środa, 23 września 2015

Rozdział 35 - Przekroczyć granicę

-Aaaa!! Nie mogę spać... - powiedziałem spoglądając na zegar. - A no taaaak... już ranek - ziewnąłem tak głośno, że niemal obudziłem współlokatorów, chyba muszę zacząć myśleć nad tym co robię.
Zaledwie pięć minut wystarczyło bym uporał się z rannymi czynnościami w łazience, która była w naszym pokoju.
-Snorunt wstawaj - zaleciłem kołysząc go na prawo i lewo. Ten jednak wolał sobie dalej spać. - O nie tak to my nie będziemy rozmawiać! - wziąłem do reki butelkę po coca-coli, którą wczoraj wypiłem i postanowiłem nalać do niej trochę gorącej wody. - Może nauczysz się wstawać o dobrej porze - oblałem go tym w całości, wystarczyły dwie sekundy żeby owy delikwent wyskoczył niespodziewanie, albo spodziewanie z łóżka.
-Sno sno sno!! - wyleciał do mnie z pretensjami.
-Trzeba było wstawać równo ze mną - zarzuciłem temu koczkodanowi, zawsze trzeba go budzić, bo śpi ile może i gdzie popadnie, ja to przynajmniej... Nie, dobra jest taki sam jak ja. Chociaż jeden z nas powinien być ułożony, no ale...
-Dobra Snorunt zbieramy się tylko po cichu! - ostrzegłem by nie obudzić śpiącej królewny, niech sobie czasem pośpi, bo czemu by nie? Wydawało mi się, że misja opuszczenia pokoju została pomyślnie wykonana, wtedy nie zdawałem sobie sprawy z prawdopodobnego obserwowania naszej dwójki przez Poliwhirla, który schował się sprytnie w kołdrze. Gdy byliśmy już przed drzwiami obudził Amelię armatką wodną.
-O nie, nie zrobisz tego samego co ostatnio - powiedziała przecierając mokre oczy.
No już wtedy było po moim szybkim wyjściu.
-Możesz wyjść na dwór, ale masz na mnie poczekać aż będę gotowa, bo inaczej to załatwimy, zrozumiałeś? - wypaliła z jednoznacznym tekstem.
Nic nie odpowiedziałem i ruszyłem na dwór, postanowiłem, że tym razem się jej posłucham.
-Charmeleon, Ivysaur, Kingler, Sandslash, chodźcie - powiedziałem wypuszczając wszystkich swoich podopiecznych - Słuchajcie chłopaki dziś jest kolejny wielki dzień, dzisiaj walczymy o czwartą odznakę, to ten czas kiedy okaże się czy nasza praca przyniosła efekt. Trenowaliśmy ciężko, temu nikt nie zaprzeczy, ale walki z liderami zawsze są trudne, a ten z którym będziemy się mierzyć wygląda na silnego i jest silny, boicie się? - zapytałem patrząc na poważne miny swoich pokemonów, nigdy wcześniej nie widziałem ich aż tak skupionych. Zależało im na zwycięstwie dokładnie tak samo jak mi, byłem dumny.
-Dobrze, o to chodzi, a teraz wracajcie do pokeballi i jeszcze trochę wypocznijcie by później dać z siebie wszystko, dzięki - odwołałem pokemony i odwróciłem się do tyłu, a pierwsze co ujrzałem to Poliwhirl próbujący się schować za budynkiem. Za chwilę pojawiła się Amelia i walnęła mnie w plecy bym się tak nie zamartwiał. W mojej głowie roiło się od wspomnień z poprzednich walk.

"Przepraszam czy zastałem lidera?... A o to dowód twojego zwycięstwa, Haunter upadł pierwszy, więc to ty wygrałeś, Snorunt wygraliśmy drugą odznakę! Czekałem, wiedziałem, że przyjdziesz, to już trzecia..."

*Tak jest, mam już trzy, pozostało tylko pięć dlatego dziś muszę udowodnić, że to nie przypadek!*
Czułem się jakbym był kilka minut przed wybuchem wojny. Nie minęła chwila i znaleźliśmy się przed oficjalnym obiektem sali, tuż przed samym wejściem zatrzymał nas mężczyzna w niebieskiej bluzce i czarnych krótkich spodenkach, oprócz tego w rękach miał dwie chorągiewki zieloną i czerwoną.
-Poczekajcie jeszcze chwilę, Koga teraz przygotowuje się do walki medytując, to jego rytuał - wytłumaczył nieznajomy mi wtedy facet.
-W porządku, a jeśli mógłbym zapytać to kim pan jest? - odparłem nie mając pojęcia z kim mam do czynienia.
-Nazywam się Harold i jestem sędzią, dostałem wczoraj cynk od Kogi, że dziś ma jakiś pojedynek o odznakę także jestem - wytłumaczył.
W tym czasie właściciel tych terenów właśnie skończył i zaprosił nas do środka.
-Jestem gotowy - oświadczył Koga.
-I vice versa, zaczynajmy!! - krzyknąłem by rozładować choć trochę wielkie emocje towarzyszące mi od rana.
-Ale przed tym... - kliknął coś na pilocie najwyraźniej od sali, a dach się otworzył, ściany zaczęły się rozsuwać tworząc wielką wolną przestrzeń z widocznymi przeszkodami z drewna by utrudnić swobodne poruszanie się po boisku.
Nie byłem przygotowany na coś takiego, nawet się tego nie spodziewałem, ale kto by się przejmował takimi pierdołami jak pole walki. Harold zajął miejsce na specjalnym wysokim stanowisku na które musiał wejść po drabinie. Nie miałem pojęcia czemu po prostu nie ustanie z boku, może przez obawę w stosunku do trujących pokemonów Kogi? Kto wie.
-Obydwaj gotowi? - zapytał unosząc chorągiewki w górę.
-Tak! - krzyknąłem, a tamten tylko skinął głową.
-A więc zaczynajcie! - opuścił gwałtownie trzymane przedmioty do dołu.
-Ivysaur! - krzyknąłem wypuszczając go z pokeballa.
-Zapomniałem dodać, jest to walka cztery na cztery dlatego wybieraj rozważnie, Weezing chodź!
Przed nami pojawiło się jedno wielkie źródło toksyczności, całe szczęście, że nie wpływało to za bardzo na powietrze. Postanowiłem sprawdzić go w pokedexie.
Weezing to wyższa forma Koffinga. Kocha wydzielaną przez kuchnię spaleniznę. Gdy znajdzie brudny, zaniedbany dom postanawia tam zamieszkać. W nocy gdy ludzie śpią on przychodzi do ich koszy.

-Tym razem zacznij pierwszy - ponaglił.
-Ivysaur dzikie pnącze, złap go! - powiedziałem przygotowując sobie plan na spontana.
Pnącza spowiły ciało Weezinga, który wydawał się tym nie przejmować podobnie jak trener.
-Co chcesz tym osiągnąć - zapytał Koga z lekkim zażenowaniem w oczach.
-Hmm? To patrz, zakręć nim i uderz szarżą!
Po raz kolejny wszystko poszło zgodnie z planem, bo przeciwnik wyłącznie się przyglądał.
Weezing, który nabrał niezłego wirowania oberwał szarżą z całego impetu i upadł na ziemię, jednak prawie zahaczył o drewnianą belkę wystającą z ziemi.
-To było dosyć silne uderzenie co nie Weezing? Możemy już walczyć - powiedział niewzruszony upadkiem swojego pokemona.
-Weeeezing! - pokemon znów wzniósł się w powietrze lewitując.
-Nie gadaj, że analizowałeś - powiedziałem zmieszany.
-Coś w tym dziwnego? - odparł pytaniem.
-Nie wyglądasz mi na kogoś kto analizuje...
-Pozory mylą, Weezing bomba błotna!
-Ivysaur złap się dzikim pnączem tamtej deski i zaatakuj ostrym liściem!
Błotna kula nie była jakoś specjalnie szybka co pozwalało nam zrobić swobodny unik, jednak gdy Ivysaur próbował się podciągnąć do wysoko położonej deski zahaczył po drodze o dwie kolejne upadając na ziemię i obrywając wrogim atakiem. Te pole było bardziej uciążliwe niż myślałem.
-Szarża Weezing! - krzyknął Koga nie okazując żadnej litości.
Wiedziałem, że Ivysaur nie zdąży tego uniknąć - Ostry liść pełna moc!
Weezing napierał, a liście odbijały się od niego jak od metalowej blachy.
-Wal mocniej Ivysaur!! - krzyknąłem.
-Nie przestawaj napierać!
Oboje atakowali z całych sił, ale w końcu ostre liście Ivysaura odrzuciły przeciwnika.
-Bomba błotna!
To było takie szybkie, że nie zdążyłem zareagować, Ivysaur z bólu nieznacznie się przechylił.
-Ivysaur powrót! - krzyknąłem odwołując go do pokeballa, ten Weezing jest naprawdę silny...

-Hy hy, kto teraz? - uśmiechnął się Koga jakby niczego się nie obawiał.
Poliwhirl wymachiwał gniewnie łapkami jakby sam chciał wejść i walczyć, natomiast Amelia stała z lekkim uśmiechem na ustach, chyba we mnie wierzyła.
Spojrzałem w stronę Snorunta - Teraz twoja kolej.
-Sno sno! - nie minęła chwila, a on już był gotowy.
-Mamy coś na takich jak wy, Weezing toczenie!
Ta olbrzymia toksyna zaczęła turlać się w stronę Snorunta, ale dla nas to nie była przeszkoda.
-Snorunt lodowy promień!
-Weezing fala mroku i znów toczenie!
Pokemon uniósł się tuż przed zderzeniem z lodowym promieniem i zablokował go fioletowo-czarną wiązką energii po czym ponowił toczenie trafiając bezradnego Snorunta.
-Snorunt wstawaj! - krzyknąłem zaniepokojony.
-Weezing nie ustawaj z toczeniem!
Snorunt zdołał się podnieść, ale co z tego skoro po chwili znów upadł, toczenie z każdym kolejnym użyciem staje się silniejsze.
Nagle coś przyszło mi do głowy i postanowiłem to wykorzystać - Odskocz szybko i podwójny zespół!
-To na nic - powiedział dumnie Koga, ale ja nie miałem zamiaru go słuchać.
-Teraz mroźny wiatr wzmocniony lodowym promieniem!
W powietrzu grupa klonów wytworzyła ogromny złączony mroźny wiatr, lecz nie doszło do drugiej fazy ataku, Snorunt nie mógł skumulować energii, czyżby przez liczebność?
-Hy Weezing fala mroku.
-O nie, Snorunt musisz tego uniknąć, proszę! - krzyczałem desperacko.
Wszystkie klony wraz z oryginałem zaczęły opadać, nie miały dokąd uciec, fala mroku zniszczyła wszystkich, a prawdziwego posłała na jedną z drewnianych przeszkód.
-Snorunt powrót! - krzyknąłem, a Snorunt posłusznie przydreptał do mnie zraniony i w złym nastroju. Nie dobrze, jeśli tak dalej pójdzie nie będę miał żadnych szans.

-Gubimy się? - zachichotał Koga patrząc na to jak pot spływa po moim czole.
-Nie denerwuj mnie! - warknąłem. Miał rację nie mogłem nic zrobić, a może to on mi na to nie pozwalał?
*Muszę po prostu się skupić ten Weezing na pewno ma słaby punkt, jeszcze nie przegrałem!*
-Ivysaur, chodź jeszcze raz!
-Sauuur!! - zaryczał tak głośno jak nigdy dotąd, palił się do walki.
Muszę po prostu go odnaleźć - Ostry liść!
-Zmieć je bombą błotną!
Ataki zderzały się ze sobą raz po raz neutralizując się nawzajem, to jednak nie zniechęcało tych dwóch pokemonów, każda kolejna wymiana była coraz bardziej zacięta. Wiedziałem, że tak nic nie wskóram - Ivysaur tłucz go dzikimi pnączami póki nie padnie!
-Weezing powal go bombą błotną! - krzyknął wciąż pewny siebie lider.
Pokemony wymieniały między sobą ciosy, raz Ivysaur walił z całej siły z trawiastego bicza, a raz bomba błotna rozbijała się na jego ciele. Byłem pewny, że w tej wymianie wyjdą na równo, więc przyglądałem się Weezingowi szukając jego słabego punktu, ale nic nie mogłem znaleźć, nie wyglądał na takiego, który takowy posiada. Rzeczywistość okazała się nieco inna, mocno ranny Ivysaur głośno dyszał, kiedy Weezing był w dużo lepszym stanie. To wyglądało źle, ale zdołałem dostrzec ranne miejsce na ciele Weezinga, ucieszyłem się i rzuciłem Ivysaurowi kolejną komendę - Ivysaur ziarno pijaw... - nie zdążyłem dokończyć, a on upadł na ziemię.
-Ivysaur niezdolny do walki, wygrywa Weezing! - obwieścił Harold.
-Niemożliwe... - wpatrywałem się w nieprzytomnego podopiecznego jak głupi aż poczułem ból w prawym policzku. Po chwili spostrzegłem, że dostałem siarczystego liścia od Amelii.
-O czym ty myślisz kretynie? To nie czas na takie kiepskie żarty - powiedziała z poważną miną.
-Hej może chcecie przerwać walkę - zasugerował Koga widząc wkurzoną dziewczynę.
-Nie trzeba... Dziękuję, Snorunt skończmy z nim w końcu - powiedziałem jakby odmieniony, kto by pomyślał, że coś takiego wystarczy żeby człowiek wrócił na właściwe tory. Odwołałem Ivysaura i byłem gotowy dalej walczyć.

-Weezing jeszcze raz toczenie!
Niszczycielska kula z każdą sekundą była coraz bliżej, ale ja już wiedziałem co robić.
-Snorunt poczekaj do ostatniej chwili i uderz lodowym promieniem w podłoże przed sobą!
Tuż przed zderzeniem przed nimi powstała gruba ściana lodu zatrzymując toczącego się Weezinga.
-Atakuj uderzeniem głową w złączenie obydwu głów!
Przeskoczył stworzony przez siebie mur i sprawił, że przeciwnik w końcu odczuł prawdziwy ból.
-Nie myśl, że to koniec, Weezing fala mroku! - rozkazał nieco mniej pewny siebie Koga.
-A właśnie, że koniec, Snorunt unik i wzmocniony mroźny wiatr przez lodowy promień!
-Unik!
Snorunt zgrabnie ominął silny atak i połączył ze sobą dwa ataki tworząc nawałnicę odłamków lodu których Weezing nie był w stanie uniknąć.
-Weezing niezdolny do walki, wygrywa Snorunt!

-Mmm, a to Ci niespodzianka - skomentował przegrany pojedynek w bardzo lekceważący sposób.
-No i o to chodzi! - krzyknęła zadowolona Amelia. Całe szczęście, jej humorki to ciężka sprawa.
-Koffing idź!
Na placu boju pojawiła się niższa forma Weezinga, trochę mnie to zdziwiło, ale szybko zmieniłem zdanie.
-Żyroskop! - zamienił się w kulę, która wirowała z ogromną prędkością, zmierzała prosto na Snorunta.
-Unik! - Koffing na szczęście przeleciał obok niego dzięki zwinnemu ruchowi w przód.
-Koffing szarża! - On chyba lubi pozbawiać tchu przeciwników.
-Jak szybko! Snorunt blokuj uderzeniem głową!
Impet z jakim uderzył ten fioletowy toksyn sprawił, że pomimo bloku ziemia pod Snoruntem się pokruszyła. Kolejny ciężki przeciwnik, a Snorunt był już bardzo zmęczony. To takie denerwujące, że stworzył sobie tak dobrą strategię!
-Żyjesz? zapytałem.
-Sno sno! - odparł odskakując na bezpieczną odległość.
-Teraz nasza kolej, lodowy promień! Wiedziałem, że muszę wykorzystać swoją szansę, Snorunt nie pociągnie zbyt długo.
-Omiń ten pełen arogancji atak - nakazał Koga.
-Kto tu jest arogancki? Snorunt doskocz do niego i z całej siły... lodowy promień!!
Snorunt znalazł się przed twarzą zaskoczonego Koffinga i z całej pozostałej siły wytworzył ogromny lodowy promień, który chwilę później uwolnił. Byłem szczęśliwy widząc jak przeciwnik spada nieuchronnie zbliżając się do ziemi. Nie zdawałem sobie sprawy, że coś było nie tak.
-Koffiii...iiing!! - Tuż przed upadkiem powrócił do lewitacji z szerokim uśmiechem. Koło prawego oka był widać ślad zamrożenia, jednak to tylko otarcie, zdołał zrobić unik w takiej sytuacji.
-Dobra robota mały, a teraz żyroskop!
Oboje nie wierzyliśmy własnym oczom, cios wbił bezradnego Snorunta w ziemię.
-Kończ miotaczem płomieni!
Wiązka ognia nieuchronnie zbliżała się do mojego ledwo przytomnego podopiecznego.
-Snorunt!! - w obawie o jego zdrowie instynktownie chwyciłem za jego pokeball i go w nim zamknąłem.
Po chwili znowu go wypuściłem i zaniosłem na rękach do Amelii. Surge nie kłamał, ten gość na serio jest silny...
-No nic... pozostaje mi dalej walczyć, Kingler czas na Ciebie!

-Kuki kuki!! - poke-krab dumnie podniósł swoje wielkie szczypce ku górze by jeszcze bardziej się nakręcić.
On miał coś do udowodnienia dlatego też nie mogłem pozwolić mu zbyt długo czekać - Kingler bąbelki!
-Zniszcz je miotaczem płomieni
Koga jednak nie jest taki doskonały, dał się łatwo złapać - Kleszcze, teraz!
Kingler przeciągnął szczypce po własnych bąbelkach i miotaczu płomieni trafiając Koffinga.
-Oddaj mu żyroskopem!
Szybkość tego ataku dalej robiła wrażenie, ale wiedziałem w jakim momencie zareagować - Kingler utwardzenie!
Tuż przed zderzeniem Kingler zabłysł metalowym połyskiem i przyjął uderzenie wychodząc bez szwanku.
-Jeszcze raz kleszcze! - nakazałem pełen adrenaliny.
-Blokuj szarżą! - krzyknął również podekscytowany Koga.
Ogromne szczypce Kinlgera miały wbić głowę Koffinga niczym gwóźdź, ale ten zdążył zablokować je siłą impetu swojego ataku. Nikt nie miał zamiaru odpuścić, po krótkim siłowaniu odskoczyli od siebie by przygotować się do kolejnej komendy.
-Żyroskop dalej! - krzyknął na cały głos.
-Złap to i rzuć nim! - rozkazałem.
Rozpędzona kula wpadła w uścisk kraba, ale zdołała obić go o najbliższe deski wystające z ziemi. Po zderzeniu rzucił nim o ziemię. To była bardzo wyrównana walka, a zarazem zacięta. Nie chciałem po raz kolejny pozwolić mu robić co zechce, miałem strategię, którą postanowiłem wprowadzić w życie.
-Kingler bąbelki!
-Po prostu unik Koffing, nie ma się o co martwić - skwitował spokojny Koga.
-Jeszcze raz bąbelki - oznajmiłem.
-Unik...
-Jeszcze raz, jeszcze, jeszcze, jeszcze dawaj dalej!! - krzyczałem by wspomóc swojego podopiecznego.
Koffing zwinnie omijał wodne bańki po czym zdziwił się gdy zauważył, że jest niemalże otoczony przez bąbelki przeciwnika. Zarówno on jak i trener nie wyczuli żadnego zagrożenia.
-Koffing kończ tą błazenadę, piorun już! - elektryczny atak spowodował krzyk bólu Kinglera, elektryczne ataki przeciwko wodnym pokemonom to nie przelewki.
-Kingler nie przestawaj tworzyć bąbelków!
-Ty też Koffing nie ustawaj z piorunami, wal tak mocno aby upadł z hukiem!
Kingler dostawał coraz to mocniejsze ciosy, mimo to wciąż skrupulatnie wykonywał moje rozkazy, wierzył we mnie chociaż moje decyzje wydawały się absurdalne. Nagle Koffing spostrzegł się, że został zamknięty w bąbelkowym pierścieniu, a jedyne co widział to wielokrotnie podwojony obraz Kinglera w odbiciu. Niszczenie ich nic nie dawało, było ich tak wiele...
-Kingler zacznij to okrążać!
Bieganie wokół bąbelków spowodowało nieskończona liczbę sylwetek w odbiciu, okropne uczucie bawiąc się wrogiem, który jest bezradny, ale trzeba wykorzystywać szansę!
-Koffing znokautuj go piorunem! - rzucił desperacko Koga. To do niego niepodobne.
-Mam Cię, straciłeś czujność, Kingler skacz i bąbelkowy promień, tylko taki porządny! Poczekaj z atakiem aż wyczujesz jego położenie.
Zamknął oczy, a energia wciąż gromadziła się w lewych szczypcach. Po chwili wyczuł przeciwnika, piorun chybił, a bardzo silny nietypowy promień przebił się przez warstwę bąbelków i trafił bezbronnego Koffinga wbijając go w ziemię.
-Koffing niezdolny do walki wygrywa Kingler! - oznajmił sędzia.
-Dobrze! Świetnie się spisałeś...
-Ku...ki... - nie dał rady i również upadł, ten piorun był dla niego bardzo szkodliwy.
-Kingler również niezdolny do walki! - krzyknął Harold.
Nie jest dobrze, znowu to samo, wciąż jestem na jeden do tyłu i został mi ostatni pokemon kiedy on ma jeszcze dwa. Odwołałem Kinglera i głęboko westchnąłem - Charmeleon ma dziś wolne dlatego... Sandslash wybieram Cię! - z pokeballa wyszedł nieco ożywiony piaskowy gryzoń gotowy na wszystko.

Spojrzałem mu głęboko w oczy i zapytałem - Chcesz zawalczyć? - Nieco zainteresowany nie oderwał ode mnie wzroku - ... Wierzę w twoje dobre intencje, dlatego idź... pokaż jak Ci zależy!
Popatrzył jeszcze chwilę na mnie i zabrał miejsce na polu walki.
-Muk... twoja kolej! - z pokeballa wydostała się fioletowa kupa błota, którą już znałem, kolejny silny pokemon...
-Rzut błotem na początek! - krzyknął Koga, a mogące oślepić pociski z błota zmierzały w naszą stronę.
Muk był chyba sfrustrowany kiedy Sandslash uniknął je wszystkie balansem ciała.
-Sandslash kruszący pazur!
-Uwięź go przygnieceniem Muk!
Pazury zajaśniały na biało, a w powietrzu zostały tylko ślady po cięciu, Sandslash w jednej chwili znalazł się za zdezorientowanym przeciwnikiem.
-Nie daj mu się z tobą bawić, bomba błotna! - widać, że byli trochę zdenerwowani.
Muk zapominając o wcześniejszych obrażeniach posłał w naszą stronę błotny pocisk.
-Unik i taniec ostrzy - atak został zwiększony przez przywołanie mieczy wokół Sandslasha. - Czas podkręcić tempo, Sandslash obijaj go szybkimi kruszącymi pazurami!
Białe szpony przecinały muł na ciele Muka i zanim zdążył wchłonąć łapę pojawiał się w innym miejscu i wyprowadzał kolejny cios, wbrew pozorom to było bardzo bolesne dla pokemona Kogi.
-Muk bomba błotna! - Nie wiem czy to był przypadek czy też nie, ale ten atak był celny i odepchnął Sandslasha na znaczną odległość.
-Hiper promień! - pomarańczowa wiązka energii rozcinała powietrze mknąc do przodu.
-Nocne cięcie!
Sandslash skumulował energię w prawej łapie i po chwili wypuścił czarno-fioletową energię, która przecięła promień do połowy i doprowadziła do wybuchu. Nie było widać nic prócz dymu unoszącego się po zderzeniu dwóch potężnych ataków.
Ja wiedziałem, że mój podopieczny się tam trzyma - Kruszący pazur pełna moc!
-Sand...slaaaaaaaash!! - między strugami dymu mknął niczym odrzutowiec, po wielkim zamachu niemal przeciął Muka na pół, odrzucając go przed siebie. Zniszczył ostatnie przeszkody, które pozostały nietknięte.
-Niemożliwe! - Koga wyglądał jakby przed chwilą zobaczył ducha.
-Kończmy to, ostrzenie pazurów i jeszcze raz kruszący pazur!
-Rzut młotem, do końca!
Po zwiększeniu ponownie siły ataku Sandslash ominął wrogi atak w mgnieniu oka i powalił na ziemię bezbronnego Muka.
-Muk niezdolny do walki wygrywa Sandslash! - oznajmił Harold.
Zarówno ja jak i moi widzowie odetchnęli z ulgą.

Przez chwilę zauważyłem zaniepokojenie na twarzy Kogi, ale zniknęło równie szybko jak się pojawiło gdy wziął do ręki ostatni pokeball.
-Dobrze... pokażę Ci pokemona, którego nigdy nie użyłem w bitwie o odznakę.
-Nie mam nic przeciwko - odparłem czekając na ostatniego przeciwnika.
-Chodź! - powiedział wyrzucając pokeball.
Z czerwono-białej kuli wyszedł wielki fioletowy pokemon z rogiem na głowie i długim ogonem. Aura, która od niego biła powodowała gęsią skórkę, od samego patrzenia można stwierdzić, że jest silny. Nawet Sandslash spoważniał kiedy ten pojawił się na placu boju. Oboje z Kogą wiedzieliśmy, że to będzie szybka walka.
-Sandslash ostrzenie pazurów szybko!
-Nidoking skupienie energii!
Atmosfera była tak napięta, że każdy kolejny wdech był coraz cięższy.
-Dołóż taniec ostrzy! - szczerze mówiąc obawiałem się tego przeciwnika, mam już nieciekawe wspomnienia z Nidokingiem...
-Mamy szansę, lodowa pięść! - łapa zajaśniała kolorem lodu i błyskawicznym ruchem znalazł się przed przeciwnikiem.
Sandslash zdążył wykonać taniec ostrzy, ale został posłany na ziemię przez brutalną siłę.
-Oddaj mu nocnym cięciem!
-Złap i odbij!
Czarno-fioletowe cięcie zostało złapane i wypuszczone w kierunku autora ataku. Byłem zdziwiony, a co dopiero Sandslash.
-Wstawaj!! - krzyknąłem.
-Nidoking trujący ogon - jego ogon pokrył się fioletową energią i wykorzystał go do ataku.
-Blokuj kruszącym pazurem! - Atak został z ledwością zatrzymany przez leżącego Sandslasha.
-Odrzuć go i ponów taniec ostrzy!
-Lodowa pięść!
Sandslash odrzucił napierającego przeciwnika do tyłu i zwiększył po raz kolejny swój atak, tym razem lodowa pięść została zwinnie uniknięta.
-Nocne cięcie teraz!
-Łap i rzuć! - wcześniejsza sytuacja powtórzyła się lecz nie do końca, tym razem Sandslash zdołał uniknąć swój własny atak.
-Sandslash ostrzenie pazurów cały czas, nie przestawaj dopóki nie powiem!
-Bardzo zły ruch młodziku haha, Nidoking wykończ go lodową pięścią! - był już pewny wygranej.
Sandslash nie przestawał zwiększać swojego ataku i celności mimo, że przez to obrywał piekielnie silnymi ciosami. Nigdy bym nie pomyślał, że będzie w takim stanie. Wiedziałem, że jeśli chcę wygrać to muszę liczyć na szczęście, dlatego użyjemy całej pozostałej siły na ten ostatni atak.
-Wykończ go!
-Wystarczy, odskocz od niego - powtarzający się schemat zakończył się komendą odskoku, którą wydałem.
-Sandslash nocne cięcie pełna moc!
-Czyli znowu to samo, zawiodłem się... - coś tam mamrotał Koga, nawet go nie słuchałem.
-Zbierz całą swoją moc! - krzyknąłem stawiając wszystko na jedną kartę.
-Nidoking powtórz to samo co wcześniej, tylko teraz dopilnuj, że upadnie...
Ogromna ilość energii zebrała się na prawej ręce Sandslasha.
Widziałem jak jest już gotowy to wypuszczać, ale miałem nieco inne zamiary - Nie wypuszczaj tego!
-Slaash? - spojrzał się na mnie wymownie.
-Przytrzymaj energię na prawej ręce i użyj jej jak kruszącego pazura!
Mimo niepewności zaufał mi i zaczął zmierzać w stronę Nidokinga.
-Hiper promień!! - zalecił Koga.
-Sandslash dasz radę, nocne cięcie pełna moc!! - krzyknąłem by dodać mu jeszcze siły.
-Slaaaaaaash!! - Na początku zniknął w pomarańczowym promieniu, ale po chwili wyłonił się przecinając go na pół.
-Idź!!! - Z całej siły zaatakował stojącego w miejscu przeciwnika, doprowadził do kolejnego wybuchu, wszędzie unosił się dym. Dopiero po chwili wszystko było jasne.
-Nidoking niezdolny do walki, wygrywa Sandslash, a cały pojedynek zwycięża Michał Zoldrey! - obwieścił Harold schodząc ze swojego stanowiska.
-Udało się... Wygraliśmy!! - krzyknąłem sam do siebie z powodu przepełniającej mnie radości. - Gratuluje - przybiłem żółwika ledwo stojącemu Sandslashowi, który oparł się o mnie ledwo utrzymując świadomość.
-Gratulację byliście wspaniali! - pogratulowała Amelia.
-Poliwhirl! - Nawet Poliwhirl nas pochwalił.
Ale to co najważniejsze dopiero na mnie czekało.
-Przegrałem Harold... - stękał Koga.
-A czy to nie była przypadkiem jedna z twoich najlepszych bitew?
-Masz rację... Muszę mu dać to na co zasłużył...
Podszedł do mnie pewnym ruchem - Oto twoja Odznaka Duszy - wręczył mi różowy przedmiot w kształcie serca.
-Dziękuję! - prawie podskoczyłem z radości.
-Niema za co, wykazałeś się dobrą strategią i oryginalnym stylem, ponadto wykorzystałeś zdolność analizowania co pozwoliło Ci podejmować lepsze decyzje, powodzenia w dalszej drodze!
Po tych słowach wrócił do pomieszczenia, a ja odebrałem Snorunta od Amelii i zerknąłem w chmury.
-Idę się spakować, idziesz? - zapytała.
-Zaraz do Ciebie dołączę...
Po chwili już jej nie było.
-To już czwarta, jestem w połowie drogi, tato patrz na mnie!

**

Tymczasem do Littleroot przybył pewien srebrnowłosy młodzieniec.
Gdy statek w końcu przycumował do brzegu małego miasteczka startowego dla większości początkujących trenerów z Hoenn chłopiec głośno westchnął - No to idziemy...
Po małej przechadzce przy typowo tutejszej łące, laboratorium profesora było już na wyciągnięcie ręki.
-Profesorze Birch! - krzyczał jeden z asystentów w pełnym bałaganu pomieszczeniu.
-Co znowu Carl? - westchnął brązowowłosy mężczyzna podchodzący już pod czterdziestkę.
-Kolejny rodzic chce zgłosić swoje dziecko po odbiór pierwszego pokemona.
-Znowu? Wiem, że powinienem się cieszyć, ale w tym tygodniu liczba początkujących to gruba przesada - zaczął coś szukać w szafce od biurka.
-Profesorze Birch! - ponowił wołanie.
-Co znowu?! - warknął uderzając się w głowę o owe biurko.
-Ma pan gościa.
-Ciekawe kto to może by... - zerknął w szybę od drzwi zauważając srebrnowłosego chłopaka. - A to ty, miło Cię widzieć! - uśmiechnął się jak na zawołanie.
-Widzę, że jak zwykle ma pan kupę roboty - stwierdził.
-Coraz więcej dzieciaków chce wyruszyć w swoją własną podróż, więc trochę tego jest, ale nie narzekam - odrzekł dumnie.
-Nie skomentuje tego - wymamrotał Carl.
-Więc jak się ma Snorunt?
-Świetnie, z tego co mówił profesor Oak będzie walczył z tym trenerem o jego czwartą odznakę w Parmanii.
-Aha, więc nic tu po nas...
-Nie zostaniesz chociaż na chwilę? - zdziwił się Birch.
-Chodźmy - ponaglił wybiegając z pomieszczenia, a na jego barku pojawił się siwy pokemon z ciemno-różowymi oczami.
------------

No nie spóźniłem się o kilka minut z opublikowaniem, a skończyłem przed północą :/

Witam serdecznie!
To już półroczny rozdział, tak wolno płynie ten czas, chociaż pamiętam dzień w którym założyłem tego bloga.

Zapytacie jaki miałem cel w tym wszystkim. A ja odpowiem: Mój cel to przeżycie swojej własnej przygody o której marzę od dziecka i może stworzyć coś co chociaż jakieś wąskie grono będzie czytać z przyjemnością. Jak na razie się udaje z czego się bardzo cieszę.

Podczas zajmowania się tym całym blogowaniem świetnie się bawiłem, stworzyłem kilku fajnych bohaterów, opisałem kilka fajnych walk, przeżyłem kilka fajnych chwil przeżywając te wszystkie przygody. Może kogoś natchnąłem czy coś, w końcu czasem wplatam typowo nie pokemonowe tematy w te opowiadanie, czasem może nawet coś głębokiego.

Zawsze dziękuję tylko komentującym no, bo w końcu wiadomo komentarze do swojego dzieła zawsze fajnie się czyta, szczególnie jeśli możesz się dzięki temu polepszyć. Dlatego tym razem dziękuję WSZYSTKIM, wszystkim tym którzy czytają Historię Michała, gdyby nie wy prawdopodobnie bardzo bym się zniechęcił, może nawet opowiadanie padłoby po pięciu rozdziałach, a patrzcie teraz to już 35!

BARDZO DZIĘKUJĘ, DOTRWAJMY NAJPIERW ROKU A POTEM JAK NAJDŁUŻEJ!

**

Jeśli macie jakąś sprawę do mnie to jak najbardziej zapraszam na priv. Staram się czytać wasze blogi także nowe mile widziane, na pewno kiedyś się za nie zabiorę, sami wiecie jak to jest obecnie mam bardzo mało czasu. Także jakaś sprawa, czy opinia nie wiem co tam chcecie ja zawsze jestem otwarty na takie rzeczy. Już nawet nie wiem co pisać, wczoraj miałem skończyć ten rozdział, ale zasypiałem na siedząco. Blog na pewno będzie się rozwijał do przodu! Teraz zostawiam was samych z rozdziałem, bo dziś też jestem zmęczony, a zaraz znowu do szkoły.

DO NASTĘPNEGO MAM NADZIEJĘ, ŻE ROZDZIAŁ SIĘ WAM SPODOBAŁ, CZEŚĆ! :)

3 komentarze:

  1. Cześć! Wreszcie jestem po długiej przerwie. Muszę przyznać, że stylistycznie piszesz coraz lepiej. Choć wkradł się gdzieś błąd z odmianą, ale tak jest coraz lepiej. Jeśli chodzi o sam rozdział, to był strzał w 10, by opisać go z perspektywy Michała, ten zabieg wprowadził dużo emocji, przez co rozdział czytało się bardzo przyjemnie, bo moał swój klomat.

    Gratuluję półrocznego rozdziału i życzę Cijeszcze więcej weny o wytrwałości. Nieskończonej ilości pomysłów i dużo zabawy, związanej z prowadzenie bloa :-).

    komentarz krótki, bo z telefonu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki i fajnie, że wróciłeś, jak tam prace nad rozdziałem? :)

      Usuń
  2. Z tego rozdziału podobało mi się jedynie spotkanie Oaka i Bircha na końcu całej tej historii. Nie będę ukrywał, ten blog i ta opowieść zaliczyła niesamowicie niski upadek w dół. Wielka szkoda. Zobaczymy jednak, może z czasem zaczniesz pisać o walce dobra ze złem i miłości Michała i Amelii.

    OdpowiedzUsuń