
Po energicznej wymianie ciosów Sandslash postanowił po raz kolejny zaatakować z bliska, szybkim ruchem uniknął pomarańczowej wiązki energii i zaatakował nocnym cięciem. Ostatecznie wychodząc praktycznie bez szwanku, pokonał fioletowego kolosa. Zrobił to co wcześniej ze zwłokami rocketsów i ruszył dalej. Po drodze jednak napotkał różnego rodzaju pułapki i inne przeszkody, których się nie spodziewał. Wyglądało to tak jakby zaczęli się pojawiać dopiero po przemieszczeniu ludzi z turnieju na drugą wyspę. Oprócz tego Sandslash mógł odnieść wrażenie jakby cały czas go obserwowali i domyślili się jego planów dotyczących zniszczenia ich bazy, dlatego też chcieli mu to w jak największym stopniu utrudnić. Czy przejął się tym? Zdecydowanie nie. Sam zastanawiał się czemu to robi, nie miał takiego obowiązku ani wielkiej frajdy z uganiania się za zespołem R. Tak jakby czuł, że pozbycie się tego niebezpieczeństwa grożącemu jego trenerowi będzie słuszne. Gdy przybył na drugą wyspę sprawa nie była już tak łatwa. Wszędzie roiło się od uczestników turnieju, a pozostanie niezauważonym stało się o wiele trudniejsze. Natomiast po rocketsach nie było śladu. Dopóki nie zauważył jednego z nich kręcącego się obok nienaturalnie wyglądającej skały. W rzeczywistości były to ukryte drzwi, które otworzył jakąś kartą. Sandslash szybkim ruchem zdążył do nich przeniknąć tuż przed zamknięciem i natychmiast pozbył się osamotnionego rocketsa. Kryjówka ta była nadal w trakcie tworzenia, dlatego nic specjalnego tam nie było, oprócz dużego skupiska członków, którzy zajmowali się jej budową.
-Do cholery, skąd tu tyle dzieciarni!? - irytował się głównodowodzący bazy siedząc przed olbrzymim ekranem pokazującym obszar w pobliżu kryjówki. Mieli ustawione w okolicy kilka kamer.
-Pójdę się kilku pozbyć - powiedział drugi chwytając za czarną snajperkę.
-Dobra, dobra! Tylko dyskretnie! Może to ich trochę spłoszy, a jak nie to wyrżniemy wszystkich! - odparł pierwszy.
Mężczyzna ze snajperką natychmiast wyruszył drugim wyjściem by wykonać zadanie.
-Wszędzie ci trenerzy... - westchnął ponownie pierwszy.
W międzyczasie Sandslash pozbył się połowy rocketsów co zostało zaalarmowane natychmiast do głównodowodzącego.
-Jakim cudem jeden pokemon może z nas robić głupców!? - burknął po raz kolejny i chwytając karabin maszynowy ruszył by pomóc reszcie. Jednak stało się coś zupełnie nieoczekiwanego, zarówno dla niego jak i całego zespołu. Sandslash przyszedł do niego zostawiając za sobą odór i zwłoki martwych ciał. Zniszczył ich w zaledwie kilka chwil uprzedzając użycie przez nich pokeballi.
-Jakim...? - nie zdążył powiedzieć, bo jeż zrobił swoje. 
Wydawało się, że to już koniec, jednak Sandslash zauważył na wielkim ekranie ostatniego rocketsa, ów mężczyzna trzymając w ręku snajperkę zbliżał się do najbliższego trenera w okolicy. Jak na nieszczęście tym trenerem okazał się... Michał, ten którego chciał ochronić. Wystrzelił jak z armaty biegnąc w tamto miejsce.

Tymczasem rocket znajdując dobre położenie i odległość w stosunku do celu jakiego chciał pozbyć się bez zauważenia, zaczął mierzyć w głowę trenera, który niemrawo przemieszczał się po okolicy.
-Pucharu niema, rzadkich pokemonów też nie, ja nie mogę... - mruczał pod nosem Michał nieświadomy zagrożenia jakie na niego czyhało.
Mężczyzna natomiast idealnie wycelował i... strzelił. Nie wiedział czy to był impuls czy też nie, ale zamiast wyeliminować cel postanowił ochronić trenera swoim własnym ciałem. Przez chwilę myślał, że stanie mu serce widząc pocisk wystrzelony w Michała. Nie miał takiego obowiązku, lecz ponownie coś podpowiadało mu, że to jest słuszne. To było coś co z jednej strony rozumiał, a z drugiej nie. Miał mętlik w głowie. Strzał odbił się od jego twardego ciała, a prawdopodobnie ostatni członek zespołu R na wyspie został wykończony. Michał mimowolnie się odwrócił słysząc ciche puknięcie, a Sandslash pozbył się ostatnich zwłok.
-Co to było? - zastanawiał się niemrawo patrząc na Glalie, który również nie miał pojęcia. Chwilę później obaj poszli w stronę z której tutaj przybyli.
Sandslash wziął szybką kąpiel w najbliższym zbiorniku wodnym pozbywając się śladów krwi jak i jej zapachu, a następnie pojawił się na gałęzi drzewa tuż przed swoim trenerem i jego lodowym towarzyszem.
-Ooo! Sandslash! - ucieszył się Michał. - Szukaliśmy Cię, gdzie byłeś? - zapytał z pełną troski miną. Pokemon zeskoczył z drzewa i wylądował przed nim wzruszając tylko ramionami. - Martwiłem się - wyznał głaszcząc go delikatnie. - Dobra wracajmy do profesora Oaka, do tej pory na pewno ktoś znalazł tą replikę, a zaraz zacznie się trzecia runda! - obwieścił nastolatek i we trójkę ruszyli w stronę obranego kierunku.
Sandslash nie wiedział czemu, ale odetchnął z ulgą, a jego twarz lekko się rozpromieniła.
...

Gdy dotarli na miejsce dowiedzieli się, że szczęśliwcem, któremu udało się znaleźć replikę pucharu był nie kto inny jak Zeke. Następnie po krótkiej przerwie i oczekiwaniu na wszystkich uczestników, wyruszyli w nowe miejsce, które miało być polem walki, a takowym okazało się strome kamienne wzgórze, prawdopodobnie najwyższy punkt na wyspie. Upadek z niego był równoznaczny z przegraną, nawet pomimo braku ewentualnego nokautu. Nie trzeba było długo czekać, a trzy pierwsze pojedynki zostały zakończone i przyszła pora na czwarty, a mianowicie walka pomiędzy Joshuą i Mertelem. Po jej zakończeniu profesor Oak ogłosił dwóch uczestników, którym dane było zmierzyć się w piątym pojedynku.
-Zeke Fulman kontra Michał Zoldrey!
...
------------

Halo!
Tym razem nie mam wiele do powiedzenia ^^. Rozdział się podobał? Zaintrygował was? A może oczekujecie bitwy Michała i Zeke'a? Zastanawiacie się czy to nie jest być może koniec turnieju dla młodego Zoldrey'a? A może to dopiero początek? Cóż tego dowiecie się trochę później gdyż przed następnym rozdziałem ukaże się specjal obejmujący walkę Joshuy i Mertela, ponieważ nie chciałem jej wciskać siłą na koniec, a na początku następnego też nie będzie dobrze. Dlatego premiera 68 rozdziału prawdopodobnie się nieco przesunie. W zamian postaram się napisać świetną potyczkę. A więc pozdrawiam i do następnego!

4 komentarze:

  1. Hej!
    Trochę mi zajęło napisanie tego komentarza, ale cóż. Coś ostatnio nie mam weny do niczego :P Strata Mertela, zysk Joshuy. Było lepiej schować trunek, ale co ja tam wiem... Jestem ciekawa, czy trzymasz jeszcze jakiś niedobitków z tego "świetnego" zespołu Xenon. Dobrze, że kolejny patałach od nich gryzie glebę. Moim zdaniem dawanie nadziei temu biednemu, poturbowanemu blondynowi było takie... Okrutne... Podoba mi się :D Ogólnie twój podopieczny dobrze się spisał. Rozwalił, co prawdę małą, ale grupkę Rocket'ów. Sandslash sobie bezkarnie biega wesoło mordując, a ty pijesz jakieś tanie jebacze i nawet raczysz nie zauważyć, że ktoś do ciebie strzela :P Dobra ja rozumiem, że kac i te sprawy, ale naprawdę... Czekam na tę zapowiedziane walki i mam nadzieję, że w końcu się okaże w co ewoluował Eevee Zeka. Do następnego!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki za opinię, komentarz wyszedł Ci lepiej niż zazwyczaj ^^

      Usuń
  2. Cześć, ciekawe tak zmienić trochę akcje i przesunąć ją ku pokemonowi. Przez chwilę myślałem, że wyeliminujesz Sandslasha, jednakże ostatnio wychodzi Ci zaskakiwanie. Aż jestem ciekaw kolejnych rozdziałów. Czyżby Michał dorósł do walki z Zekem? Zobaczę, co dalej

    OdpowiedzUsuń
  3. Nie pochwalam pijaństwa i uważam, że Michał poniża się upijając się z kumplami. Naprawdę ten człowiek nie ma za grosz godności osobistej. Jedyne, co jest tu ciekawe, to śmierć jednego z agentów Zespołu Xenon i wykończenie małego oddziału ludzi Giovanniego.

    OdpowiedzUsuń