wtorek, 18 sierpnia 2015

Rozdział 30 - Martwe miasto

Przez kolejne dwa dni Michał i reszta jedynie wędrowali, chcieli jak najszybciej z powrotem poczuć miejski klimat, po takiej szkole przetrwania nie było co się dziwić. Kolejnego dnia pogoda nie była zbyt dobra, od samego rana zbierało się na deszcz.
-Jak tam, w pobliżu jest jakieś miasto? - zapytał spoglądając na ciemne chmury, które wyglądały jakby miały za chwilę zbombardować całą okolicę wodnymi pociskami.
-Nic a nic... - nieznacznie westchnęła.
-W takim razie co to? - wskazał między koronami drzew na kilka widocznych domów, które były dość niedaleko od tamtego miejsca.
-Niemożliwe - wgapiła wzrok ponownie w przewodnik. - Według tego żadnego miasta tu być nie powinno...
-Ale je widzisz także na pewno istnieje - wskazał ponownie w te same miejsce.
-Racja - jedynie przytaknęła.
Ich spokojną rozmowę przerwał porywisty wicher i deszcz, który rozpoczął nawadnianie terenu.
-Biegniemy Snorunt wskakuj! - zalecił, a pokemon za chwilę znalazł się na jego barku.
-Poliś ty też... nie może lepiej nie, po prostu biegnij!! - przypomniała sobie ewolucję pupila i wagę, którą teraz dysponuje.

Cali przemoczeni dotarli do miasta, lecz tam pojawił się kolejny problem, a mianowicie nie było gdzie się schować, przebyli część jego terenów, ale wszędzie różnorakie budynki były zamknięte. Kilka metrów przed sobą zauważyli jeden z większych domów, postanowili się tam udać. Na klatce schodowej siedziała rudowłosa kobieta mająca coś około pięćdziesiątki.
-Hmm? - zdziwiła się gdy dwójka nastolatków biegła w jej stronę. - Jesteście może trenerami? - zapytała pełna nadziei.
-Tak! Czy może nas pani wpuścić do środka, zaraz się roztopie - marudził brunet.
-Oczywiście, zapraszam - otworzyła drzwi przed nimi i zaprosiła do środka przemokniętych gości.
W sieni zdjęli buty, a mokre ubrania co nieco wycisnęli z wody w łazience.
-Bardzo pani dziękujemy - powiedziała czerwonowłosa.
-Nie ma za co, może herbatki? - zaproponowała wyraźnie zadowolona z nieoczekiwanych odwiedzin.
-Z chęcią - odparła Amelia.
-Dla mnie kawa jeśli można - wtrącił chłopak.
-Hej nie bądź wybredny! - skarciła.
Kobieta tylko się zaśmiała - Nie ma problemu - powiedziała zmierzając w stronę drugiego pokoju w którym prawdopodobnie była kuchnia, a nastolatkom kazała rozgościć się na kanapie przy stole w salonie.
-Rany może trochę więcej ogłady - zasugerowała niezadowolona zachowaniem przyjaciela.
-No co wolę kawę - wzruszył tylko ramionami.
Dziewczyna spojrzała się na niego wymownie - Nie o to chodzi, ale dobra nie ważne...
Chwilę później kobieta wróciła i rozpoczęli konwersację.
-Nazywam się Serara, a wy? - przedstawiła się pochylając głowę w dół.
-Gdzie nasze maniery... nazywam się Amelia, a to... - wskazała na delektującego się pyszną rozpuszczalną kawą bruneta.
-Michał - pochylił głowę w dół by okazać choć trochę manier.
-Wiem, że jesteście trenerami dlatego też wypada powiedzieć coś o sobie, burmistrz tego miasta z tej strony.
-Nie mieliśmy pojęcia... - wymamrotała dziewczyna.
-Nic nie szkodzi, a nawet jestem zadowolona - wytłumaczyła ze spokojnym uśmiechem.
-Tylko jakiego miasta? - wtrącił Michał.
-W sumie nie dziwie się, że nie słyszeliście o tym miejscu, nie było go na mapie ani nigdzie indziej prawda?
-Dokładnie...
-Nasze miasto nazywa się Sky Entrance - powiedziała bawiąc się kubkiem z herbatą.
-Dlaczego nie ma go na mapie? - zapytała czerwonowłosa.
-Wiecie co oznacza ta nazwa? - zaczęła mówić już poważniejszym tonem.
-To... - mruczała próbując znaleźć odpowiedz w głowie.
-Nie mamy pojęcia - palnął nie wstydząc się swojej niewiedzy włączając do tego również Amelię.
-Heh nie dziwie się. Sky - czyli niebo Entrance - czyli wejście. W tym miejscu mamy swoją własną wiarę, od pokoleń czcimy zielono-niebieskie pokemony rośliny czyli Oddishe. Jeśli mieszkaniec będzie opiekował się i dobrze traktował własnego Oddisha w nagrodę po śmierci będzie mógł wstąpić do nieba, wszystko to zostało przekazane przez naszych przodków. Przez odmienne poglądy zostaliśmy wymazani z mapy i do tej pory jesteśmy ignorowani przez sąsiednie miasta, praktycznie nikt tu nie zagląda - wytłumaczyła.
-A więc to tak... - przeciągnął.
-Coś się stało? Wygląda pani na zmartwioną... - zauważyła Amelia.
-Nie zaprzeczę w końcu wszystkie Oddishe zniknęły...
-Zniknęły? Ale jak? - dochodził Michał.
-Nie mamy pewności, ale podejrzewamy, że stoi za tym zespół R.
-Skąd takie domysły? - zapytała Amelia.
-Cóż tylko oni grasują w Kanto także...
-Czyli bezpodstawne oskarżenia. Jeśli jednak to naprawdę oni to możemy być spokojni u nas w Alabastii chodzą pogłoski, że zespół R to banda nieudaczników i ciamajd, ale pogłoski to pogłoski nie muszą być prawdziwe - stwierdził spokojnie brunet.
-W tym wypadku niewiedza jest naszym przeciwnikiem - skwitowała podnosząc się z miejsca.
-To co, chce pani naszej pomocy? - zaproponował również wstając.
-Mimo, że może to być niebezpieczne byłabym bardzo wdzięczna.
-Niebezpieczne? Czekaj Michał może... - szeptała.
-W takim razie ustalone, może być pani spokojna niedługo wszystko się wyjaśni - stwierdził całkowicie ignorując opinię przyjaciółki.
-Życzę powodzenia - pochyliła głowę w geście podziękowania.
Gdy wyszli na zewnątrz ulewa ustała, a wcześniejszą obecność złej pogody zdradzały jedynie liczne kałuże.
-Rety mógłbyś chodź raz posłuchać to co mam do powiedzenia - mamrotała wyraźnie niepocieszona.
-Przecież czasem słucham, więc nie wiem o co Ci chodzi - zaznaczył.
-Jesteśmy za młodzi na takie rzeczy, więc powinniśmy to zostawić komuś innemu...
-Niby komu? Sama słyszałaś, że nawet sąsiednie miasta ich ignorują. Nie ma im kto pomóc, żadnych innych trenerów tu nie widzę, dlatego my musimy to zrobić.
-Masz rację, przepraszam...
-W porządku po prostu zróbmy to co do nas należy - zakończył wywód uśmiechem.
-No!
-Podzielimy się na dwie grupy ja z tobą i Snorunt z Poliwhirlem - przedstawił plan.
-Dlaczego tak? - spytała nie kryjąc zaskoczenia.
-Chcę sprawdzić samodzielność Snorunta, a Poliwhirlowi też nie zaszkodzi. Szukajcie Oddishów albo jakichś wskazówek, my idziemy na północ, a wy na południe, wieczorem spotkamy się przed domem pani Serary, zrozumiano?
-Skąd wiesz gdzie jest północ, a gdzie południe? - wytknęła.
-Mmm... nie ważne po prostu my idziemy w górę, a wy w dół, ruszamy! - obwieścił ruszając przed siebie.
Po krótkiej chwili obydwie grupy rozproszyły się w odmiennych kierunkach.
-Martwisz się? - zapytała po zaledwie kilku minutach rozłąki.
-Jak każdy trener o swojego podopiecznego - odparł starając się nie okazywać żadnych emocji.
-W sumie to oni są bardziej ogarnięci od nas - stwierdziła nieco weselsza.
-Może...

-Martwisz się? - zapytał niemalże płaczący Poliwhirl.
-O takiego przygłupka nie ma co się martwić, a jeśli Amelia jest z nim to nie masz się o co martwić - stwierdził znudzony pytaniami niebiesko-białego pokemona.
-Masz jakiś pomysł gdzie zacząć?
-Dobre pytanie, wszystkie domy są zamknięte...
-Po prostu przemieszczajmy się do przodu - powiedział entuzjastycznie Poliwhirl.
-Sprawdźmy ten magazyn - zaproponował Snorunt zmierzając w stronę blaszanego obiektu.
-Dobra przerośnięta kijanko plan jest taki, ty wyważasz drzwi, a ja atakuje tych złodziei.
-Nie jestem żadną kijanką! - wtrącił zbulwersowany.
-Do roboty! - pogonił Snorunt.
Poliwhirl wziął daleki rozpęd i z impetem uderzył w grube metalowe drzwi, spowodował wgniecenie, ale wciąż trzymały się kurczowo w zawiasach. Snorunt przewidywał z góry, że uda mu się za pierwszym razem, więc zaraz po trafieniu uderzył lodowym promieniem co zamroziło drzwi.
-Niech ktoś mnie trzyma, bo nie wytrzymam co ty żeś zrobił!? Powinieneś to wyważyć za pierwszym razem!!
-Jakbyś nie zauważył one są metalowe, a nie drewniane...
-W sumie ten lód to nie był zły pomysł - stwierdził. - Spróbuj jeszcze raz, teraz powinno pójść gładko.
Poliwhirl wziął kolejny jeszcze większy rozpęd i poleciał razem z drzwiami do środka budynku.
Za to drugi stworek błyskawicznie wbiegł do środka i stworzył wokół siebie kilka klonów będąc gotowym do walki.
-Ty... ale tu nikogo nie ma - wtrącił Poliwhirl, który właśnie podnosił się z wcześniej wyważonych drzwi.
-I niczego - dodał Snorunt rozglądając się po pustym pomieszczeniu. - Sprawdźmy obok.
Obeszli naokoło cały budynek z marnym skutkiem.
-Tu też nic - skwitował poszukiwania głośnym ziewnięciem.
Snorunt czuł to samo utrzymując dłuższy kontakt wzrokowy z drzewem bez żadnego celu. W końcu ciekawość go zeżarła i poszedł przyjrzeć się mu z bliska. Robiąc krok w stertę liści pod drzewem jego nóżka odkryła głęboką dziurę, z daleka maskowało wszystko nisko ułożone gałęzie nachodzące na siebie wraz ze wcześniej wspomnianą stertą liści.
-Uhuhu - spoglądał w dziurę w której nie było widać końca - Czyżby jakaś kryjówka?
-Daj zobaczyć! - nalegał Poliwhirl, a po chwili się potknął i oboje tam wpadli.

Mieli twarde lądowanie mimo, że przed upadkiem spowolnili go lodowym promieniem i armatką wodną.
-Żyjesz tam? - zapytał Poliwhirl wygrzebując się z ziemi.
-No nie bardzo, pomóż mi - odparł wbity czubkiem głowy w podłoże.
-A może tak na chwilę Cię zostawić w takim stanie, hmm? - fantazjował.
-Wyciągaj! - wrzasnął.
-Tak, tak - westchnął i po krótkim siłowaniu Snorunt mógł się znów cieszyć swobodą ruchu.
-Rozejrzyjmy się - zaproponował lodowy stworek.
Mijali zabałaganione pokoje w których nie można byłoby się całkowicie połapać co jest czym, korytarz rozchodził się w kilka stron zwiększając szansę zgubienia się.
-O, tu jest inaczej - zauważył Snorunt przeszukując kolejny pokój.
-Sterta pudeł i kartek rzeczywiście inny - potwierdził Poliwhirl.
-Nie umiemy czytać, więc nic tu po nas - stwierdził odkładając jedną z kartek na której pisało "OPERACJA ODDISH"
Gdy mieli właśnie iść dalej Poliwhirl spostrzegł ruszające się pudło.
-Patrz! - zawrócił towarzysza. - Spójrz tam - wskazał palcem obiekt.
Snorunt podszedł i podniósł do góry pudło odsłaniając chowającego się tam pokemona. Był to jeden z poszukiwanych czyli Oddish.
-Co tu robisz? - zapytał Snorunt odrzucając pudło.
-Chowam się przed tymi ludźmi - odparł przestraszony maluch.
Poliwhirl spojrzał się wymownie na towarzysza - Pewnie ten cały zespół R go przeoczył, a teraz gdzieś poszli...
-Powiedz gdzie reszta twoich przyjaciół?
-Nie ma czasu na rozmowy musicie uciekać! - ostrzegł Oddish.
-Niby dlaczego? - zapytał Snorunt rozglądając się po pokoju.
-Jeśli strażnik was wyczuje to będziemy w niebezpieczeństwie! - skomlał.
-Jaki strażnik? Huh? - nie zdążył usłyszeć odpowiedzi, a z oddali dało się usłyszeć głośne odgłosy przemieszczania się czegoś dużego.
-Chyba lepiej się wycofać - stwierdził Snorunt.
-Ty idziesz z nami - powiedział Poliwhirl biorąc Oddisha w jedną rękę.
Wybiegli z pokoju, a kilka metrów przed nimi poruszał się w ich stronę Rhydon. Gdy ich zauważył rozpoczął szybki bieg, najwyraźniej miał takie zadanie.
-Uciekamy tylko gdzie? Wiesz którędy stąd wyjść?! - zapytał Snorunt.
-Za nim w ostatnim pokoju są schody na górę - powiadomił przestraszony stworek.
Strażnik widząc, że intruzi się oddalają stąpnął mocno w ziemie powodując mocny wstrząs.
-Musimy najpierw biec w przeciwną stronę by go jakoś zgubić!
Schowali się przy jednym z pokoi, nie musieli długo czekać na napastnika, natychmiast ich zauważył, ale reakcja Snorunta i Poliwhirla była znacznie szybsza. Zaatakowali armatką wodną by go trochę zachwiać i lodowym promieniem do zamrożenia nóg. W tym czasie Poliwhirl przemknął obok kolosa i biegł w stronę wyjścia, Snorunt był za nim. Rhydon bardzo szybko się otrząsnął i sprawił, że jego pięść pokryła się ogniem.
-Cholera nie zdarzę... - obawiał się będąc przed kolosem wykonującym ogromny zamach.
Tuż przed uderzeniem Snorunt podzielił się na grupę klonów zapewniając sobie bezpieczne przejście.
Teraz wszyscy zmierzali w stronę wyjścia, Rhydon uwolnił się z lodu na swoich nogach i rozpoczął pościg za intruzami. Snorunt wystrzelił jeszcze w jego stronę lodowy promień, ale agresor przyjął je na swój róg neutralizując efekt - Niemożliwe! - krzyknął zdziwiony.
Dobiegli do schodów, które rzeczywiście prowadziły do góry, lecz Rhydon był coraz bliżej.
-Co robimy?! - zapytał z obawą Poliwhirl.
-Mam pomysł złap się moich pleców i podskocz w tym samym momencie co ja! - wyjaśnił Snorunt
Gdy Rhydon był już blisko Snorunt podskoczył wraz z Poliwhirlem i wystrzelił lodowy promień. Sam atak był neutralizowany przez róg, ale to wystarczyło do ciągłego odrzucania ich w tył ku górze. Dolecieli do końca i znaleźli się w piwnicy jednego z domów. Szybko ją opuścili i tłukąc okno próbowali wydostać się na zewnątrz.

-Oaah! Padam z nóg! - wymamrotał Michał siadając na ziemi.
-Nie dziwne skoro biegałeś jak głupi od domku do domku - stwierdziła Amelia krzyżując ręce.
-A i tak nic nie znaleźliśmy... - westchnął kładąc się.
-Myślisz, że to prawda? - zapytała zmieniając temat.
-Co?
-Ta ich cała wiara...
-Nie wiem - odparł zamykając oczy.
-Michał wierzysz w Boga?
-Tego też nie wiem...
-Hmm jak to? - zdziwiła się odpowiedzią przyjaciela.
-Od małego zostałem nauczony, że jakiś tam Bóg jest, ale gdy zacząłem używać swojego własnego rozumu doszedłem do wniosku, że nie mam pojęcia czy wierzyć czy nie, także jestem obecnie neutralny w tej sprawie - wyjaśnił otwierając jedne oko.
-To dość mądre podejście nie spodziewałam się tego po tobie - powiedziała pochylając głowę nad nim robiąc cwaniacką minę.
Zdziwiło go to, bo myślał, że zostanie skarcony - Heh - mruknął wstając.
-Ciekawe co u tamtych...
Wtem w pobliżu słychać było wybuch.
-To gdzieś tu, chodź sprawdzimy, nie zamyślaj się tak! - skarcił brunet.
Przebiegli kilka metrów i zza jednego z budynków wpadli na uciekających przed Rhydonem Snorunta i Poliwhirla z Oddishem na rękach.
-Cali i zdrowi! - cieszyła się Amelia.
-Nie ciesz się tak szybko, patrz przed siebie, Ivysaur wybieram Cię! - powiedział wypuszczając swojego trawiastego przyjaciela z pokeballa.
-Podetnij mu nogi dzikim pnączem!
-Saur!
Po uderzeniu Rhydon natychmiast stracił równowagę, jednak szybko się podniósł i próbował użyć ognistej pięści.
-Ostry liść!
Nawałnica liści odparła natarcie kolosa i zmusiła do wycofania się, ostatecznie Rhydon wrócił z powrotem do dziury.
-Świetnie Ivysaur, powrót - odwołał stworka ponownie do pokeballa.
-Patrz znaleźli jednego z Oddishów! - zauważyła Amelia.
-Dobra robota, a gdzie reszta, też w tamtej dziurze? - zapytał ruszając w miejsce ucieczki Rhydona.
-Sno sno! - Nie, nie idź tam! - zatrzymał go Snorunt.
-Hmm? Zgaduje, że nie chcesz żebym tam szedł...
-Sno sno! - Tak, tak właśnie o to chodzi.
-Mamy jednego Oddisha, ale co teraz, gdzie reszta? Hmm... - nagle usłyszał warkot silnika i przemieszczający się pojazd - Słyszałaś to? - zwrócił się w stronę przyjaciółki.
-Niby co? - zapytała zdziwiona.
-Sno sno! - Ja też słyszałem - wskoczył na ramię trenera.
-Dochodzi z tamtego wzgórza co wcześniej byliśmy, chodź biegniemy! - ruszył przodem zostawiając dziewczynę w tyle.

Dotarł na małe podwyższenie gdzie skrył się za krzakami i oglądał jak ciężarówka podjeżdża pod górkę gdzie w skale były ogromne metalowe drzwi.
-Czyżby to oni? - zastanawiał się przyglądając z ukrycia, chwilę później dołączyła do niego Amelia z Poliwhirlem i Oddishem.
Jeden mężczyzna wyszedł z pojazdu i przyczepił do drzwi jakieś urządzenie po czym wpisał kod i zaczęły się otwierać. Z ciężarówki wyszło również dziesięciu innych ludzi w czarnych uniformach z wielkim R na piersi wyprowadzając przy tym grupę Oddishów, które trzymali w środku.
-No i mamy naszych porywaczy, najlepiej poczekać na rozwój wydarzeń - zakomunikował.
Wszyscy wraz z Oddishami uwięzionymi łańcuchami weszli do środka. Znaleźli to czego szukali, w środku była olbrzymia sylwetka pokemona. Czerwony kwiat na głowie z białymi kropkami, a ciało było koloru przybrudzonego fioletu, spał.
-Teraz Oddishe słoneczny dzień już! - rozkazał jeden z nich.
Całe pomieszczenie rozjaśniło się promieniami słońca, a uśpiony pokemon zaczął się budzić.
Rozjaśniały je dopóki olbrzym do końca się nie przebudził.
-Wspaniale, a teraz trzeba go stąd wyciągnąć.
Dwójka z nich wypuściła dwa Venusaury, które przy pomocy swoich pnączy powoli wyciągnęły nie wiedzącego co się dzieje pokemona, nie był jeszcze w pełni świadomy jakby przebudził się z bardzo długiego snu.
-Patrz coś ciągną - zauważyła czerwonowłosa.
Michał wyciągnął pokedex by dowiedzieć się czegoś o olbrzymie.
Vileplume to najwyższa forma Oddisha. Toksyczny pyłek tego pokemona wyzwala okrutne ataki alergii. Dlatego wskazane jest, aby nigdy nie zbliżać się do żadnych atrakcyjnie pachnących kwiatów w dżungli gdzie mogą być.

Chwilę później reszta grupy wypuściła z pokeballów Golbaty i rozpoczął się ostrzał hiper promieniami.
-Dobrze jeszcze trochę i będziemy mogli go złapać!
Pokemon bardzo cierpiał, ale dzielnie znosił ból dopóki całkowicie nie odzyskał świadomości. W czasie gdy Michał ruszał mu na pomoc, wybuchł gniewem i zaczął szaleć. Najpierw uwolnił się z dzikich pnączy uderzając własnym w Venusaury.
-Golbaty uspokójcie go hiper promieniem!
Gdy pomarańczowe promienie leciały w jego stronę zebrał energię na środku swojego kwiatu i wystrzelił w ich stronę olbrzymi słoneczny promień, który bez problemu zdmuchnął wszystkich.
Później wystrzelił jeszcze jeden niszcząc kawałek wzgórza.
-Operacja zakończona niepowodzeniem, odwrót! - obwieścił jeden z nich i za chwilę odjechali swoją ciężarówką zostawiając Oddishe w spokoju, jednak to nie uspokoiło Vileplume'a.
-Teraz się wycofują?! Widzisz jednak to co mówiłem było prawdą nie dość, że nie zrealizowali swojego planu to jeszcze zostawili szalejącego pokemona by ten siał zamęt - warknął Michał.
-Musimy mu pomóc... - powiedziała Amelia wypuszczając Dragonaira z pokeballa.
-Pamiętaj, że nie możemy go zranić! - mówił schodząc w stronę szalejącego pokemona.
Vileplume niszczył słonecznym promieniem wszystko wokół.
-Hej uspokój się, już nic Ci nie zagraża! - krzyczał Michał.
Pokemon zwrócił uwagę na chłopaka i posłał w tamtą stronę ogromne dzikie pnącze.
-Cholera! - Michał odskoczył i ponawiał wołanie.
-Sno sno!! - Możesz już być spokojny!!
-Uspokój się Vileplume! - krzyczała z oddali Amelia. - Dragonair pomóż Michałowi!
Vileplume wziął wielki zamach i posłał w stronę bruneta dwa pnącza których nie dało rady uniknąć.
-Dragonair ochrona!
Smok wokół siebie i trenera wytworzył zieloną energię, która osłoniła ich przed trawiastym biczem. Gigant był wyraźnie zmęczony, więc musiał chwilę odsapnąć, Dragonair wykorzystał tą chwilę by z własnej woli podrzucić Michała i Snorunta za pomocą tornada na wysokość oczu Vilepluma.
-Posłuchaj nie masz już powodu do złości, przepraszam za nich możesz już wracać do spoczynku.
-Sno sno! - Właśnie!
Oddishe wyszły z ukrycia i użyły aromaterapii by uspokoić swoją wyższą formę ewolucyjną.
Pokemon mimo, że powoli stopniowo się uspokajał aż wrócił do miejsca w którym przebywał cały ten czas. Oddishe uśpiły go usypiającym proszkiem po czym było już spokojnie.
-Teraz pytanie jak to zamknąć... - zastanawiał się brunet po czym spostrzegł urządzenie zespołu R, które zostało na drzwiach - Hmm... Amelia myślisz, że na tego typu urządzeniach może być przycisk cofnij?
-Sądzę, że chyba nie... - odparła.
-A tu jest... - powiedział czując się zażenowany.
Nacisnął go, a drzwi z powrotem się zamknęły po czym odczepił i zniszczył uderzenie.
-To by było na tyle - westchnął, a z góry którą wcześniej uszkodził Vileplume obsunął się głaz, który zmierzał prosto na Michała.
-Michał uważaj! - krzyknęła desperacko dziewczyna.
-Co? - spojrzał w górę, a skała nad nim została przecięta na drobne kawałeczki. - Cięcia? - pomyślał kojarząc fakty.
-Widziałaś to? Ten głaz został przecięty - stwierdził uświadamiając sobie jak blisko było do jego śmierci.
-Dobra chodźmy stąd, ten teren jest niestabilny - ponagliła biorąc ze sobą Oddishe i odwołując Dragonaira.
-Masz rację już i...dę? - Próbował ruszyć, ale zdziwiło go to na co nadepnął.
Miał pod nogami czaszkę wyglądającą na ludzką, po rozejrzeniu się doszedł do wniosku, że to nie jest przypadek, było tego więcej tylko ciężko było to dostrzec.

Wrócili do miasta by oddać skradzione Oddishe.
-Dziękuję za waszą pomoc, naprawdę jestem wdzięczna - mówiła Serara.
-Ależ nie ma za co - machała rękami Amelia.
Słysząc dobre wieści i widząc przez okna gromadkę pokemonów mieszkańcy powychodzili ze swoich domów. Byli bardzo dziwnie ubrani, a ich zimne spojrzenia mroziły krew w żyłach.
-Teraz już rozumiem dlaczego odizolowali te miasto - stwierdził chłodno Michał.
-Hmmm? - dziwiła się postawą chłopaka Amelia.
-Wasza wiara uczy składać ofiary z ludzi? - oskarżył zimnym głosem.
-Nie mieszaj się w nie swoje sprawy dzieciaku, opuśćcie to miejsce chyba, że chcecie stać się kolejnymi ofiarami! - warknęła głośno Serara zmieniając nagle ton.
Z pokeballi wydostali się Charmeleon, Ivysaur, Kingler oraz Dragonair wyczuwając zagrożenie dla swoich trenerów.
Po dłuższym kontakcie wzrokowym z kobietą stwierdził, że już czas - Po prostu chodźmy stąd - powiedział przechodząc między złowrogimi spojrzeniami mieszkańców. Amelia również zauważyła kości, ale nie zastanawiała się nad tym. Idąc zaraz za Michałem opuścili razem miasto.
-Gdy zostanę mistrzem i stanę się silniejszy postaram się by takie miejsca nie miały racji bytu - wyszeptał zdenerwowany brunet.
-Zastanawiam się czy powinnam mieć obawy w stosunku do niego... - myślała czerwonowłosa.
-Sno sno - Po raz kolejny mnie zaskoczył...
W cieniu krył się ktoś jeszcze czekając na dobry moment do ujawnienia się...
------------
Witam wszystkich :) Jak wrażenia po przeczytaniu? Może coś się nie spodobało? Jestem otwarty na krytykę jak i pochwały :P. Z tego rozdziału jestem szczerze zadowolony no bo i dłuższy i bardziej przemyślany no bo w końcu to już 30 wpis opowiadający o "moich" losach :). Wiem, że niektórzy pewnie oczekiwali ujawnienia osobnika z lasu, ale z tym musiałem was trochę spowolnić, piszący zrozumieją. O nie teraz już nie zapomnę, miałem to napisać z 5 rozdziałów temu albo i lepiej, mianowicie chodzi o to, że sprawdziłem jeszcze raz odgłos Krabby'iego i Kinglera, rzeczywiście jest "kuki, kuki" musiałem uważnie się wsłuchać :). Poprzedni rozdział "Evolution and deadly slash" przekroczył 100 wejść, dzięki! :). Pisanie następnego chyba rozpocznę już jutro by jak najszybciej go opublikować, tak jak chcieliście biorę się za poprawę dialogów, nie wiem czy w tym rozdziale widać jakiś progres jeśli nie to niedługo będzie, bo nie mam zamiaru przestać się rozwijać. Do następnego, Cześć ! ;]

8 komentarzy:

  1. Nie będę się rozpisywał, ale napiszę, że rozdział mi się podoba :)
    Pozdrawiam i czekam na więcej,
    Jack :)

    P.s. Wybacz, że z anonima, ale jest to szybszy sposób na moim telefonie

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) 22 postaram się dodać kolejny, bo to już będzie 5 miesięcy ;>

      Usuń
  2. Cześć ;)
    Muszę niestety zacząć od ostrej krytykami, oj będzie źle. Nie, no żartuję. Rozdział bardzo ciekawy. Akcja z Oddishami bardzo fajna, zresztą tak początkowo wyobrażałem sobie Floruse City, jako miast Oddishów. U Ciebie dość ciekawie, zostało to przedstawione, ale jak ludzie kochający Oddishe mogą składać ofiary z ludzi? Toż to straszne i sprzeczne. Trochę zapachniało mi tu gwiezdnymi wojnami :D Duży kwiat, któremu składa się ofiary z ludzi, a gdzie Jaba? :D.
    Dialogi pokemonów najlepsze. Podoba mi się charakter Snorunta :P i te jego przekomarzanki z Poliwhirlem miodzio.

    Rozumiem, że musisz poczekać z wątkiem mordercy o mrocznych cięciach. Lepiej jest budować napięcie, a ty potrafisz. O ile ja idę w kontrowersję, to ty znowu lecisz w kryminał. Co jest bardzo fajne.

    Pozdrawiam i czekam do 22 ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Tak jak mówię ludzie wierzący w coś w 100% mogą zrobić niemalże wszystko, wielu takich ludzi nie ma po prostu własnego rozumu. Ja również czekam u Ciebie ;)

      Usuń
  3. Super rozdział.Jakoś lubię Vileplume.Kurde straszna wiara.Ofiary z ludzi.Brrr...Teraz mam prawie pewność,że te tajemnicze coś z cięciami to pokemon.Zresztą z Ashem było podobnie.Za nimi zawsze podążał Krokorok który potem został pokemonem Asha.Być może to coś jak jest pokemonem dołączy do Michała.Chyba nie chcę zrobić ko krzywdy skoro go uratowała.No chyba,że...Chce zabić go zamodzielnie.Pozdrawiam i czekam na nowy rozdział.
    Ps.U mnie też się pisze.Tak się rozpędziłam,że rozdział będzie chyba najdłuższy z tych których do tej pory napisałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki :) Jeszcze jako Sandile już za nim ganiał także :P. Wszystko okaże się już jutro w nowym rozdziale :D. Uuu no to czekam mam nadzieję, że zaskoczysz mnie czymś pozytywnym ;>

      Usuń
    2. Nowy rozdział już jest.Mam nadzieję,że ci się spodoba.

      Usuń
  4. Bardzo ciekawy rozdział. Nareszcie jakaś miła odmiana od bezsensownych walk o odznaki i inne pierdoły. Podobał mi się wątek z rośliną, której składa się ofiary. No i muszę też przyznać, że postawa Michała i Amelii w tej sytuacji podoba mi się. Aż chce się powiedzieć "Jeśli nie my, to kto im pomoże?". Podobała mi się też rozmowa o religii. Wielka szkoda, że taka krótka. Poproszę o więcej takich rozdziałów.

    OdpowiedzUsuń