czwartek, 9 czerwca 2016

Rozdział 63 - Lodowe wyspy

Michał po przesiadce na drugi statek rozpoczął podróż na lodowe wyspy, gdzie miał się odbyć turniej "jeden na jednego". Rejs minął mu bardzo szybko na rozmowie z dawno niewidzianym znajomym. Okazało się, że Joshua ma dopiero cztery odznaki i wcale nie śpieszy się z ich zdobywaniem. Zamiast tego skupił się bardziej na łapaniu rzadkich pokemonów. Gdy statek przycumował do wyspy, oprócz Michała i Joshuy wysiadła także chmara innych trenerów co oznaczało, że oni również mają zamiar wziąć udział w turnieju. Ku zdziwieniu wszystkich "lodowe wyspy" położone w małej odległości od siebie nie były do końca takie lodowe. Cały teren na wyspach nie był pokryty w żadnym stopniu lodem czy śniegiem, a klimat tam panujący był w miarę ciepły. Jedynie lodowa jaskinia położona na skraju pierwszej wyspy pasowała do ich nazwy.
-Lodowe wyspy co, heh... - powiedział drapiąc się po głowie Joshua.
-Przynajmniej nie jest zimno - uśmiechnął się Michał.
-Byłem na to przygotowany, ale mniejsza z tym, patrz ile ludu - wskazał na rozglądających się wokół trenerów.
-No to trochę nas będzie - skwitował brunet.
-Więcej ludu równa się więcej walk i treningu, także są tego plusy - stwierdził czerwonowłosy będąc wyraźnie zadowolonym z tego co właśnie wydedukował.
-Masz rację - przyznał mu brunet.
Oprócz informacji o miejscu i czasie trwania turnieju uczestnicy nie wiedzieli nic więcej. Nie było to dość profesjonalne, ale każdy wiedział na co się pisze ignorując brak dokładniejszych informacji. Trenerzy rozchodzili się w różne strony by się czegoś dowiedzieć, niektórzy czekali pozostając w miejscu na plaży przy brzegu, a jeszcze inni posyłali swoje pokemony na zwiad.
-To przyjdzie ktoś po nas...? - zastanawiał się Michał spoczywając z Glalie i Joshuą na najbliższej trawie.
-No... powinien - westchnął zrezygnowany Joshua.
Michał dostrzegł jak czerwonowłosemu nie pasuje obecny stan rzeczy przez dziwne miny i poirytowaną aurę unoszącą się przy nim.
-Ej... - zbliżył się do niego ostrożnie.
Joshua nie odpowiedział i mruczał coś pod nosem
-Wszystko okej? - zapytał zostając w bezpiecznej odległości.
Chłopak nagle skierował na niego wzrok - Ehh nudzi mi się, ile jeszcze!? - rozpoczął narzekanie zmieniając nerwowo pozy. - Co za debil to organizuje, że karze czekać na siebie! - burknął pod nosem.
-Cóż... masz mało informacji i wyciągnąłeś mnie tym samym również pociągając na dno, teraz ja też muszę czekać... - żalił się samemu sobie czarnowłosy.
-Myślałem, że będzie tak jak w Adrondis... - wyznał powoli żałując swojej decyzji o przyjeździe.
-Tutaj to nawet areny nie widzę, ciekawe gdzie rzekomo miał się odbyć ten turniej - zastanawiał się Michał rozglądając po wyspie.
-Nie mam pojęcia, ale mam ochotę powalczyć... - Joshua zaczął sobie wyobrażać jak pokonuje kupę trenerów i wygrywa kolejny turniej. - Fajnie by było... - westchnął.
Wtem jedna z bardziej poinformowanych osób w grupie trenerów oznajmiła, że nie ma się o co martwić i wystarczy chwilę poczekać, a jeden z przedstawicieli owego wydarzenia przyjdzie po nich. Oczywiście nie wszyscy uwierzyli jej na słowo, ale pozostało im tylko czekać.
Michał odwrócił się w stronę Joshuy - Jak myślisz, przyjdzie...? - zapytał niezainteresowanego nową informacją towarzysza.
-Pytałeś już o to - posłał mu wymowne spojrzenie.
-No tak, wybacz - przeprosił, a chwilę później jego wzrok powędrował na zbliżającego się samotnie w stronę plaży okupywanej przez masę trenerów mężczyzny w średnim wieku. - O, chyba o wilku mowa - powiadomił kolegę wskazując na prawdopodobnie tego, który zabierze ich w odpowiednie miejsce.

Samotnym spacerowiczem okazał się brązowowłosy osobnik w okularach, około trzydziestu kilku lat, ubrany w biało-czarną odzież typową dla naukowców. Ci którzy wrócili z błąkania się po wyspie mieli szczęście, bo to właśnie on miał wszystkich poprowadzić. Jednak punktualność to już inna sprawa.
-Witam wszystkich - zaczął niedbale zwracając na siebie uwagę. - Nazywam się Bold i proszę tych, którzy chcą wziąć udział w turnieju "Jeden na jednego" o zebranie się przede mną - powiedział to w taki sposób jakby nie miał na to w żadnym stopniu ochoty.
Trenerzy niechętnie stawiali się przed nim czekając na to co powie dalej.
-Chodźmy Glalie - oznajmił Michał. - Idziesz Joshua? - zwrócił się na koniec do wciąż siedzącego towarzysza.
Chłopak spojrzał na niego wyraźnie niepocieszony - Spóźnia się i jeszcze mówi w taki sposób, beznadzieja... - zarzucił szesnastolatek i mimo niechęci wstał z miejsca podążając w stronę zbiorowiska.
Michał uśmiechnął się pod nosem, a Glalie głęboko westchnął dostrzegając może jeszcze gorsze ziółko niż jego trener.
-A więc... teraz was poprowadzę - powiedział niechętnie mężczyzna.
Zatrzymały go jednak głosy niezadowolonych z sytuacji osobników. Mieli kilka pytań i zarzutów co do niego.
-Czemu na ulotkach i innych tego typu rzeczach było tak mało informacji!? - krzyknął jeden z trenerów.
-Cóż... przecież nikt was nie zmuszał do przyjazdu tutaj, więc nie rozumiem skąd ta złość - odpowiedział spokojnym głosem Bold.
Trener domagał się odpowiedzi na temat, ale kolejny wyprzedził go następnym pytaniem - Czemu jest pan tak późno? Nie powinien pan czekać tu jeszcze przed naszym dotarciem na miejsce? - zarzucił dość trafnie.
Mężczyzna poczuł się zakłopotany i pomasował się delikatnie po głowie - ... Zapomniałem o tym... słuchajcie ja też jestem człowiekiem, zdarza mi się - powiedział na swoją obronę lekko przytłoczony.
-Co to ma być!? - irytowali się trenerzy, a kilku próbowało ich uspokajać.
-Pełna profeska proszę pana! - wtrącił nagle Joshua wyłaniając się z tłumu. - Pewnie te ulotki to właśnie ty robiłeś! - zarzucił nerwowo czerwonowłosy.
*Cóż to prawda...* - stwierdził w myślach Bold. - No dobrze, dobrze... - próbował ich uspokajać widząc jak sytuacja wymyka się z pod kontroli. - Tak jak pisałem na ulotkach śmiałkowie się nie zawiodą, więc chodźmy już - nalegał z błagalną miną.
Sytuacja dalej była napięta, ale po chwili trochę się uspokoiło i Bold mógł w końcu wszystkich poprowadzić. Michał nie brał udziału w tych sprzeczkach, zwyczajnie nie miał na to ochoty, choć nie uważał zachowania mężczyzny jako poprawne.

Teren był nieco górzysty, lecz owocował w liczne trawy i dość pokaźny las w okolicy lodowej jaskini ukrytej w górze. Bold leniwym tempem prowadził potencjalnych uczestników w prawą część wyspy.
-Na czym będzie polegał turniej, na zwykłych walkach jeden na jeden? - zapytała jedna z trenerek.
-Em... dowiecie się na miejscu - powiedział drapiąc się po głowie.
-A gdzie jest to miejsce, jakaś arena? - wtrącił kolejny trener.
*Ehh... jacy uciążliwi, co tu powiedzieć żeby dali mi spokój?* - głowił się Bold.
Funkcja przewodnika całkowicie mu nie odpowiadała. Wolał drzemać sobie w odosobnieniu przy jakimś drzewie, że też organizatorzy musieli go wyrwać z błogiego snu zlecając mu te zadanie.
-Halo! Odpowie pan? - upomniał go mówca irytując się jego zamyśleniem.
-Aaa... - przeciągnął mężczyzna. - Nie jestem uprawniony do udzielania takich informacji - wykombinował wymówkę by się od nich odciąć.
Niezadowolenie trenerów wzrastało, a jemu przechodziły ciarki po plecach. Chciał mieć to jak najszybciej za sobą.
-Glalie zwiedziłbyś tą jaskinię, co? - zapytał zauważając zainteresowanie obiektem przez podopiecznego.
Lodową górę widać było nawet z lasu.
-Gla... lie lie - przytaknął.
W końcu stworek z Hoenn już spory okres czasu nie przebywał w swoim naturalnym środowisku, a teraz być może będzie miał na to okazję. Innego zdania był jednak Joshua.
-Wątpię, że będziecie mieli okazję - stwierdził z założonymi za głowę rękami.
-Skąd ta pewność? - zmierzył go podejrzliwie wzrokiem.
-Słyszałem, że to jakieś wyjątkowe miejsce, więc raczej nic z tego i jest tam pewnie w ciul zimno - wytłumaczył w oparciu o to co przeczuwał.
-Huh... - zainteresował się brunet kończąc na tym swój udział w konwersacji.
Tymczasem Bold napotkał kolejny problem, a mianowicie po dotarciu w docelowe miejsce, przynajmniej w jego mniemaniu...
*Huh...?* - podrapał się po głowie w geście zakłopotania docierając na prawie sam kraniec wyspy. - To nie tu...? - zawahał się pomrukując pod nosem, a grupa zastanawiała się o co może mu chodzić.
-Proszę pana...? - zaczął ostrożnie jeden z trenerów.
Bold rozejrzał się jeszcze raz wokoło i doszedł do pewnego stwierdzenia.
*Cholera to naprawdę nie tu! W lewo, a nie prawo...!* - przypomniał sobie nagle.
Zrobił nienaturalną minę i rzekł poddenerwowany - Cho-chodźmy dalej...
Złość trenerów sięgnęła wtedy zenitu.
-POWAŻNIE ZGUBIŁ SIĘ PAN!? - wrzasnęli nagle.
Mężczyzna nic nie odpowiedział zmierzając szybkim tempem tym razem w lewą stronę. Reszta ruszyła za nim, a Michał tylko westchnął podobnie jak Glalie. Nieznajomość terenu przez przewodnika nie zdarza się często...

Bold odetchnął z ulgą, kiedy zobaczył zarys wolnego terenu w kształcie koła. Tym razem się nie mylił i natychmiast poprowadził poirytowaną grupę w owe miejsce. Było tam mnóstwo rozstawionych namiotów, kilka drewnianych stołów, a gdzieś z boku stał terenowy jeep oraz inne mniej ważne rzeczy. Przebywało tam kilku mężczyzn, a na ich czele wyróżniał się jeden. Trochę starszy z delikatnie posiwiałymi włosami, nosił czerwoną koszulę i falbowane spodnie oraz czarne pantofle. Bold natychmiast pognał w jego kierunku.
-O! Wreszcie jesteś - zaczął wesoło siwowłosy.
Bold pochylił przed nim głowę i odwrócił się w stronę prowadzonej grupy - Przedstawiam wam głównego organizatora turnieju, pana Merla - powiedział przedstawiając gestami jego majestat.
-Witam wszystkich - przywitał się z uśmiechem na twarzy. - Pewnie macie sporo pytań, które nie cierpią zwłoki, ale przed tym chciałbym przeprosić was za wszelkie niedogodności, wybaczcie - oświadczył pochylając głowę w geście skruchy.
Tą krótką wypowiedzią zrobił sobie dobre pierwsze wrażenie i uspokoił tym samym "zlekceważonych" przez Bolda trenerów.
-No tutaj czuję pełną profeskę - wyznał w stronę Michała Joshua.
-Co nie - przyznał mu rację brunet.
Tymczasem mężczyzna kontynuował.
-Chciałbym przedstawić wam jeszcze jedną osobę, naszego gościa specjalnego, który wszystko wam wyjaśni... - zaczął kolejne zdanie z dozą tajemniczości organizator.
-Czytałeś coś o tym gościu specjalnym? - wyszeptał Michał obserwując wciąż mówcę.
-Coś tam było... - wyznał niedbale Joshua.
-... przed wami ikona nauki o pokemonach, profesor Oak! - dokończył wskazując na większy, osobny namiot z którego wyszedł siwowłosy mężczyzna.
Ubrany był w czerwoną koszulę na którą założony miał biały kitel, a do tego nosił jasnobrązowe spodnie i ciemne buty o innym odcieniu tego samego koloru.
-Miło mi widzieć tak liczną grupę - oznajmił wesoło profesor.
Na twarzach trenerów namalowało się zdziwienie.
*Nawet o nim nie pomyślałem...* - stwierdził w myślach zadowolony z tego faktu Michał.
Cieszył się z ujrzenia profesora gdyż ostatni raz widzieli się pół roku temu, a teraz miał okazję ponownie go spotkać.
-Mam nadzieję, że mój asystent umilił wam drogę tutaj - powiedział Oak mając szczerą nadzieję, że tak właśnie było.
Wszyscy patrzyli się raz na profesora, raz na Bolda i krzyknęli - TO PAŃSKI ASYSTENT!?
-Zgadza się - przytaknął siwowłosy czując co się święci.
-CAŁKOWICIE NIE PRZYKŁADA SIĘ DO PRACY, ZGUBIŁ SIĘ KILKA RAZY PO DRODZE I ŹLE NAS TRAKTOWAŁ! - poskarżyli się licząc na to, że "przewodnik" oberwie.
Oak złapał się za głowę i próbował jakoś załagodzić sytuację - N-naprawdę...? - westchnął zakłopotany. - Wybaczcie mu to specyficzny człowiek, będę go od teraz pilnował - zobowiązał się chcąc uniknąć dalszych niedogodności.
Tymczasem Michał zauważył w pobliżu zgromadzenia osamotnionego chłopaka. Był nim nie kto inny jak Zeke. Czując na sobie czyjś wzrok zaczął się rozglądać aż dostrzegł w tłumie Michała, z uśmiechem machnął mu ręką, a brunet natychmiast mu odpowiedział.
*Nawet Zeke? Ciekawe kto jeszcze się pojawi...* - zastanawiał się radośnie czarnowłosy.

Nagle Merl poprosił wszystkich o ciszę aby profesor mógł wyjaśnić zamysł całego turnieju.
-A więc bez zbędnego gadania przejdźmy do rzeczy. Turniej nie ma na celu jedynie wyłonić zwycięzce poprzez pojedyncze pojedynki, ale przede wszystkim pragniemy nauczyć młodych trenerów, że obserwowanie terenu jak i umiejętność przystosowania się do niego jest bardzo ważna w bitwach. Dlatego też nie będzie stałego pola walki, będziemy je często zmieniać, a oprócz tego przed każdą rundą będziecie mieli zadanie do wykonania gdzieś na tej wyspie, bądź na drugiej - tłumaczył profesor, a reszta bardzo uważnie słuchała.
-Sam byłem kiedyś trenerem i dobrze wiem, że obserwacja i przystosowanie to jedne z tych rzeczy, które są często zapominane, dlatego też razem z profesorem chce pomóc innym w tej kwestii - dodał od siebie Merl.
-I po co to nam? Jak dla mnie to strata czasu, przejdźmy do tych pojedynków i tyle! - krzyknął jeden z trenerów, a kilku innych go poparło.
-Słuchajcie... - zaczął powoli Merl chcąc im coś wytłumaczyć, ale Oak go zatrzymał kładąc mu dłoń na ramieniu.
-Trzeba im zademonstrować - szepnął do niego siwowłosy. - Chłopcze zechciałbyś zawalczyć, udowodnij, że to co mówimy to zbędne błahostki - zaproponował pewny siebie.
Chłopak zdziwił się propozycją - Teraz? - zapytał.
-Tak, zróbmy mały pokaz - puścił mu oczko ośmielając trenera.
-D-dobra...!

Odeszli kilka metrów od docelowego miejsca, a obserwatorzy wzięli ich w koło oczekując dobrego widowiska. W tym czasie Zeke podszedł do Michała by się przywitać.
-Siemasz - powiedział podając mu rękę brązowowłosy.
-Cześć, cześć, jak się tu znalazłeś? Nie płynąłeś z nami statkiem - zapytał brunet ściskając jego dłoń.
-Tak się składa, że akurat byłem w Alabastii i zabrałem się z profesorem - wyznał zerkając na jego towarzysza. - Widzę, że ewoluował - wskazał na Glalie zmieniając temat.
-Aaa... tak, dość niedawno - odpowiedział Michał.
-Tego się spodziewałem... - wymamrotał kucając przy delikatnie lewitującym stworku.
Glalie był zdziwiony.
-Patrz, zaczyna się - wskazał na bitwę pomiędzy profesorem, a jakimś trenerem. - O, a gdzie Joshua? - powiedział wodząc wzrokiem po okolicy.
Trener wybrał Taurosa, natomiast profesor Oak Pidgey'a.
-Możesz zacząć młodzieńcze - powiedział pewny siebie mężczyzna.
-Nie trzeba mi dwa razy powtarzać! Tauros atakuj rogiem!
Pokemon byk w jednej chwili pognał wściekle na przeciwnika taranując wszystko po drodze.
-Pidgey unik!
Podopieczny profesora wzbił się w powietrze robiąc pętle w powietrzu i pomknął przed siebie.
-Atak skrzydłami - dodał po chwili, a skrzydła Pidgey'a pokryły się białą poświatą.
-Stalowy ogon! - krzyknął trener.
Oba ataki się ze sobą zderzyły, a zwycięsko z tego starcia wyszedł Tauros odrzucając Pidgey'a spory kawałek do tyłu. Trener poczuł się pewnie i ruszył odważnie do przodu.
-Tauros lecimy z powaleniem! - krzyknął odczuwając wyraźną przewagę.
Oak w czasie gdy poke-byk nacierał na jego podopiecznego rozejrzał się wokół i z uśmiechem na twarzy wydał komendę - Pidgey broń się skrzydłami.
Skrzydła Pidgey'a zajaśniały ponownie na biało, a po chwili skrzyżował je w kształcie litery "x"  i dał się uderzyć rozpędzonemu Taurosowi otrzymując przy tym spore obrażenia.
"Nie wierzę, profesor przegrywa!" - dało się usłyszeć w tłumie co dodatkowo podbudowało przeciwnika mężczyzny.
-Ale łatwizna! - obwieścił dumnie trener by po chwili wydać kolejne ofensywne polecenie - Tauros powalenie raz jeszcze!
Zdziwił się jednak gdy jego pokemon nie ruszał się z miejsca.
-Co jest, na co czekasz? - dopytywał trener, a Oak tylko się uśmiechnął.
-Spójrz pod nogi swojego Taurosa - zalecił profesor, a wszyscy wraz z walczącym chłopakiem zdziwili się tym co zobaczyli.
Poke-byk ugrzązł w błocie, które nie zamierzało go prędko wypuścić. Tymczasem siwowłosy wykorzystał okazję na atak.
-Pidgey atakuj skrzydłami! - rozkazał bez pardonu wykorzystując sytuację.
Latający pokemon uderzył w nogę oponenta powodując, że osunął się bokiem na ziemię.
Trener przegryzł wargę - Cholera! Tauros spróbuj się wydostać stamtąd! - nawoływał.
-Nic z tego, powietrzny as! - rozkazał nagle Oak.
Pidgey wzbił się w powietrze i zataczając pętle z olbrzymią prędkością wbił się w przeciwnika powodując jego głośny ryk. Taurosowi się to nie spodobało, natychmiast uwolnił się z błotnej przeszkody i próbował zaatakować oponenta rogiem, ale Pidgey w porę zwiększył dystans.
-O rety - zdziwił się siwowłosy.
-Kończmy to Tauros, powalenie pełna moc!! - krzyknął równie poirytowany trener.
-Pidgey nie daj się trafić! - przestrzegł Oak.
-Goń go! - rozkazał chłopak kiedy przeciwnik zwinnie omijał ataki jego Taurosa.
-Między drzewa! - krzyknął profesor, a Pidgey posłusznie wykonał polecenie.
Poke-byk nie wyhamował i uderzył w drzewo zaklinowując tym samym swoje rogi w twardym drewnie.
-Co!? - burknął chłopak kiedy jego wszystkie pomysły się skończyły.
-Pidgey atak skrzydłami - rozkazał na koniec Oak mając przeciwnika jak na tacy.
Poke-ptak uderzył w Taurosa odrzucając go od drzewa powodując tym samym jego uwolnienie z uścisku drewna. W tamtej chwili mimo przytomności obu pokemonów Merl postanowił zakończyć walkę.
-Myślę, że tyle wystarczy - powiedział wychodząc między pokemony.
-Zgadzam się, Pidgey powrót - przytaknął mu Oak zbierając głośne oklaski od widzów.
-Chodzi właśnie o to żeby rozglądać się po otoczeniu i myśleć krok naprzód, tak jak zaprezentował to przed chwilą pan profesor - obwieścił Merl.
Wtem Oak podszedł do chłopaka którego pokonał, wyglądał na zdenerwowanego.
-Cholera, Tauros przepraszam... następnym razem bardziej się postaram - mamrotał głaszcząc zmęczonego pokemona.
-Dobrze się spisałeś, twój Tauros jest bardzo silny - powiedział nagle profesor.
-Hę? - zdziwił się odwracając w stronę mówcy.
-Wystarczy, że trochę potrenujecie i będą z was ludzie... i pokemony - stwierdził puszczając mu oczko i odchodząc gdzieś poza tłum.
Na twarzy trenera pojawił się uśmiech - Ok! Dziękuję! - krzyknął do odchodzącego mężczyzny.
-Ten profesor... ładnie to rozegrał - powiedział Michał będąc pod szczerym wrażeniem występu siwowłosego.
-Co nie? - przytaknął mu Zeke.
Tymczasem na horyzoncie pojawił się Joshua i podszedł do nich.
-No i gdzieś ty był? - zwrócił się do niego Michał.
-Poszedłem się odlać, a co? - odparł bezwstydnie czerwonowłosy.
-Świetne wyczucie czasu, przegapiłeś walkę profesora z jakimś trenerem - poinformował go o tym co stracił.
-Serio!? Szkoda... sam bym z nim zawalczył... - rozmarzył się szesnastolatek by po chwili przenieść wzrok na stojącego obok Michała szatyna. - A kto to? - zapytał wskazując na niego palcem.
-Przedstawię was, Joshua to jest Zeke, Zeke to jest Joshua - powiedział wskazując raz na pierwszego to na drugiego.
-... Miło mi - powiedzieli jednocześnie i uścisnęli sobie dłonie.

Następnie profesor i Merl policzyli uczestników i przydzielili im namioty. Kilku śmiałków zrezygnowało i wraz z odpływającym statkiem opuścili wyspę, pozostało równo 64 trenerów co dawało dość pokaźną liczbę. Wszyscy otrzymali czas wolny aż do rana, kiedy wszystko miało się rozpocząć.
-Jutro rozpoczniemy rundę pierwszą i opowiemy trochę o wyspie, więc bądźcie wypoczęci! - poinformował wieczorem profesor.
-Tak, do jutra... - wymamrotał pod nosem Michał siedząc wygodnie z Glalie na ziemi i obserwując niebo.
------------

Czołem ;)
Witam was z rozpoczęciem kolejnego turnieju w którym być może czekają na was emocjonujące walki i nie tylko. Pojawił się Zeke i Joshua, których już sporo nie było, szczególnie tego drugiego. Muszę skupić się też na pobocznych postaciach, bo tego troszkę brakuje, ale jak to mówią "powoli i do przodu". Koniec z pisaniem rozdziałów wprzód gdyż przez ostatnie 2 tygodnie owalałem się i nic praktycznie nie pisałem, teraz znowu będę pisał na bieżąco, co tydzień, a przynajmniej się postaram. Dajcie znać co sądzicie o rozdziale i do następnego! ;).

4 komentarze:

  1. Hej!
    Ciekawie się zapowiada. Jak dla mnie ten cały pomocnik jest mocno podejrzany... Ale tak na serio... Really? Really? Nie masz lepszego momentu Joshua na odlanie? Światowej sławy profesor walczy przeciwko całkiem dobremu trenerowi, a ten "podlewa kwiatuszki"! *Klap* *Klap* Mistrz... Oczekuje ciekawych walk i trudnych zdań, więc do następnego :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Doczekałam się rozdziału ;)
    Bardzo podobają mi się opisy. Jestem zachwycona powrotem Joshuy. Jest jednym z moich ulubionych pobocznych bohaterów. Bardzo rozbawiłeś mnie nierozgarnięciem oprowadającego ;D Nie mogę się doczekać ciekawych bitew.
    Czekam na nexta
    Zapraszam też do siebie :D

    OdpowiedzUsuń
  3. Cześć!
    Taka chmara trenerów i zaledwie 64 ruszyło w turnieju, no cóż... Mało.
    Ciekaw jestem czy tylko trenerzy z Kanto pofatygowali się na tak duży turniej. Mógłby ktoś się pojawić spoza regionu i przyszpanować jakimś pokemonem. Może nawet wróżkowym typem - błagam nie. Ale inne rzeczy mogą być ciekawe.
    No cóż, czekam i czytam :D
    P.S. "wyciągnąłeś mnie tym samym również pociągając na dno" to zdanie rzuciło się mi, jest strasznie nieskładne (ta ja ostatnio też grzeszę), bardziej pasuje "pociągnąłeś mnie ze sobą na dno" krócej? Ja pracuję nad tym, żeby ujmować coś krótko, bo im dłużej piszesz tym mniej z sensem, takie moje ostatnie przemyślenia.

    OdpowiedzUsuń
  4. Nawet ciekawy ten rozdział, a zwłaszcza ten ich przewodnik, który zgubił drogę i chwilami zapominał, co powinien mówić xD Miałem nadzieję, że okaże się on agentem Giovanniego, ale cóż... Był całkowicie niewinny xD No i znowu mamy naszego starego, dobrego znajomego, profesora Oaka. I znowu walka... Ech...

    OdpowiedzUsuń