sobota, 25 czerwca 2016

Rozdział 65 - Ty też jesteś członkiem rodziny

Nadszedł kolejny dzień zmagań turniejowych na wyspach lodowych. Tym razem to Glalie uprzedzając swojego trenera, który wciąż znajdował się w krainie snów wybył z namiotu i pod zasłoną ledwie wstającego słońca oddalił się znacznie od obozowiska. Leśne pokemony dopiero budziły się do życia gdy stworek nietypowy dla tego regionu przelatywał obok nich. Czemu wstał tak rano? Bo nie mógł już siedzieć bezczynnie, jego szybkość nie powróci sama z siebie. Sam musi coś z tym zrobić.
*Muszę wziąć się za siebie, bo na zawsze zostanę w takim stanie* - pomyślał Glalie opuszczając wzrok by następnie energicznie go podnieść.
Patrzył przed siebie czekając na odpowiedni moment by zacząć trening przygotowany na spontana aż powiał delikatnie wiatr, strącając przy tym jeden z liści drzewa naprzeciwko niego, wtedy ruszył. Od spadającego obiektu dzieliło go zaledwie kilka metrów, ostro wystartował starając się z całych sił by znaleźć się za docelowym miejscem upadku listka, nim ten dotknie ziemi. Listek mozolnie kołysząc się pod wpływem powietrza na lewo i prawo zmierzał ku dole, w podobnym tempie mknął Glalie, a gdy nagle przyśpieszył i wydawało mu się, że zdołał wykonać to co sobie ustalił, liść upadł tuż przed nim. On natomiast rozpędzony pomknął dalej i uderzył w pień drzewa po czym upadł na ziemię.
*Było tak blisko...*
Chwilę później wstał i kilkukrotnie powtórzył czynność uderzając przed tym w drzewo by liście ponownie zerwały się z gałęzi. Końcowy efekt za każdym razem był jednak taki sam, a on wylądował na plecach, zmęczony i pełen zmartwienia. Dla innych ten trening mógłby wydawać się śmieszny i bezowocny, ale dla niego był bardzo ważny. Nie miał innego pomysłu, a chciał jak najszybszych efektów, nie jest cierpliwy co dodatkowo pogarsza całą sprawę.
-Dlaczego tak wyszło...? - wymamrotał z przymkniętymi do połowy oczami. - To jest takie trudne... - zrzędził, a na jego twarzy pojawił się grymas. - Muszę się bardziej postarać!
Energicznie zebrał się z ziemi i wymyślił nowe ćwiczenie do którego natychmiast przystąpił. Poruszał się naprzód skacząc z miejsca na miejsce nie korzystając przy tym z możliwości lewitacji, co miało prawdopodobnie imitować bieganie. Mimo wszystko czuł, że to co robi idzie na marne, to uczucie towarzyszyło mu przez cały czas.  Michał nie miał pojęcia co przeżywał w sobie Glalie, jak utrata dawnej szybkości wpłynęła na jego psychikę. W końcu trener znajdował się myślami w krainie tęczowych Charizardów i urodziwych kobiet, a przynajmniej tak czasami zdawało się jego pierwszemu podopiecznemu. Powoli padał z sił, ale mimo to kontynuował swoje komicznie wyglądające czynności, jednak nikt posiadający choć odrobinę moralności nie wyśmiałby jego starań po ówczesnym spojrzeniu na jego pełną determinacji i zmartwienia twarz. Przestał u kresu swoich sił wyczuwając obserwującego go gościa, błyszczącego Sandslasha, który jak zwykle siedział na jakiejś gałęzi sprawiając wrażenie obojętnego na wszystko wokół. Glalie zawsze gdy na niego spoglądał widział ostoję spokoju i dostojnego pokemona, który mógłby sobie ze wszystkim poradzić bez najmniejszego wysiłku. Zawsze mu tego zazdrościł.
-Myślisz, że to co robisz jest daremne? - zapytał nagle zawieszając na nim swój wzrok.
I jakby czytał w myślach...
Glalie powodził wzrokiem w lewo i prawo nie chcąc kłamać, po chwili odpowiedział - Chyba tak...
Sandslash zeskoczył nagle z gałęzi lądując tuż obok zmieszanego pokemona. Lodowy stworek tylko czekał na jego wyniosłe słowa mające na celu go skrytykować i pokazać swoją wyższość, lecz takowych się nie doczekał.
-Spokojnie... jeśli się postarasz to na pewno Ci się uda - powiedział jeż powodując u drugiego rozmówcy zdziwienie.
Tego się nie spodziewał. Sandslash przeszedł obok niego powolnym tempem zmierzając w stronę obozowiska.
-Naprawdę się zmieniłeś - stwierdził Glalie.
Adresat tych słów po ich usłyszeniu zatrzymał się.
-Powiedz... polubiłeś z nami przebywać? - zapytał z uśmiechem na ustach.
Sandslash postał chwilę bez ruchu by nagle niesygnalizowanie wyskoczyć w górę i poruszając się po gałęziach drzew wrócić z powrotem do obozowiska. Niedługo po tym Glalie również tam wrócił tuż przed pobudką Michała.
...
Gdy wszyscy trenerzy wstali samodzielnie bądź niesamodzielnie, każdy przystąpił do konsumpcji śniadania, jednak zanim to zrobili w pierwszej kolejności to ich wierni towarzysze mieli prawo należycie się posilić. Dopiero wtedy kucharz i jego pomagierzy ukazali grupie wygłodniałych nastolatków swoje kulinarne dzieła. W tamtej chwili pokemony otrzymały chwilę wolnego.

Stworki korzystając z okazji rozchodziły się po okolicy w grupkach bądź pojedynczo, jedne odpoczywały, drugie zwiedzały, a jeszcze inne delikatnie ze sobą walczyły. Po prostu starały się jakoś zabić czas. Natomiast drużyna piętnastoletniego trenera z Alabastii zajęła się swoimi sprawami. Charizard jak zwykle runął pod jakimś drzewem półprzytomnie obserwując wszystko wokół podobnie jak Sandslash, który leżał na jednej z gałęzi tego samego obiektu.
Jaszczur zerknął od niechcenia w górę - Ja zająłem to miejsce... - burknął.
Jeż w podobny sposób przekierował na niego wzrok by po chwili go zignorować.
-Co!? - uniósł się nagle przez wzgląd na jego aroganckie zachowanie i posłał w jego stronę miotacz płomieni.
Sandslash nie ruszając się z miejsca i używając lewej łapy wytworzył obszarowe nocne cięcie i zniwelował wrogi atak. Między nimi często iskrzy.
Natomiast Kingler i Poliwrath chodzili powolnym tempem po okolicy.
-Co ty na to żeby poszukać jakiegoś zbiornika wodnego? - zapytał pełny nadziei krab.
-Co ty na to żeby potrenować? - odparł nie słuchając w żadnym stopniu towarzysza.
Kingler uśmiechnął się z dozą zażenowania, przytłoczony przez prostolinijność Poliwratha.
Nieco oddalonymi od reszty przyjaciół byli Glalie oraz Metapod.
-Dlaczego tak niechętnie idziesz? - zapytał lodowy stworek.
-... A... po co mnie tutaj przyprowadziłeś? - odparł pytaniem powoli pełzający robak.
-Żeby trochę potrenować - wytłumaczył powodując zakłopotanie u towarzysza.
-Przepraszam, ale... nie jestem zbyt dobrym partnerem do treningu - stwierdził Metapod.
-Co ty mówisz, tobie też przyda się trening! - doskoczył nagle do niego powodując wycofanie przez poczwarkę kawałek do tyłu.
-Przepraszam... - wymamrotał, a na jego twarzy pojawił się rumieniec.
-Dalej się nas wstydzisz? - skomentował jego zachowanie odwracając się do niego plecami. - Musisz stać się silniejszy, na pewno tego chcesz...
Metapod nic nie odpowiedział choć przyznał mu w myślach rację.
-Spokojnie wszystko... - nie dokończył gdyż usłyszał nagły pisk towarzysza.
Natychmiast się odwrócił i ujrzał go, leżącego na ziemi, a tuż obok niego stał wielki Rhydon. Prawdopodobnie przechodząc nie zauważył małej poczwarki i przez przypadek ją staranował. Być może tak właśnie było, lecz to co zrobił później nie należało do rzeczy miłych.
-Nie wchodź mi w drogę robaku!! - warknął podnosząc i ściskając go swoją pokaźną łapą.
Zarówno Glalie jak i sam Metapod nie zdążyli zareagować, kiedy rozwścieczony pokemon rzucił nim o ziemię.
-Ej!!! - krzyknął Glalie ruszając gniewnie w stronę agresora.
Wtem nagle za wrzeszczącym coś Rhydonem wylądował Charizard i zaatakował go wściekle ognistą pięścią. Jego głowa została wbita w ziemię, lecz po chwili otrząsnął się po uderzeniu i zamachnął się z jaśniejącą na biało łapą by potraktować przeciwnika młoto-ramieniem. Niespodziewanie cios Rhydona zablokował Poliwrath swoim łamaczem murów, który nagle znalazł się przed jaszczurem. Za nimi pojawił się także Kingler, a z najbliższego drzewa obserwował wszystko uważnie Sandslash, gotowy by w każdej chwili wkroczyć. Cała drużyna w jednej chwili pobiegła na ratunek najmłodszemu członkowi drużyny.
-Kilku na jednego co? - burknął otoczony.
Jak się okazało za Rhydonem również ruszyli towarzysze wyczuwając zagrożenie. Pojawił się Venusaur, Dodrio, Golbat, Drowzee oraz Machamp.
-Hee, obstajecie za takim kurduplem? - parsknął śmiechem Rhydon czując się pewniej ze wsparciem.
-Jest członkiem naszej rodziny - odparł Poliwrath.
Atmosfera była napięta, wystarczyłby jeden zły ruch i wszyscy rzuciliby się sobie do gardeł. Michał kończąc śniadanie zauważył w oddali swoich podopiecznych w dość dziwnym położeniu dlatego natychmiast pobiegł w ich stronę podobnie jak inny, drugi trener, prawdopodobnie reszty pokemonów. Gdy byli już blisko pokemony przeniosły swój wzrok na nich i wydawało się, że emocje nieco uleciały.
-Co tu się stało!? - zapytał podnosząc rannego Metapoda na ręce.
-Co jest Rhydon? - zapytał swojego podopiecznego nieznajomy Michałowi trener.
Adresat tych słów wskazał na pokemony bruneta tłumacząc coś w swoim języku ku niezadowoleniu Charizarda i Glalie.
-Rhydon mówi, że to twoje pokemony zaczęły - powiedział trener zwracając się do Michała.
Był to zielonowłosy chłopak z fryzurą na irokeza i umięśnioną sylwetką. Nosił białą opaskę na czole i srebrny zegarek na lewej ręce. Oprócz tego ubrany w biało-czarną koszulkę i czerwoną bluzę oraz siwe spodnie i czerwono-białe buty.
-Niby czemu miałyby to zrobić? - odparł brunet.
-Nie mam pojęcia, ale Rhydon by mnie nie okłamał! - podniósł nieco ton.
-Ale to mój pokemon jest ranny, a nie twój, to o czymś świadczy! - stwierdził Michał z niezadowoleniem w oczach.
-Może ta twoja poczwarka zaczepiła Rhydona i w odpowiedzi dostała łupnia, tak też może być - przedstawił swoją wyimaginowaną wersję zdarzeń.
-Co ty za głupoty gadasz, po co miałby to robić!? - bronił podopiecznego Michał.
-Heh... rany, rany, taka afera o marnego Metapoda... - palnął nagle trener.
Te słowa sprawiły, że w Michale zagotowała się krew - Marnego...? - powtórzył posyłając mu złowrogie spojrzenie. - Nie mów tak o członku mojej rodziny! - warknął.
Metapod czuł, że to wszystko dzieje się przez niego, nie było mu z tym dobrze, wręcz przeciwnie ubolewał nad tym - Przepraszam... - wyszeptał.
-To nie twoja wina, przecież wiesz - pocieszył go Charizard.
Trener przybierał się do powiedzenia czegoś jeszcze, lecz w tamtej chwili profesor Oak i reszta zaczęli zwoływać wszystkich by ogłosić zadanie na dziś.
-Módl się żebyśmy nie walczyli przeciwko sobie w drugiej rundzie - powiedział oschle Michał.
-Tak, tak - zaśmiał się pod nosem zielonowłosy i ruszył w stronę obozowiska.
...
Gdy wszyscy się już zebrali profesor i Merl przystąpili do wyjaśnień.
-Ponownie witamy wszystkich, zapewne zastanawiacie się co takiego dziś dla was przygotowaliśmy - zaczął powoli Oak.
-Nie będzie to nic wielkiego, więc nie obawiajcie się - wyznał Merl.
-Jednak dla niejednego będzie to za trudne zadanie - dodał od siebie Bold z lekkim uśmieszkiem wyższości na ustach.
-Oj nie strasz ich Bold, to nie będzie wcale takie trudne - zapewnił profesor. - A więc zadaniem na dziś będzie zwyczajne łowienie, sztuka cierpliwości... tak, wielu z was to się przyda.
-Tak jak poprzednio macie pięć godzin - dodał Merl.
-A kto nic nie złowi... proszę przypomnieć panie kucharzu - powiedział Oak.
-Ten będzie jadł karmę dla pokemonów - odparł wesoło kucharz.
-Sami słyszeliście, a więc do roboty, haha! - ośmielił ich profesor.
Joshua stojąc razem z Michałem i Zeke'm czuł się wbity w ziemię, cierpliwość to było to czego często mu brakowało.
-Nie dam rady... nie ma szans... - mamrotał pod nosem czerwonowłosy czując, że polegnie z kretesem.
-Pamiętam trochę co i jak w tym łowieniu - wyznał Michał odbierając wędkę od Bolda, który od niechcenia je rozdawał.
-W sumie kiedyś coś tam łowiliśmy - przypomniał sobie Zeke.
-A no, racja! - potwierdził jego słowa.
-Przestańcie tam mamrotać pod nosem tylko złówcie coś za mnie przyjaciele... - burknął załamany Joshua.
Michał i Zeke skomentowali to uśmiechem, a chwilę później cała trójka rozeszła się w swoją stronę.

Michał przy pomocy Charizarda wraz z Glalie i Metapodem polecieli na dalszą część wyspy by w spokoju wybrać miejsce łowieckie z dala od innych trenerów. W końcu łowienie to jak sam profesor określił sztuka cierpliwości, dlatego też by się skupić nie chciał żadnego ludzkiego osobnika w pobliżu. Padło na wybrzeże, właśnie tam wygodnie się usadowił i zarzucając wędkę rozpoczął oczekiwanie na swoją pierwszą zdobycz. Glalie niemrawo patrzył w stronę morza, a Metapod wydawał się bardziej smutny i nieobecny niż zwykle, najchętniej posiedziałby samotnie w pokeballu, lecz nie miał na tyle odwagi by poprosić o to swojego trenera. Natomiast nastolatek ilekroć próbował myśleć tylko i wyłącznie o łowieniu to w jego umyśle pojawiał się zielonowłosy trener wypowiadający złośliwe i denerwujące dla niego słowa. Obraza Metapoda naprawdę go poruszyła, nigdy nie lubił gdy ktoś znęcał się nad słabszymi, jednak często nie miał na tyle odwagi by pomóc takiej osobie, zdarzało się też, że przez wpływ otoczenia również to robił, po czym miał wyrzuty sumienia. Teraz było inaczej, miał siłę by pomóc i sprawić żeby to nigdy się nie powtórzyło. Z jednej strony cieszył się z tego jak zareagował, bo obrazowało to wielką więź jaka łączyła go nawet z niedawno złapanym pokemonem.
-Słuchaj Metapod... - zaczął niepewnie Michał odkładając wędkę. - Widzę, że się obwiniasz za tamtą sytuację, ale hej to już się stało, nieważne co byś zrobił my i tak pójdziemy za tobą w ogień, jak pokazała to reszta - powiedział nagle odwracając głowę i robiąc chwilę przerwy od mówienia. - Bo jesteśmy rodziną - kontynuował odwracając się z powrotem i zmieniając barwę głosu, gdyż było to dla niego niezręczne. - A ty też jesteś członkiem tej rodziny, dlatego nie martw się... - wyznał delikatnie go głaszcząc.
-Glalie, glalie! - potwierdził szeroko się uśmiechając.
Nagle usłyszeli nienaturalny szelest z okolicy lasu, a chwilę później ich oczom ukazał się ten sam zielonowłosy trener co wcześniej. To był przypadek czy po prostu go śledził, tego mógł się nigdy nie dowiedzieć, jednak faktem było to, że po zauważeniu próbującego wędkować bruneta delikatnie się uśmiechnął i zajął miejsce nieopodal niego.
*No nie wierze... gorzej być nie mogło, nie chce na niego patrzeć, a tym bardziej teraz, kiedy wciąż jestem lekko zdenerwowany* - powiedział w myślach Michał.
-Mertel Alonso, słyszałem o tobie Michale Zoldrey'u - przedstawił się teatralnie imitując problemy z wędką.
*Już mnie denerwuje...*. - Od kogo? - zapytał od niechcenia.
-Obiecujący trener walczący za pomocą lodowego pokemona z Hoenn... heh - powiedział przystępując w końcu do łowienia.
*Czyli mi debil nie powie...*
-Również mam sześć odznak i proponuje posłuchać mojej rady... - powiedział niezbyt jasno spoglądając na Metapoda.
-Jakiej?
-Wyewoluuj tą poczwarkę albo pozbądź się jej, bo w tym stanie jest bezużyteczny.
Mertel od zawsze był człowiekiem, który narzucał innym swoje zdanie na praktycznie każdy temat.
-O co ci chodzi? - warknął do niego Michał.
-Po prostu nie mogę patrzeć na słabeuszy - wyznał Mertel.
Michał w tamtej chwili miał już coś powiedzieć, ale odruchowo spojrzał na Metapoda, który przeniósł na niego swój smętny wzrok tak sam jak wtedy, gdy się poznali. Po tym nie miał żadnych wątpliwości co zrobić.
-Huk z tym łowieniem, walczmy! - powiedział rzucając nerwowo wędkę. - Trzy na trzy, jeśli wygram odwołasz swoje słowa - zaproponował.
Trener mimowolnie się uśmiechnął - Zgoda, ale jeżeli to ja wygram potwierdzisz to co powiedziałem - dodał swój warunek.
-Niech będzie - westchnął. - Metapod patrz jak załatwi to twoja rodzina - zwrócił się do niego pełen werwy.
Glalie przytaknął.

Nie trudzili się szukaniem odpowiedniego pola walki, postanowili pojedynkować się tam, na wybrzeżu.
-Poliwrath wybieram Cię! - krzyknął Michał dokonując swojego pierwszego wyboru.
Poliwrath zaczął prężyć muskuły, a Mertel uśmiechnął się pod nosem - Dodrio, pokaż się! - odpowiedział na to zielonowłosy.
Michał standardowo wyciągnął pokedex.
Dodrio to wyższa forma Doduo. Jeśli trzy głowy tego pokemona patrzą w trzy odrębne kierunki, jest to pewny znak, że stoi na straży czegoś. Zaleca się nie zbliżać do Dodrio jeśli nie jest się zbyt ostrożnym, ponieważ może podjąć decyzję o podziobaniu danego osobnika. Oprócz tego bardzo wysoko skacze.

Poliwrath i Dodrio przez chwilę mierzyli się wzrokiem podobnie jak ich trenerzy, a następnie bez ich komendy ruszyli na siebie. Znielubili się od pierwszego wejrzenia.
-Świetnie, aż rwiesz się do walki! - pochwalił podopiecznego Michał. - Łamacz murów!
-Dodrio dziobanie!
Oba pokemony znalazły się tuż przed sobą mając nadzieję na nokaut przeciwnika. Pierwszym który zadał cios był Poliwrath, zdecydowanym zamachnięciem trafił w środkową głowę Dodrio za pomocą wyprostowanej dłoni. Chwilę później okazało się, że był to zły ruch, pozostałe dwie głowy Dodrio zasypały Poliwratha nawałnicą ciosów dziobem, a po chwili dołączyła do nich również środkowa głowa posyłając oponenta na deski.
*Te głowy robią cholerną przewagę... chyba potrzymamy ich na dystans* - stwierdził w myślach Michał.
Gdy Poliwrath się podnosił Mertel suszył zęby widząc, że wszystko idzie po jego myśli.
-Hydro pompa!
Ze spirali na brzuchu podopiecznego Michała wydobył się potężny strumień mknący do celu niczym strzała.
-Dodrio skacz!
Pokemon wyskoczył na imponująca wysokość wychodząc tym samym z zasięgu hydro pompy.
-Szybki atak! - dodał po chwili Mertel, a jego podopieczny zostawiając za sobą białą smugę mknął z prędkością spadającego samolotu w stronę przeciwnika.
-Poliwrath wyczekaj i lodowa pięść!
Poliwrath nie musiał długo czekać, a dla zielonowłosego było za późno na zmianę decyzji. Gdy Dodrio znalazł się w jego zasięgu zdecydowanym ruchem uderzył w szyje przeciwnika odrzucając go na dobre kilka metrów, mało brakowało, a Dodrio zostałby zamrożony. Był to super-efektywny cios.
-Dodrio powrót! - rozkazał nagle Mertel tracąc nieco pewności siebie.
-Brawo Poliwrath! - pochwalił go Michał podobnie jak Glalie.
-No nie powiem, było blisko... - wyznał szczerze Mertel. - Co powiesz na pojedynek siłaczy, Machamp chodź do mnie!
Z pokeballa wyłonił się czteroręki pokemon o ogromnej masie mięśniowej. Michał nakierował na niego pokedex.
Machamp to wyższa forma Machoke'a. Ten pokemon ma tak dużo siły żeby odrzucić praktycznie wszystko na bok, jednak stara się nie wykonywać żadnej pracy wymagającej szybkiej sprawności ramion, gdyż mogą mu się zaplątać. Machamp ma tendencję do działania przed myśleniem.

Czteroręką górę mięśni aż rozpierała energia w czym przypominał Poliwratha. Większość pokemonów o typie walczącym zachowuje się podobnie do nich.
-Zaczynam, Poliwrath łamacz murów! - oznajmił Michał.
-Ty też łamacz murów! - powiedział Mertel.
Oba pokemony wymieniały ciosy wzajemnie się blokując, a po każdym zderzeniu słychać było głośny trzask kontaktu dwóch zbliżonych do siebie sił.
-Podetnij go niskim kopnięciem Machamp!
Czteroręki nagle wykonując polecenie trenera pozbawił przeciwnika równowagi i zmusił go do upadku.
-A teraz łamacz murów! - dodał po chwili zielonowłosy.
*Nie jest dobrze!*. - Odepchnij się hydro pompą! - zareagował natychmiast Michał.
Poliwrath wystrzeliwując szybkim ruchem wodny atak trafił w klatkę piersiową Machampa co pozwoliło mu odbić się na bezpieczną odległość.
-Dynamiczny cios!
Machamp w jednej chwili doskoczył do przeciwnika biorąc szybki zamach, biała smuga pokryła jego pięść, a Poliwrath nie zdążył zareagować i ponownie został wbity w ziemię.
-Łamacz murów! - nie rezygnował z natarcia Mertel.
-Złap jego rękę! - krzyknął Michał.
-Co? - zdziwił się zielonowłosy.
Poliwrath zdążył w porę się otrząsnąć i uwięzić jedną z czterech rąk Machampa pod piekielnie silnym uściskiem lewej ręki.
-Lodowy pięść!
Następnie Poliwrath zadał mu mocny cios w twarz przy okazji zamrażając jej część. Machamp krzyknął z bólu, miał zamrożone prawe oko i część twarzy.
-Pozbądź się tego lodu, szybko! - zareagował natychmiast Mertel, ale na niewiele mu się to zdało.
-Nie ma szans, Poliwrath lodowa pięść w brzuch! - rozkazał natychmiast brunet.
-Poli...wrath!! - krzyknął by bardziej się zmotywować, a po chwili spowodował, że rywal zgiął się w pół od jego pokrytej lodową energią pięści.
-Nie, nie, nie! Machamp nie padaj! krzyknął lekko zaniepokojony Mertel.
Tymczasem jego pokemon ledwo trzymał się na nogach, a lód wciąż ograniczał mu widoczność.
-Kończmy, hydro pompa! - oznajmił Michał.
Potężny strumień wody zmiótł zdezorientowanego Machampa i powalił go na ziemię odbierając mu przytomność.
-I o to chodzi Poliwrath! - pochwalił go czarnowłosy.
Natomiast Mertel uderzył się lekko w głowę i odwołał podopiecznego do pokeballa.
-Rany, ale miałeś fuksa z tym zamrożeniem... nie wierzę - narzekał drapiąc się nerwowo po głowie, lecz wcale nie wyglądał na zmartwionego.
-Skończ biadolić i wybieraj kolejnego pokemona! - pośpieszył go Michał.
-Tym razem pokonam w końcu tą przerośniętą kijankę - zadeklarował chwytając za pokeball.
-Poli poli!! - bulwersował się wymachując rękami.
-Dodrio, dawaj jeszcze raz - powiedział przywołując z powrotem rannego pokemona.
-Poliwrath dasz radę no nie? - zapytał Michał z troską.
Pokemon pokiwał głową na tak.

To było już ich drugie starcie i ciężko było stwierdzić, który jest w gorszej kondycji. Wiele wskazywało, że to właśnie Dodrio ma przewagę.
-Poliwrath lodowa pięść! - rozkazał Michał na sam początek.
-Dodrio potrójny atak! - odparł Mertel.
Z pyska prawej głowy wydobył się piorun, ze środkowej ogień, a z lewej lód. Michał nigdy nie widział takiego ataku, więc było to dla niego wielkie zaskoczenie.
-Unik! - krzyknął w ostatniej chwili, a Poliwrath zdołał ominąć zmasowany atak. *Co to było!?* - wytarł z czoła krople potu.
-Dosłownie tyle brakowało - pokazywał przy pomocy palców odległość. - Ale spokojnie, już wiem jak was pokonać - uśmiechnął się triumfalnie Mertel.
-Tak, tak, Poliwrath łamacz murów!
Jego podopieczny ruszył natychmiast z zamiarem znokautowania trójgłowego oponenta, lecz ów przeciwnik otrzymał od swojego trenera dość nietypowe polecenie.
-Złap jego rękę w pysk! - krzyknął Mertel co zaskoczyło przeciwników.
Poliwrath wziął średni zamach, a gdy go już opuszczał prawa głowa zaklinowała jego dłoń w swoim pysku powodując krzyk oponenta.
*Cholera ten Dodrio to denerwujący przeciwnik, dobrze go śmietnik wytrenował...*
-Dziobanie! - Lodowa pięść! - krzyknęli jednocześnie.
Jednak to Dodrio zareagował pierwszy i uwalniając zlodowaciałą dłoń Poliwratha rozpoczął dziobanie swojej ofiary spychając go cały czas w tył.
-Blokuj to łamaczem murów! - zareagował w porę Michał gdyż jeszcze chwila i mogło być po walce.
Rękawice Poliwratha zajaśniały na biało i udawało mu się niwelować większość ciosów, lecz wciąż był zmuszony posuwać się do tyłu.
-Uważaj, masz drzewa za sobą!! - ostrzegł go brunet, lecz było już za późno.
Mertel z uśmiechem na ustach wydał błyskawiczną komendę uprzedzając przeciwnika - Dodrio świdro-dziób!
Nagle dzioby wszystkich trzech głów zaczęły szybko wirować i nie minęła chwila, a Poliwrath oberwał nimi osuwając się po pniu drzewa.
-No i to by było na tyle - skomentował zielonowłosy, a jego pokemon ruszył w jego stronę, gdy przeciwnik wyglądał na nieprzytomnego.
Metapoda w tamtej chwili zaczęło dręczyć ogromne poczucie winy, mimo słów Michała dalej się obwiniał. Lecz to uczucie natychmiast zniknęło gdy Poliwrath zaczął się podnosić z uśmiechem na ustach.
-Wiedziałem, że tak łatwo nie przegrasz - wyznał również uśmiechnięty Michał. - Jesteś twardy jak skała! - dodał po chwili.
-Poliwrath!! - ryknął unosząc triumfalnie ręce do góry.
Dlaczego się uśmiechał? Odpowiedź jest prosta, bo kocha walczyć, a walka w obronie rodziny napędza go jeszcze bardziej.
-Hydro pompa!
Ze spirali na brzuchu Poliwratha ponownie wydobył się potężny strumień wody, który niestety chybił przelatując obok zdziwionego pokemona.
-No proszę... Dodrio szybki atak!
-Unik! - próbował ratować sytuację Michał.
Dodrio zostawiając za sobą białą smugę trafił prosto w cel odrzucając go na sporą odległość, lecz tym razem głośno dysząc utrzymał równowagę.
*No właśnie... woda!* - powiedział w myślach obmyślając nowy plan. - Poliwrath szybko wskakuj do morza! - rozkazał kontrowersyjnie Michał.
-Potrójny atak! - odpowiedział na to natychmiast Mertel.
*Cholera, zwaliłem!*. - Unik Poliwrath! - krzyknął rozpaczliwie czarnowłosy.
Niszczący atak zmiótł bezbronnego Poliwratha i od razu go znokautował.
-Poliwrath! - powiedział Michał natychmiast do niego podbiegając i przenosząc go do Glalie i Metapoda. - Świetnie się spisałeś - pochwalił kładąc go na ziemi. - Gdybym tylko wcześniej pomyślał o tym morzu...
Poliwrath otworzył oczy i z ledwością podniósł do góry kciuk w górę kierując go na Metapoda. - Teraz twoja kolej - powiedział z uśmiechem i zniknął w czerwonym świetle pokeballa.
Metapod w tamtej chwili poczuł jak wrze w nim krew i wyglądał na tak zdeterminowanego jak nigdy dotąd. Jego widniejący zazwyczaj na twarzy smutek zamienił się w powagę i pewność siebie.
-Wybieraj następnego - pośpieszał go Mertel.
-Dobra... - odparł brunet łapiąc za pokeball.
Ku jego zaskoczeniu na pole walki wpełzł Metapod. - Metapod! - Teraz moja kolej! - oznajmił odwracając się w jego stronę.
...
------------

No cześć!
Tym razem jestem trochę spóźniony i od razu tłumaczę dlaczego - chwilowy brak weny na walkę i niemiłosierny upał na dworze, a jeszcze większy w moim pokoju. Musicie wybaczyć, ale nie chciałem dać wam byle czego, dlatego poczekałem te dodatkowe dwa dni by wszystko ładnie wyszło. A teraz przejdę do treści. Dalsza część zmagań w turnieju i taka mała sprzeczność poglądów, mam nadzieję, że się podobało. Mam prośbę do tych, którzy zdecydują się na zostawienie po sobie komentarza, proszę napiszcie w nim jak wyszła walka, bo chciałbym teraz skupić się na polepszeniu mojego konstruowania pojedynków. Zawsze wydawało mi się, że to jedna z lepszych rzeczy w moim opowiadaniu, dlatego też chciałbym uczynić ją znacznie lepszą, z góry dziękuję! To do następnego i pozdrawiam serdecznie, miłych wakacji! ;).

9 komentarzy:

  1. No patrz, żeśmy opublikowali rozdział niemal w tym samym czasie ^-^ Niestety, nie przeczytam u Ciebie nowego, żeby nie robić sobie spoilerów (tak, czytam Twoje rozdziały, wprawdzie bardzo powoli, ale czytam! >o<). Gdyby nie te upały, jeszcze obaliłabym coś dzisiaj... ;-;

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ja natomiast zostawiłem sobie czytanie u Ciebie na deser aż nadrobię resztę rozdziałów u innych ^^

      Usuń
  2. Jejku Metapod jest świetny, kocham jego podejście, mam nadzieję że pokaże temu... Na co go stać!
    Życzę weny i do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej :)
    Jest wyczekiwany przeze mnie rozdział :)
    Ten cały trener z zieloną fryzurą mocno mnie wkurzył :) dobrze, że mu się oberwało :) nikt nie ma prawa obrażać Metapoda. To urocze ze strony reszty z rodziny Michała, że za nim się stawili (to było dla mnie inspiracją do napisania kolejnego rozdziału w przód ;)). Walka dobrze była napisana. Widać,że Poliwarth jest bardzo silny :) i fajnie, że przywalił Pokemonom tego aroganckiego trenera. Nie mogę się doczekać walki Metapoda.
    Czekam na nexta i zapraszam do mnie :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Miło, że w jakiś sposób mogłem pomóc ;) U Ciebie wszystko już nadrobiłem i skomentowałem, pozdrawiam :P

      Usuń
  4. Hej!
    Czytałam ten rozdział jakiś czas temu, ale jakoś nie miałam weny na pisanie komentarzy, więc to nadrabiam teraz. Coś mi mówi przeczucie, że za nie długo będzie ewolucja tejże poczwarki. Miło czytać, że tak wszyscy w twojej rodzinie są zgrani. Mam nadzieję, że ten Mertel dostanie nauczkę.
    Co do walk, to ja naprawdę się nie mam do niczego przyczepić. Zawsze widać, że są zaplanowane, trzymają w napięciu i w ogóle. Ja tam początkująca i jeszcze się za bardzo na tym nie znam, więc sorry, że nie pomogłam ci się rozwinąć. Może ktoś kto siedzi w tym fachu dłużej będzie pomocniejszy... Tak poza tym dzięki za ostatni komentarz na moim blogu bardzo mnie zmotywował do robienia coraz lepszych postów, ale jak na razie nie pobiję tego dziewietnastego rozdziału... Tobie też życzę udanych wakacji i do następnego! :D

    OdpowiedzUsuń
  5. Witam w końcu wróciłem po bardzo długiej przerwie. Rozdział wyszedł ci pierwszorzędne, już czekam na kolejny. Może kiedy uporam się z resztą moich spraw z powrotem wrócę do pisania swego opowiadania, może pomoże nie myśleć o maturze w przyszłym roku szkolnym
    Pozdrawiam. Ihman

    OdpowiedzUsuń
  6. Cześć,
    Wreszcie powoli powracam do blogosfery.
    Czuję ewolucję w następnym rozdziale ^^. Aż się zaraz zabiorę za niego.
    Jednakże najpierw pochwalę ten rozdział, bo walka Poliwratha była bardzo heroiczna i świetnie stworzona. Trzymała w napięciu i kombinacja ataków, a także samo ich zastosowanie przez pokemony całkiem ciekawe. Tri attack mi się spodobał bardzo.
    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  7. Michał zachowuje się jak kompletny idiota. Ktoś go obraża, a ten chce się z nim bić. No i na co on niby liczy? Że ten koleś zmieni zdanie, kiedy dostanie łomot? Trzeba być ograniczonym lub naiwnym, aby w coś takiego uwierzyć.

    OdpowiedzUsuń