czwartek, 24 grudnia 2015

Rozdział 45 - (WINGS OF LIBERTY ARC) - Dobro jest następstwem zła?

W tamtej chwili spadając zdążyłem zauważyć jedynie dumnego z siebie Pinsira, potem uderzyłem w jakieś drzewo i straciłem przytomność. Straciłem Snorunta z oczu i nie wiem co się później wydarzyło. Po raz kolejny popełniłem wielki błąd, straciłem czujność w miejscu, które nie miało nic wspólnego z bezpieczeństwem, stałem się zwierzyną i do tego łatwą. Ostatnio doszedłem do wniosku, że się myliłem, świat nie jest taki okrutny jak myślałem, jest o wiele gorszy...

Powoli odzyskiwałem świadomość, w pewnym momencie wydawało mi się, że ktoś mnie gdzieś ciągnie, ale to mogła być równie dobrze moja wyobraźnia. Gdy otworzyłem oczy był już prawie świt, pierwsze co ujrzałem to kilka czarnych robaczych oczu wpatrzonych we mnie, nie zdziwiło mnie to w końcu byliśmy przecież w lesie, a tam takich Weedle'ów i Caterpie jest zawsze cała masa. Następnie mój wzrok powędrował nieco niżej - Co to ma być? - jęknąłem patrząc na pokryte mocną nicią kończyny, byłem cały przybity do drzewa, a jedyne czym mogłem ruszać to głowa.
Zacząłem się w miarę możliwości nerwowo wiercić, ale nic to nie dało, czułem się bezradnie niczym ofiara złapana w pajęczą sieć. Wtem pomyślałem o Snoruncie i odruchowo przeniosłem wzrok na prawo, ujrzałem coś czego nie chciałem ujrzeć. Był tam, również obezwładniony przez nić, jego stan był znacznie gorszy, ciało całe poobijane i wyglądał jakby coś go zatruło.
-Co mu zrobiliście!? - krzyknąłem szarpiąc się jeszcze bardziej, a obserwujące poke-robaki zdawały się porozumiewać miedzy sobą.
Wtedy usłyszałem jego cichy głos, odwróciłem się, a on przeniósł na mnie swój martwy wzrok i uśmiechnął się jak gdyby nigdy nic. Dobrze wiedziałem, że zrobił to bym zachował spokój, ale po prostu nie potrafiłem - Zaraz Cię uwolnię, obiecuję, wytrzymaj!! - krzyczałem bez opamiętania, chciałem rozerwać te nici, wierciłem się z całej siły, ale nic z tego nie wyszło. *A co jeśli on zginie, co ja bez niego zrobię...* - te myśli odbijały mi się w głowie echem. *Co ze mnie za trener skoro nie mogę obronić przyjaciela, choleraaa!!*
-Uwolnijcie nas, szybko!! Szybko, bo... pozabijam was, bez litości, słyszycie!?  - czułem się taki bezradny, a niechęć do stracenia bliskich zamieniła się w obsesję.
Miałem tego wszystkiego dosyć, co chwilę nowy problem, jak na moją głowę to zdecydowanie zbyt dużo. Nie miałem ochoty się poddać tylko po prostu chwilę odpocząć, zapomnieć o tym wszystkim...
-KURNA MAĆ!! - wrzasnąłem pełen gniewu i desperacji. - Zostawcie nas, odwalcie się!! Nic wam nie zrobiliśmy dranie!! Cholera wy... wy... - opuściłem głowę ku dole uświadamiając sobie, że całe te starania, a raczej nieudolne groźby nic nie dają. -... Proszę, wypuście chociaż Snorunta, nie chce go stracić - powiedziałem unosząc głowę z najbardziej błagalną miną jaką byłem w stanie wykonać.
Zdawało mi się nawet, że te jedynie obserwujące mnie stworki zostały nieco poruszone moją desperacją, jakby chciały mi pomóc, ale coś im zabraniało. Bardzo prawdopodobnym był fakt, że rządził nimi ktoś kogo bardzo się bali. Nie zwróciłem na to uwagi, bo byłem zaślepiony skrajnymi uczuciami. One również mogły być związane, ale przez niewidzialne łańcuchy których nie potrafiłem dostrzec, a mimo to miałem ochotę wszystko zniszczyć. Cieszę się, że posiadam taką wolę walki, bo w innym wypadku już dawno bym oszalał o ile już nie oszalałem.
-Sno sno... - wymamrotał jakby chciał mnie pocieszyć i powiedzieć "Wszystko będzie dobrze, nie martw się".
-Przepraszam Snorunt... jestem taki słaby... - wyszeptałem.
W tamtej chwili jeden z małych Caterpie nie wytrzymał i trzęsąc się niczym galareta, powoli ruszył w moją stronę. Nie miałem pojęcia co on chce zrobić, jedynie się przyglądałem jak reszta z jego paczki. Gdy w końcu do mnie doczłapał wspiął się na drzewo i nieumiejętnie próbował przegryźć nić. Byłem zdziwiony, nawet taki mały pokemon był odważniejszy ode mnie - Dziękuję, ale nie musisz się tak męczyć, znajdę jakiś sposób... - powiedziałem jakby odzyskując trochę pewności siebie.
Reszta z obserwujących mnie pokemonów popełzła kawałek do przodu by pójść w ślady swojego małego kolegi, ale wtem usłyszeli dźwięk łamiącej się gałęzi. Dla mnie oznaczało to nic wielkiego, a dla nich prawdopodobnie powrót ich szefa. Nim się obejrzałem w zasięgu mojego wzroku pojawił się znajomy mi wcześniej pokemon - Pinsir, a cała grupka wzdrygnęła się nagle czując przed nim strach.
*Zaraz, zaraz ja go pamiętam* - pomyślałem przypominając sobie osobnika, który go zepchnął z tamtej górki. *To on mnie tu przyciągnął...*
Ledwo zdążył wrócić i znów posunął się do aktu agresji względem innych, złapał dzielnego Caterpie'go między swoje dwa kolczaste rogi i mocno rzucił o ziemię uświadamiając resztę, że zdrada jest nie do przyjęcia. Może powinienem się go wtedy bać, ale jedyne co poczułem to po raz kolejny gniew, zmierzyłem go swoim złowrogim spojrzeniem, bo to jedyne co mogłem wtedy zrobić. Plecak połączony z pochwą do miecza leżał tuż obok mnie, gdybym tylko mógł wyciągnąć miecz...
-Śmieć - powiedziałem na głos nie spuszczając wzroku.
Nie spodobało mu się to, ruszył gwałtownie w moją stronę z zamiarem zaatakowania mnie, a ja mimowolnie przymknąłem oczy. Nie zauważyłem białego światła, które wydobyło się z jednego z moich pokeballi, usłyszałem tylko dźwięk i otworzyłem z powrotem oczy. W jednej chwili obezwładniająca mnie nić została przecięta, a naprzeciw Pinsira pojawił się Sandslash, który zaskoczył agresora kruszącym pazurem odpychając go i pozbawiając przytomności nocnym cięciem. To było takie niespodziewane - Sandslash jesteś niezawodny! - pochwaliłem, a on w międzyczasie oswobodził Snorunta.
Jak zwykle nie wyrażał za wiele emocji, ale zawsze pomagał gdy był potrzebny - Dzięki dobra robota - powiedziałem głaszcząc go po głowie i odsyłając z powrotem do pokeballa.
Snorunt dawał radę utrzymać się na nogach, ale mimo to natychmiast ruszyłem w jego stronę biorąc go na ręce, zdecydowanie był zatruty - Trzymaj się - powiedziałem rozglądając się wokół.
Nie wiedziałem gdzie jestem, a w zasięgu wzroku dostrzegłem tylko jakiś wysoki poniszczony budynek.
-Snorunt na jakiś czas odwołam Cię do pokeballa, wiem, że wytrzymasz, znajdę dla Ciebie jakieś antidotum... - powiedziałem odsyłając go do czerwono-białej kuli.
Pogłaskałem jeszcze Caterpie'go, który próbował mi pomóc, jakoś się trzymał po tym uderzeniu - Dziękuję, nie mam do was urazy, powinniście uciekać zanim się z powrotem przebudzi, najlepiej zwiążcie go nicią - podpowiedziałem zmieszanym pokemonom, zabrałem plecak i ruszyłem w stronę tego budynku.
*Kurna to wygląda na jakieś ruiny, a tamci mówili, że kręci się tam ten zespół R, ale nie mam wyboru, muszę się tam dostać i pomóc Snoruntowi!*

Kilka godzin wcześniej, tuż po rozdzieleniu...

Charizard trzymając Ninę na rękach mimo jej sprzeciwów kierował się w stronę schronu.
-Puść mnie, wracaj tam! - krzyczała próbując się wyrwać.
Pokemon gwałtownie ryknął na nią jakby chciał powiedzieć "Nie ma czasu, gadaj w którą stronę".
-... Cholera!! I tak mu w takim stanie nie pomogę, leć prosto, a potem w prawo...
Gdy dotarli na miejsce otworzyli wejście i będąc już w środku, unosząc się w powietrzu Nina je zamknęła. Przy wejściu czekał na nich Adin, zdziwiony brakiem Michała i stanem kobiety.
-Adin ja...
-Spokojnie, najpierw trzeba się tobą zająć, zaraz nam wszystko opowiesz - powiedział prowadząc Charizarda do drugiego pomieszczenia.
Wszyscy tam przebywający byli zdziwieni zaistniałą sytuacją.
-Co się stało? - zapytała zmartwiona Tina.
-Jest ranna, poczekajmy z pytaniami - odparł Adin.
-Dawać ją tu na łóżko, trzeba opatrzyć co się da - powiedział w trybie rozkazującym Hugo.
...

-No więc gdzie jest Michał, czy on...?
-Nie! Żyje... przynajmniej żył kiedy się rozstaliśmy, powinien zaraz tu dotrzeć - próbowała stłamsić obawy zarówno swoje jak i reszty, ale średnio jej to wyszło.
Adin nieco odetchnął z ulgą - Mam nadzieję, że nic mu się nie stało, a teraz możesz opowiedzieć co się tam działo.
-Nakryli nas i zaatakowali, dostałam strzałą w nogę, a drugą zraniłam podczas upadku, wydawało mi się, że to już koniec, ale Michał mnie uratował i rozkazał Charizardowi mnie tu przetransportować, a zapasy mam w plecaku... - tłumaczyła w skrócie.
-Mniejsza o zapasy...
-Posłuchaj Adin, muszę powiedzieć Ci coś ważnego! - zaznaczyła śpiesząc się.
-Mów...
-Obok siedziby sołtysa jest pewien zbytnio nie wyróżniający się budynek, trzymają tam Aerodactyle, nie mam pojęcia skąd... I prawdopodobnie dzisiaj połowa armii ruszy rozprawić się z zespołem R w okolicach ruin - wytłumaczyła mówiąc szybko i nieskładnie, ale wszyscy zrozumieli przekaz.
Źrenice Adina się gwałtownie rozszerzyły - J... jesteś pewna?
-Słyszałam to od żołnierzy, Adin... to może być nasza szansa! - oznajmiła podnosząc się z łóżka.
-To nie wydaje się wam zbyt podejrzane? - wytknął Hugo obawiając się pułapki.
Brunet złapał się nerwowo za głowę zasłaniając oczy - Nie... ona ma rację, lepszej okazji nie będzie, mimo wszystko powinniśmy spróbować - powiedział pewnie stwierdzając fakty.
-Zgadzam się - potwierdził Deryl nagle dołączając do dyskusji stojąc tuż przy drzwiach od trzeciego pomieszczenia.
-Ale niestety Nino ty nie będziesz mogła w tym uczestniczyć...
-Pomogę ja...!
-Nie będziesz mogła nawet chodzić, nie ma o czym gadać - rozwinął wypowiedź Adina Hugo.
-Prawda... - dodała Tina ściskając dłoń kobiety.
-Cholera... przepraszam.
Do jej oczu zaczęły napływać łzy, tak długo na to czekali, tak długo się na to przygotowywali, a ona nie będzie mogła nic zrobić, czuła się okropnie.
-... Idę wymyślić plan, nawet jeśli Michał miałby nie wrócić, musimy się podkraść i zakończyć żywot tego skurwiela, powinno być wtedy po wszystkim... Panie Carlos, pożyczy mi pan swojego Pidgey'a? Chciałbym żeby ktoś obserwował czy żołnierze ruszają.
-Proszę bardzo - odparł przekazując mężczyźnie pokeball.
-Dziękuję...

Czas obecny, las wokół Episu...

Biegłem ostrym sprintem przez duży odcinek drogi, jednak w końcu zabrakło tlenu i musiałem się zatrzymać, głośno dyszałem, bo kondycja niezadowalająca, nie wiem czy kiedykolwiek była. Chwilę później dotarłem do ruin, które się nimi jednak ostatecznie okazały. Mimo, że w dużym stopniu zniszczone wciąż zapierały dech w piersiach, a przynajmniej mi się tak wydawało. Nie było nikogo w pobliżu, więc nieco się zbliżyłem i schowałem za jednym z kamiennych słupów.
*Myślałem, że to miejsce zarówno tych z wioski jak i zespołu R, ale dlaczego do cholery nikogo tu nie ma?!* - zirytowałem się stwierdzając niepoprawność informacji.
Zrobiłem już ruch by osobiście przeszukać to miejsce gdy zauważyłem trójkę spacerujących po całkiem nieźle zachowanych schodach mężczyzn prowadzących gdzieś innego, czwartego obwiązanego liną i zakneblowanego. Dwójka z nich miała na sobie czarne uniformy z dużym czerwonym "R" na piersi i czarne czapki nieco ukrywające ich twarz, zniewolony mężczyzna wyglądał podobnie do żołnierzy z wioski, ale nie byłem pewny, natomiast mężczyzna, który szedł przed nimi wyglądał nieco inaczej, wyróżniał się na ich tle. Byłem prawie pewny, że to on jest przywódcą.
*Czyżby wyłapali wszystkich z wioski i przejęli tu władze!? Teraz to na pewno nic tu nie wskóram* - zdenerwowałem się czując w jak beznadziejnej sytuacji się znalazłem, ale po chwili na coś wpadłem. *Nie... jest wyjście, jeśli wyskoczyłbym znienacka i przystawił mu miecz do gardła może wymusiłbym jakieś antidotum... Ale czy to jest wykonalne? Czy tam rade to zrobić? Cholera nie mam czasu, poczekam na dogodny moment i po prostu to zrobię!*

Przeszli jeszcze kawałek i do sterty związanych ludzi dorzucili jeszcze jednego, to była moja szansa, byłem zaledwie kilka metrów od nich, jakimś cudem mnie nie zauważyli. Mają pistolety... szlak, ale mam pomysł, no to jazda!
Najszybciej jak mogłem wybiegłem w ich stronę powodując zdziwienie na ich twarzach.
-Co jest?! - krzyknął jeden z nich.
Tak jak się spodziewałem gdy ujrzeli mój miecz, natychmiast wyciągnęli swoje spluwy i próbowali mnie zestrzelić - Kingler, zasłoń mnie przy użyciu utwardzenia - krzyknąłem błyskawicznie wyrzucając pokeball, a Kingler odbił kule swoim ciałem.
Dzięki temu znalazłem się za plecami zdziwionego mężczyzny i mimo, że był wyższy niż myślałem przystawiłem mu ostrze do gardła, a dwójka prawdopodobnie jego podwładnych nie mogła już użyć pokeballi po które nie zdążyła sięgnąć. *Udało się...* - odetchnąłem z ulgą.
-Spokojnie chłopaki - powiedział niskim głosem zakładnik.
Po tych słowach byli bardziej spokojni niż myślałem, ani na chwilę nie traciłem czujności.
-Powiedz chłopcze, w czym problem? - powiedział zwracając się do mnie.
-Po prostu czegoś potrzebuje - odparłem po krótkim namyśle.
-Kto Cię nasłał? - zapytał kontynuując dialog.
Po tych słowach się zawahałem -...  Nikt - powiedziałem niepewnie.
-Interesujące, doprawdy interesujące... - choć nie widziałem jego twarzy zdawało mi się, że uśmiech zawędrował na jego twarz, takie przeczucie...
To było dziwne, czułem się jakby to on był stroną dominująca w tej sytuacji, chociaż to ja trzymałem mu miecz przy gardle. Odniosłem wrażenie jakby wiedział, że nie dałbym rady go zabić gdybym nawet musiał, mógłby w każdej chwili wyjść cało z tego potrzasku - tego właśnie się obawiałem, poczułem dziwny niepokój od początku gdy zbliżyłem się do tego człowieka.
-Podobasz mi się chłopcze, dołącz do mnie - zaproponował jak gdyby nigdy nic.
-Mam marzenie, które chce zrealizować i nie chce stać się złym człowiekiem, bo w końcu nie robicie nic dobrego - rozmowa z nim była dla mnie bardzo trudna, czułem presję i obawiałem się, że jacyś inni członkowie zajdą mnie od tyłu i będzie po ptakach.
-Co rozumiesz przez "zły człowiek"? - ta rozmowa była tak dziwna i całkowicie zbędna, ale z jakiegoś powodu chciałem ją dalej prowadzić.
Dziwnym był fakt, że pozostała dwójka tylko się przyglądała, nawet nie musiałem kazać im stać w miejscu, bo nawet się nie ruszali.
-No nie wiem, zły człowiek to ten, który po prostu czyni zło i krzywdzi innych... - powiedziałem mając małe wątpliwości.
-Każdy czasem czyni coś złego, a co jeśli niektórzy czynią dużo zła by na koniec uzyskać dobro, często jest to niezbędne, kogoś takiego też nazwiesz złym? - powiedział wyraźnie mącąc mi w głowie.
-O czym ty gadasz? - palnąłem nie wiedząc co odpowiedzieć.
-Liczy się cel, jeśli jest dobry to uświęca środki, pamiętaj nie każdy jest tym za kogo się podaje - poczułem się dziwnie, czyżby potencjalny lider zespołu R zrobił na mnie wrażenie?
Zainteresował mnie, mówił ciekawie i nie wydawał się taki zły za jakiego go wziąłem.
-Schowaj miecz, a dostaniesz to czego chcesz - zaproponował nagle, ciężko było w to uwierzyć, bo w ogóle mu się to nie opłacało, a co jeśli przyszedłbym po jakiś jego ważny przedmiot?
-Nie ma mowy, bez zakładnika nic tu nie zdziałam i w dodatku zabijecie mnie, nie wiem kto by się na to nabrał - odrzekłem czując perfidny podstęp.
-Wzbudziłeś moje zainteresowanie, nic Ci nie grozi, nawet zaproponowałem Ci dołączenie do zespołu, sam zdecyduj czy mi zaufać czy nie, mogę w każdej chwili się zabić, a władze przejmie ktoś inny, od samego początku się na to przygotowałem, twój wybór - powiedział wyraźnie mając ubaw z rozmowy.
*Możliwe, że Snorunt'owi nie grozi nic poważnego, ale nie chce żeby cierpiał, nie mam pewności i czasu... kurna przecież nie każdy musi być zły, nawet lider przestępczej organizacji, wale na to, ryzykuje!* - przemyślałem nerwowo podejmując decyzję.
Kingler słuchając rozmowy zbliżył się do mnie, a ja powoli odsunąłem miecz od niego i schowałem w pochwie, a on odwrócił się w moją stronę.
-Heh, nie sądziłem, że zaryzykujesz, moje imię to Giovanni - przedstawił się, a ja dopiero wtedy zwróciłem uwagę na jego sylwetkę i ubiór.
-Ja jestem Michał... - wymamrotałem niechętnie.
-A więc chłopcze, teraz zapłacisz za swoją naiwność - uświadomił szybkim ruchem wyciągając z kieszeni sztylet i przystawiając mi go do gardła, zarówno ja jak i Kingler nie zdążyliśmy zareagować. - Żartowałem - powiedział z powrotem chowając sztylet z lekkim uśmieszkiem.
Już dawno się tak nie wystraszyłem, zdecydowanie nie miał poczucia humoru. Nagle z jednego z moich pokeballi wydostał się Snorunt i w fatalnym stanie uderzył łapką w nogę Giovanniego.
-Przepraszam Snorunt zagadałem się, wytrzymaj... - powiedziałem kucając i biorąc go na ręce, wtedy nie obchodziło mnie nic, tylko on.
Giovanni popatrzył przez chwilę na Snorunta, a później na jednego ze swoich ludzi - Andre rzuć antidotum - rozkazał, a podwładny wyjął z małej torby, którą miał na plecach pożądany przedmiot i przekazał go szefowi.
-Weź to i psiuknij mu trochę do buzi, za jakiś czas powinien dojść do siebie - zapewnił wręczając mi żółto-siwy przedmiot wyglądający jak sprej, który bez wahania wziąłem i wykonałem to co zalecił.
Snorunt delikatnie odkaszlnął, a fiolet pod jego podkrążonymi oczami zniknął.
-Dziękuję - powiedziałem czując się spokojniej i odsyłając Snorunta z powrotem do pokeballa by należycie odpoczął.
Giovanni kiwnął głową w stronę podwładnych by mogli zająć się robotą i zostawić go samego, a oni niezwłocznie to zrobili.
-Skąd wiedziałeś, że chciałem czegoś takiego? - zapytałem ciekawy odpowiedzi.
-Takich jak ty łatwo rozgryźć - odpowiedział przenosząc wzrok na miejsce z którego wyskoczyłem. - Pojawiłeś się z lasu, więc pewnie natknąłeś się na jakieś wyjątkowo agresywne pokemony? - nasunął kolejne pytanie.
-Niestety... - westchnąłem przypominając sobie niechciane wspomnienia.
-Chciałbyś usłyszeć czemu takie są? - spojrzał na mnie wymownie.
-T-ta! - wymamrotałem.
-Eksperymentowano na nich, ta agresja nie jest naturalna, a zrobili to ludzie z wioski nieopodal i wypuścili je tu by zniechęcały ludzi do odwiedzania tego miejsca - wyjawił mi coś czego nigdy bym się nie spodziewał, kontynuowanie tej rozmowy było naprawdę korzystne.
-Zgaduję, że to sprawka tego sołtysa - powiedziałem stwierdzając niemal oczywisty fakt.
-O... widzę, że poznałeś się co nieco na tej wiosce, zbroją się w celu którego nawet ja nie znam, lepiej się tam nie zbliżać - ostrzegł głaszcząc Persiana, który niepostrzeżenie znalazł się przy nim.
-Nawet trzymają tam Aerodactyle - palnąłem nie myśląc o tym, że mogę powiedzieć coś czego później będę żałował.
Wyraz twarzy Giovanni'ego nieznacznie się zmienił - Wiem, próbujemy ich powstrzymać przed powiększeniem sił, w tym celu zajęliśmy te ruiny, zdradzę Ci nawet, że stąd pozyskują, a raczej pozyskiwali... skamieliny - po raz kolejny zdradził mi coś czego teoretycznie nie powinien, zdziwiło mnie to.
-Dlaczego mi to mówisz? - zapytałem zdziwiony.
-Żebyś zostawił w spokoju moje gardło - odparł zaskakująca dla mnie kwestią.
-Skoro tak to co zamierzacie zrobić z tymi skamielinami? - zapytałem podejrzliwie.
-Wścibski jesteś, wydobędziemy pozostałą resztę i oddamy w dobre ręce - wyjawił zagadkowo spoglądając na podwładnych wynoszących z ukrytego przejścia kolejne skamieliny.
-Nie wierzę ha ha - odparłem śmiechem. - Nie ważne... skoro cel jest dobry to wierzę, że nie zrobicie nic złego, ale po ostatnim razie jak spotkałem ludzi w takich trykotach gdy próbowali złapać ogromnego Vileplume'a mogę mieć wątpliwości - stwierdziłem przeprowadzając swobodną rozmowę, której nie miałem od bardzo dawna.
Giovanni po raz kolejny wyraźnie się zdziwił - A więc byłeś tam... to nie był mój rozkaz, kilku zdrajców zrobiło to bez mojej wiedzy - próbował wyjaśnić sytuację.
-Nie ważne, na szczęście do niczego złego nie doszło - odparłem całkowicie zmieniając zdanie o zespole R, a przynajmniej jego części.
-... Muszę wracać do pracy, ty lepiej też już idź - powiedział ruszając w stronę swoich ludzi.
-Fajny z Ciebie człowiek, dlaczego zostałeś zostałeś liderem zespołu R? - zapytałem powodując, że się zatrzymał.
Po chwilowej ciszy odpowiedział - Tak jak ty mam marzenie, które chce spełnić... - powiedział tajemniczo i nie odwracając się za siebie ruszył razem z Persianem przed siebie.
Przez chwilę miałem ochotę powiedzieć mu o planach sołtysa, ale wtedy plan, który prawdopodobnie wymyślą Adin i reszta mógłby się nie udać, więc się powstrzymałem i odwołując Kinglera ruszyłem w poszukiwaniu schronu - Kurde, zapomniałem zeskanować tego Persiana... - przypomniało mi się w trakcie drogi.

...

Giovanni stojąc przy stercie związanych i obezwładnionych strażników z wioski rozmawiał z jednym ze swoich podwładnych.
-Szefie dlaczego go nie zabiłeś? - zapytał zdziwiony jego zachowaniem.
-To syn tego odkrywcy Silena, zabijając go tylko bym stracił... - powiedział spoglądając na zakładników.
Chwilę później wyciągnął pistolet i wystrzelał wszystkich - Cel uświęca środki... - wyszeptał rozpoczynając spacer z Persianem i przypominając sobie siebie jako nastolatka.

Tymczasem przy schronie...

Michałowi nieoczekiwanie po dość niedługim czasie udało się wrócić do miejsca którego szukał, posługując się głównie śladami pozostawionymi przez Pinsira, który prawdopodobnie ich wcześniej ciągnął, spotkał kilka Beedrill'i których udało mu się pokonać przy pomocy Sandslasha.
-No to jedziemy - powiedział schodząc na dół gdzie spotkał rozmyślającego Adina.
-Michał! Całe szczęście, że żyjesz, co się stało, że Cie tyle nie było? - zapytał z troską.
-Napotkałem małe problemy - powiedział nie chcąc niepotrzebnie martwić mężczyzny.
-Rozumiem... Nina mi mówiła, jeśli dalej chcesz nam pomóc to chodź, wyjaśnię wszystkim na czym polega plan.
-Już dawno postanowiłem, że wam pomogę, moje zdanie nie uległo zmianie...
Gdy weszli do drugiego pomieszczenia nie obyło się bez czułości ze strony Charizarda, Pichu jak i Snorunta, który pełny sił opuścił swój pokeball, usłyszał też kilka miłych słów od innych, a Nina odetchnęła z ulgą. Przeprowadzili jeszcze rozmowę na temat tego co kto może za kilka godzin zrobić i Adin rozpoczął przedstawianie planu.
-Słuchajcie plan jest taki, gdy Pidgey powiadomi nas o wymarszu połowy armii z wioski po tym jak opuszczą mury wkraczamy do akcji. Wszyscy ruszymy tunelem, który kiedyś właśnie na taką okazję wykopała Nidorina Niny, po czym ja i Deryl opuścimy go tuż przy płocie, Michał i Tina ruszą dalej tunelem ciągnącym się aż pod pokój w którym najczęściej przebywa sołtys, razem z nami opuszczą tunel również Snorunt, Charizard i Sandslash, którzy mają za zadanie odciągnąć żołnierzy od budynku z Aerodactyl'ami, który Snorunt musi całkowicie zamrozić by zabezpieczyć się przed tymi pokemonami, resztę wyjawię w trakcie... Czy jesteście gotowi walczyć za wioskę, która przeżywa swój gorszy okres!!? - wyjaśnił na koniec głośno krzycząc by wszystkich zmotywować.
-Jesteśmy!! - krzyknęli jednocześnie wszyscy.
-I za tych którzy zginęli w walce z okrutnym sołtysem!!?
-Jesteśmy!!
Wszyscy czuli presję z nadchodzącej walki o wioskę Episu, zaledwie czterech ludzi i kilka ich pokemonów kontra wielka armia prowadzona przez sołtysa, czy w tym świecie da się coś jeszcze zmienić? Odpowiedz na to pytanie poznamy już wkrótce...
------------

Witam was moi mili z kolejnym ŚWIĄTECZNYM rozdziałem, który nie ma nic wspólnego ze świętami, ale zostanie opublikowany w święta! Co tu dużo mówić, zobaczymy jak go odbierzecie :)
Dziękuję wam wszystkim, którzy odwiedzają mojego bloga za 10 tysięcy wyświetleń, piękny prezent naprawdę mnie ucieszył i do tego jeszcze drugi już rozdział osiągnął ponad 400 wejść (44) Naprawdę dziękuję, dla was będę pisał coraz lepiej. No i zapomniałbym...
WESOŁYCH ŚWIĄT!


2 komentarze:

  1. No nie powiem, rozdział emocjonujący. Biedny Michał, czyżby dał oszukać się Giovanniemu? Podwójna moralność. No cóż mam nadzieję, że jednak się opamięta i zrozumie, że cel nie uświęca środków. No nic, poczekam i zobaczę jak rozwinie się akcja. A coś czuję, że Giovanni chce przekonać Michała, nie tylko ze względu, że go tak po prostu zainteresował, a tyle, że wyczuł "wyjątkowość: Michała. Poczekam zobaczę. rozdział dobry i gratuluję 400 wejść! Życzę więcej sukcesów ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Kolejny bardzo dobrze napisany rozdział. Podoba mi się sposób ukazana Giovanniego. Nie wiem dlaczego, ale dziwnym trafem przypominał mi Imperatora Palpatine'a z "GWIEZDNYCH WOJEN". Podobnie jak on umie doskonale stosować demagogię i właściwie dobierać argumenty w dyskusji z człowiekiem. Mam jednak wielką nadzieję, że Michał się nie da nabrać na jego gierki. Fakt, że ten koleś nie jest przyjacielem sołtysa nie oznacza, że jest i jego przyjacielem. Giovanni nie pozwoliłby mu żyć, gdyby nie miał wobec niego jakiś planów. Chętnie te plany poznam.

    OdpowiedzUsuń